Systemowy hejt używany przez PO w kampanii wyborczej – tak o Twitterowej akcji #SilniRazem mówił minister Michał Dworczyk i prezentował hejterskie wpisy z tym hashtagiem. Tezę podchwyciło TVP Info, które informowało o „najbardziej agresywnych internautach” wykorzystywanych przez PO. Jednak prawda o tej akcji wygląda zupełnie inaczej niż wersja PiS
Partia rządząca ma problem z organizowanym przez jej ludzi hejtem w sieci, i nie jest w stanie dłużej tego ukrywać – dymisje w Ministerstwie Sprawiedliwości są tego problemu najbardziej wyraźnym przejawem, widocznym także dla wyborców nieużywających zbyt często internetu.
Dlatego PiS-owi bardzo zależy, by przekonać elektorat, że hejt systemowy nie jest związany z nim, lecz z opozycją. Najpierw wykorzystano w tym celu informacje o trollach z Inowrocławia, w którym prezydentem jest ojciec szefa sztabu Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy.
Teraz rzucono się na twitterową akcję #SilniRazem i podaje się ją jako przykład hejtu koordynowanego przez Platformę Obywatelską.
PiS posunął się nawet do tego, że podczas konferencji prasowej pokazał zmanipulowany billboard KO, byle tylko uwiarygodnić swoją tezę.
Tymczasem akcja #SilniRazem to historia zupełnie inna niż ta, którą przedstawia partia rządząca i współpracujące z nią media. Ma niewiele wspólnego z hejtem, za to dużo więcej – z mobilizacją przedwyborczą.
To historia o tym
Akcja zaczęła się w czerwcu, ale wyborczo wybuchła dopiero w poniedziałek 16 września. Na porannej konferencji prasowej szef sztabu KO poseł Krzysztof Brejza i sekretarz sztabu poseł Adam Szłapka przedstawili, jak można było przeczytać na fanpage'u PO, „największą akcję tej kampanii #SilniRazem.”
Okazało się, że chodzi o uruchomienie infolinii (i formularza na FB) dla tych, którzy chcą być w kampanii wolontariuszami KO, oraz wypuszczenie w trasę po Polsce busa, oznaczonego hashtagiem #SilniRazem, który ma zachęcać do wsparcia Koalicji.
"To nasza odpowiedź na tysiące propozycji wsparcia. Od dziś każdy może wesprzeć kampanię KO" – mówił podczas konferencji Adam Szłapka. – "Każdy, kto chce zostać wolontariuszem KO, kto chce włączyć się w kampanię, może włączyć się w akcję #silnirazem".
Na tę konferencję bardzo szybko zareagował PiS. Już kilka godzin później minister Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Radosław Fogiel, wicerzecznik prasowy PiS na swoim spotkaniu z mediami mówili:
"Platforma stanęła dzisiaj w prawdzie. PO przyznała się, że używa systemowego hejtu w kampanii wyborczej. Jak to się ma do tego, że opozycja chce walczyć z tzw. hejtem?" – mówi Dworczyk.
Radosław Fogiel: - "To, co kryje się pod hashtagiem promowanym przez Platformę Obywatelską #Silni Razem to systemowy, obrzydliwy, wulgarny hejt".
Tego samego dnia na Twitterze wielokrotnie można było spotkać opinię, że pod wskazanym hashtagiem można znaleźć w sieci najgorsze wypowiedzi w całym internecie.
Przedstawiciele PiS-u na konferencji pokazali też na ekranie busa KO i nazwali go „hejtobusem”. Zaprezentowali też kilka hejterskich ich zdaniem tweetów na tle najnowszej grafiki KO z Małgorzatą Kidawą-Błońską.
Tweety są prawdziwe, z tym że jeden z nich, prezentowany jako wpis z oficjalnego konta akcji Silni Razem, pochodzi z fake'owego konta podszywającego się pod organizatorów tej akcji (czego na konferencji oczywiście nie powiedziano).
Za to grafika KO jest zmanipulowana. Do oryginalnego banneru dodano pole właśnie z hashtagiem #silnirazem, co robi wrażenie, jakby hashtag był tam umieszczony przez KO, a nie przez PiS na potrzeby konferencji.
Temat podjęło też TVP Info, które zrobiło z tego jeden z głównym newsów dnia. Choćby w programie „Infodzień” o godz. 15.29 z paska można się było dowiedzieć, że „Platforma systemowo używa hejtu w kampanii”, prowadzący informował widzów, że „hasło #silnirazem towarzyszy najbardziej agresywnym internautom, jest wykorzystywane przez tzw. antypisowców i utożsamiane z agresywną retoryką”.
Dostało się szefowi sztabu PO Krzysztofowi Brejzie, przypominano bowiem (wciąż niewyjaśnioną) sprawę rzekomego hejtu w Inowrocławiu, TVP Info podkreśliło też, że Małgorzata Kidawa-Błońska zapytana na konferencji o ocenę hasła #silnirazem odpowiedziała: „To nie jest moje hasło”. Kidawa-Błońska się odcina od Brejzy – zakomunikowali reporterzy TVP Info.
To jednak wcale nie były najostrzejsze opinie. Samuel Pereira, szef portalu tvp.info, tweetował: „Wojnę informacyjną Rosja toczy głównie w Internecie. Gdy propaganda Kremla chce wpłynąć na politykę danego kraju – rozsiewa hejt, produkuje fejki i nasyła trolli na wybrany kraj. W ten sposób próbuje się niszczyć antyrosyjskie władze i dziennikarzy. Tak działają #SilniRazem.” Czyli: #SilniRazem działa jak propaganda kremlowska. A może nawet z inicjatywy Kremla?
Co ciekawe, Pereira napisał to jeszcze przed konferencją sztabu KO, 16 września rano. Pierwszy tekst na portalu tvp.info także pojawił się przed konferencją. Do napisania wystarczyła zapowiedź sztabu KO, że na konferencji poinformuje o akcji #SilniRazem.
TVP Info nie musiała czekać na wypowiedzi sztabowców, by zbudować własny negatywny przekaz. Konto @tvp_info w poniedziałkowy poranek poinformowało na Twitterze: „Koalicja Obywatelska mobilizuje do działania internetową grupę hejterów i trolli”.
Czy #SilniRazem to rzeczywiście akcja systemowego hejtu, zorganizowana przez Koalicję Obywatelską? Zacznijmy od tego, czym jest hejt systemowy. To określenie można rozumieć dwojako. Każdy hejt to takie działanie w Internecie, które bezpośrednio wyraża złość, wrogość, nienawiść wobec kogoś, w sposób atakujący, obraźliwy czy deprecjonujący.
W pierwszym znaczeniu hejt systemowy funkcjonuje wtedy, gdy określone konta aktywizują się w sieci właśnie w celu atakowania i obrażania innych, robią to w sposób zaplanowany, skoordynowany i kontrolowany przez jakiegoś lidera, budują struktury (np. grupy na Facebooku) służące do rozpowszechniania atakujących wpisów oraz wzajemnego wskazywania sobie celów ataku, zaś priorytetem takiego działania jest osiągnięcie własnych korzyści, np. politycznych czy biznesowych.
Tej definicji odpowiada np. opisywana przez mnie grupa #drugazmiana, działająca na Twitterze, założona i koordynowana przez posła PiS Dominika Tarczyńskiego. Kiedy do takiej aktywności włączą się urzędnicy państwowi, funkcjonariusze czy instytucje publiczne – mówimy o hejcie instytucjonalnym albo systemowym w drugim znaczeniu: wówczas chodzi o włączenie w hejt systemu państwa.
Z takim działaniem mieliśmy prawdopodobnie do czynienia w przypadku tzw. afery Piebiaka, czyli hejtowania sędziów nastawionych krytycznie wobec władzy, realizowanym z jednej strony przez sprzyjających rządzącym internautów, a z drugiej – przez sędziów pracujących w Krajowej Radzie Sądownictwa i Ministerstwie Sprawiedliwości oraz współpracujące media.
Opozycja dziś z założenia nie ma możliwości zorganizowania systemowego hejtu w tym drugim znaczeniu – ponieważ nie ma wpływu na instytucje państwowe ani na inne elementy systemu państwa. Ten rodzaj hejtu mogą zrealizować jedynie rządzący – i, jak pokazała afera w Ministerstwie Sprawiedliwości, robią to.
Czyli w tym kontekście zarzut stawiany KO przez PiS jest chybiony od początku. Zostaje pytanie o to, czy powstał koordynowany przez KO system służący hejtowaniu i atakowaniu konkretnych osób, dla osiągnięcia własnych korzyści.
Inicjatorem akcji było twitterowe konto @kfnde2. 20 czerwca zamieściło ono informację: „Dziś na TT ruszamy z nową akcją. Zwiększamy na maksa nasz zasięg. Przeglądajcie wpisy i dołączajcie do nas. Musimy pokazać naszą determinację w działaniu.”
Hashtag #SilniRazem był pomysłem konta @Blonndella. @kfnde2 zdobył pod swoim wpisem 145 polubień i 59 retweetów, czyli niezbyt dużo. Ani jedna reakcja nie pochodziła od polityka. Przez kilka następnych dni twitterowicz próbował zainteresować akcją i hashtagiem polityków opozycji.
Np. 21 czerwca pod wpisem Adriana Tomaszkiewicza z Platformy Obywatelskiej w Poznaniu, który apelował o obserwowanie posłów opozycji, @kfnde2 tweetował: „Na TT hula akcja #SilniRazem. Proponuję podpatrzyć i się przyłączyć.”
Propozycję polubiły trzy osoby – ale nie politycy. 27 czerwca pod tweetem oficjalnego konta @Platforma_org o tym, że szefem sztabu został Krzysztof Brejza, @kfnde2 napisał: „Hasło wyborcze #SilniRazem”. Zdobył cztery polubienia i jedną odpowiedź. Znowu żadna z reakcji nie pochodziła od polityków.
Tego samego dnia tweeterowicz włączył się w jedną z dyskusji na TT, z udziałem dziennikarza sportowego Dominika Panka. Poinformował, że od 28 czerwca akcja #SilniRazem ma być kontynuowana. Opisał akcję: „Wzajemnie zwiększamy ilość osób obserwujących. Chcemy przejąć TT oraz zasypać stronę pisowską problematycznymi tekstami”.
Tweet zdobył 25 polubień. Dominik Panek zareagował: „Proszę mnie wyłączyć z tej części rozmowy” – zatweetował.
4 lipca konto @kfnde2 użyło hashtagu w odpowiedzi na tweet posła Krzysztofa Brejzy. Ale Brejza też nie zareagował. Jednak @kfnde2 w tweecie z tego właśnie dnia poinformował: „mamy wsparcie #SilnaPolska” (to hashtag używany wówczas przez Koalicję Obywatelską). Wsparcia jednak nie widać - do 7 lipca żaden polityk nie użył hashtagu #SilniRazem.
Dopiero 8 lipca, czyli prawie 3 tygodnie od pierwszych wpisów na temat inicjatywy, hashtagu używa konto @KObywatelska – jedno z dwóch kont z Koalicją Obywatelską w nazwie. Nie jest to jednak główne konto wyborcze używane przez sztab KO – tym jest konto @Platforma_org, które na tym etapie wciąż nie włączyło się do akcji.
Tego samego dnia akcję #SilniRazem strollowało (ośmieszyło) konto @hakados1 – to jeden z najbardziej aktywnych twórców memów, hejtujących opozycję.
„Musimy zjednoczyć różne opcje i najlepszych na TT! Damy radę! #SilniRazem” – napisał i opublikował fotomontaż: zdjęcie liderów KO na wrocławskim rynku, tyle że zamiast jednego z polityków wklejono twarz Johnny'ego Sinsa, aktora porno, wykorzystywanego przez prawicowe trolle dość często do wyśmiewania opozycji.
Reakcja @hakados1 to dowód na to, że prawica już na tym etapie zaczęła obserwować i hashtag, i akcję – zanim zareagował na nią jakikolwiek polityk opozycji.
9 lipca @kfnde2 opublikował „dokument programowy” akcji #SilniRazem. Wynika z niego, że celem akcji jest „wspólne przeciwstawienie się kłamliwej narracji i propagandzie partii aktualnie rządzącej Polską oraz ich wyborcom, wspieranie zasad funkcjonowania państwa prawa oraz obrona Konstytucji.”
Zaznaczono również, że „grupa stosuje zasady kulturalnej wymiany poglądów, a wpisy jej członków nie powinny być nastawione na celowe obrażanie przeciwników wyborczych, o ile nie zostaną przez nich pierwsi zaatakowani”. Jak widać, inicjatorzy akcji nie zgadzają się na hejt, chyba że w obronie własnej.
Dopiero wtedy pierwsi politycy opozycji w swoich wpisach używają hashtagu #SilniRazem:
Ten dzień jest zresztą o tyle istotny dla akcji, że to wtedy powstaje oficjalne konto inicjatorów akcji @Silni__Razem. W pierwszych jego wpisach pojawiają się informacje, kto jest inicjatorem akcji – nie ma w tym gronie ani polityków, ani partii. Dopiero 20 sierpnia (ponad miesiąc później!) na koncie pojawia się informacja, że ugrupowanie Zieloni jako pierwsze dołączyło do akcji, czyli umieściło hashtag #SilniRazem na swoim profilu.
Pokazuję te wszystkie dane szczegółowo, bo widać z nich, że akcja nie była w żaden sposób koordynowana przez polityków. Ci bardzo długo nie zauważali, że tego rodzaju działanie w ogóle pojawiło się na Twitterze.
Dołączenie Zielonych dwa miesiące po pierwszej informacji o uruchomieniu #SilniRazem to wejście w akcję, która ma już długą (jak na sieć) historię.
24 sierpnia konto akcji polubił Donald Tusk, a Koalicja Obywatelska postanowiła do niej dołączyć dopiero 16 września.
Twitterowicze działali w sieci sami. Jak wynika z ich wpisów, robili to, bo mieli potrzebę „zjednoczenia się”, by wzmacniać wzajemnie zasięgi swoich postów oraz „odsunąć PiS od władzy”. W tym jednym TVP Info nie myli się, opowiadając o #SilniRazem – to rzeczywiście „antypisowcy”, którzy jasno prezentują swój cel. Mają do tego prawo.
Dotychczasowe efekty akcji w sieci są różne. Jedną z najcelniejszych jest inicjatywa #DajPłot – chodzi o zgłaszanie się sympatyków opozycji, którzy mogą udostępnić płot (lub balkon) do rozwieszenia banerów kandydatów.
Jak wynika z tweetów, na takie wsparcie mogą liczyć zarówno politycy KO, jak i Lewicy. Pokazał to choćby Andrzej Rozenek (Lewica), którego baner wisi na tym samym płocie co baner Michała Kamińskiego (kandyduje do Senatu jako wspólny kandydat opozycji).
#SilniRazem podkreślali bowiem wielokrotnie, że zależy im na współpracy na rzecz wszystkich partii opozycyjnych, a nie tylko na pomocy jednemu ugrupowaniu. W jednym z tweetów oficjalnego konta akcji pojawił się nawet apel do opozycji: „Nie atakujcie się wzajemnie! Nie chcemy wojenek! #PaktOpozycji”.
A kiedy po poniedziałkowej zapowiedzi KO nt. akcji rzeczniczka SLD Anna Zukowska skomentowała: „A tyle było dementi tutaj na TT, że #SilniRazem to z #KO nic wspólnego i w ogóle”, wśród odpowiedzi pojawiły się przede wszystkim głosy o tym, że #SilniRazem wspierają całą opozycję, także Lewicę, i nadal zapraszają do współpracy.
Niestety, jest też inny efekt akcji - dołączają do niej bardzo różni użytkownicy Twittera, także ci, którzy rzeczywiście na co dzień hejtują przeciwników politycznych. Posługują się hashtagiem #SilniRazem w obraźliwych i krzywdzących wpisach.
To typowe zjawisko w sieci – nikt nie jest w stanie kontrolować, kto i w jakim wpisie użyje hashtagu. Im dłużej (każdy) hashtag jest w użyciu, tym większe prawdopodobieństwo, że zostanie wykorzystany w sposób niezgodny z intencjami inicjatorów.
Dotyczy to wszystkich tego rodzaju działań w sieci. Tak jest i tym razem, dlatego PiS-owi łatwo było znaleźć hejterskie wpisy oznaczone #SilniRazem. Ba, we wrześniu powstało nawet fake'owe konto akcji @SILNIRAZEMOFFI1, z niewielką liczbą obserwujących, za to z obrzydliwym hejtem wobec PiS-u i jego zwolenników.
To m.in. tweet z tego fake'owego konta pokazał PiS na swojej konferencji prasowej, udowadniając, że #SilniRazem to akcja hejterska.
Do tego, im większe emocje, a te w kampanii wyborczej rosną zawsze, tym więcej jest hejtu wśród zaangażowanych politycznie internautów, niezależnie od tego, którą partię popierają.
Niestety, w ten właśnie układ wpisała się Koalicja Obywatelska, używając właśnie teraz hashtagu twitterowej akcji do działań, których celem jest włączenie wolontariuszy w kampanię wyborczą.
Natychmiast wykorzystał to PiS, który nigdy nie przepuszcza okazji stwarzanych mu przez przeciwników politycznych. Jego działacze podczas konferencji zaprezentowali obraźliwe wpisy z hashtagiem #SilniRazem nie tylko po to, by udowodnić, iż hejt w akcji jest, ale też by obarczyć odpowiedzialnością za niego Koalicję.
Oczywiście nie wspomniano ani słowem np. o tym, że na oficjalnym koncie akcji wielokrotnie pojawiały się apele o to, by nie hejtować, a nawet o zablokowanie niektórych twitterowiczów, właśnie za łamanie ustalonych zasad.
To chyba pierwszy w Polsce przypadek, gdy ktoś ma ponosić odpowiedzialność za wszystkie wpisy z danym oznaczeniem, które pojawiają się w sieci. To kompletnie sprzeczne z zasadami funkcjonowania social media, w których przecież każdy może napisać, co mu w duszy gra, nawet gdy są to najbardziej obraźliwe słowa, i oznaczyć je tak, jak chce. Za treść wpisu odpowiada jego autor, a nie inicjator użycia hashtagu czy ugrupowanie, które po zdobyciu przez hashtag popularności postanowiło go wykorzystać.
Nie ma dziś w sieci dowodów na to, że KO koordynowało akcję #SilniRazem. Nie ma żadnych dowodów na wsparcie tej akcji przez jakiekolwiek instytucje. Teza PiS-u, iż to Koalicja stoi za hejterskimi wpisami z hashtagiem #SilniRazem, nie znajduje obecnie potwierdzenia w sieci.
Twitterowicze, którzy określają się jako „antypisowcy”, chcieli połączyć swoje siły dla wzmocnienia przekazu negatywnego wobec partii rządzącej i dla wsparcia opozycji. Udało im się. Hashtag zyskał popularność, i to bez udziału polityków.
Rosnący w siłę sympatycy opozycji przeszkadzają PiS-owi. Do tej pory to środowiska prawicy realizowały skoordynowane akcje sieciowe, także hejterskie, także systemowe i zinstytucjonalizowane. Nagle okazało się, że przeciwnicy są w stanie w pewnym stopniu wykorzystać te same metody i dzięki temu np. pomagać opozycji w docieraniu do wyborców przez rozwieszanie banerów na płotach i balkonach w całej Polsce.
To jest dla PiS-u realny problem.
Hejterskie tweety, od których organizatorzy akcji się odcinają, służą dziś PiS-owi do tego, by dyskredytować akcję i zdjąć z siebie odpowiedzialność za rzeczywiście systemowy hejt, w którym uczestniczy państwo.
Wystarczy, że atakowani przekazem dnia odbiorcy propisowskich mediów pozostaną z chaosem w głowach i sami nie będą już wiedzieli, kto kogo hejtuje i dlaczego. Wystarczy, że nie połączą hejtu wyłącznie z PiS-em – i zostanie zniwelowany efekt afery w Ministerstwie Sprawiedliwości. Właśnie o to chodzi, a nie o prawdę na temat akcji #SilniRazem.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze