0:000:00

0:00

"Wszystko na to wskazuje, że w Czechach dojdzie do podobnego konfliktu, jaki przeżywa obecnie Polska, choć jego przyczyny są zupełnie różne. Wybory parlamentarne 20-21 października sprawdzą siłę demokracji i dojrzałość społeczeństwa" - pisze dla OKO.press Martin M. Šimečka, wybitny słowacki (wcześniej czechosłowacki) pisarz, eseista i dziennikarz, redaktor naczelny słynnych tytułów – słowackiego „Sme” (1999-2006) i czeskiego „Respektu” (2006-2009), obecnie redaktor w liberalnym piśmie internetowym „Dennik N” (od 2015)*.

12 sierpnia 2017 Šimečka opublikował w OKO.press analizę zwrotu politycznego premiera Słowacji Roberta Fico, który odrzucił antyeuropejski populizm Kaczyńskiego i Orbána i stara się trzymać Zachodu. W Czechach - jak widać - nieoczekiwanie pojawiła się odwrotna tendencja.

Przeczytaj także:

Oto przedwyborcza analiza Martina M. Šimečki dla OKO.press

Rozczarowanie demokracją i zmęczenie wolnością

Na początku września w czeskim parlamencie rozegrała się bitwa, jaka jeszcze nie miała precedensu we współczesnych dziejach kraju. Po burzliwych obradach posłowie pozbawili immunitetu szefa partii ANO (czyli TAK), miliardera słowackiego pochodzenia i niedawno odwołanego ministra finansów Andreja Babiša. Policja podejrzewa go o oszustwa instytucji europejskich, które przyznały mu dotację w wysokości około dwóch milionów euro na budowę luksusowej siedziby o nazwie Bocianie Gniazdo.

Babiš nie ma więc teraz immunitetu i policja może mu postawić zarzuty. Tylko, że jego partia ANO cieszy się obecnie poparciem około 30 proc. i w wyborach parlamentarnych w Czechach (20-21 października 2017) może teoretycznie zdobyć nawet większość mandatów. W takim przypadku

Babiš zostałby premierem i nikt nie ma wątpliwości, że jego pierwszym krokiem byłoby podporządkowanie sobie policji i umorzenie śledztwa.

Kim jest Andrej Babiš

Andrej Babiš jest klasycznym przypadkiem człowieka dawnych elit komunistycznych, który po 1989 roku wykorzystał swe kontakty, wiedzę i kapitał do tego, aby się wzbogacić. W poprzednim ustroju pracował w handlu zagranicznym, a istnieją też dowody, że był agentem ŠtB (czyli czechosłowackiej, komunistycznej służby bezpieczeństwa). Jednak Babiš wciąż domaga się przed sądem, żeby słowacki Instytut Pamięci Narodu wykreślił go z listy agentów.

Wszystko to można by było uznać za typowy przykład problemów postkomunistycznych – gdyby Babiš szanował demokratyczne zasady. On jednak

otwarcie głosi, że chciałby kierować państwem tak, jak swoją własną firmą Agrofert (działa głównie w branży produktów rolnych i spożywczych) i że partia ANO „to ja”.

Istotnie, w ciągu ostatnich sześciu lat zbudował ją jako monolit złożony z lojalnych poddanych, którymi rządzi żelazną ręką. Wszystko to (a także wiele innych faktów) sprawia, że po raz pierwszy od 1989 roku w czeskich wyborach naprawdę chodzi o to, czy przetrwa demokracja i jej instytucje, formalnie niezależne od polityków.

Wszystkie pozostałe partie polityczne twierdzą co prawda, że jeśli Babiš będzie potrzebował partnera koalicyjnego, to one nie utworzą z nim rządu, jednak nie bardzo można opierać się na takich deklaracjach. Żadna bowiem z tych partii nie przekracza w sondażach 15 proc. poparcia, są ze sobą nawzajem skłócone i trudno sobie wyobrazić, by razem udało im się zmontować większość bez Babiša.

Pytanie „za milion” brzmi więc: co się stało z Czechami, że nagle aż tylu z nich chce głosować na człowieka o wyraźnych skłonnościach dyktatorskich?

Odpowiedzią na to jest to, co widzimy wszędzie wokół siebie: rozczarowanie demokracją i zmęczenie wolnością.

W dodatku Babiš to doskonały manipulator i jest właścicielem wpływowych czeskich mediów m.in. „Mladá fronta Dnes” i "Lidove noviny". Ma też szczególny urok „ludowego poczciwca”, który przekonuje wyborców, że klasa polityczna dlatego chce go usunąć za to, że walczy z korupcją w państwie.

Jakie partie mają szansę przeszkodzić Babišowi?

To przede wszystkim socjaldemokracja (ČSSD), która wygrała ostatnie wybory i wraz z ANO tworzy teraz rząd koalicyjny. Mimo wyraźnego sukcesu gospodarczego kraju i najniższego bezrobocia w całej Europie partii nie udało się jednak przekonać wyborców, że to głównie jej zasługa. W ciągu czterech lat straciła 10 pkt proc. poparcia, zjeżdżając z 25 do 15 proc. Choć wewnętrznie podzielona na skrzydło nowoczesne i konserwatywne, jest jednak partią demokratyczną, o dość przychylnym stosunku do Unii Europejskiej.

Jej wieloletnim rywalem ideowym jest prawicowa Obywatelska Partia Demokratyczna (ODS), którą popiera około 10 proc. wyborców. Partia powoli podnosi się z upadku, do jakiego sama doprowadziła arogancją i skandalami korupcyjnymi w okresie jej rządów.

Teoretycznie ODS mogłaby współpracować z ČSSD przeciwko Babišowi, ale dzieli ich wieloletnia nienawiść (Polakom pewnie coś to przypomina),

a w dodatku ODS jest bardzo konserwatywna i antyeuropejska.

Kolejni ewentualni sojusznicy to

  • liberalno-prawicowa partia TOP 09 – jedyna zdecydowanie proeuropejska – mająca około 7 proc. zwolenników, umiarkowanie konserwatywni ludowcy (KDU-ČSL) i
  • relatywnie nowe ugrupowanie STAN (Starostowie i Niezależni), złożone z popularnych i pragmatycznych polityków samorządowych – obie te formacje też mają po około 7 proc.

Problemem wymienionych wyżej partii jest jednak ich niestabilny elektorat, więc słupki poparcia mogą się szybko zmienić, a przytoczone tu liczby nie dają żadnych gwarancji.

  • Za to niemal pewne 10 proc. (a może nawet więcej) uzyskają czescy komuniści (KSČM), partia typu stalinowskiego, która niezmiennie trwa w czeskiej polityce od 1989 roku dzięki głosom starszego „elektoratu socjalnego” i nowym „głosom przekory”.
  • Na drugim biegunie jest jeszcze radykalna prawica Tomio Okamury – kolejne egzotyczne ugrupowanie (Okamura jest na wpół Japończykiem, co nie przeszkadza mu wyznawać ksenofobicznych poglądów), świadczące o chaosie i goryczy w duszach czeskich wyborców. Również Okamura może się dostać do parlamentu (w poprzednich wyborach zdobył ponad 6 proc. głosów).

Co gra w duszy czeskiego wyborcy

Przed pojawieniem się Babiša w 2011 roku czeska scena polityczna była wzorem stabilności, rozdzielona równomiernie na lewicę i prawicę, „obrotowych” ludowców i konsekwentnie bojkotowanych komunistów. Jednak wyborców coraz bardziej irytowała pleniąca się korupcja.

Paradoksalnie w chwili, gdy elita polityczna wysłuchała „głosu ludu” i uwolniła ręce aparatu sprawiedliwości, który zaczął ścigać korupcję wielu prominentnych działaczy, ludzie jeszcze mocniej się wściekli.

Mogli bowiem „zajrzeć pod dywan” i zobaczyć, że klasa polityczna jest bardziej zepsuta niż myśleli. I wtedy tę złość wykorzystał Babiš. Efektem jest rozpad tradycyjnego schematu politycznego i chaos w kwestii wartości.

Jedną z niewielu wspólnych cech większości partii jest mniejsza lub większa niechęć do Unii Europejskiej (i oczywiście też do wspólnej waluty euro), podzielana przez większość wyborców.

Jednak choć owi wyborcy w ostatnim okresie są coraz bardziej konserwatywni – na przykład w niechęci do imigrantów i muzułmanów, to w odróżnieniu od Polski wpływy Kościołów są minimalne, bo Czechy są tradycyjnie ateistyczne. Ale wszystko na to wskazuje, że

w Czechach dojdzie do podobnego konfliktu, jaki przeżywa obecnie Polska, choć jego przyczyny są zupełnie różne.

W Czechach nie ma bowiem istotnego sporu politycznego w kwestii dziedzictwa 1989 roku, nie toczy się żadna dramatyczna wojna o prawa homoseksualistów czy o aborcję, a także w sumie panuje zgoda co do tego, że czeskie państwo ma realizować humanistyczne przesłanie swego założyciela Tomáša Garrique Masaryka. Dlatego znacznie trudniej jest zorientować się w duszy czeskiego wyborcy, który z jednej strony czci Masaryka czy Václava Havla, a z drugiej – głosuje na Babiša. Wydaje się, że

część tego społeczeństwa jest tak bardzo sfrustrowana polityką tradycyjnych partii i na tyle uległa wulgarnemu populizmowi prezydentów Václava Klausa czy Miloša Zemana, że utraciła instynkt samozachowawczy.

W przypadku triumfu Babiša ta część społeczeństwa wkroczy w ostry konflikt z drugą, która jest zdecydowana bronić demokracji.

Wyniku tego starcia nie da się dziś przewidzieć

Faktem jest, że takie czeskie instytucje jak Trybunał Konstytucyjny, prokuratura generalna czy publiczna telewizja i radio mają wyjątkowo mocną pozycję i cechuje je wysoki poziom profesjonalizmu. Nie będzie łatwo je opanować politykom, bo silne są także organizacje pozarządowe i intelektualna elita, w większości liberalna. Jednak przykłady z Polski czy Węgier pokazują, że dla chcącego…

Ale jest jeszcze jedna nadzieja. Na początku 2018 roku odbędą się wybory prezydenckie, które mógłby wygrać demokratyczny, przyzwoity kandydat. Co prawda obecny kontrowersyjny prezydent Miloš Zeman szykuje się do pojedynku, ale jego stan zdrowia szybko się pogarsza, a coraz bardziej wulgarny słownik świadczy o tym, że więdnie także jego – dawniej bardzo bystry – umysł.

Co prawda prezydent nie ma w Czechach zbyt wielkich kompetencji, ale to jednak pierwsza osoba w państwie, która tradycyjnie cieszy się ogromnym autorytetem społecznym ( i to bez względu na to, kto akurat przebywa na praskich Hradczanach).

W każdym razie październikowe wybory parlamentarne w będą wielkim testem czeskiej dojrzałości. Wielu intelektualistów i dziennikarzy twierdzi, że w czeskim społeczeństwie drzemią demony, które właśnie teraz się budzą – podobnie, jak zbudziły się w wyborach 1946 roku, gdy Czesi demokratycznie wybrali komunistów i wyrzekli się demokracji.

*Martin M. Šimečka (ur. 1957)słowacki pisarz, eseista i dziennikarz. Pochodzi z czesko-słowackiej rodziny, więc pisze zarówno po słowacku, jak i po czesku. Jest synem zmarłego w 1990 roku filozofa i eseisty Milana Šimečki, czołowego działacza opozycyjnej Karty 77, a po 1989 r. – doradcy prezydenta Václava Havla.

Z powodu działalności ojca komunistyczne władze uniemożliwiły mu studia i do czasu Aksamitnej Rewolucji 1989 roku musiał pracować fizycznie, a jego teksty literackie ukazywały się wyłącznie w obiegu niezależnym. W drugiej połowie lat 80. był współtwórcą i redaktorem podziemnego pisma filozoficzno-literackiego „Fragment K”.

W okresie Aksamitnej Rewolucji w listopadzie 1989 był jednym z liderów słowackiego ruchu Społeczeństwo Przeciw Przemocy, które przez trzy lata współrządziło Czechosłowacją (wspólnie z czeskim Forum Obywatelskim), jednak Šimečka wkrótce wycofał się z aktywnej działalności politycznej – założył wydawnictwo filozoficzno-literackie Archa i pisywał teksty dziennikarskie

W latach 1999-2006 był redaktorem naczelnym głównego dziennika słowackiego – „Sme”, a w latach 2006-2009 kierował najważniejszym czeskim tygodnikiem „Respekt”, gdzie następnie aż do 2016 roku pełnił funkcję redaktora. Obecnie jest redaktorem słowackiego liberalnego „Dennika N”.

Autor zrezygnował z honorarium wyrażając w ten sposób wsparcie dla OKO.press

Tłum. Andrzej S. Jagodziński, tłumacz (m.in. Havla, Skvoreckiego, Kundery, Hrabala), dziennikarz m.in. RWE i Wyborczej, dyplomata

;

Komentarze