0:000:00

0:00

Przeżywamy dzisiaj ważną rocznicę. Dokładnie 20 lat temu, 29 grudnia 2000 roku, odbył się pierwszy konkurs skoków Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 2000/2001. Po pierwszej serii 23-letni Polak Adam Małysz zajmował szóste miejsce. W drugiej oddał fantastyczny skok na odległość 132,5 metra. Ostatecznie była to w drugiej serii skoków druga odległość.

Autor tego tekstu miał wówczas osiem lat i popłakał się ze wzruszenia. Wydawało się wówczas, że nie ma nic ważniejszego niż mężczyźni fruwający na nartach. Od tego czasu wiele się zmieniło, skocznia w Oberstdorfie jest większa, poziom skoków stoi na wyższym poziomie, a mój entuzjazm wobec skoków narciarskich nieco osłabł.

Rządzący Polską natomiast tkwią do dziś w świecie ośmiolatka, w którym skoki narciarskie i wyniki Polaków są najważniejszą sprawą na świecie.

Od razu trzeba powiedzieć jasno – nie ma nic złego w emocjonowaniu się zawodami sportowymi. Nie tego oczekujemy jednak od najważniejszych polityków w kraju.

Był wirus i go nie ma

Równo 20 lat po skoku, który dla młodego sportowca z Wisły był początkiem drogi na sam szczyt profesjonalnego sportu, sprawa zawodów w Oberstdorfie znów jest na czołówkach polskich mediów. Tym razem głównym aktorem jest koronawirus. Przejdźmy krótko przez wydarzenia sprzed zawodów.

Dwa dni przed zawodami, 27 grudnia, jeden z polskich skoczków – Klemens Murańka – otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Żaden inny polski skoczek nie otrzymał pozytywnego wyniku, ale ze względu na możliwość kontaktu między zawodnikami, wykluczono wszystkich Polaków z konkursu zaplanowanego na 29 grudnia. Pozytywny wynik otrzymał również fizjoterapeuta niemieckiej kadry, jednak Niemcy podali, że został odizolowany na tyle szybko, że niemieckich zawodników nie trzeba było z zawodów wykluczać.

Polaków testowano ponownie – wszystkie wyniki, również Murańki – zarówno wczoraj wieczorem i dziś rano – wróciły negatywne. A to oznaczało, że pozytywny wynik był błędny i Polacy zostali do zawodów przywróceni.

Mogłoby się wydawać, że to zwykła historia sportowa w czasach pandemii. Problemy mają wszystkie dyscypliny. Kłopoty nie omijają także skoków – na COVID-19 chorował dwukrotny zwycięzca Pucharu Świata, Austriak Gregor Schlierenzauer. Zarazili się również jego koledzy z reprezentacji i trener. Przez wykluczenie ważnych zawodników z zawodów, Austriacy w klasyfikacji narodowej zajmują teraz czwarte miejsce, chociaż w zeszłym sezonie skończyli na drugim miejscu.

Ale gdy Polacy cierpią, dla rządu PiS nigdy nie jest zwykła sprawa ani błędny test, ale spisek przeciwko narodowym interesom. Czyli sprawa wagi państwowej.

Rząd daje odpór

Rząd PiS ma obecnie mnóstwo na głowie: przygotowanie systemu szczepień, ograniczenie rozwoju epidemii, ratowanie polskich firm, które upadają przez wprowadzone obostrzenia. Zawsze jednak znajdzie się czas, aby państwowy aparat zaangażować w walkę o polskich skoczków.

Od październikowej rekonstrukcji rządu ministrem odpowiedzialnym za sport jest Piotr Gliński. Na Twitterze zapowiedział, że ministerstwo będzie walczyć o przywrócenie Polaków do zawodów.

Dalej poszedł premier Mateusz Morawiecki. W poście na Facebooku napisał, że „nie możemy lekceważyć zagrożenia wynikającego z epidemii, ale nie może być też zgody na rażącą niesprawiedliwość, jaka spotkała naszą reprezentację skoczków narciarskich w rozpoczynającym się za chwilę Konkursie Czterech Skoczni”.

Następnie zapewnił o swoim pełnym wsparciu i o tym, że w akcję zaangażowały się... polskie służby konsularne. Państwowy aparat został zaangażowany w sprawę, która i tak rozwiązałaby się sama.

Dzwony biją na trwogę

„Wiadomości" TVP poświęciły sprawie w różnych wydaniach aż cztery materiały. Ich tytuły oddają przebieg wydarzeń.

  • „Nasi skoczkowie wykluczeni z 1. Konkursu TCS”;
  • „Niemiecki chaos w Oberstdorfie”;
  • „Szansa na skoki Polaków w Oberstdorfie”;
  • „Nasi skoczkowie wystartują w Oberstdorfie!”.

W materiale z głównego wydania z 28 grudnia, gdy lektor mówi, że „niestety, na nic negatywne wyniki w dodatkowych testach pozostałych członków kadry” w tle słychać dzwony kościelne w Oberstdorfie (bijące zapewne na trwogę), a na ekranie oglądamy niemiecką karetkę. Odbiorca czuje, że polskie skoki narciarskie umierają na naszych oczach, a do wszystkiego przyczyniają się Niemcy.

„Na nic rozgoryczenie polskich skoczków” – słyszymy, a na ekranie pojawia się czarno-białe zdjęcie jednego ze skoczków, Macieja Kota. Złowieszcze napięcie wisi nad polską kadrą. Nad wszystkim czuwa minister Gliński, którego tweety wyświetlane są na ekranie i dają nadzieję.

Jeszcze 28 grudnia sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu Anna Krupka na Twitterze napisała, że „presja ma sens”, gdy dowiedzieliśmy się, że negatywne wyniki we wtorek rano będą oznaczały start Polaków. To samo napisał premier Morawiecki na Facebooku już we wtorek, gdy napłynęła informacja o negatywnych wynikach testów.

Reparacje za brak telemarku

Premier na Facebooku stosuje komunikację grzeczną, do której nie pasuje antyniemiecka atmosfera. Inni politycy PiS w słowach nie przebierają.

Specjalistą jest tutaj Arkadiusz Mularczyk, autor raportu o reparacjach wojennych od Niemiec. Mularczyk zapowiadał w marcu 2018, że raport zostanie zaprezentowany przed końcem roku. W grudniu 2019 raport był „w zasadzie gotowy” a we wrześniu 2020 „finalizowany”. Na szczęście Mularczyk nad raportem wciąż pracuje. Dzięki temu teraz może dopisać rozdział o tym, jak Niemcy prawie wykluczyli Polaków z walki o zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Na Twitterze poseł napisał:

Czytając ten post, można mieć wrażenie, że to właśnie poseł Mularczyk był tym kibicem, który w 2002 roku na zawodach w czeskim Harrahovie rzucał w niemieckiego zawodnika Svena Hannawalda śnieżkami.

Jedziemy z Niemcami

Co nie przystoi premierowi, zrealizować też może pracownik TVP Michał Rachoń. W porannym programie „Jedziemy”, zaprezentowano taki pasek:

Jak to zwykle w TVP: pomieszano wszystko z wszystkim, żeby powtarzać swoje ulubione mantry i wykpić walkę o praworządność w Polsce. Jednym z gości był były kandydat na prezydenta Polski Marek Jakubiak (0,17 proc. głosów), który stwierdził, że „tu się nie ma co śmiać, to jest ewidentne pokazanie stosunku niemieckiego do Polski”. Prowadzący Rachoń nie był jednak zbyt zainteresowany jego wypowiedzią, bo dłuższą chwilę ze skupioną miną sprawdzał coś w telefonie. „Brawo dla pana premiera Glińskiego” – dodał Jakubiak, gdy Rachoń ponownie zwrócił uwagę na swojego gościa.

„Niemcy regularnie dostają łomot od Polaków i mają z tym problem” – podsumował elokwentnie swój wywód Jakubiak, co w końcu wywołało uśmiech na twarzy Rachonia.

Inny gość, Karol Gałecki, zapowiedział, że jego poziom wiedzy o skokach narciarskich jest niski. A następnie zaprezentował, że wcale nie żartuje. Dał też popis swojej ignorancji, mówiąc, że ewentualne wykluczenie z tego konkursu wyklucza sukces na koniec sezonu. Nawet zwycięzcom całego Pucharu Świata w skokach zdarza się regularnie opuścić jeden czy dwa konkursy.

Skoki oglądają Polacy i Niemcy

Skoki narciarskie to sport, który na poważnie uprawia się w kilku krajach na świecie, a sporą publiczność ma w zasadzie tylko w Polsce i w Niemczech. Firma Nielsen co roku przygotowuje dla Międzynarodowej Federacji Narciarskiej raport o widowni zawodów w skokach narciarskich.

Według ich autorskiego współczynnika Event Impressions (powstaje na podstawie uśrednionej widowni telewizyjnej), Polska i Niemcy odpowiadały w sezonie 2018/2019 za 75 proc. widowni, sama Polska – za prawie połowę.

Nielsen nie podaje niestety, ile osób oglądało zawody skoczków w ostatnim sezonie. Znamy natomiast skumulowaną liczbę widzów. Każda osoba, która widziała zawody, powtórkę zawodów lub nawet informację o skokach w serwisie sportowym, jest liczona do takiego zestawienia. Za każdym razem jesteśmy liczeni na nowo, stąd liczby mogą się wydawać abstrakcyjne. W takim zestawieniu Polska zebrała w zeszłym sezonie 966 milionów „widzów”, Niemcy 932 miliony. Trzecia Austria – 115 milionów.

Polscy politycy i telewizja publiczna wypowiedzieli wojnę Niemcom i ją bohatersko wygrali. To oczywiście dobrze, że Polscy skoczkowie w konkursie wystąpią, bo wygląda na to, że pozytywny wynik Murańki był błędny. Życzymy im jak najdalszych skoków. A naszemu rządowi życzymy równie dużego zaangażowania w walkę z epidemią i organizowanie systemu szczepień.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze