0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja GazetaJakub Wlodek / Agenc...

Pracownicy sądowi walczą o godne wynagrodzenie. Dzisiaj wynagrodzenie zasadnicze ok. 1/5 z nich nie przekracza 1800 zł netto. 27 lutego 2019 znowu wyszli na ulicę. Podwyżek domagają się od września 2018 roku. W grudniu Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło, że podpisano porozumienie, chociaż rządowa propozycja nikogo nie satysfakcjonuje.

„Sytuacja jest skandaliczna. Jesteśmy przepracowani, spada na nas coraz więcej obowiązków, a płace stoją w miejscu. Ludzie robią, co mogą, niektórzy dorabiają, np. sprzątając podłogę w salonie fryzjerskim. A tu nagle okazuje się, że pieniądze są. Podczas sobotniej konwencji PiS zapowiedział m.in. rozszerzenie programu 500 plus" – mówi OKO.press Justyna Przybylska, przewodnicząca Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Ad Rem”, i pyta „A co z nami?”.

Płace większości pracowników pozostają na niezmienionym poziomie od 2011, oscylują wokół minimum krajowego. „Ich niezadowalający poziom jest podstawowym powodem coraz powszechniejszych odejść pracowników sądów z zawodu” – napisało w stanowisku pięć stowarzyszeń sędziowskich, które poparły protest.

„Proces ten destabilizuje i tak coraz trudniejszą sytuację stron postępowań, prowadzi do stałego wydłużania czasu trwania procesów ponad społecznie akceptowalną miarę”.

27 lutego 2019 związek zawodowy „Ad Rem” zorganizował protesty w Łodzi, Krakowie i Lwówku Śląskim. Oprócz tego w wielu sądach trwały tzw. protesty śniadaniowe (pracownicy wykorzystują przysługującą im 15 minutową przerwę, żeby protestować pod budynkami sądów). 5 marca zapowiedziano manifestację we Wrocławiu. „Nie mamy prawa do strajku, więc staramy się na inne sposoby przyciągnąć uwagę opinii publicznej. Coraz więcej osób odchodzi z pracy, grozi nam paraliż sądów” – mówi Przybylska.

Sądy to także my

„Jesteśmy przepracowani. Tu nie chodzi tylko o podwyżki, chodzi o sprawność postępowania. Przez to, że zarobki są tak małe, brakuje nam rąk do pracy” – mówi Przybylska.

„Na naszej facebookowej grupie

co chwila ktoś się żegna – pracowałem 15 czy 20 lat, mam dość, odchodzę. Inni dorabiają gdzie mogą.

Urzędnicy państwowi z konieczności pracują na dwa etaty. Nie dajemy rady, nie jesteśmy w stanie się wyrobić. Spadek sprawności postępowań jest dziś olbrzymi. A ten problem dotyczy każdego. Chcesz kupić nieruchomość? Potrzebujesz wpisu, za który odpowiadamy my”.

„Przy poziomie odpowiedzialności, jaka spoczywa na sekretarzu/sekretarce w sądzie, wynagrodzenie na poziomie minimum krajowego, notoryczne uzupełnianie braków w ludziach osobami »pełniącymi obowiązki stażysty«, to jest po prostu skandal. A potem się mówi, że to przez »lenistwo« wiadomej »kasty« sprawy obywateli w sądach trwają latami” – opowiada OKO.press radca prawny z Wielkopolski.

Pracy coraz więcej, płace wciąż minimalne

„Pracuję w sądzie od trzech lat. Na umowie na zastępstwo. Zarabiam 2400 zł brutto. Na pełen etat. Normalnie prowadziłam referat jednego sędzi, ale teraz już czterech sędziów, bo brakuje pracowników. Chodzimy na ich wokandy, obrabiamy ich akta” – mówiła OKO.press pracowniczka Sądu Rejonowego dla Krakowa Nowej-Huty.

Na pracowników spada też coraz więcej obowiązków, np. obsługiwanie coraz to nowszych systemów informatycznych.

„Jesteśmy czasem kilka razy w tygodniu brani na salę sądową, a nasza praca leży i czeka w biurze — nikt jej za nas nie zrobi” – mówi Przybylska.

Pracowników jest coraz mniej nie tylko przez odstraszająco niskie płace. „Etaty są wygaszane. Ktoś idzie na emeryturę, ale sąd nie dostaje potem tego etatu do zapełnienia” – opowiada Przybylska.

Długa walka

Pracownicy domagają się tysiąca złotych podwyżki, a w dłuższej perspektywie — uregulowania kwestii wynagrodzeń ustawowo, ponieważ w poszczególnych zawodach są ogromne rozbieżności finansowe.

W listopadzie Ministerstwo Sprawiedliwości proponowało pracownikom podwyżki od stycznia w wysokości ok. 200 zł (w tym stażowe), co „realnie dawało podwyżkę niewiele ponad 100 zł” – mówi Przybylska. Ministerstwo proponowało też 800 zł jednorazowej nagrody dla każdego jeszcze przed świętami. Propozycji nie uznano za satysfakcjonującą i zdecydowano o proteście.

Jednak nie wszystkie związki wsparły wówczas akcję. Wyłamała się Międzyzakładowa Organizacja Związkowa (MOZ) NSZZ „Solidarność”, tłumacząc, że nie chce, by protest zaszkodził pracom nad ustawą prowadzonym z ministerstwem.

W grudniu 2018 roku pracownicy sądów zaczęli masowo iść na L4. W niektórych sądach absencje sięgały niemal 100 proc., całkowicie paraliżując pracę. Dyrektorzy sądów rejonowych i apelacyjnych uciekali się do straszenia pracowników kontrolami lub oferowali dodatkowo płatną pracę na zastępstwo.

Ministerstwo mydli oczy, Solidarność nie chce się narażać

8 grudnia Ministerstwo ogłosiło, że zawarto porozumienie: od stycznia podwyżki o ok. 200 zł brutto i jednorazowa nagroda w wysokości 1000 zł + ok. 500 zł według uznania dyrektora. Podczas samych negocjacji wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik proponował też, żeby:

  • ograniczyć albo obciąć wypłatę premii pracownikom, którzy w grudniu wzięli L4;
  • podwyżki dla pracowników sądowych sfinansować ze świadczeń odebranych sędziom (najwyraźniej jako kara za poparcie, którego udzielili pracownikom).

Uczestnicy rozmów stanowczo sprzeciwili się tym pomysłom. Ale też niewiele wywalczyli.

„Jesteśmy wściekli – mówiła OKO.press pracowniczka jednego z krakowskich sądów. – Czujemy się oszukani przez związkowców. Pojechali napić się herbatki. Nie załatwili niczego, co nie byłoby już obiecane w listopadzie”.

MOZ NSZZ „Solidarność”, które razem z innymi związkami zawodowymi brało udział w negocjacjach, również nie było zadowolone z porozumienia. W komunikacie opublikowanym na stronie twierdzą, że warunki, które ustalono 18 grudnia z ministerstwem, były już wcześniej wynegocjowane przez „S”. Winą za to, że nie udało się ugrać nic więcej, obarczają „nieroztropne działania”, czyli grudniową akcję protestacyjną, którą od początku krytykowali.

Ministerstwo Sprawiedliwości hołdując partyjnej tradycji, zwaliło wszystko na poprzedni rząd. „Zdaję sobie sprawę, że wynagrodzenia pracowników sądów nie są satysfakcjonujące, rozumiem rozgoryczenie. Ale po wieloletnich zaniedbaniach, do których doszło za rządów PO-PSL, nie da się załatwić tego problemu w krótkim czasie. W tym roku Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zrobił wszystko, co było możliwe w tej sprawie" – podkreślał Michał Wójcik.

„Ministerstwo powiedziało nam ostatnio, że podwyżki będą satysfakcjonujące’, ale na razie tworzą budżet, więc kwotę poznamy około 11 marca. Żadnych konkretów. Ale będziemy walczyć do upadłego, bo kto zostanie w sądach, jak my zrezygnujemy?” – pyta Przybylska.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze