0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Wstrzymanie ekshumacji zamordowanych Żydów w Jedwabnem latem 2001 roku na polecenie ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, spowodowało na prawicy rozkwit teorii spiskowych. Prawica dość powszechnie odrzuca ustalenia drobiazgowego śledztwa w sprawie Jedwabnego przeprowadzonego przez IPN na początku stulecia (2000-2004), według którego zbrodnię popełnili polscy mieszkańcy Jedwabnego, a nie Niemcy, nawet jeśli ich obecności na miejscu nie można całkowicie wykluczyć. Jako dowód zasadności ekshumacji często jest przytaczana zawyżona w książce Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi” – która rozpoczęła debatę o Jedwabnem – 1600 żydowskich ofiar. Według IPN było ich kilkaset, z czego ok. 300 zostało spalonych żywcem w sławnej stodole, która stała się symbolem zbrodni popełnionych przez Polaków na Żydach w czasie II wojny światowej.

Co wydarzyło się w Jedwabnem? 10 lipca 1941 roku grupa Polaków najpierw znęcała się, a potem zamordowała kilkuset Żydów. Pogrom opisał prof. Jan Tomasz Gross, historyk z Princeton, w wydanej w 2000 roku po polsku (a w 2001 po angielsku) książce "Sąsiedzi". Książka wywołała wielką ogólnonarodową debatę o postawach Polaków wobec Żydów w czasie II Wojny Światowej. Głos w tej sprawie zabierali m.in. polscy biskupi oraz prezydent Aleksander Kwaśniewski, a IPN przeprowadził drobiazgowe śledztwo rekonstruujące okoliczności zbrodni.

Oficjalną wersję wydarzeń podważali wielokrotnie politycy PiS, w tym minister edukacji Anna Zalewska, która w 2016 roku nie była w stanie sobie przypomnieć, kto zamordował Żydów w Jedwabnem (odkryła, że zrobili to pozbawieni narodowości „antysemici”).

Zwolenniczką wznowienia ekshumacji w Jedwabnem jest historyczka dr Ewa Kurek, autorka antysemickich publikacji (pisaliśmy o niej tutaj).

W 2017 roku poparł ją „osobiście” w liście opublikowanym na swojej stronie internetowej senator PiS i historyk prof. Jan Żaryn. Napisał wówczas, że ekshumacja w 2001 roku została przerwana „decyzją polityczną”, nie wspominając jednak, że podjął ją Lech Kaczyński. Żaryn pisał wówczas:

"Stać nas, by poznać prawdę dotyczącą mordu z 1941 roku. Ustalenia naukowców pomogą nam w sposób właściwy ustosunkować się do tej lawiny kłamstw i pomówień, które wobec braku wiedzy tylko tak można zakwalifikować, a w których dominuje niepotwierdzony pogląd o odpowiedzialności Polaków za zamordowanie 1600 Żydów i spalenie ich w stodole".

9 lipca 2018 roku, w przeddzień 77. rocznicy mordu, prof. Żaryn wypowiedział się o sprawie ponownie – tym razem w „Tygodniku Solidarność”. Powiedział tam m.in.:

"Z powodów historycznych, i polityczno-wizerunkowych, także z punktu widzenia polskiej polityki historycznej, którą dziś prowadzimy, polska racja stanu polega na tym, by wznowić te ekshumacje, przy czym wynik oczywiście nie musi być dla nas, dla polskiej narracji pozytywny i z tym się też trzeba liczyć (...) Nie powinniśmy ulegać szantażom, tylko korzystając z deklaracji i dobrej atmosfery, szukać sprzymierzeńców po stronie żydowskiej (...)".

W wypowiedzi senatora-profesora Żaryna znalazły się dwie manipulacje.

Po pierwsze: w 2001 roku nie było mowy o żadnym szantażu. Za mówieniem o szantażu kryje się sugestia, że ktoś - pewnie Żydzi - nie chce, aby prawda o Jedwabnem wyszła na jaw i dlatego próbuje blokować ekshumacje, posługując się aluzjami religijnymi. Tymczasem było zupełnie inaczej. Opisywaliśmy sprawę szczegółowo tutaj, przypomnijmy więc ją krótko.

W połowie maja o ekshumacji zdecydował prowadzący śledztwo w sprawie mordu w Jedwabnem prokurator Radosław Ignatiew z białostockiego IPN. Zgodę wydał wojewoda podlaski.

Ekshumacja miała ustalić liczbę ofiar i pomóc w odtworzeniu przebiegu zbrodni. W maju 2001 roku przeciwko ekshumacji protestował rabin Michael Schudrich. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” 21 maja mówił: „To bardzo ciężka decyzja. Trzeba wybierać między respektem dla zmarłych a potrzebą prawdy. Dla nas zwycięża to pierwsze. Moim, rabina, zdaniem ekshumacja jest niemożliwa z punktu widzenia naszej religii. Bo sądzę, że ekshumacja nie da wiele, a wiele zaszkodzi. Są przecież świadkowie, są inne dowody, ekshumacja nie jest więc potrzebna”.

Eksperci z IPN, jak pisała wówczas „Wyborcza”, kontaktowali się ze środowiskami żydowskimi. Usłyszeli, że niektóre rządy – w tym rząd USA i Izraela – nie respektują religijnego zakazu ekshumacji, jeśli w grę wchodzi przestępstwo. 20 maja 2001 roku prokurator generalny Lech Kaczyński nakazał jednak wstrzymać ekshumację. Uważał, że jest potrzebna, ale uszanował protesty żydowskie.

Nie wszyscy przedstawiciele strony żydowskiej podzielali stanowisko Schudricha. Np. David Efrati z Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie powiedział dziennikarzom, że „dla prawdy historycznej” ekshumacja powinna się odbyć: „Część Żydów, którzy nie są religijni albo nie są mocno związani z religią, ma to samo zdanie, tak sądzę, choć nie jestem pewny”. Ekshumacja zakończyła się 4 czerwca. Lech Kaczyński usłuchał ostatecznie protestów religijnych Żydów. W samej stodole znaleziono szczątki 150-250 ofiar.

Ostatniego dnia ekshumacji był w Jedwabnem minister Lech Kaczyński. Podsumował, że jest niemożliwe, aby w obu mogiłach zostało pochowanych 1600 osób (jak twierdził w „Sąsiadach” Jan Tomasz Gross). Dodał również, że szczątki kobiet i dzieci wskazują, iż nie zabijano w Jedwabnem tylko mężczyzn, którzy kolaborowali wcześniej z NKWD (i takie teorie się pojawiały).

O dokończenie ekshumacji apelowali jej uczestnicy. Apelował także Jan Tomasz Gross: „Naszym obowiązkiem i gwałtowną potrzebą, o czym świadczy choćby niezwykła dyskusja tocząca się w Polsce od miesięcy, jest sprawę mordu w Jedwabnem wyjaśnić we wszystkich szczegółach (…) religia żydowska dopuszcza rozmaite wyjątki od zasady, że nie wolno niepokoić szczątków zmarłych. (…) nie ma powodu by duchowni jakiegokolwiek obrządku rozstrzygali o tym, co Polacy i Żydzi polscy mają prawo wiedzieć o swojej wspólnej historii.

Podsumujmy: o zakończenie ekshumacji apelowali religijni Żydzi, ale wielu innych – w tym Jan Tomasz Gross – chciało jej dokończenia. Nie było mowy o żadnym „szantażu”, jak dziś twierdzi Żaryn.

Manipulacja druga: „wynik nie musi być dla polskiej narracji pozytywny” – mówi senator Żaryn. Manipulacja polega na założeniu, że „polską narracją” jest próba umniejszenia udziału Polaków w zbrodni. Żaryn zakłada, że ekshumacja mogłaby tego dowieść, ale nie musi.

Senator nie dopuszcza jednak możliwości, że „polską narrację” można rozumieć inaczej – jako dojście do prawdy, niezależnie od tego, czy będzie ona rozgrzeszała polskich mieszkańców Jedwabnego (co w świetle dokumentów jest praktycznie niemożliwe). „Polska narracja” w tej wersji obejmuje także prośbę o wybaczenie – którą wyraził w Jedwabnem w 2001 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski. Mówił wówczas:

Pragnę z całego serca, aby nazwa tego miasta nie przywoływała tylko pamięci o zbrodni, lecz aby stała się znakiem wielkiego rachunku sumienia, aby stała się miejscem pojednania.

Dla Żaryna "polska narracja" oznacza to zupełnie co innego: próbę dowiedzenia za wszelką cenę, że w zbrodni polscy mieszkańcy mieli mniejszy udział. Otóż to nie jest polska narracja: to jest tylko narracja PiS, a to w ogóle nie jest to samo.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze