0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto VLADIMIR SIMICEK / AFPFoto VLADIMIR SIMICE...

Na zdjęciu: Robert Fico, przewodniczący partii Smer podczas debaty przedwyborczej 26 września 2023. Fot. Vladimir Simicek/AFP

Podczas jednego z przedwyborczych wywiadów, w największej na Słowacji telewizji Markiza, prowadzący, cytując pytanie widza, pyta szefa Chrześcijańskich Demokratów Milana Majerskiego, czy większym zagrożeniem jest korupcja, czy społeczność LGBT.

– Obydwa są nieszczęściem dla jakiegokolwiek kraju, nie tylko Słowacji. To plagi – stwierdza Majerski.

Wypowiedź wywołuje medialną burzę, sam Majerski za nią przeprasza, tłumaczy, jak swego czasu prezydent Andrzej Duda, że nie chodziło mu o osoby nieheteronormatywne, ale ideologię.

– Oczywiście, że to było obrzydliwe i że nas dotknęło. Ale gdyby Chrześcijańscy Demokraci byli najbardziej homofobicznym zjawiskiem na Słowacji, to nie byłoby tak źle. Mamy tu w tej kwestii o wiele radykalniejsze partie – konstatuje gorzko Juraj Martiny z inicjatywy „Povedzme Nie” (Powiedzmy Nie), walczącej m.in. z homofobią.

Smer może wygrać te wybory

Ataki na słowacką społeczność LGBT nie są głównym motywem kampanii poprzedzającej przedterminowe wybory. Sondaże wskazują, że w ich wyniku do władzy, po czterech latach, może wrócić partia Smer SD (Kierunek Socjaldemokracja).

Dla wielu ugrupowanie jest symbolem korupcji i mafijnych układów, z jakimi przez lata zmagała się Słowacja. Smer straciła władzę po głośnym zabójstwie dziennikarza śledczego Janko Kuciaka i jego narzeczonej Marty Kusznirovej. Kuciak zajmował się właśnie m.in. powiązaniami Smeru z mafią.

Dziś jednak partia ta odzyskuje poparcie. Przewodniczący Smeru, były premier Robert Fico (na zdjęciu powyżej, podczas debaty przedwyborczej 26 września), skutecznie wykorzystuje słowacki eurosceptycyzm, rezerwę wobec NATO i Stanów Zjednoczonych i prorosyjskie sympatie znaczącej części społeczeństwa.

Zapowiada między innymi, że jeśli wygra, Bratysława przestanie wspierać napadniętą przez Rosję Ukrainę. Punktuje też chaos, w jakim kraj pogrążył się podczas pandemii, gdy rządzili nim następcy Smeru – mało stabilna i targana osobistymi sporami liderów koalicja, na czele z antykorupcyjnymi populistami z partii OL’aNO.

Wojna, korupcja, migracja

Więc wojna za wschodnią granicą Słowacji i jej skutki – inflacja czy drożyzna – oraz tradycyjnie dla Słowacji korupcja i kryzys migracyjny, nadają ton przedwyborczej debacie. Chwilami bardzo brutalnej, na kopniaki i pięści, jak podczas fizycznej konfrontacji szefa OL’aNO, byłego premiera Igora Matovica i prawej ręki Ficy, byłego ministra spraw wewnętrznych Roberta Kaliniaka.

Ale homofobicznych wątków i propozycji w programach większości ugrupowań nie brakuje.

– Z mojego puntu widzenia ta kampania jest wyjątkowo toksyczna. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby jej efektem był kolejny zamach na naszą społeczność – ocenia kampanię Peter Weisenbacher z zajmującego się prawami mniejszości Inštitút ľudských práv (Instytutu Praw Człowieka).

„Wszyscy jesteśmy Tepláreň”

Do pierwszego zamachu doszło rok temu, 12 października. Skrajnie prawicowy ekstremista zastrzelił wówczas pod bratysławskim klubem Tepláreň dwie osoby. Kameralny klub, właściwie bar, był jednym z nielicznych w stolicy Słowacji miejsc przyjaznych społeczności LGBT.

W chwili zamachu przebywały w nim trzy osoby. Juraj Vankulič i Matusz Horvath zginęli na miejscu. Ciężko ranna Radka Trokšiarová zdołała się ukryć. Nieniepokojony przez nikogo zamachowiec wrócił do domu, opublikował w sieci homofobiczny manifest, a później odebrał sobie życie. Słowacka prokuratura uznała jego działania za pierwszy w historii Słowacji atak terrorystyczny.

Ulicami Bratysławy w milczeniu przemaszerowało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W marszu wzięła udział m.in. prezydentka Słowacji Zuzana Čaputová. Mówiła wprost o tym, że nienawiść wobec mniejszości od lat swoimi „głupimi i nieodpowiedzialnymi wypowiedziami” karmi część słowackich polityków.

Solidarnościowe marsze odbyły się też w sąsiednich Czechach i Polsce, sprawą, w specjalnej uchwale, zajął się Parlament Europejski.

Jeśli chodzi o Radę Narodową – słowacki jednoizbowy parlament, to finalnie nie przegłosował nawet rezolucji potępiającej zamach, przygotowanej przez część posłów.

– Padło wówczas wiele wielkich i pięknych słów. I na słowach się skończyło – mówi dziś o ówczesnym solidarnościowym wzmożeniu na Słowacji Juraj Martiny.

Słowacja konsekwentna w sprawie LGBT+

Zastrzega, że nie ma pretensji do prezydentki Zuzany Čaputovej. Głowa państwa ma pod Tatrami ograniczone kompetencje a jej apele i solidarność okazana społeczności LGBT miały wówczas ogromne znaczenie. Podkreśla też, że słowackie państwo jest na swój sposób konsekwentne – od upadku komunizmu nie zrobiło dla osób nieheteronormatywnych nic.

Nic albo niewiele, zrobiło też dla jedynej osoby ocalałej z zamachu na Tepláreň.

– Od państwa nie dostałam nawet centa zasiłku. Kiedy mnie wypuścili ze szpitala, dalszą rehabilitację załatwiła mi mama. Ona była finansowana z mojego ubezpieczenia, ale sprzęt musiałam sobie kupić sama. Kąpiele lecznicze – z ubezpieczenia tylko do końca ubiegłego roku, w tym już na mój koszt – wspomina Radka Trokšiarová, która po postrzale uczyła się chodzić na nowo.

Od państwa nie dostała nawet pomocy psychologicznej.

– Na szczęście na Słowacji nie brak dobrych ludzi. Wsparły mnie osoby, których nawet wcześniej nie znałam – Radka wciąż zmaga się ze stresem pourazowym, wciąż przeszywa ją lęk, gdy przejedzie obok karetka, albo pęknie dziecięcy balonik. Dlatego też zastrzega, że trudno jej mówić obiektywnie o poczuciu bezpieczeństwa osób nieheteronormatywnych.

Przed nami długi marsz

Pytana o najpilniejsze potrzeby słowackiej społeczności LGBT, Radka Trokšiarová w pierwszym rzędzie wymienia związki partnerskie. A jeszcze lepiej równość małżeńską.

– Ostatnio się dowiedziałam, że małżeństwom przysługują w bankach kredyty z bardzo korzystnym oprocentowaniem. Więc ludzie queer na Słowacji są dyskryminowani nawet w tak prozaicznych obszarach – podkreśla.

Tyle że równość małżeńska wymagałaby zmiany konstytucji. W minionej dekadzie, po naciskach Kościoła katolickiego, rządząca wówczas partia Roberta Ficy zapisała w ustawie zasadniczej przepis o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny.

– Ten homofobiczny artykuł należałoby usunąć. I wprowadzić homofobię do katalogu przestępstw z nienawiści i mowy nienawiści – mówi Peter Weisenbacher.

Radka Trokšiarová wspomina też o legalizacji adopcji czy przysposobienia dzieci, bo wiele z nich żyje w tęczowych rodzinach, w których jeden z faktycznych rodziców nie ma względem dziecka żadnych praw.

Bezpośrednio po zamachu jeden z posłów współrządzącej wówczas partii Sloboda a Solidarita zaproponował przyjęcie przepisów wprowadzających pewną formę związków partnerskich dla osób tej samej płci, zastrzegając od razu, że absolutnie nie chodzi mu o równość małżeńską.

Ówczesny premier Eduard Heger zapowiadał nawet, że rząd przygotuje odpowiedni projekt. Potem wszystko, do czasu kampanii wyborczej, ucichło.

Chcieli zakazać tranzycji

Spośród dwudziestu pięciu partii walczących o mandaty w nowym parlamencie, kwestie dotyczące praw osób LGBT mają dwie. Wspomniana już – i balansująca w sondażach na progu – libertariańska Sloboda a Solidarita oraz stanowiące zaplecze prezydentki Zuzany Čaputovej Progresivne Slovensko. To ostatnie w sondażach depcze po piętach Smerowi, wg niektórych badań ma szansę wybory minimalnie, wygrać.

W ocenie wiceprzewodniczącej tego ugrupowania Lucji Plavákovej, adwokatki i działaczki praw człowieka, równocześnie współzałożycielki stowarzyszenia „Duhove Rodiny” (Tęczowe Rodziny), po zabójstwie Juraja i Matusza sytuacja osób LGBT nad Dunajem nie tylko się nie poprawiła, ale uległa pogorszeniu.

– Pojawił się nawet projekt ustawy, który w praktyce wykluczałby tranzycję – mówi Plaváková. Mówi o zainspirowanym sąsiednimi Węgrami pomysłem, by nie było prawnej możliwości zmiany płci ustalonej przy urodzeniu. Finalnie jednak parlament nie zdążył się nim zająć.

W programie wyborczym Progresivnego Slovenska znajdują się wszystkie z wymienianych powyżej postulatów słowackiej społeczności LGBT, łącznie ze zmianą konstytucji i wprowadzeniem równości małżeńskiej. Plaváková ma świadomość, że ta ostatnia kwestia nie nastąpi szybko.

– Legalizacja związków osób tej samej płci przecież nikomu nie odbierze żadnych praw. Poprawi tylko znacząco życie osób, których bezpośrednio dotyczy – wierzy w zmiany polityczka. Przypomina, że w 2015 roku wg badań połowa Słowaków popierała wprowadzenie związków partnerskich. Cztery lata później było to już blisko 60 procent. Później nikt jednak takich badań nie prowadził

Zdaniem polityczki w tej chwili takim samym problemem, jak homofobiczne propozycje wyborcze, jest sama atmosfera, podkręcana przez kampanię wyborczą.

– Boli mnie, że politycy i polityczki nawet po zabójstwie Juraja i Matusza nie rozumieją mocy i możliwych konsekwencji słów pełnych nienawiści. Że nie powstrzymuje ich nawet śmierć dwóch młodych osób LGBT – podsumowuje.

Homofobi roku

Homo i transfobia ma wśród słowackich elit długą tradycję. Zwykle nie jest zawoalowana, politycy potrafią być wulgarnie bezpośredni. Igor Matovic z OL’aNO nazwał publicznie jednego ze swoich koalicjantów „zasranym pedałem”. Według ostatnich przedwyborczych sondaży jego ugrupowanie dobija do dziesięciu procent poparcia.

Koalicjant Matovica, szef ugrupowania Jsme Rodina – zarazem przewodniczący słowackiego parlamentu Boris Kollár, w przeszłości stwierdził, że miejsce osób nieheteronormatywnych jest w szpitalach psychiatrycznych, nie na ulicy. I że źle się stało, że homoseksualność nie znajduje się już w katalogu chorób.

– Normalna rodzina to mama, tata i dziecko. Albo tata, mama, mama, mama, mama, mama i dzieci. Ale dwóch pedałów i dziecko? To zboczenie – mówił innym razem, nawiązując do tego, że sam ma dwanaścioro dzieci z dziesięcioma partnerkami. Konserwatywna, wbrew stylowi życia swojego lidera Jsme Rodina – czyli Jesteśmy Rodziną – balansuje wokół progu wyborczego.

Potencjalny zwycięzca wyborów – Robert Fico (poparcie około 20 procent), też w przeszłości zdobył przyznawany przez słowackie organizacje równościowe tytuł „Homofoba roku”. W jego wypadku chodziło o wyjątkowo wulgarne uwagi na temat osób trans.

Fico jak Czarnek

Obecnie Fico, formalnie wciąż socjaldemokrata, obiecuje, że jeśli wygra, to jednak przeforsuje przepisy blokujące formalną tranzycję. I wprowadzi kolejne – zakazujące mówienia w szkołach o osobach LGBT.

Bliźniacze propozycje ma postfaszystowska Republika, odwołująca się do dziedzictwa marionetkowego państwa słowackiego z czasów II wojny światowej. W podobnym duchu wypowiadają się też skrajni nacjonaliści z SNS i łagodniej w formie, ale analogicznie w treści, wspomniani na wstępie Chrześcijańscy Demokraci.

Co ciekawe, choć OL’aNO i chadecy są raczej proeuropejscy, w kwestii praw osób nieheteronormatywnych mówią jednak jednym głosem z ugrupowaniami antyunijnymi i prorosyjskimi.

Zdaniem Juraja Martiny odpowiedź na pytanie o taką jednomyślność wśród partii jest prosta – bo to się kalkuluje.

– Słowackie społeczeństwo jest podobne do polskiego czy węgierskiego. Kościół katolicki ma na nie mocny wpływ. Do tego większość mieszkańców żyje w małych, mocno konserwatywnych społecznościach. I na nich otwarta, agresywna homofobia działa – wylicza Martiny.

Wyborcze granie na nienawiści

Peter Weisenbacher zgadza się co do tego, że duża część polityków wierzy w to, że granie na nienawiści da wyborczy zysk. Sam nie jest przekonany, czy tak rzeczywiście będzie.

– Oczywiście, że do elektoratu skrajnych partii to przemawia. Ale gdybym miał obstawiać, to dla większości wyborców znacznie ważniejsza jest sytuacja ekonomiczna czy kondycja szkół albo służby zdrowia – uważa Weisenbacher.

– Jesteśmy na Słowacji przyzwyczajeni do tego, że część partii opiera kampanię na nienawiści. Nienawidzili już Romów, mniejszość węgierską. Teraz celem stali się ludzie LGBT+. Tanie polityczne punkty, których zdobycie jest znacznie łatwiejsze, niż szukanie pomysłów na przyszłość kraju – dodaje Plavakova.

Radka Trokšiarová przyznaje, że sama sobie często zadaje pytanie o to, dlaczego część polityków chce budować na nienawiści. – Nie rozumiem języka przemocy. Nie czuję potrzeby, by komukolwiek urągać.

Kościół się usztywnia

Radka, podobnie jak zdecydowana większość Słowaków, uważa się za osobę wierzącą. Do kościoła już jednak nie chodzi. Podkreśla, że od dziecka uczono ją szerzyć dobro, więc języka, jakim się posługuje dominujący na Słowacji kościół katolicki, ale również część wspólnot ewangelickich, nie rozumie.

– W ubiegłym roku, po zamachu, byłam z prezydentką Čaputovą na audiencji u papieża Franciszka. To też nie zmieniło nastawienia tutejszych hierarchów. Nadal szerzą nienawiść i kłamstwa na nasz temat – mówi gorzko.

Juraj Martiny dodaje, że stanowisko Kościoła się coraz bardziej usztywnia. Wspomina ślub przyjaciół, na którym był kilka dni temu świadkiem. Na kazaniu ksiądz straszył wiernych LGBT i ideologią gender. Wszelkie idące w poprzek takiej narracji wypowiedzi papieża, słowacki Kościół albo bagatelizuje, albo zmienia ich kontekst.

Jak w liście pasterskim skierowanym do wiernych dwa tygodnie przed wyborami. Słowaccy biskupi stwierdzili w nim, że nie wtrącają się do polityki, nie popierają żadnej partii, ale chrześcijanin nie może głosować na polityków popierających równość małżeńską czy – i tu odwołano się bezpośrednio do Franciszka, nie wskazując jednak konkretnego cytatu – szerzących ideologię „gender”.

Peter Weisenbacher podkreśla, że hierarchowie to jedno, a księża, przynajmniej ich część, co innego. I że jest wielu dobrych kapłanów. Jego zdaniem słowacki kościół sam sobie robi krzywdę, bo jego stanowisko coraz bardziej rozjeżdża się z oczekiwaniami wiernych.

– Wydaje mi się, że za dziesięć, piętnaście lat, nie będzie się już dało nazwać Słowacji krajem katolickim, liczba wiernych spadnie poniżej pięćdziesięciu procent – przewiduje.

Dobrze nie będzie

Na razie jest jednak tu i teraz. Czyli wybory. I wielka niewiadoma, co po nich. Środowisko LGBT docenia propozycje wyborcze SaS i przede wszystkim – Progresivnego Slovenska. Moi rozmówcy podkreślają, że na listach tej partii jest wiele wyoutowanych osób, czy wręcz działaczy społeczności, na czele z Plavakovą. Nie bardzo jednak wierzą w to, że nawet w wypadku wygranej sił proeuropejskich, tym dwóch ugrupowaniom uda się przeforsować swój równościowy program.

– Obawiam się, że finał będzie taki jak zawsze. Żeby znaleźć większość, sprzyjające nam ugrupowania będą musiały wejść w koalicję z konserwatystami. Ceną za porozumienie okażą się propozycje korzystne dla osób nieheteronormatywnych. Ale oczywiście chciałbym się mylić – mówi Juraj Martiny.

Zwycięstwo drugiej – homofobicznej strony, też niesie za sobą wiele niewiadomych. Zaniepokojonym antyunijną i antyukraińską retoryką zachodnim politykom Fico Ostatnio sugerował, że kampania wyborcza ma swoje prawa. W domyśle, by nie traktować dosłownie wszystkiego, co mówi wyborcom.

– Fico zaczynał swoją karierę jako prozachodni socjaldemokrata. Teraz w retoryce nie różni się niczym od skrajnej prawicy. Nikt nie wie, jak się zachowa, jeśli odzyska władzę – przyznaje Peter Weisenbacher.

Podkreśla, że jeśli chodzi o społeczność LGBT, to trudno jej na Słowacji coś zabrać, bo i tak niczego nie ma. Można natomiast pogorszyć prawną sytuację osób trans.

– I obawiam się, że jeśli Robert Fico będzie musiał przykryć jakiś krajowy problem, czy własne niepowodzenie, to bez wahania sięgnie po takie pomysły – przewiduje szef Inštitútu ľudských práv.

Tu jest mój dom. Na razie

O tym, że od lat osoby LGBT wyjeżdżają ze Słowacji, w poszukiwaniu przyjaźniejszych miejsc, ale też uciekając przed poczuciem zagrożenia, mówią wszyscy moi rozmówcy. Zdaniem polityczki Lucji Plavakovej, trend nasilił się po zamachu na Tepláreň.

Niedawno wyjechał były partner Juraja Martinego, wcześniej prowadzący, z powodzeniem, popularny bratysławski teatr.

– Zapytałem go, dlaczego emigruje. Odpowiedział, że atmosfera tutaj zaczyna przypominać tę w Niemczech tuż przed przejęciem władzy przez Hitlera. Oczywiście nie wszyscy odbieramy to tak dramatycznie, ale napięcie w społeczności LGBT+ jest wyraźnie wyczuwalne – mówi Martiny.

Radka Trokšiarová, którą homofobia dotknęła najbardziej, nigdzie się nie wybiera.

Słowacja to jej dom, miejsce, gdzie ma rodzinę i przyjaciół i gdzie widzi swoją przyszłość:

– Ale oczywiście, jeśli przestanę czuć się tu bezpiecznie, jeśli nie będę mogła żyć tu z godnością, to pewnie zacznę się zastanawiać.

;
Na zdjęciu Jakub Medek
Jakub Medek

Polski dziennikarz radiowy i prasowy czeskiego pochodzenia. Obecnie związany z radiem TOK FM, wcześniej z Gazetą Wyborczą. Specjalizuje się m.in. w prawach człowieka, migracji oraz z racji wykształcenia i miejsca zamieszkania (Podlasie), w ochronie przyrody. Ale najchętniej przybliża -m.in. w podcaście Czechostacja - polskim czytelnikom i słuchaczom to, co dzieje się w jego ojczystych stronach, czyli na południe od Sudetów i Tatr.

Komentarze