0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Tzw. „poselski projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych” to bardzo długi dokument, zmieniający wiele elementów w ordynacji wyborczej. PiS najchętniej mówi o rozszerzeniu grona obserwatorów i wprowadzeniu kamer w lokalach wyborczych – oskarża bowiem dzisiejszą opozycję o sfałszowanie wyborów samorządowych w 2014 roku.

Chodzi jednak o coś więcej. Ustawa ma gruntownie zmienić kształt Państwowej Komisji Wyborczej – co wpłynie na każde wybory, nie tylko samorządowe. Zmienia też ordynację wyborczą, wprowadza obowiązkowe budżety partycypacyjne, wzmacnia rady miast kosztem prezydentów i reguluje pracę radnych.

Partyjna PKW

Nowych członków PKW dalej będzie powoływał prezydent, ale kandydatów w większości wyznaczą politycy w Sejmie, jedynie kandydatów na dwóch z dziewięciu członków dalej będą wyznaczać prezesi Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego (do tej pory wraz z prezesem NIK wyznaczali wszystkich).

Pozostałych siedmiu członków PKW nie będzie już musiało być sędziami – wystarczy im habilitacja z prawa albo trzy lata stażu adwokackiego, radcowskiego czy prokuratorskiego. Zniknie więc wymóg apolityczności większości członków PKW. Rzecznik Praw Obywatelskich ostrzega, że nowa ustawa oznacza „likwidację profesjonalnego i niezależnego charakteru Państwowej Komisji Wyborczej”.

Okręgi wyznaczy komisarz

Znikną jednomandatowe okręgi wyborcze do rad mniejszych gmin – w ostatnich wyborach obowiązywały wszędzie, poza miastami na prawach powiatu. Zatem - na obszarze zamieszkałym 67,19 proc. Polaków. To nie musi być zły pomysł, zważywszy że według raportu Fundacji Batorego o poprzednich wyborach w jednomandatowych okręgach „marnuje się” – czyli nie przekłada na reprezentację – więcej głosów.

Z kolei w wyborach do rad miast na prawach powiatu, rad powiatów i sejmików wojewódzkich zmniejszone będą mogły być okręgi wyborcze; na pewno znikną te okręgi, z których wybiera się więcej niż 7 radnych. Przy obecnym w Polsce systemie przeliczania głosów na mandaty – im mniejsze okręgi, tym gorzej dla mniejszych partii.

Ta zmiana zaszkodzi ruchom miejskim, PSL czy SLD, zyskają na niej PiS i PO.

W największym stopniu dotknie to wyborów do sejmików wojewódzkich. Ale jeśli zmniejszone zostaną także dotychczasowe okręgi w miastach, tym bardziej zmienią samorządową mapę Polski. Im mniejszy okręg, tym mniejsza proporcjonalność wyborów i mniejsza szansa, że mandaty dostaną inne komitety niż dwie główne partie.

Co więcej, granic okręgów wyborczych nie będą już wyznaczać samodzielnymi uchwałami rad samorządy, jak to było do tej pory. Zrobią to komisarze wyborczy. PKW będzie miała zaledwie 60 dni na powołanie armii 396 komisarzy powiatowych i wojewódzkich. „To graniczy z cudem” – powiedział w czwartek w Sejmie przewodniczący PKW Wojciech Hermeliński . Zwrócił uwagę, że PKW liczy tylko 9 osób, a procesu rekrutacji nie może zlecić na zewnątrz.

„To nie jest rekrutacja pracowników dla spółki prawa handlowego. To rekrutacja osób, które muszą mieć przygotowanie praktyczne w zakresie kodeksu wyborczego. Naszymi pełnomocnikami mogą być tylko ci, do których mamy zaufanie”.

Do tej pory komisarze wyborczy – również ci „w terenie” - musieli być sędziami. Nowym komisarzom wojewódzkim i powiatowym wystarczy magisterium z prawa. Także tutaj zniknie też zakaz przynależności do partii.

Na „potężne ryzyko podporządkowania tego procesu interesom partyjnym” zwraca uwagę Fundacja Stańczyka. Choć w przesłanym OKO.press stanowisku przypomina, że w różnych miejscach na świecie odebranie wpływu na kształt okręgów lokalnym władzom ograniczało nadużycia – to nie zapowiada tego przekazanie tego zadania PKW, silnie upartyjnionej w projekcie PiS.

Również Rzecznik Praw Obywatelskich uważa, że skoro komisarzy wyznaczać będzie teraz upolityczniona PKW i będą mogli oni należeć do partii, to w konsekwencji w wyborach uprzywilejowane będą partie polityczne – kosztem innych komitetów wyborczych.

Fundacja Batorego w nowej roli komisarzy także widzi zagrożenie dla demokracji: „Byłoby to niekonstytucyjne poszerzenie zakresu nadzoru nad samorządami. W projekcie nie został uwzględniony wymóg konsultacji decyzji o podziale na okręgi ze społecznościami lokalnymi i władzami samorządowymi, o ile nie prowadzi on do podziału jednostek niższego szczebla [np. dzielnic - przyp. red.] . Brakuje też jasnych kryteriów podejmowania decyzji o wielkości okręgu, mimo że może ona mieć wpływ na wynik wyborów” - piszą w swoim stanowisku eksperci.

Groźny pośpiech

Decyzję komisarza wyborczego będzie można zaskarżyć do Państwowej Komisji Wyborczej. Jednak na wszystkie te działania kalendarz wyborczy zostawia bardzo mało czasu. Po 60 dniach na powołanie komisarzy, ci będą mieli trzy miesiące na wytyczenie nowych okręgów. Tymczasem wybory samorządowe mają się odbyć w listopadzie 2018. „Wprowadzenie całkowitej zmiany organizacji wyborów w okresie krótszym niż rok przed ich przeprowadzeniem stanowi realne zagrożenie dla respektowania wszystkich zasad prawa wyborczego” – ostrzega w dobitnym komunikacie Państwowa Komisja Wyborcza.

Fundacja Batorego z kolei wylicza zadania, których wykonanie w wyznaczonym czasie jest nierealne. To m.in.:

  • budowa nowego systemu informatycznego
  • rekrutacja i przeszkolenie nowego korpusu urzędników wyborczych, a także członków komisji obwodowych (w 2014 roku było ich 260 000, w 2018 w związku z pomysłem powoływania 2 komisji w każdym obwodzie miałoby ich być 2 razy więcej)
  • zakup sprzętu
  • opracowanie nowych procedur zgłaszania komitetów i liczenia głosów w obwodach.

„To wszystko wprowadzone na mniej niż rok przed wyborami stwarza duże ryzyko powtórzenia kryzysu podobnego do tego wokół ogłoszenia wyników wyborów z roku 2014” - podsumowują eksperci Fundacji Batorego.

Sama ustawa też wprowadzana jest na szybko i bez konsultacji. Fundacja Stańczyka punktuje: „ustawa mająca »zwiększyć udział obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych« procedowana jest jako projekt poselski, czyli w trybie ograniczającym udział obywateli”.

Radni na widoku

Ale projekt PiS to nie tylko ordynacja wyborcza. Zawiera także szereg propozycji na rzecz większej transparentności samorządów i partycypacji obywateli.

Ustawa wprowadzi obowiązkowe transmitowanie w sieci obrad rad miejskich, rad powiatów i sejmików i udostępnianie ich nagrań na stronach internetowych. Do tej pory było to nieuregulowane. W wielu gminach obrady transmituje się od dawna, w innych z jest tym problem. W niektórych radni głosowali przeciw projektom, które miały wprowadzić takie rozwiązanie – tak było np. w Płocku (o udostępnianie obrad walczył przegłosowany radny z PSL) czy w Ełku (radny z PO). Nagrania z obrad, jeśli w ogóle istnieją - są informacją publiczną. W niektórych miastach społecznicy wyciągają je więc z urzędów, pisząc wnioski o dostęp. Czekają przepisowe 14 dni – a potem publikują samodzielnie w sieci.

Swoje stanowisko w sprawie ustawy przesłała OKO.press krakowska Fundacja Stańczyka, działająca na rzecz przejrzystego samorządu. Fundacja zdecydowanie popiera transmisje obrad. Dodaje jednak: „Szkoda, że projekt nie zakłada wprowadzenia obowiązku przygotowania stenogramu z posiedzenia Rady. To dodatkowe zadanie, chociaż kosztowniejsze, jeszcze bardziej ułatwiłoby dostęp mieszkańców do treści posiedzeń i wyszukiwanie interesujących ich treści. Zwiększyłoby również dostęp dla osób z niepełnosprawnościami”.

PiS chce też wprowadzenia obowiązku używania urządzeń rejestrujących, który radny jak głosował podczas posiedzeń rady– bądź przynajmniej imiennego notowania tego w protokole. Dziś często mieszkańcy nie mają możliwości sprawdzenia, jak głosują ich przedstawiciele. Fundacja Stańczyka chwali to rozwiązanie. „Pozwala ono na realną ocenę pracy naszych reprezentantów i daje szansę na poinformowane głosowanie w wyborach. Bez możliwości sprawdzenia historii głosowania, a więc sięgnięcia do obiektywnych źródeł, działania radnych pozostają w znacznej mierze nieznane dla głosujących, skazanych na wybiórczą autopromocję wyborczą lub ogólnikowe ataki przeciwników”.

Partycypacja w jednakowych mundurkach

Projekt PiS wprowadza obowiązkowe budżety partycypacyjne we wszystkich miastach na prawach powiatu. Minimalna kwota, o której decydować mieliby bezpośrednio obywatele, to 0,5 proc. wydatków miasta z poprzedniego roku.

Przeciwko uregulowaniu obywatelskiej partycypacji w ten sposób jest Fundacja Stańczyka. „Tego typu formy, niewypełnione obywatelską treścią, ze zdecydowanie większym prawdopodobieństwem doprowadzą do dalszych dysfunkcji i wypaczenia idei angażowania obywateli, niż faktycznie do wzrostu partycypacji mieszkańców” – czytamy w jej stanowisku. Społecznicy dodają: „Tego typu mechanizmy powinny być wypracowywane w dialogu pomiędzy mieszkańcami a ich reprezentantami w samorządzie”.

Również Jan K. Czubak ze zrzeszającego samorządowców Stowarzyszenia Rzeczpospolita Obywatelska ocenia ten pomysł krytycznie: „To typowe przykłady nadregulacji. Te rozwiązania w większości jednostek samorządu terytorialnego funkcjonują znakomicie w ramach obecnych rozwiązań. Nie wszędzie musi być np. budżet obywatelski i w dodatku według tego samego wzorca. Istotą samorządu terytorialnego jest, że realizuje się tam różne pomysły a na koniec kadencji mieszkańcy rozliczają władzę z tego, czy te pomysły się sprawdziły. PiS chciałby, aby wszyscy maszerowali w jednakowych mundurkach”.

Koniec z głosowaniem na odległość

Z kolei Rzecznik Praw Obywatelskich ocenia krytycznie przewidzianą przez projekt likwidację instytucji głosowania korespondencyjnego. „W wyborach, które odbyły się w 2015 roku, z procedury tej skorzystała grupa kilkudziesięciu tysięcy wyborców (w wyborach Prezydenta RP zamiar głosowania korespondencyjnego zgłosiło blisko 43 tysiące wyborców w I turze oraz blisko 57 tysięcy w II turze, w wyborach do Sejmu i Senatu RP ponad 45 tysięcy wyborców” – przypomina rzecznik.

Dzięki głosowaniu korespondencyjnemu udział w wyborach mogły wziąć m.in. osoby z niepełnosprawnościami i osoby starsze, dla których dotarcie do lokalu wyborczego było ogromnym problemem.

Czy PiS gra na bycie w opozycji?

Część przepisów ma wzmocnić pozycję radnych względem prezydenta. Radni będą mogli składać interpelacje do wójta/burmistrza/prezydenta miasta, a ten będzie miał obowiązek udzielić na nie w ciągu 14 dni publicznej odpowiedzi. Co roku radni będą też debatować nad składanym przez prezydenta czy wójta „raportem o stanie gminy” (w innych samorządach: „powiatu” i „województwa”) i głosować nad wotum zaufania dla niego. W debacie będą mogli brać udział mieszkańcy, jeśli tylko zbiorą odpowiednią ilość podpisów (i jeśli nie zgłosi się ich więcej niż 15). Jeśli wójt czy burmistrz nie otrzyma takiego wotum dwa lata z rzędu, radni będą mogli przegłosować referendum w sprawie jego odwołania.

Co oznaczają te propozycje? „Są jakby pisane pod założenie, iż PiS przegra wybory i jego opozycyjni radni mieli dostać dodatkowe narzędzia kontrolne. To może być dla nich ważne w dużych miastach, gdzie większość prezydentów w najlepszym razie będzie PiS tylko tolerowała, jeśli nie będzie mu po prostu wroga” – mówi OKO.press Czubak.

Opozycja broni JOW

Podczas czwartkowej debaty w Sejmie poseł Sławomir Neumann z PO oznajmił, że jego partia zagłosuje za odrzuceniem projektu w całości. Bronił jednomandatowych okręgów w gminach. Obiecał miejsca na listach Platformy wszystkim niezależnym samorządowcom, którzy zagrożeni są przez zmianę ordynacji.

„To typowy PiS-owski skok na samorządy” – komentował z kolei poseł Marek Sowa z Nowoczesnej. Wybrany z list PO były marszałek województwa małopolskiego zaproponował zmianę nazwy projektu na „ustawę o podporządkowaniu Polski lokalnej PiS-owi”. Sowa pytał też o projekt posła Zbigniewa Biernata z PiS, do niedawna burmistrza Zatora.

"Zbigniew! Co ty powiesz ludziom, którzy dzisiaj ci powiedzą, że zostałeś trzy lata temu wybrany dzięki sfałszowanym wyborom. Tym bardziej to jest realne, że wygrałeś trzydziestoma głosami".

Również Nowoczesna broni jednomandatowych okręgów wyborczych w gminach i będzie głosować przeciw całemu projektowi. Poseł Truskolaski z Nowoczesnej zarzucił koalicji rządzącej, że chce zmieniać granice okręgów wyborczych pod swoje cele. "Bandyterka" - nazwała nową ordynację Katarzyna Lubnauer.

Od początku plany zmian w ordynacji krytykował PSL. "Boicie się tych wyborów, więc uszyliście tę ordynację pod siebie. To nie jest ordynacja na miarę małych ojczyzn. Chcecie ukraść wybory Polakom!" – mówił w Sejmie lider Stronnictwa Władysław Kosiniak-Kamysz. "W samorządzie suweren się nie liczy? Kłamiecie, bo się boicie, że przegracie te wybory. Przegracie nawet na Podkarpaciu!" - zapowiadał ludowiec Mieczysław Kasprzak, wybrany w okręgu krośnieńskim.

"Nie potrafiliście w uczciwych wyborach ani razu wygrać w samorządach. Dlatego się mścicie!" - mówiła Urszula Pasławska z PSL, której zdaniem PiS podąża ścieżką Łukaszenki. Zaś Paweł Bejda (również z PSL) przypomniał, że kandydaci PiS w uzupełniających wyborach samorządowych w małych miejscowościach ostatnio przegrywa - "Te dęte sondaże są nieprawdziwe, bo weryfikują je wybory lokalne" - puentował.

Halina Szydełko z PiS pytała, czy sprawdzając sprawozdania wyborcze partii politycznych członkowie nowej, upartyjnionej PKW będą faktycznie „sędziami we własnej sprawie” – jak alarmowała obecna PKW. Poseł Jan Klawiter z Prawicy RP, wybrany z listy PiS, ale wspierający koalicję spoza klubu partii rządzącej – opowiedział się w imieniu ugrupowania Marka Jurka przeciw pomysłowi „większości rządowej”, by zlikwidować JOW w gminach. Przeciwnie, ordynację większościową Prawica RP chciałaby rozszerzyć na wszystkie samorządy.

O jednomandatowych okręgach mówiło też koło „Wolni i Solidarni”, których lider Kornel Morawiecki wystosował list otwarty do Pawła Kukiza. Zwrócił w nim uwagę, że Polacy odrzucili pomysł JOW ignorując gremialnie referendum w 2015. Z kolei Agnieszka Ścigaj z Kukiz ’15 oskarżyła PiS, że likwidując głosowanie korespondencyjne, pozbawia możliwości udziału w wyborach trzy miliony osób niepełnosprawnych. Przywołała przykłady reprezentujących je organizacji. „Czy zapytaliście te organizacje o zdanie?” – pytała.

Posłowie odwoływali się też do wystąpienia przewodniczącego PKW Wojciecha Hermelińskiego "Ciągle powtarza się hasło, że jesteśmy w układzie, ale nie wiem w jakim jestem układzie i z kim ja się układam" – zakończył on swoje wystąpienie.

;

Udostępnij:

Witold Mrozek

dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.

Komentarze