Sikorski apelował o wzmocnienie Unii Europejskiej i większą odpowiedzialność Niemiec za kryzys, ale nie złożył żadnego „hołdu”
Koncepcja ministra Sikorskiego w sprawie bezpieczeństwa była dramatyczna. Przypominamy sobie „hołd berliński”, kiedy pan minister samodzielnie apelował do Niemiec, żeby samodzielnie przejęły tę władzę w Unii Europejskiej.
Terminu użył po raz pierwszy (na ile „Oku” udało się to sprawdzić) Jarosław Kaczyński w przemówieniu na 30. rocznicę stanu wojennego 13 grudnia 2011:
„Trudno sobie wyobrazić sytuację groźniejszą, niż wtedy gdy przedstawiciele władz demokratycznego państwa zaczynają składać hołdy innym państwom (...) To jest hańba, nadużycie i złamanie konstytucji. Na to nie wolno nam się zgodzić”.
Tym słowom Kaczyńskiego towarzyszyły okrzyki: „Hańba” i „Trybunał Stanu”. W 2013 r. wyrażenia „hołd berliński” użył także sam Janusz Szewczak.
W całej sprawie chodzi o przemówienie ówczesnego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, wygłoszone 28 listopada 2011 w Berlinie (w całości tutaj). Odbiło się szerokim echem w światowych mediach. Sikorski mówił:
„Stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie. Jeżeli ponowna nacjonalizacja lub rozpad są nie do zaakceptowania, pozostaje nam tylko jedna możliwość: sprawienie, by Europą w końcu można było rządzić, a co za tym idzie, doprowadzenie z czasem do Europy bardziej wiarygodnej”.
Sikorski apelował o wzmocnienie centralnych instytucji Unii Europejskich, a do samych Niemiec – o wzięcie większej odpowiedzialności za wydobycie Unii z kryzysu gospodarczego, który w skali globalnej w 2011 r. osiągnął apogeum. Do Niemiec zwracał się następująco:
„Domagam się od Niemiec tego, abyście – dla dobra Waszego i naszego – pomogli tej strefie euro przetrwać i prosperować. Dobrze wiecie, że nikt inny nie jest w stanie tego zrobić. Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy. Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz macie przewodzić reformom”.
Namawiając Niemcy, by wsparły wspólnotę europejską finansowo, prosił też Niemcy „aby otwarcie przyznały, że są największym beneficjentem obecnej sytuacji i tym samym, że to na nich ciąży największy obowiązek, aby ją utrwalać”. Wypominał też: „Doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, że nie jesteście niewinną ofiarą rozrzutności innych. Wy również łamaliście Pakt Stabilności i Wzrostu, a Wasze banki lekkomyślnie kupowały ryzykowne obligacje”.
PiS błyskawicznie skrytykował wystąpienie Sikorskiego, domagając się postawienia go przed Trybunałem Stanu. „Wyraźnie stwierdził, że Polska miałaby być członem federacji, a więc przestać być niepodległym państwem. To sprawa dla Trybunału Stanu” – mówił wówczas Jarosław Kaczyński.
Dziś Janusz Szewczak posuwa się dalej niż Kaczyński i uznaje, że Sikorski lansował koncepcję Niemiec jako europejskiego hegemona. Tymczasem Sikorski miał raczej na myśli to, że Niemcy – jako beneficjent integracji – powinny jej bronić i inwestować w ratowanie wspólnoty.
Posłowi PiS przyznajemy dyzmę za brutalne przekłamywanie historii, choć dzieli nas od niej pięć lat, a nie pięć wieków jak od hołdu pruskiego.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze