0:000:00

0:00

PO przegrała w I instancji proces w trybie wyborczym o wypowiedź premiera Morawieckiego, że PO nie wybudowała dróg. Sędzia Radosław Tukaj uznał, że to opinia, a opinie nie podlegają ocenie w trybie wyborczym. I zaczęły się spekulacje, że sędzia jest delegowany z sądu rejonowego do okręgowego (w Warszawie) i stara się o awans, więc orzeczenie na korzyść PiS-u może być ze strachu przed odwołaniem z delegacji, lub z chęci awansu.

Niestety, PiS dał wszelkie podstawy do tego, by dziś każdą procesową decyzję sędziego rozpatrywać pod kontem sympatii politycznych lub osobistych interesów sędziego. Zbudował system zastraszania i piętnowania sędziów z jednej, i nagradzania lub korumpowania, nieraz kuriozalnymi awansami, z drugiej strony. A do tego od lat każde orzeczenie, które mu się nie podoba przypisuje politycznym sympatiom czy antypatiom sędziego, często grzebiąc w życiorysie jego i rodziny (przykład choćby wyroku sędziego Igora Tulei z 2013 roku w sprawie „doktora G.”, w którym znalazł się passus o metodach przypominających stalinowskie stosowanych przez prokuraturę i CBA).

No więc teraz druga strona w każdej decyzji sądu doszukuje się polityki.

Sądy lubią "opinie"

Nie wiem, ile polityki czy osobistego interesu było w poniedziałkowym (24 września 2018) wyroku sędziego Radosława Tukaja. Wiem natomiast, że ten nurt orzecznictwa w sprawach wyborczych istnieje, odkąd wprowadzono ten przyspieszony (24-godzinny) tryb. Nurt polega na przyjęciu, że jakaś wypowiedź jest „opinią”, a opinie nie podlegają ocenie w ramach kryteriów prawda-fałsz. A więc jeśli sąd uzna wypowiedź za opinię – oddala pozew. Ma to swoje uzasadnienie np. w orzecznictwie Trybunału w Strasburgu dotyczącym wolności wypowiedzi. I jest dodatkowo uzasadnione specyfiką retoryki wyborczej.

Ale – nie ma co ukrywać – służy też sądom do pozbycia się sprawy, w której inaczej należałoby przeprowadzić skomplikowany dowód prawdziwości, a sąd ma tylko 24 godziny. Metodą uznawania za „opinię” sądy, częściowo, wyrwały zęby trybowi wyborczemu.

Z najbardziej bulwersujących pamiętam sprawę z wyborów do europarlamentu w 2009 roku, którą kandydatom prawicy wytoczył kandydat Zielonych Krystian Legierski, za wypowiedzi pod jego adresem, że homoseksualizm to „uszkodzenie mózgu”, i w ogóle choroba. Legierski uznał, że wypowiedzi miały go zdyskredytować w oczach wyborców jako osobę niepełnosprawną umysłowo, a więc niezdolną do wykonywania obowiązków posła do PE. Przegrał, bo sąd uznał, że to była „opinia”, a poglądy naukowe na homoseksualizm są różne.

Nikt już nie ufa prawu

W tym kontekście uznanie przez sędziego Tukaja za „wypowiedź ocenną” wiecowego stwierdzenia premiera Morawieckiego „nasi poprzednicy mówili, że budujemy nie politykę tylko drogi i mosty. Nie było ani dróg, ani mostów”, nie wydaje się ewenementem. Jego wyrok oceni sąd II instancji. I pewnie też będziemy debatowali o polityczności tego rozstrzygnięcia.

To choroba, którą PiS z pełną premedytacją zaraził polskie sądownictwo i polskie społeczeństwo: nikt już nie ufa prawu, nikt nie zakłada czystych intencji i uczciwości.

Jest tylko polityka i interesy. Nie ma zaufania, nie ma bezpieczeństwa. Nie ma prawa, są tylko jego interpretacje. Nie ma uczciwości, ani odwagi. Wszystko można zakwestionować. Nie ma rządów prawa.

Komentarz został opublikowany na Blogu Konserwatywnym Ewy Siedleckiej.

;

Udostępnij:

Ewa Siedlecka

Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.

Komentarze