0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Od kiedy Prawo i Sprawiedliwość przejęło władzę, polska stolica stała się również stolicą barierek, które mają bronić władzę przed protestującymi. Najpierw otoczyły Sejm – nawet za PRL nigdy tak nie broniony. Jakaż różnica pomiędzy kompleksem na Wiejskiej, a np. szwedzkim Riksdagiem, gdzie każdy może przejść dosłownie przez środek budynku. Potem brzydkie metalowe barierki otoczyły m.in. siedzibę TVP na Placu Powstańców Warszawy i Trybunału Konstytucyjnego w Alei Szucha. Oba miejsca znajdują się w centrum miasta – barierki nie dość, że szpecą, to jeszcze utrudniają mieszkańcom poruszanie się.

OKO.press rozmawia z Tomkiem Pawelcem, który przyjechał do Warszawy z Trójmiasta – gdzie barierek nie ma – i bardzo mu się ta sytuacja nie spodobała. Rozpoczął więc samotny protest.

Przeczytaj także:

Krzysztof Boczek, OKO.press: O co chodzi w Twojej akcji #WarszawaBezBarierek?

Tomek Pawelec: Zaczęło się 8 marca tego roku, gdy demonstrację zorganizował Strajk Kobiet. Policja zastawiła wtedy barierkami rondo Dmowskiego w samym centrum miasta, gdzie mieli się spotkać uczestnicy protestu. Widziałem, jak funkcjonują te płoty – przeszkadzały ludziom, nie mogli dojść do autobusu, zwłaszcza do jednego z przystanków nocnych, w stronę Pragi – był tak zablokowany, że autobus musiał stawać dalej. Widziałem osobę starszą, która miała utrudniony dostęp, ludzie z wózkami także. Wkurzyło mnie to. Pochodzę z Trójmiasta i przeprowadziłem się do Warszawy kilka miesięcy temu...

To tłumaczy dlaczego akurat Ciebie tak to zdenerwowało – warszawiacy już od 2016 roku muszą znosić zamykanie centrum barierkami. I to regularnie, z okazji miesięcznicy smoleńskiej.

Tam gdzie mieszkałem do niedawna, nie ma takich policyjnych płotów, więc przeżyłem tutaj duży szok. Dzień w dzień oglądałem stojące barierki na Pl. Powstańców Warszawy pod TVP (otaczają cały kompleks budynku TV publicznej, a nawet większy obszar – red.). Gdy zobaczyłem te barierki na rondzie Dmowskiego, to coś we mnie pękło. Postanowiłem napisać do miasta, by to posprzątali.

Ale to nie miasto stawiało, a policja.

Właśnie – nie miałem wówczas o tym pojęcia. Urząd Miasta szybko odpisał, że jeśli policja wystawi barierki, to oni nie mają prawa tego ruszyć. Szybko kolejne pismo do Policji. Nie odpisywali, aż w końcu usunęli barierki z ronda Dmowskiego.

„W końcu”, czyli ile im to zajęło?

Półtora tygodnia, może nawet dłużej, bo listu do nich nie wysłałem pierwszego dnia. Dopiero później dostałem od nich maila, że stoją tam ze względu na „nastroje społeczne” bo "istnieje duże ryzyko protestów” w tym miejscu. I, że już usunęli barierki z Dmowskiego. Ale totalnie zignorowali moje drugie pytanie – kiedy mają plan posprzątania płotów na Pl. Powstańców Warszawy.

Czyli pod TVP, gdzie stoją już miesiącami.

Dokładnie od jesieni 2020 roku.

„W momencie, gdy ustanie zasadność pozostawienia barierek we wskazanym rejonie, zostaną one usunięte” - odpisali mi.

Tego zdania nie zapomnę. I na tym droga oficjalna się skończyła. To trwało ponad miesiąc. Bez powodzenia, więc przyszło mi do głowy, by wyjść na ulicę i pokazać swój sprzeciw. Zależało mi na tym, by nikt nie mógł się przyczepić, ani wlepić mi mandatu oskarżając o „nielegalne zgromadzenie”.

Znam przypadki, gdy policja karała już jednoosobowe „zgromadzenie”, nie wspominając o dwóch osobach.

Tak wygląda jednoosobowe zgromadzenie. Podlega ono karze jako "wykroczenie przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy o przepisach o zachowaniu się w miejscach publicznych" (art. 54 Kodeksu wykroczeń).

Opublikowany przez Jerzy JUREK Środa, 13 maja 2020

Do mnie się nie doczepili. Więc postanowiłem stać sam z transparentem o treści: „Droga policjo! Posprzątajcie po sobie barierki!” (pisownia oryg.).

View post on Twitter

Milutko.

Miałem świadomość, że jeśli przekroczę jakieś granice dobrego smaku, to policja może uznać, ze kogoś obrażam albo znieważam funkcjonariuszy. Od 8 kwietnia, przez tydzień, codziennie przez 20-30 minut w każdym miejscu, stałem z transparentem pod:

  • TVP,
  • Trybunałem Konstytucyjnym,
  • Sejmem,
  • i na pl. Piłsudskiego, gdzie barierki regularnie wystawia SOP (na miesięcznice – red.)

Czyli w tych miejscach w Warszawie, które są obarierkowane już od dawna. Sejm na przykład od lat. („Nieprzerwanie od stycznia 2017 roku – twierdzi aktywista opozycji ulicznej Maciej Bajkowski z Miasteczka Wolności pod Sejmem – red.)

Tam akurat one są najlepiej ustawione, bo blisko płotu samego kompleksu sejmowego, więc aż tak bardzo nie przeszkadzają. Ale już pod TVP to jest tragedia. Ulicę Świętokrzyską, przy której stoją, miasto wyremontowało za grube miliony. W dużych donicach są tam posadzone drzewa.

A teraz cały szeroki chodnik jest często zamknięty i trzeba przechodzić na drugą stronę. To samo jest z ulicą po drugiej stronie budynku TVP – ul. Moniuszki.

Dokładnie. Co gorsza, płoty jeszcze są często przewrócone, więc stwarzają zagrożenie. Ale przede wszystkim są gigantycznym utrudnieniem dla osób niepełnosprawnych, kierowców wychodzących z parkingów na placu itd. – te osoby muszą okrążać budynek szerokim łukiem. A pod TK, mimo iż chodnik jest tam bardzo szeroki, barierki całkowicie go odcinają i aby przejść, trzeba wejść na drogę dla rowerów. Gdy tam stałem te 30 minut dziennie zauważyłem, że ludzie się tego boją. Albo idą bardzo blisko płotu, by rowerzyści ich nie przejechali, albo się zastanawiają, którędy mają iść. Tam to już jest beznadziejnie rozwiązane, bo stwarza dla ludzi faktyczne niebezpieczeństwo.

I jak przechodnie reagowali na Twój protest?

Tu byłem mile zaskoczony. Myślałem, że po prostu nie będą na mnie zwracać uwagi, a okazało się, że podchodzili, wspierali bo „to jest straszna patologia” z tymi barierkami. Mój miły apel do Policji na transparencie traktowali jako ironię.

Ale też nie mieli wielkich nadziei, że ta akcja coś da. „Ludzie musieliby sami zabrać te barierki” słyszałem. Jakaś dziewczyna dołączyła do mnie raz na krótko. Przez te wszystkie dni, po 1,5 h stania dziennie, zdarzył się tylko jeden niemiły incydent – starszy pan dopytywał się, ile mi za to zapłacili. „Zero złotych. Robię to też dla pana, by, jako starsza osoba, mógł pan mieć wyższy komfort życia w tym mieście” powiedziałem. Ale chyba nie zależało mu na tym.

Policja naprawdę cię nie ruszała?

Spodziewałem się złośliwej reakcji z ich strony – legitymowania, prób wlepiania mandatu, itd. - więc przygotowałem się dobrze z ustawy o policji, procedur itd. Ale nie było tego nękania. Funkcjonariusze podchodzili i zagadywali, o co chodzi. Często myśleli, że te barierki wystawiło... miasto. Nawet życzyli mi powodzenia.

Zdarzyło mi się tylko jedno legitymowanie.

Na jakiej podstawie faktycznej?

Zabawna sytuacja, bo przez dłuższy czas mundurowy nie potrafił mi jej podać. Żadnej. Więc sam mu zaproponowałem, by mnie sprawdził pod kątem osób poszukiwanych.

Coś z tej akcji wynikło?

Zainteresowanie w mediach społecznościowych – na Wykop.pl, gdzie opisałem akcję, dostałem prawie 2 tys. plusów w dwa dni i sporo komentarzy, z wyrazami poparcia, pytaniami, czy robię jakąś zbiórkę. Jakaś osoba niepełnosprawna pisała, że ją te płoty policyjne bardzo denerwują, bo z ich powodu musi robić dodatkowe 500 metrów. Kilka osób twierdziło, że właśnie napisało do policji, by zdjęli te barierki. Mają mi dać znać ,jakie będą odpowiedzi.

A dalszy ciąg Twojej akcji?

Nad tym myślę. Może będę to powtarzał w analogiczny sposób, ale z innym transparentem.

Nie wierzę w jakieś wielkie powodzenie, bo jestem jeden, mały żuczek, kontra potężna Komenda Stołeczna Policji. Ale przynajmniej kilkaset osób się dowiedziało, kto za to wszystko odpowiada, w tym kilkunastu policjantów.
;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze