0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

Trwa, głównie na łamach „Rzeczpospolitej”, dyskusja o „wydawaniu wyroków” w Trybunale Konstytucyjnym przez nie-sędziów. Nie chodzi jednak bynajmniej o dublerów. Zaczęło się od wywiadu sędzi Julii Przyłębskiej dla PAP, która odkryła ten "proceder", przejąwszy obowiązki prezesa Trybunału i zleciwszy „audyt”. Okazało się, że w Trybunale prezesa Andrzeja Rzeplińskiego, do pisania projektów wyroków zatrudniono – w drodze konkursu - osoby z zewnątrz. Wspierały asystentów sędziów.

Na to oburzył się w TVP Info wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki (magister politologii): "To oznacza, że te wielkie autorytety prawne nie potrafią, albo nie chce im się pisać wyroków, czyli wykonywać podstawowego zadania, do którego są przeznaczeni. Oni jedynie potrafią wyrazić to, co myślą tylko w jednej sprawie, w sprawach politycznych”.

Asystenci są potrzebni i są w każdym wyższym sądzie

Rzeczywiście, wygląda kiepsko. Z tej perspektywy. Tyle, że asystentów mają nie tylko sędziowie w TK, ale także w NSA, SN i w sądach powszechnych. Ich zadaniem jest m.in. pisanie projektów pism procesowych i wyroków. Ale nie według własnego widzimisię, tylko na polecenie sędziego.

To sędzia dostaje sprawę, ma jakiś pomysł na wyrok i zleca asystentowi zebranie materiałów. Na ich podstawie tworzy coraz bardziej konkretną wizję wyroku. Asystent pisze kolejne wersje kierując się jego uwagami. A potem zaczynają się dyskusje składu orzekającego, znowu przerabianie – czasem pisanie od zera – projektu wyroku tak, by znaleźć dla niego poparcie większości sędziów.

O mechanizmie pracy nad wyrokiem, jaką wykonują sędzia sprawozdawca wraz z asystentem (czasem z asystentami), opowiedział 4 września 2017 roku w „Rzeczpospolitej” prof. Stanisław Biernat, były wiceprezes TK. Wyjaśnił też, że w 2015 roku do tej pracy wynajmowano też na umowy o dzieło osoby z zewnątrz, jako że zbliżał się czas, gdy z Trybunału miało odejść pięciu sędziów i trzeba było zdążyć z osądzeniem prowadzonych przez nich spraw. Nie byli to ludzie przypadkowi, tylko prawnicy z tytułami naukowymi i renomą. Podobnie, jak „kimkolwiek” nie są – a przynajmniej w Trybunale przed dobrą zmianą nie byli – etatowi asystenci sędziów.

Oczywiście nie jest wykluczone, że gdy do Trybunału zostaje wybrana osoba, która nie ma wystarczającej wiedzy i doświadczenia, a czasem innych walorów osobistych, by sprostać roli sędziego (a w sytuacji, gdy posłowie kierują się przede wszystkim kryteriami politycznymi, jest to całkiem prawdopodobne), asystenci będą pisać projekty uzasadnień za sędziego.

A także w sytuacji, gdy sędzia nie nadąża sądzić. Wtedy może się on bezrefleksyjnie godzić na to, co zaproponują asystenci. Ale przy rozpatrywaniu merytorycznym i tak zawsze jest przynajmniej jeszcze dwóch innych sędziów do każdej sprawy, więc nie można powiedzieć, że „orzekają asystenci”.

Wyrzucanie "nie swoich" asystentów

Asystenci są także w sądach konstytucyjnych innych krajów – łącznie z Sądem Najwyższym USA. I wszędzie podobnie wygląda ich praca i wpływ na orzecznictwo.

„Od zawsze” asystenci byli też w polskim TK, wiec nagłe odkrycie, że pracują z sędziami nad wyrokami, wydaje się dość dziwne.

Choć w przypadku Trybunału Dobrej Zmiany – nie do końca. Bo prezes sędzia Przyłębska z dublerem sędziego Mariuszem Muszyńskim pozbyli się z Trybunału znakomitej większości asystentów dotychczasowych – najczęściej zmieniając im warunki pracy tak, że mieli się codziennie meldować w Trybunale, nawet jeśli mieszkają w innych miastach. Poprzyjmowano na ich miejsca nowych ludzi. Być może ci nowi asystenci rzeczywiście już nie piszą projektów wyroków, bo Trybunał jakby przestał orzekać.

Porównując „normalny” rok Trybunalski – 2014, do półrocza Trybunału Dobrej Zmiany – 2016, TDZ orzeka dwukrotnie mniej, niż TK. Przez pół roku w 2014 TK wydał 34 wyroki, a przez pół roku 2016 TDZ wydał ich 17.

Wygląda więc na to, że nowi asystenci nie tylko „nie piszą wyroków”, ale w ogóle niewiele co robią. A uposażenie pobierają.

Specjalny status asystentek i doradcy Przyłębskiej

Sama Julia Przyłębska przywiozła ze sobą z Poznania dwie asystentki. Mieszkają w Poznaniu i nie meldują się codziennie w Trybunale, ale ich nie obowiązują zasady, które uniemożliwiły pracę dawnym asystentom. Podobnie jak nie obowiązuje ich zakaz innej pracy niż naukowa: jedna z asystentek sędzi Przyłębskiej łączy pracę w TK z prowadzeniem praktyki adwokackiej. Druga pracuje w poznańskim sądzie.

Sędzia Przyłębska nie może narzekać na brak wsparcia. Oprócz Mariusza Muszyńskiego, który od początku wyręcza ją w pełnieniu obowiązków prezesa TK (zanim został uznany przez prezydenta Dudę za wiceprezesa TK miał do tego specjalne upoważnienie), i oprócz dwóch asystentek ma też pięciu „doradców”.

Nie wiadomo dokładnie, jaki jest podział zadań między asystentki i doradców. Ale wydaje się pewne, że „nie piszą wyroków” i w ogóle nie wtrącają się w pracę orzeczniczą sędzi Przyłębskiej, bo

przez 20 miesięcy sądzenia w Trybunale Julia Przyłębska nie doprowadziła do wyroku ANI JEDNEJ sprawy, w której została wyznaczona sprawozdawcą.

Wydała za to (przez 20 miesięcy) cztery postanowienia. W tym trzy o umorzeniu sprawy (czyli, że nie będzie się nią dalej zajmować, w tym np. sprawą o dostęp do informacji publicznej i o zasiłek chorobowy) i jedno postanowienie o odmowie wyłączenia sędziego (chodziło o wniosek RPO o wyłączenie z sądzenia sprawy dwóch dublerów).

Tak Trybunał Dobrej Zmiany radzi sobie bez asystentów „piszących wyroki”. A wszyscy: tak sędziowie, jak służby prawne Trybunału, zarabiają tak samo, jak zarabiano w Trybunale przed dobrą zmianą. Widać sędziowie i asystenci dostali inne zadania.

;

Udostępnij:

Ewa Siedlecka

Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.

Komentarze