W sprawie Fundacji Otwarty Dialog polskie służby specjalne nie wykazały profesjonalizmu. W efekcie doszło do poważnej dyskredytacji Polski jako aktora walczącego z rosyjską agenturą. Powinniśmy się domagać, by nasze służby broniły nas, a nie kompromitowały, by państwo polskie działało maksymalnie transparentnie i zgodnie z literą prawa
Kilkanaście dni temu na wniosek Polski z Unii Europejskiej została wydalona prezes Fundacji Otwarty Dialog Ludmiła Kozłowska. Kozłowska oskarżyła polskie władze o prześladowanie polityczne, odwet za krytyczne wobec PiS działania jej męża Bartosza Kramka oraz samej Fundacji.
To wydarzenie wywołało ogromne kontrowersje. Po jednej (głównie prawicowej) stronie pojawiły się oskarżenia pod adresem FOD. Po drugiej, oskarżenia o antydemokratyczne działania władz.
Problem polega na tym, że z pozycji zwykłych obywateli, publicystów czy nawet ekspertów, tego sporu nie da się rozstrzygnąć.
Ani jedna, ani druga strona nie dysponuje bowiem twardymi dowodami. Ponieważ takie dowody nie leżą na ulicy, mogą je zdobyć tylko profesjonalne służby. I tylko one mają do tego odpowiednie instrumenty.
Spór jest więc w jakimś sensie próżny. Co więcej, przysłania on inne, znacznie ważniejsze kwestie: po pierwsze, jakie są konsekwencje wydalenia Kozłowskiej dla Polski i polskich obywateli; po drugie, co sytuacja ta oznacza dla innych opozycyjnych organizacji pozarządowych w naszym kraju. Prodemokratyczne środowiska w Polsce stanęły bowiem wobec bardzo ważnego dylematu: wyboru pomiędzy obroną wolności organizacji pozarządowych, a solidarnością z własnym państwem w obliczu ewentualnego zagrożenia ze strony „wielkiego brata”?
Otóż efekty całej operacji nie napawają optymizmem. Przede wszystkim działania wobec Fundacji pokazały nieprofesjonalizm polskich służb specjalnych. Jeśli Otwarty Dialog i jego Prezes rzeczywiście stanowi zagrożenie dla polskiego bezpieczeństwa należałoby oczekiwać, że polskie służby:
Nic takiego się nie wydarzyło. Unijni partnerzy byli najwyraźniej zaskoczeni, a komunikat rządu był niejasny i enigmatyczny. Rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych powołał się na „poważne wątpliwości” dotyczące finansowania Fundacji Otwarty Dialog. W konsekwencji w UE natychmiast podniosły się głosy oskarżające polskie władze o używanie unijnych instrumentów przeznaczonych do walki z przestępcami do uciszania wewnątrzpolitycznych oponentów. Bilans całej operacji jest dla Polski zdecydowanie negatywny. Bo jeśli FOD rzeczywiście prowadzi podejrzane działania, będzie mógł to robić teraz w nimbie bohatera obrońcy demokracji, poza tym doszło do poważnej dyskredytacji Polski, jako aktora walczącego z rosyjską agenturą.
Nieporadne działanie służb i brak zaufania do rządu nie zwalnia poszczególnych obywateli i prodemokratycznych organizacji z odpowiedzialności za wikłanie się w pułapki zastawione przez Putina. O kontrowersyjnych koneksjach FOD pisano i mówiono od lat (znacznie przed rządami PiS). Można śmiało powiedzieć, że w tym obszarze nie ma drugiej organizacji otoczonej do tego stopnia klimatem podejrzeń i niejasności. Przy czym oprócz publikacji polskich, informacje o dwuznacznych działaniach Otwartego Dialogu pojawiły się także w Mołdawii i na Ukrainie. Nie można tego lekceważyć. Apel o przyznanie Pani Kozłowskiej obywatelstwa jakiegoś państwa unijnego, który podpisało wiele znanych osób, jest w tej sytuacji wyrazem nieodpowiedzialności. Ryzyko, że buduje się „legendę” dla organizacji podwójnego zastosowania jest tu zbyt duże.
Milczenie w sprawie FOD również nie jest rozwiązaniem. Metoda na „rosyjskiego agenta” może mieć kolejne zastosowania. Od przypadków pozornie oczywistych, szybko można przejść do każdego innego. Przypominam, że Mateusz Piskorski, proputinowski polityk, siedzi w areszcie bez procesu już ponad dwa lata i mało kto się o niego upomina.
Co należy robić?
Trzeba bronić zasad, a nie Otwartego Dialogu. Domagać się, by państwo polskie działało maksymalnie transparentnie i zgodnie z literą prawa. Domagać się, by nasze służby broniły nas, a nie kompromitowały. Domagać się, aby Polska była wiarygodna wobec sojuszników, by służby specjalne krajów UE otrzymały przekonujące informacje, że wydalenie Ludmiły Kozłowskiej to nie sprawa polityczna, a przeciwdziałanie realnemu zagrożeniu bezpieczeństwa dla państwa polskiego.
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz jest ekspertką polityki międzynarodowej, b. wiceminister w MSZ, b. ambasador RP w Moskwie. Obecnie dyrektorka forumIdei, think tanku w Fundacji Batorego
Dyrektorka instytutu Strategie2050. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012-2014) oraz ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (2014-2016). Po zakończeniu służby dyplomatycznej kierowała programem Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, a następnie think tankiem Fundacji - forumIdei.
Dyrektorka instytutu Strategie2050. Pełniła funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych (2012-2014) oraz ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej (2014-2016). Po zakończeniu służby dyplomatycznej kierowała programem Otwarta Europa Fundacji im. Stefana Batorego, a następnie think tankiem Fundacji - forumIdei.
Komentarze