0:000:00

0:00

Wiemy mniej więcej jak koronawirus się roznosi – że chorzy wykaszlują go, wykichują i wydychają, przenoszą również na własnych dłoniach i że my potem, dotykając skażonych powierzchni, a następnie własnych oczu, ust, nosa, ulegamy zakażeniu.

Ale ta najnowsza pandemia niesie ze sobą niewiadome, na które nie odpowiedziała jeszcze nauka – bo jest na to za wcześnie, danych jest zbyt mało, badania nie zostały poddane peer review [sprawdone przez ekspertów] ani zreplikowane. Dlatego różne kraje przyjmują różne strategie walki z koronawirusem.

Jak dużo jest tych niewiadomych i jak naukowcy wzbraniają się przed prognozowaniem, podsumował Piotr Cieśliński, kierownik działu naukowego „Gazety Wyborczej”.

Rządy nie mogą jednak czekać, aż badacze dojdą do konsensusu, jak najlepiej walczyć z koronawirusem.

Dlatego wprowadzają szereg środków zaradczych mających na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się pandemii. Trochę jest to walka na oślep, a trochę rozpoznanie bojem.

W konsekwencji nie jesteśmy w stanie dokładnie przewidzieć, jak skutecznie ‚spłaszczyć krzywą”, czyli tak spowolnić pojawianie się nowych przypadków, żeby wytrzymał to system ochrony zdrowia, albo jak – w bardziej optymistycznym scenariuszu – wyhamować epidemię na bardzo niskim poziomie.

Czego nie wiemy, a co najbardziej by nam pomogło w walce z pandemią?

  • Czy nosiciel wirusa SARS-CoV-2 zaraża przed wystąpieniem symptomów choroby? I czy może w ogóle nie mieć symptomów?
  • Ile osób zaraża nosiciel wirusa?
  • Czy liczba zachorowań będzie zależna od pory roku i warunków atmosferycznych?

Kiedy zakażony zakaża

Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, wiemy z anegdotycznych przypadków, że takie asymptomatyczne zakażenia mogły mieć miejsce. Ale anegdoty niewiele tu pomogą, mogą pomóc za to modele matematyczne.

Według tych badaczy z Niemiec i z Chin około 25-30 proc. pacjentów może zarażać przed wystąpieniem objawów.

Inne badania wskazują z kolei, że średni interwał pomiędzy kolejnymi przypadkami zachorowań jest niższy niż średni czas inkubacji choroby, co może oznaczać, że „do znaczącej części zakażeń dochodzi zanim pojawią się objawy”.

Badacze sugerują więc, że sama izolacja chorych nie wystarczy.

Wirusolog Andrea Crisanti z Uniwersytetu Padewskiego przebadał mieszkańców Vo’ Euganeo, miasteczka w regionie Veneto (ze stolicą w Wenecji), które było jednym z pierwszych ognisk koronawirusa we Włoszech. Według jego szacunków aż 90 proc. przypadków nie zostało wykrytych na początku, a 50-75 proc. zakażonych nie miało żadnych symptomów. Jest to zgodne z ostatnimi badaniami z Chin.

Jeden zakażony zakaża 2,5 osoby

Jeśli chodzi o pytanie drugie, najczęściej przyjmuje się, że jedna osoba może zarazić 2,5 innych. To dużo, bo na przykład w przypadku grypy sezonowej jest to 1,3.

Brytyjski model opracowany przez naukowców z Imperial College London, który stał się podstawą obecnej strategii rządu Jej Królewskiej Mości (i o którym będzie jeszcze mowa później), zakłada bazowy wskaźnik reprodukcji, czyli R-0, pomiędzy 2,2 a 2,4.

Im cieplej i wilgotniej, tym gorzej dla wirusa?

Na pytanie trzecie, o pogodę i porę roku, również wysuwa się różne hipotezy. Według tego badania wyższa temperatura i wilgotność znacznie zmniejszają rozprzestrzenianie się wirusa.

View post on Twitter

To na razie jednak wstępne wyniki i Światowa Organizacja Zdrowia wciąż zaleca ostrożność.

Mimo niewiadomych władze muszą działać

Nie jest to jednak pierwsza pandemia w historii ludzkości. Na takie oczywiste środki zaradcze jak izolacja chorych, kwarantanna czy fizyczny dystans, świat wpadł już jakiś czas temu.

Barwną symulację, jak mogą działać poszczególne środki zaradcze, przeprowadził dziennik „The Washington Post”. Podobną, mniej spektakularną, ale bardziej szczegółową – "The New York Times".

Z symulacji „Postu” wynika, że najbardziej sprawdza się metoda ścisłego unikania fizycznego kontaktu pomiędzy ludźmi. Z kolei z symulacji „Timesa” można się dowiedzieć, o ile spowolni się rozwój epidemii i zmniejszy jej zasięg, im wcześniej wprowadzi się środki zaradcze i im bardziej będą one radykalne.

Na przykład w wersji "wczesne środki i radykalne" „Times” przewiduje 513 tys. zachorowań w USA, a w wersji "późne i łagodne" – 9 milionów.

Mamy też już pierwsze badania – na przykładzie przypadków z chińskiego Wuhan – jak mogą działać rożne środki walki z epidemią.

Ta analiza zespołu Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej pokazuje na przykład, że kwarantanna w przypadku SARS-Cov-2 zaczyna być skuteczna, jeśli trafi do niej 70 proc. zakażonych.

Poszczególne państwa stosują tu różne strategie. Inne można wprowadzić w krajach demokratycznych, inne w autorytarnych. Chiny na przykład nie mają problemu z tym, żeby śledzić swoich obywateli pozostających pod nadzorem epidemiologicznym za pomocą aplikacji w ich telefonach komórkowych, która przekazuje ich dane również policji.

Na razie tylko kilka państw poradziło sobie z koronawirusem, przynajmniej na jakiś czas.

Trzy scenariusze

Oto trzy charakterystyczne scenariusze, które wybrały trzy średniej wielkości kraje

  • Korea Południowa,
  • Polska (i inne kraje Grupy Wyszehradzkiej)
  • oraz Wielka Brytania.
Tylko w przypadku Korei można już mówić o spowolnieniu, a może nawet zatrzymaniu epidemii, pozostałe państwa są nadal na początku drogi.

Scenariusz koreański – masowe testy i tropienie wszystkich kontaktów

Mieszkańców: 51 mln

PKB na głowę: 33 775 USD

Stwierdzonych przypadków: 8320, nowych 84

W tym scenariuszu po początkowym wzroście wykładniczym liczby przypadków – mniej więcej takim, z jakim wciąż mamy do czynienia we Włoszech i Hiszpanii, nastąpiło wyhamowanie i spłaszczenie krzywej.

W ciągu ostatnich trzech tygodni z ponad 800 przypadków dziennie Koreańczycy zeszli do poniżej stu. Mają też stosunkowo niewielką liczbę zgonów – 81.

Władze Korei Południowe nie zamknęły całych miast i regionów, ale zamknęły szkoły (dzieciom trudno wytłumaczyć, że mają się trzymać jedno metr od drugiego).

Przede wszystkim starają się „wyłapać” wszystkich potencjalnych zarażonych. Dlatego testują bardzo dużo ludzi na obecność wirusa

według danych z 13 marca wykonano tam ponad 248 tys. testów, czyli ponad 4800 testów na milion mieszkańców.

Kiedy zidentyfikowano pierwsze ogniska choroby, w całej Korei otworzono 50 stacji pobierania próbek drive through. Te testy są darmowe, jest też możliwość przeprowadzenia ich prywatnie za opłatą.

Poza tym w Korei poddani ścisłej kwarantannie są wszyscy, którzy mieli kontakt z zarażonymi (w tej chwili około 29 tys. osób), monitorując, czy stosują się do zakazu wychodzenia poprzez aplikację w smartfonie lub telefonicznie. W całym kraju jest 130 specjalnych funkcjonariuszy służby zdrowia, którzy skrupulatnie badają wszystkie kontakty nosicieli.

W ten sposób Koreańczycy, którzy „uczyli się fachu” podczas wybuchu MERS w 2015 r., mają nadzieję wytropić jak najwięcej nosicieli wirusa, także tych przedobjawowych, odizolować ich od reszty społeczeństwa i tak zdławić epidemię. Wydaje się, że na razie to im się udaje.

Scenariusz polski (wyszehradzki)– zamykać, izolować, zamykać

Mieszkańców: 37,98 mln

PKB na głowę: 15 629 USD

Stwierdzonych przypadków: 221, nowych 44

Władze Polski, Słowacji, Czech postanowiły jako jedne z pierwszych w Europie zamknąć granice przed zawleczeniem wirusa (tak, taka jest oficjalna definicja tego zjawiska).

Pierwsze przypadki COVID-19 w Polsce rzeczywiście wykryto u pacjentów, którzy byli zagranicą albo mieli kontakt z kimś przebywającym zagranicą, głównie w północnych Włoszech.

W poniedziałek 16 marca minister zdrowia Łukasz Szumowski przyznał jednak na konferencji prasowej, że mamy już w kraju do czynienia z „zakażaniem poziomym”, czyli następującym pomiędzy przebywającymi w Polsce. Może więc okazać się, że zamknięcie granic nastąpiło zbyt późno.

Kraje Grupy Wyszehradzkiej wprowadziły też kilka dni wcześniej niż kraje Europy Zachodniej inne środki – zamknęły szkoły, ograniczyły kontakty społeczne dorosłych obywateli poprzez zamknięcie większości sklepów, kin, siłowni, restauracji i tym podobnych.

Minister zdrowia Łukasz Szumowski ostrzegł jednak że w ciągu najbliższego tygodnia możemy mieć w Polsce nawet 2 tys. przypadków koronawirusa. Oznacza to, że nadal będziemy poruszać się po krzywej wznoszącej takiej jak inne państwa Europy. Jesteśmy na niej w miejscu, w którym Włochy były trzy tygodnie temu.

Polska przeprowadza niewiele testów – początkowo testowała tylko pacjentów z objawami wskazującymi na COVID-19, teraz chce rozszerzyć testy na pacjentów w kwarantannie. Według Ministerstwa Zdrowia w ciągu ostatniej doby wykonano ponad 1,2 tys. testów na koronawirusa. Łącznie przebadano 7899 próbek.

Oznacza to, że

na milion mieszkańców przebadano 207 osób, ponad 20 razy mniej niż w Korei Południowej.

Polskie władze szeroko stosują izolację potencjalnych zakażonych – w tej chwili jest w kwarantannie jest około 10 tys. osób, a gdy trafią do niej powracający z zagranicy, według rządowych szacunków może objąć 100 tys. mieszkańców.

To 3,5 raz więcej niż w Korei. O ile jednak łatwo jest wsadzić do kwarantanny przypadkowych ludzi, którzy przekraczają granicę, trudniej wyłapać kontakty chorej/zakażonej osoby na miejscu.

Tu powstaje pytanie, na ile poradzi sobie z tym Sanepid. Poza tym polskich „kwarantanniarzy” sprawdzają „ręcznie” policjanci, którzy muszą zobaczyć w oknie/usłyszeć przez drzwi odizolowane osoby.

Jak jednak dowiedziała się „Gazeta Wyborcza”, Ministerstwo Cyfryzacji przygotowuje aplikację do kontrolowania osób w kwarantannie.

Scenariusz brytyjski – naukowo i na żywioł

Mieszkańców: 66 mln

PKB na głowę: 42 310 USD

Przypadków: 1950, w tym 407 nowych

Wielka Brytania jest jednym z kilku krajów w Europie, które nie zamknęły jeszcze szkół, sklepów i do poniedziałku 16 marca nie ograniczały zgromadzeń publicznych.

Budzi to niepokój Światowej Organizacji Zdrowia i wielu brytyjskich uczonych. Premier Boris Johnson i jego kryzysowy team przekonują jednak, że ich odpowiedź na epidemię jest najbardziej naukowa ze wszystkich i opiera się w równym stopniu na matematycznych modelach epidemii, jak i na naukach behawioralnych.

Władze zaczęły więc od instrukcji mycia rąk i witania się bez podawania tychże oraz prośby, żeby osoby z objawami zostawały w domu przez tydzień. Miało być tak, że moment wprowadzenia radykalnych działań zostanie doskonale wykalibrowany, żeby zapewnić maksymalne spłaszczenie krzywej zachorowań, czyli odciążenie systemu ochrony zdrowia, a z drugiej – żeby móc wprowadzić drastyczne środki na jak najkrótszy czas, aby nie zmęczyły one ludzi.

Psycholodzy behawioralni obawiali się bowiem, że zirytowani mieszkańcy będą łamać reguły społecznej izolacji.

16 marca rząd brytyjski zmienił jednak strategię – jak twierdzą media, z powodu nowych danych z Włoch, z których wynika, że aż 30 proc. wymagających hospitalizacji chorych powinno trafić na intensywną terapię.

Włochy są tu dobrym materiałem do porównań, gdyż bardzo późno wprowadziły zdecydowane środki zaradcze na poziomie całego kraju – dopiero pod koniec pierwszego tygodnia marca, podczas gdy epidemia szalała w północnych Włoszech już od początków lutego.

Według upublicznionej 16 marca analizy badaczy z Imperial College London, umieszczenie takiego odsetka chorych na IOM-ach oznaczałoby zapaść brytyjskiego systemu ochrony zdrowia.

Jak powiedział BBC Radio 4 prof. Neal Ferguson z Imperial College, nowe ograniczenia wprowadzono w „najlepszym momencie”. Mogą one spowodować zmniejszenie liczby szacowanych zgonów w Wielkiej Brytanii z 260 tys. do 20 tys., ale muszą być stosowane długo – na pewno do lata.

Premier Boris Johnson wezwał więc Brytyjczyków do ograniczania społecznych kontaktów, a tych z symptomami COVID-19 do izolacji w domach wraz z rodzinami. Puby i restauracje nie zostaną zamknięte odgórnym nakazem, ale są o to proszone. Rząd zapowiada w dalszej przyszłości ścisłą kwarantannę dla seniorów 70+.

Wielka Brytania przeprowadziła do tej pory 50 tys. testów – na milion mieszkańców przypada 757. To sześć razy mniej niż w Korei Południowej.

WHO: Róbcie jak Korea!

Światowa Organizacja Zdrowia opowiada się wyraźnie za „scenariuszem koreańskim”. Jej dyrektor generalny Tedros Adhanom Ghebreyesus wezwał w 16 marca, by „Testować, testować, testować. Nie można walczyć z pandemią z zawiązanymi oczami”. WHO krytykowało również Wielką Brytanię za zbyt powolne wprowadzanie środków zaradczych.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze