0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Bobkowski / Agencja GazetaBartosz Bobkowski / ...

"W tej uchwale przejawia się typowa dla ekipy rządzącej pretensja do ludzi, że zapamiętali coś nie tak, jak powinni byli zapamiętać. Bo powinni zapamiętać tak, jak uchwali IPN" - prof. Piotr Osęka historyk z Instytutu Studiów Politycznych PAN komentuje projekt uchwały Senatu przygotowany przez Jana Żaryna (na zdjęciu). W dokumencie dominuje "nieznośny protekcjonalno-pouczający ton, że potomkowie coś źle pamiętają i są czegoś nieświadomi! Czyli albo mają złą wolę, albo nierozgarnięci. Tak się ludzi nie przeprasza!".

"Uchwała miała jakoś uczcić ofiary tej czystki, a jednocześnie wytyka im, że kierują pretensje pod złym adresem i psują dobre imię Polski, a nawet współtworzą »czarną legendę o Narodzie«, z którego ktoś ich kierując się kryterium rasowym 50 lat temu wykluczył. Zdumiewająca niekonsekwencja, bo jak już przyjmować taką uchwałę, to chyba nie po to, żeby poszkodowanych obrażać".

W wywiadzie dla OKO.press Osęka, specjalista od dziejów PRL, autor książek i artykułów o Marcu 1968, kwestionuje też ujęcie roli Prymasa Wyszyńskiego i całego Kościoła w 1968 roku. Uchwała "wysuwa Kościół na plan pierwszy, co nie ma żadnego uzasadnienia. A przy okazji w tej masie słów ukrywa fakt, który był znaczący, że Kościół nie potępił antysemickiej nagonki. Bicie studentów to było jedno, a wielka czystka i rozbuchanie języka antysemickiej agresji, to było drugie. I tym drugim Kościół milczy.

Aparat bezpieczeństwa notował liczne wypowiedzi księży raczej po stronie władzy, typu słusznie, że tych Żydów się spacyfikuje, no i ta młodzież też jest bezczelna i zbuntowana".

Poniżej cały wywiad z Piotrem Osęką, który ocenia kolejne fragmenty projektu senackiej uchwały.

Pan Stanisław KARCZEWSKI

MARSZAŁEK SENATU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Na podstawie art. 84 ust. 1 Regulaminu Senatu wnoszę projekt uchwały w 50. rocznicę wydarzeń marcowych z 1968 roku.

Jan Żaryn

UCHWAŁA SENATU RP

w 50. rocznicę wydarzeń marcowych z 1968 rokus

Iskrą, która wywołała wydarzenia marcowe 1968 r., była decyzja władz komunistycznych o zdjęciu z afiszów Teatru Narodowego „Dziadów” Adama Mickiewicza, które to przedstawienie było odbierane przez szeroką widownię przez pryzmat współczesności, dominacji Związku Sowieckiego nad Polską. Sprzeciw wobec cenzorskich posunięć władz oraz kłamliwej propagandy wyrazili przede wszystkim młodzi Polacy, głównie – ale nie tylko – studenci, z wielkich ośrodków akademickich, jak i z mniejszych miast Polski powiatowej. Protest tej emocjonalnej wspólnoty pokoleniowej rozlał się po całej Polsce, a jej symbolem stał się wiec 8 marca 1968 r. na Uniwersytecie Warszawskim w obronie studentów wyrzuconych z uczelni, brutalnie spacyfikowany przez oddziały milicji i ORMO. Słuszny protest młodzieży, spontaniczny i wyrastający z naturalnej potrzeby życia w prawdzie, zbiegł się z czystkami w aparacie partii i administracji dokonywanymi przez grupę komunistów polskich, a skierowanymi od 1967 r. przeciwko osobom pochodzenia żydowskiego. W wyniku nagonki antyżydowskiej, dla której wygodnym pretekstem stało się opowiedzenie się ZSRS po stronie arabskiej w wojnie z Izraelem, władze wyrzuciły z kraju w ciągu kolejnych lat blisko 20 tysięcy Polaków pochodzenia żydowskiego, w tym – wbrew propagandzie – nie tylko rzeczywistych zbrodniarzy komunistycznych z lat stalinowskich, ale całe rodziny (także współmałżonków Polaków) niemające wpływu na rządy w Polsce Ludowej. Wyjeżdżający z kraju zarzucali jednak antysemityzm nie narzuconym Polsce w wyniku jałtańskiej zmowy rządom komunistycznym, ale Polakom, współtworząc czarną legendę o Narodzie.

Młodzież oraz ofiary represji antyżydowskich w partii zostali wsparci przez znaczną część środowisk inteligencji polskiej, kontestującej ekipę Gomułki za tzw. „odejście od Października’56” oraz za dławienie kultury i wolności wypowiedzi. Z kolei biskupi Kościoła rzymskokatolickiego, zachowując dystans wobec partii i jej wewnętrznych kompromitacji, zajęli się szczególnie oceną wydarzeń marcowych z punktu widzenia ujawnionego buntu młodzieży: „Pałka gumowa nigdy nie jest argumentem dla wolnego społeczeństwa, budzi najgorsze skojarzenia i mobilizuje opinię przeciwko ustalonemu porządkowi” – pisali w proteście do władz po zajściach 8 marca 1968 r., podczas których młodzież szukała schronienia w kościele św. Krzyża. Wydarzenia marcowe biskupi widzieli przez pryzmat obchodów milenijnych z 1966 r. i ówczesnej modlitwy Prymasa Tysiąclecia o „nowych ludzi plemię”, ludzi sumienia, którzy potrafiliby i chcieli żyć w prawdzie i wolności.

W pamięci Polaków Marzec’68 należy do kanonu polskich miesięcy budujących naszą drogę ku niepodległości. Mając to na uwadze, Senat Rzeczypospolitej Polskiej w pierwszym rzędzie chce przypomnieć tamte trudne czasy i upamiętnić polską młodzież, która śladem poprzednich pokoleń domagała się prawa do wolności. Chce także oddać sprawiedliwość tym, którzy wstawili się za ówczesną młodzieżą, podzielając jej wrażliwość: polskiej inteligencji, szczególnie katolickiej, posłowi na Sejm PRL Jerzemu Zawieyskiemu z koła posłów „Znak” oraz Stefanowi Kisielewskiemu i Pawłowi Jasienicy. Zostali oni poddani wówczas brutalnej nagonce prasowej, bez prawa do obrony. Senat Rzeczypospolitej Polskiej w sposób szczególny przypomina i docenia postawę hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego z prymasem kardynałem Stefanem Wyszyńskim i kardynałem Karolem Wojtyłą na czele, którzy wobec brutalności władz komunistycznych nie tylko stanęli po stronie bitej młodzieży, ale także wzięli na siebie odpowiedzialność za dalsze jej wychowywanie w duchu miłości, wolności i sprawiedliwości. Efektem tej postawy biskupów, jak również równolegle wprowadzanych reformom Soboru Watykańskiego II, było to, że Kościół w Polsce otworzył studentom szeroko duszpasterstwa akademickie, równocześnie dając inteligencji poszukującej prawdy przestrzeń do wolnej dyskusji.

Jednocześnie Senat Rzeczypospolitej Polskiej przypomina, że ówczesne władze komunistyczne, uruchamiając antysemickie wiece i przymuszając Polaków do brania w nich udziału, a także wprowadzając w przestrzeń publiczną patologiczne nastroje antyżydowskie, nie reprezentowały woli Narodu, a jedynie Moskwy i jej interesy wewnątrzkomunistyczne oraz międzynarodowe. Musimy jednak przyznać, że komunistami byli także Polacy, za których dziś wypada nam przeprosić zarówno wyrzucone wówczas rodziny polskie pochodzenia żydowskiego, jak i ich potomków żyjących obecnie często w nieświadomości, komu zawdzięczają swój los. Przepraszamy!

Uchwała podlega ogłoszeniu w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej „Monitor Polski”.

Piotr Pacewicz, OKO.press: "Iskrą, która wywołała wydarzenia marcowe 1968 r., była decyzja władz komunistycznych o zdjęciu z afiszów Teatru Narodowego 'Dziadów' Adama Mickiewicza, które to przedstawienie było odbierane przez szeroką widownię przez pryzmat współczesności, dominacji Związku Sowieckiego nad Polską" - tak zaczyna się projekt uchwały Senatu w rocznicę Marca 1968. Prawda czy fałsz?

Piotr Osęka: Nie do końca prawda, raczej interpretacja, według mnie naciągana, bo jednak tą iskrą było stłumienie wiecu na Uniwersytecie Warszawskim 8 marca 1968, od tego się zaczęło. W pewnym sensie „Dziady” były praprzyczyną, uruchomiły przewracające się kostki domina, ale kluczową kostką był wiec. To zresztą wiedza, powiedziałbym, podręcznikowa. Może Jan Żaryn chciał uwypuklić rolę narodowego dramatu?

„Dziady” zostały zdjęte 30 stycznia 1968, co wywołało dużą manifestację zorganizowana przez „komandosów” [studenccy aktywiści m.in. Irena Grudzińska, Adam Michnik, Barbara Toruńczyk, Jan Gross, nazwani tak od "najść" na otwarte wykłady i podejmowanie niewygodnych dla władz tematów - red.] razem ze studentami PWST. Pochód poszedł pod pomnik Mickiewicza, zatrzymała go milicja, zwinięto kilkadziesiąt osób, były kolegia i grzywny. Rozpoczęło się zbieranie pieniędzy na te grzywny i zbieranie podpisów pod listem protestacyjnym przeciwko zdjęciu „Dziadów”. Zakotłowało się na Uniwersytecie Warszawskim, były akcje w innych miastach, manifestacja pod pomnikiem Mickiewicza w Krakowie. Ale wszystko na małą skalę. Właściwy Marzec zaczyna się, kiedy na dziedzińcu UW studenci protestują przeciwko relegowaniu Adama Michnika i Henryka Szlajfera, a wiec zostaje rozgoniony przez Milicję Obywatelską. To była ta iskra, że milicja, nasza ludowa milicja, masakruje pokojowy wiec.

Może Żarynowi bardziej pasował Mickiewicz niż Szlajfer i Michnik? Następny fragment: "Sprzeciw wobec cenzorskich posunięć władz oraz kłamliwej propagandy wyrazili przede wszystkim młodzi Polacy, głównie – ale nie tylko – studenci, z wielkich ośrodków akademickich, jak i z mniejszych miast Polski powiatowej. Protest tej emocjonalnej wspólnoty pokoleniowej rozlał się po całej Polsce, a jej symbolem stał się wiec 8 marca 1968 r. na Uniwersytecie Warszawskim w obronie studentów wyrzuconych z uczelni, brutalnie spacyfikowany przez oddziały milicji i ORMO".

Wszystko prawda. Nawet ci, którzy pochodzili z domów antykomunistycznych uważali, że milicja jest od łapania bandytów. A tu milicja bije ludzi, tak jak miały bić imperialistyczne junty z propagandy PRL. To był gigantyczny szok.

"Słuszny protest młodzieży, spontaniczny i wyrastający z naturalnej potrzeby życia w prawdzie, zbiegł się z czystkami w aparacie partii i administracji dokonywanymi przez grupę komunistów polskich, a skierowanymi od 1967 r. przeciwko osobom pochodzenia żydowskiego".

Mniej więcej tak. Ja bym nazwał to bardziej po imieniu, wspomniał o "partyzantach" [frakcja w PZPR wokół ministra spraw wewnętrznych gen. Mieczysława Moczara głosząca "etos kombatancki" i hasła szowinistyczne - red.] i o próbie budowy narodowego komunizmu, ale tego fragmentu się nie czepiam.

"W wyniku nagonki antyżydowskiej, dla której wygodnym pretekstem stało się opowiedzenie się ZSRR po stronie arabskiej w wojnie z Izraelem, władze wyrzuciły z kraju w ciągu kolejnych lat blisko 20 tysięcy Polaków pochodzenia żydowskiego, w tym – wbrew propagandzie – nie tylko rzeczywistych zbrodniarzy komunistycznych z lat stalinowskich, ale całe rodziny (także współmałżonków Polaków) niemające wpływu na rządy w Polsce Ludowej".

Tu jest sporo do skomentowania, bo to i prawda, i nieprawda, a całość jest niefortunnie skonstruowana. Po pierwsze, nie 20 tysięcy ale 13 tysięcy, co wiemy z książki Dariusza Stoli o kampanii antysyjonistycznej [Dariusz Stola "Kampania antysyjonistyczna 1967-68, ISP PAN, 2000 - red.]. Na podstawie materiałów MSW udostępnionych przez IPN Stola policzył, że tzw. dokument podróży otrzymało prawie 13 tys. osób.

Czyli taki paszport w jedną stronę. To skąd się wzięło te 20 tysięcy?

Kiedyś tak zaokrąglano, widocznie Żaryn nie czytał książki Stoli. Poza tym ZSRR był po stronie arabskiej jeszcze przed wojną z Izraelem [wojna sześciodniowa 1967 - red.], cały Układ Warszawski wspierał Egipt i Syrię, miały radziecki sprzęt, doradców. Chodziło o to, żeby przeciwstawiać się amerykańskim wpływom i budować arabski przyczółek komunizmu.

Gorszy jest ten opis Żydów wyrzuconych z Polski: „nie tylko rzeczywiści zbrodniarze komunistyczni z lat stalinowskich”. To sugeruje jakąś znaczącą proporcję "komunistycznych zbrodniarzy", prawda? Tymczasem było ich może kilkudziesięciu w porównaniu z grubo ponad 12 tysiącami zwykłych obywateli, którzy nie mają niczego na sumieniu. Sformułowanie Jana Żaryna koresponduje z antysemickim mitem o Marcu '68, że to tak naprawdę to była ucieczka stalinowskich zbrodniarzy. To nieprawda.

W jakim sensie zbrodniarzy?

No właśnie, kolejne nadużycie. Dariusz Stola doliczył się kilkuset komunistycznych dygnitarzy i funkcjonariuszy różnego szczebla aparatu bezpieczeństwa, w tym kilkunastu wyższych rangą, większość raczej pomniejszych ubeków. "Zbrodniarzy stalinowskich" było w tej emigracji nie więcej niż kilkadziesiąt osób.

Sformułowanie Żaryna jest pokrętne... Ale prowadzi do powtórnej wiktymizacji. Mało że polscy Żydzi stali się ofiarą tej czystki, to jeszcze Żaryn ich poklepuje po plecach i pociesza, że wcale nie wszyscy byli zbrodniarzami. To ja dziękuję za takie przywracanie dobrego imienia.

Żaryn odnosi się jednak do "komunistycznej propagandy", polemizuje z nią.

Tak, ale w jaki sposób! Nie demaskuje jej, raczej dołącza małe sprostowanie: wśród wypędzonych byli „nie tylko” zbrodniarze komunistyczni. W ten sposób obraża gigantyczną większość tej wymuszonej emigracji. To byli zwykli Polacy, naukowcy, redaktorki, inżynierowie, technicy, lekarki. Na pewno sporo partyjnych, ale przynależenie do PZPR w latach 60. nie oznaczało wyrywania paznokci w kazamatach. Dwa miliony ludzi należało wtedy do partii. To nie jest negatywna kwalifikacja moralna.

Teraz mocny fragment: "Wyjeżdżający z kraju zarzucali jednak antysemityzm nie narzuconym Polsce w wyniku jałtańskiej zmowy rządom komunistycznym, ale Polakom, współtworząc czarną legendę o Narodzie".

No nie! Ustawa miała jakoś uczcić ofiary tej czystki, a jednocześnie wytyka im, że kierują pretensje pod złym adresem i psują dobre imię Polski, a nawet współtworzą "czarną legendę o Narodzie" (pisanym z dużej litery), z którego ktoś ich kierując się kryterium rasowym 50 lat temu wykluczył. Zdumiewająca niekonsekwencja, bo jak już przyjmować taką uchwałę, to chyba nie po to, żeby poszkodowanych obrażać. To jakby nad grobem nieboszczyka, wypominać mu, że miał paskudny charakter.

Ale mieli te pretensje, czy nie?

Ludzie wyjeżdżali z poczuciem krzywdy. Tracili pracę, mieszkania, przyjaciół, kariery zawodowe. Oczywiście, że mieli pretensje do tych, co ich wyrzucali, do ubeków, którzy ich przesłuchiwali, do sąsiadów, którzy się cieszyli z ich wyjazdu i pytali, czy by nie oddali im dywanu, bo im się już nie przyda, albo pluli im pod nogi, że nareszcie się was pozbywamy z Polski, bo były i takie sytuacje. Mieli pretensje do ludzi, którzy się nagle odwracali plecami albo wręcz okazywali radość, do kolegów z pracy, do kolegów ze szkoły. I do celników, którzy ich upokarzali przewracając bagaże w czasie odprawy celnej.

Ich nie wyrzucał Stalin z Rooseveltem. Mieli powiedzieć, że mają żal do układów jałtańskich?! Rozumiem, że Żaryn by tak chciał, ale to tak nie działa. W tej uchwale przejawia się typowa dla ekipy rządzącej pretensja do ludzi, że zapamiętali coś nie tak, jak powinni byli zapamiętać. Bo powinni zapamiętać tak, jak uchwali IPN. To próba administrowania cudzą pamięcią.

Ustawa o IPN wprowadza sankcję prawną za niewłaściwą opowieść o udziale Polaków w Holocauście. To najbardziej dotknęło Żydów, że ich zbiorowa pamięć byłaby jakoś cenzurowana.

Jest pęknięcie między wiedzą historyczną a pamięcią historyczną, pamięcią biograficzną, a to są rzeczy zupełnie do siebie nieprzystające. Nie można kogoś pouczać, że źle pamięta. Zwłaszcza, jak się mu dedykuje ustawę.

Teraz o Polakach, więc na pozytywnie. "Młodzież oraz ofiary represji antyżydowskich w partii zostali wsparci przez znaczną część środowisk inteligencji polskiej, kontestującej ekipę Gomułki za tzw. odejście od Października’ 56 oraz za dławienie kultury i wolności wypowiedzi".

Tak, tak. Pytanie tylko, co to jest "znaczna część". Przed 8 marca 1968 było słynne nadzwyczajne zebranie warszawskiego oddziału Związku Literatów Polskich 29 lutego, które przyjęło rezolucję przeciw cenzurze. Jest trochę świadectw popierania sprawy studenckiej, choć inteligenckie środowiska były generalnie zastraszone i obezwładnione ówczesną propagandą. Poza tym nie bardzo miały się jak wypowiedzieć, bo nie było jeszcze podziemnej prasy. Ta opinia Żaryna jest zatem trochę życzeniowa, choć na pewno wielu inteligentów wspierało studentów po cichu i było szczerze oburzonych. Ale OK. Z zasadniczym przesłaniem się zgadzam.

"Z kolei biskupi Kościoła rzymskokatolickiego, zachowując dystans wobec partii i jej wewnętrznych kompromitacji, zajęli się szczególnie oceną wydarzeń marcowych z punktu widzenia ujawnionego buntu młodzieży: 'Pałka gumowa nigdy nie jest argumentem dla wolnego społeczeństwa, budzi najgorsze skojarzenia i mobilizuje opinię przeciwko ustalonemu porządkowi' – pisali w proteście do władz po zajściach 8 marca 1968 r., podczas których młodzież szukała schronienia w kościele św. Krzyża. Wydarzenia marcowe biskupi widzieli przez pryzmat obchodów milenijnych z 1966 r. i ówczesnej modlitwy Prymasa Tysiąclecia o 'nowych ludzi plemię', ludzi sumienia, którzy potrafiliby i chcieli żyć w prawdzie i wolności".

Wątek kościelny się pojawia jeszcze później. Duża część dokumentu opisuje zasługi Kościoła, co jest przedziwne, bo akurat rok 1968, nie miał w żadnym sensie tła religijnego.

Wątek Kościoła zajmuje równo jedną trzecią uchwały.

To nieporozumienie. O ile w wydarzeniach 1946 czy 1980 protestujący odwoływali się do autorytetu Kościoła czy do religii, o tyle w roku 1968 nie. Ten protest był czysto świecki, z odwołaniem do ideałów socjalistycznych. Postulaty studenckie szły w stronę naprawy socjalizmu. Kościół trochę wspierał studentów, ale ostrożnie, a cytowany przez Żaryna list wysłany do premiera Cyrankiewicza nie został podany do publicznej wiadomości. Był później list Episkopatu Polski czytany w kościołach 3 maja, ale on z kolei spotkał się wśród duchowieństwa z niechętnym przyjęciem.

Jak pisze Jerzy Eisler, stanowisko Kościoła, jako całej instytucji, a nie tylko Episkopatu, było dwuznaczne. Aparat bezpieczeństwa notował liczne wypowiedzi księży raczej po stronie władzy, typu słusznie, że tych Żydów się spacyfikuje, no i ta młodzież też jest bezczelna i zbuntowana.

Na zachodzie wybuchły protesty studenckie, mieszczańskie społeczeństwa zaatakowała obyczajowa kontrkultura.

Nasi księża się obawiali, że i do nas przyjdzie to bezbożnictwo i sodomia. Kościół do Marca 1968 podszedł ostrożnie.

W dokumentach IPN można znaleźć słowa prymasa Wyszyńskiego podczas narady Episkopatu, czy zająć stanowisko w sprawie nagonki antysemickiej. Miał powiedzieć: pamiętajcie, że ludzie nie lubią Żydów.

Rozmawiałem z kilkudziesięcioma uczestnikami protestów marcowych, czytałem następnych kilkadziesiąt relacji, w większości ludzi z domów katolickich. Kościół się tam w ogóle nie pojawiał. Jego głos nie liczył się wtedy, nie czekano, na słowa Prymasa. Kościół zresztą miał tego świadomość i potem w wewnętrznych dyskusjach wyrażał żal, że Episkopat nie udzielił studentom wsparcia. Owszem KUL przyjmował marcowych rozbitków, relegowanych z państwowych uczelni. Ale to była decyzja rektora, a nie Episkopatu.

"Wydarzenia marcowe biskupi widzieli przez pryzmat obchodów milenijnych z 1966 r. i ówczesnej modlitwy Prymasa Tysiąclecia o »nowych ludzi plemię«, ludzi sumienia, którzy potrafiliby i chcieli żyć w prawdzie i wolności". O co chodzi?

Nie mam pojęcia. Rozumiem oczywiście, że autor dokumentu jest historykiem Kościoła i człowiekiem Kościoła. Nie potrafi tych dwóch sfer rozdzielić. Wysuwa Kościół na plan pierwszy, co nie ma żadnego uzasadnienia. A przy okazji w tej masie słów ukrywa fakt, który był znaczący, że Kościół nie potępił antysemickiej nagonki. Bicie studentów to było jedno, a wielka czystka i rozbuchanie języka antysemickiej agresji, to było drugie. I tym drugim Kościół milczy.

Żaryn wspomina, że Kościół „zachowuje dystans wobec partii i jej wewnętrznych kompromitacji". Czyli?

Stylistycznie projekt uchwały jest niechlujny, ale może zawiłości składni odzwierciedlają lawirowanie między faktami a przekonaniami autora o tych faktach. "Dystans wobec partii" - tłumacząc na normalny język, oznacza, że biskupi nie chcieli potępić antysemityzmu, bo uważali, że to jest wewnętrzna rozgrywka w partii. Innymi słowy, że tym Żydom, co to się ich atakuje, generalnie się należy, bo to są komuniści. Wielu księży wypowiadało się wtedy, że do komunistów to mamy różne pretensje, ale dobrze, że z Żydami się rozliczają. W tym sensie księża odzwierciedlali opinię narodu, z którego wyrastają. Nie mówię, że sto procent Polaków tak myślało, ale na pewno jakaś istotna część cieszyła się z tego, co się działo z polskimi Żydami.

"W pamięci Polaków Marzec ’68 należy do kanonu polskich miesięcy budujących naszą drogę ku niepodległości".

Bezspornie, chociaż nie był to protest przeciw radzieckiej dominacji czy ustrojowi. "Niepodległość bez cenzury" - hasło Karola Modzelewskiego, skandowane na ostatnim przedstawieniu „Dziadów”, wyznaczało tu horyzont aspiracji. Studenci bali się, że jak zażądają zbyt wiele, to ich władza dopiero urządzi, więc trzeba ostrożnie. Co oczywiście okazało się naiwne, bo władza i tak nie chciała słuchać, tylko przyłożyła pałą. Ale Marzec jest polskim miesiącem na drodze do wolnej Polski.

"Senat chce także oddać sprawiedliwość tym, którzy wstawili się za ówczesną młodzieżą, podzielając jej wrażliwość: polskiej inteligencji, szczególnie katolickiej, posłowi na Sejm PRL Jerzemu Zawieyskiemu z koła posłów 'Znak' oraz Stefanowi Kisielewskiemu i Pawłowi Jasienicy. Zostali oni poddani wówczas brutalnej nagonce prasowej, bez prawa do obrony".

Ja bym jeszcze dołożył Antoniego Słonimskiego, ale zawsze można powiedzieć, że nie dało się wszystkich wymienić. Słonimski wielokrotnie dawał wyraz poparcia dla sprawy studenckiej, miał też ostre wystąpienie na posiedzeniu ZLP z 29 lutego. Wziął potem Adama Michnika na swojego osobistego sekretarza.

"Senat RP w sposób szczególny przypomina i docenia postawę hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego z prymasem kardynałem Stefanem Wyszyńskim i kardynałem Karolem Wojtyłą na czele, którzy wobec brutalności władz komunistycznych nie tylko stanęli po stronie bitej młodzieży, ale także wzięli na siebie odpowiedzialność za dalsze jej wychowywanie w duchu miłości, wolności i sprawiedliwości. Efektem tej postawy biskupów, jak również równolegle wprowadzanych reformom Soboru Watykańskiego II, było to, że Kościół w Polsce otworzył studentom szeroko duszpasterstwa akademickie, równocześnie dając inteligencji poszukującej prawdy przestrzeń do wolnej dyskusji".

Kogo to wtedy, przepraszam, obchodziło oprócz samych hierarchów? Naprawdę Kościół nie był wówczas widoczny. Niczego nie odbieram Wojtyle, możliwe, że się zachowywał odważnie, ale wysuwanie tego na plan pierwszy jest nieporozumieniem.

Kościół lawirował. 14 marca na spotkaniu dziekanów archidiecezji warszawskiej, Wyszyński nawoływał do studzenia nastrojów. Miał powiedzieć m.in. „Młodzieży naszej okażemy jak najwięcej zrozumienia. Nie będziemy jej potępiali, ale jednocześnie po bratersku, życzliwie, będziemy ją zachęcali do roztropności, pokoju i umiaru”. Jak pisze Antoni Dudek, komunistyczna władza zobaczyła wtedy, że Kościół nie jest tylko wrogiem, ale może być sojusznikiem.

"Efektem tej postawy biskupów, jak również równolegle wprowadzanych reformom Soboru Watykańskiego II, było to, że Kościół w Polsce otworzył studentom szeroko duszpasterstwa akademickie, równocześnie dając inteligencji poszukującej prawdy przestrzeń do wolnej dyskusji".

Owszem, w latach 70. Niektóre duszpasterstwa akademickie były ośrodkami politycznej kontestacji – najbardziej znany przykład to krakowska „Beczka”. "Przestrzeń do dyskusji"? Chyba chodzi o Kluby Inteligencji Katolickiej, to były oddolne inicjatywy. Nie jestem historykiem Kościoła, ale zdaje się, że Wyszyński nie był taki zachwycony tym, że KIK zaczynają się zamieniać w polityczne gniazda opozycji. Dla Prymasa najistotniejsze było, żeby się zajmować seksem przedmałżeńskim i aborcją, a nie Związkiem Radzieckim. Ważniejsza była etyka seksualna, niż walka z ustrojem, która na dodatek naraża katolików na represje.

"Ówczesne władze komunistyczne, uruchamiając antysemickie wiece i przymuszając Polaków do brania w nich udziału, a także wprowadzając w przestrzeń publiczną patologiczne nastroje antyżydowskie, nie reprezentowały woli Narodu, a jedynie Moskwy i jej interesy wewnątrzkomunistyczne oraz międzynarodowe".

To prawda, antysemickie wiece, nie odbywały się spontanicznie. Poza protestami młodzieżowymi nic wtedy nie działo się spontanicznie. Jest jednak problem, kto to są "władze". Nie było jednego ośrodka. Gomułka nie za bardzo sobie tych wieców życzył. Organizował je ośrodek narodowych komunistów skupiony wokół Mieczysława Moczara i jego ludzi w KC. Co Polacy naprawdę myśleli, tego nie wiemy. Wiece nie reprezentowały woli narodu? Nie wiemy, ale wiele źródeł, głównie ubeckich relacji, mówi, że wiosną 68 władza komunistyczna była popularna jak mało kiedy w historii PRL. Mamy tu twarde dane - latem i jesienią 1968 pojawia się cała fala podań o przyjęcie do PZPR.

A co do Moskwy, to nie ma żadnych dowodów, że polecała rozkręcać antysemickie wiece. Jeżeli coś wiemy, to że Moskwie nie podobał się nacjonalizm Moczara. Antysemityzm oczywiście ich nie wzruszał, ale denerwował ukryty antysowietyzm Moczara, który mówił o tych, co "w szarych szynelach przyszli ze Wschodu". Miał na myśli Żydów, ale Rosjanie czytali „ze Wschodu”. Tu akurat nie można się Moskwą zasłaniać, antysemicka nagonka, to była krajowa inicjatywa polskich komunistów. I miała jakieś poparcie społeczne.

No właśnie, czy na pewno polskich? "Musimy jednak przyznać, że komunistami byli także Polacy, za których dziś wypada nam przeprosić zarówno wyrzucone wówczas rodziny polskie pochodzenia żydowskiego, jak i ich potomków żyjących obecnie często w nieświadomości, komu zawdzięczają swój los. Przepraszamy!"

I znowu nieznośny protekcjonalno-pouczający ton, że potomkowie coś źle pamiętają i są czegoś nieświadomi! Czyli albo mają złą wolę, albo nierozgarnięci. Tak się ludzi nie przeprasza! Bardzo ciekawe jest także sformułowanie "także Polacy". Bo pytam, kto jeszcze był wtedy komunistą? Już nie było Rokossowskiego [w czasach II wojny polski i radziecki generał, dwukrotny Bohater ZSRR, wicepremier i minister obrony narodowej 1952-1956], nie było radzieckich doradców. Chyba że Żarynowi chodzi o to, że komunistami byli też Żydzi, ale to by znaczyło, że sami siebie wyrzucili.

Tak naprawdę jemu zapewne chodzi o to, że komunizm to nie była rzecz polska, to był sowiecki import, więc nie można mówić, że komuniści byli Polakami. Ale fakty są takie, że to byli Polacy.

Żaryn jednak przeprasza.

Doceniam to wyciągnięcia dłoni na zgodę i próbę nawiązania porozumienia. Pytanie, czy przeprosiny zostaną przyjęte, skoro towarzyszy im wytykanie. Nie można komuś jednocześnie udzielać reprymendy i go przepraszać, coś jest wtedy nieprawdziwe, albo reprymenda, albo przeprosiny.

Osobiście jestem zdania, że trzeba się wyzwolić z zaczadzenia, jakim jest myślenie kategoriami narodowej zbiorowej odpowiedzialności. Nie uważam, że Polska, czy Polacy muszą przepraszać za coś, co zdarzyło się kilkadziesiąt lat wcześniej. Człowiek odpowiada za to, co sam zrobił. Niech więc PiS przeprosi za antysemicką kampanię, którą teraz wywołał, za to może przeprosić. Ale nie musi przepraszać za to, co robił Moczar w 1968 roku, bo za to ani Żaryn, ani Senat nie odpowiada. Rytuały przepraszania sprawiają, że relacje międzynarodowe zaczynają opierać na rytuałach pojednania, które są kruche. O przeszłości trzeba mówić, ale współpraca między narodami nie powinna się opierać na zgodzie co do historii. To jest zresztą nie do osiągnięcia.

Wyobraźmy sobie jednak, że gdy na konferencji w Monachium izraelski dziennikarz opowiada historię swojej rodziny, która padła ofiarą polskich donosicieli, premier Morawiecki zaczyna od prostego "bardzo mi przykro, przepraszam pana za to, co robili wtedy Polacy..."

Oczywiście, to by miało swoją wartość w ramach rytuału politycznego, czy dyplomacji. Odbiorcą uchwały Senatu jest światowa społeczność żydowska, i ona ma swoją polityczną wymowę, chodzi o przełamanie niechęci. Chociaż są to przeprosiny trochę zastępcze, bo tak naprawdę należą się za słowa wypowiedziane teraz, a nie 50 lat temu. Tych, którzy wówczas je wypowiadali już nie ma.

Barbara Fijałkowska w tekście "Kościół wobec Marca 1968" na stronie opoka.org.pl Stanowiska A. Dudka i J. Eislera w sprawie stosunku władz kościelnych do wydarzeń marcowych są w zasadzie zgodne i sprowadzają się do tezy, że w 1968 r. kardynał Wyszyński, Episkopat i duchowieństwo polskie zajęli mniej zdecydowane i radykalne stanowisko niż wobec kryzysu 1956 r. Spowodowane to było (...) pewną obawą przed tym, by w żadnym razie nie dać się wciągnąć w jakąś wewnątrzpartyjną rozgrywkę. (...) Episkopat tę wyważoną, czy jak chcą inni, nazbyt może ostrożną, postawę zachował właściwie do końca kryzysu. Peter Raina uważa, że wątpliwości i powściągliwość prymasa rodziły się z przekonania, że rozruchy na Uniwersytecie Warszawskim to rozgrywka zwalczających się frakcji partyjnych rękoma młodzieży. Niektóre środowiska miały (i mają) pretensje do Kościoła, że nie było z jego strony jednoznacznego potępienia kampanii antysemickiej, zainspirowanej przez partię. Zdaniem Mariana P. Romaniuka: Po części wiązało się to z sympatiami endeckimi części episkopatu i miało związek z atakami na osoby, które w epoce stalinowskiej zaangażowały się w rozbudowę systemu władzy ludowej. Nie było więc poważnych powodów, dla których prymas Wyszyński mógłby bronić te osoby.

Naczelnik Wydziału II w Urzędzie do Spraw Wyznań Aleksander Merker pisał w rocznym sprawozdaniu, że Episkopat zachował wobec wydarzeń marcowych postawę pełną rezerwy, że miał pasywny stosunek do debaty sejmowej nad interpelacją Koła Poselskiego „Znak”, że zachował pełne rozwagi stanowisko wobec wkroczenia wojsk państw — członków Układu Warszawskiego do Czechosłowacji, wreszcie że powstrzymał się od politycznego, opozycyjnego działania publicznego w okresie przygotowań do V Zjazdu partii.

Kościół istotnie nie dał się wciągnąć w rozgrywki polityczne PZPR. Jednakże w codziennej działalności duszpasterskiej księża nie ukrywali, po czyjej stronie są ich sympatie. Kard. Wyszyński zabrał publicznie głos w kościele Św. Augustyna w Warszawie w sprawie zajść studenckich, mówiąc, że ci, którzy nas znieważają i biją, znieważają siebie samych. 11 marca 1968 r. — czytamy w sprawozdaniu Urzędu do Spraw Wyznań — prymas odwołał konferencję w kościele akademickim Św. Anny w Warszawie, poświęconą Kościołowi w świecie współczesnym, a rektor kościoła oświadczył zebranej młodzieży, że kardynał nie przybędzie, bo nie chce swoją obecnością komplikować sytuacji

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze