6 stycznia Niemcy mieli wreszcie okazję obejrzeć "Smoleńsk" Antoniego Krauzego. Polska grupa animatorów kultury dokonała tego, co nie udało się ambasadorowi Przyłębskiemu - zorganizowała pokaz filmu w znanym berlińskim kinie Babylon. Komercyjnie, jak normalny film. OKO.press rozmawiało z Adamem Gusowskim, członkiem Klubu Polskich Nieudaczników
„Normalność, to jest właśnie to, co chcieliśmy osiągnąć - mówi Adam Gusowski z Klubu Polskich Nieudaczników, organizacji, której celem jest stworzenie przestrzeni do dialogu polsko-niemieckiego. - Żeby można było obejrzeć ten film tak normalnie, jak każdy inny, móc go ocenić z artystycznego punktu widzenia, jak każde dzieło. Chcieliśmy normalnie usiąść i rozłożyć ten film na czynniki pierwsze. Bez szyderstwa, ale bez klękania na kolana”.
Z relacji Gusowskiego wynika, że to się udało. Film zobaczyło ponad 500 widzów - w większości Polaków. Ale było też wielu Niemców. Przyszło też sporo obcokrajowców.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że, choć ambasadora RP w Niemczech, Andrzeja Przyłębskiego na sali nie było, ktoś zdawał mu relację z wydarzenia.
„Chciałbym zaznaczyć, że dla nas katastrofa smoleńska nie jest powodem do żartów - to była wielka tragedia, dla Polski i dla świata. Mamy głęboki respekt dla ofiar i ich rodzin. Chcieliśmy, żeby ten szacunek był też widoczny w czasie pokazu".
Po filmie odbyła się dyskusja panelowa, w której uczestniczył dr Piotr Olszówka, historyk sztuki, i niemiecki dziennikarz, Philipp Fritz. Obaj, jak podaje PAP, uznali film za dzieło propagandowe. Dla Fritza w dodatku nieudane.
„W tym filmie są elementy komiczne, ale to nie dlatego, że temat jest śmieszny. Chodzi o dialogi - są kanciaste, sztuczne, nie pasują do sceny. Chodzi też o połączenie tych dialogów z grą aktorską. W trzech czy czterech momentach widzowie parsknęli śmiechem właśnie dlatego. Były też momenty, gdy była cisza jak makiem zasiał - to był wyraz szacunku."
„Sądzę, że był to pokaz, którego każdy reżyser by sobie życzył. Widownia była czujna, uważna, krytyczna, ale były też momenty nietykalne. Oczywiście, że można byłoby z tego pokazu zrobić dowcip, wyśmiać, i zapewne by się to udało.
Ale nie o to nam chodziło. Chcieliśmy pociąć go skalpelem, przebić balonik, bez zadęcia, bez klękania go ocenić".
Ze scen, które rozbawiły widzów, Adam Gusowski pamięta tę, gdy główna bohaterka pyta swojego partnera: „Byłeś kiedyś tak kurewsko oszukany?" Niezbyt przychylnie ocenili też scenę seksu między główną bohaterką i jej partnerem.
„Na scenę z oficerami z Katynia nie byłem kompletnie przygotowany, nie wiedziałem, że taka jest w tym filmie. Była totalna cisza, ludzi wbiło w fotele, zaczęli uciekać wzrokiem, byli zażenowani i zszokowanie. Nie rozumieli, o co chodzi. Bo ta scena jest po prostu bezwstydna. Jak można to porównywać?"
„Cezary Gmyz, korespondent TVP Info, zauważył, że w kinie pito alkohol. Tak jakby ten film to była jakaś msza, świętość, a kino stawało się kościołem, w którym piwa pić nie wolno. To brak dystansu do filmu jako do medium." 2 stycznia w TVP Info Cezary Gmyz zarzucał Nieudacznikom, że chcą „Smoleńsk" wyśmiać. „Ale nie przyszedł do nas i nie zapytał".
Reakcjami na inicjatywę członkowie Klubu są zresztą zaskoczeni. „Była fala hejtu ze strony polskiej prawicy, a na to nie byliśmy gotowi, bo nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło. To taka naiwność z naszej strony. Zarzucili nam, że jesteśmy finansowani przez rząd niemiecki, który współpracuje z Kremlem".
Dla „Do rzeczy" o projekcji pisał Cezary Gmyz: „Na widowni znalazły się m.in. osoby związane z Komitetem Obrony Demokracji, widzowie w kluczowych momentach filmu wybuchali śmiechem". Tekst był zatytułowany "Salwy śmiechu podczas pokazu Smoleńska w Berlinie." Adam Gusowski: "żadne salwy! Raczej parsknięcia niedowierzania czy zdziwienia".
Dwa dni przed pokazem portal wPolityce stwierdził, że Klub Polskich Nieudaczników to berlińska przybudówka KOD, co uzasadnił faktem, że Adam Gusowski pracuje w radiu kierowanym przez człowieka, który „aktywnie występuje na kodowskich spędach w Berlinie".
Ale, jak zaznacza Gusowski, były też pozytywne reakcje. I przede wszystkim pokaz cieszył się ogromnym zainteresowaniem - kilkudziesięciu osób nie wpuszczono z powodu braku miejsc.
„Wiedzieliśmy, że pokaz będzie miał charakter polityczno-dyplomatyczny, czy tego chcemy, czy nie. Ale uznaliśmy, że my przecież też tu jesteśmy, to nasze miasto. To nie musi być domena tylko jednej strony. To było spontaniczne i szczere".
Problem polega na tym, że co udało się Nieudacznikom, było nieosiągalne dla polskiego ambasadora w Berlinie, prof. Andrzeja Przyłębskiego. Pod koniec 2016 r. dwa kina w Berlinie odwołały projekcję filmu, uzasadniając to kwestiami bezpieczeństwa". Na ostatni pokaz, 7 listopada w kinie CineStar Cubix, ambasada już wysłała zaproszenia. Kilka dni przed projekcją kino wycofało się.
Fot. Adam Gusowski
Klub Polskich Nieudaczników - działa przy Ackerstrasse 168 w Berlinie. Założony w 2001 r. przez polskich emigrantów. Odbywają się w nim koncerty, pokazy filmów, wydarzenia literackie i artystyczne. Jak sami mówią w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", ich celem jest odczarowanie relacji polsko-niemieckich i stworzenie przestrzeni do dialogu polsko-niemieckiego. O historii Klubu przeczytasz tutaj.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze