Według najnowszego sondażu OKO.press połowa Polaków jest przeciw jakiejkolwiek ingerencji UE w polskie sprawy. Ciężko pogodzić ten wynik z tradycyjną narracją o Polakach jako narodzie euroentuzjastów. Także inne wyniki pokazują, że miłość do UE jest jednak płytka, a w elektoratach prawicowych skrzywiona przez pryzmat narodowego interesu i dumy
W sierpniowym sondażu IPSOS dla OKO.press zapytaliśmy: "Komisja Europejska zarzuca polskim władzom, że nie przestrzegają zasad państwa prawa i wywiera presję na rząd, by wycofał się z takiej polityki. Czy Pana/i zdaniem Komisja Europejska powinna"... i tu były trzy odpowiedzi do wyboru:
Jak widać, wśród odpowiedzi wszystkich badanych (trzy słupki z lewej strony) wystąpiła polaryzacja prawie pół na pół za naciskaniem KE na Polskę i za stanowiskiem PiS, by KE poszukała sobie innych zajęć.
Ten wynik jest zastanawiający. Połowa Polaków uważa, że Komisja Europejska nie ma prawa wpływać na polską politykę.
Przypomnijmy, że chodzi o procedurę kontroli praworządności, której podstawą jest komunikat Komisji Europejskiej z 2014 roku. Komisja nakazała Polsce wycofanie zmian dotyczących Trybunału Konstytucyjnego oraz wycofanie ustawy o sądach powszechnych.
Nasz sondaż pokazuje dobitnie, jak ogromną rolę odgrywają sympatie polityczne. Aż 87 proc. wyborców PiS, ponad połowa wyborców Kukiz '15 i prawie połowa niegłosujących nie chce jakichkolwiek ingerencji UE, podczas gdy w elektoracie Nowoczesnej tę opcję wybrało 0 (zero) procent, a w PO tylko 12 proc.
Aż 72 proc. wyborców Nowoczesnej i 40 proc. Platformy uważa zaś, że Komisja powinna nałożyć na Polskę nawet sankcje finansowe. W PiS - 3 proc.
W najnowszym sondażu CBOS przeważająca większość Polaków – aż 88 proc. – opowiada się za członkostwem Polski w Unii, najwięcej wśród krajów Wyszehradu (Czechy - tylko 56 proc.). A jeśli Wspólnota przerodziłaby się w "Europę dwóch prędkości"? Aż 58 proc. Polaków chciałoby, żebyśmy byli w grupie państw "jak najściślej ze sobą współpracujących".
Podobnie w najnowszym Eurobarometrze, czyli badaniu europejskiej opini publicznej - aż 50 proc. Polaków deklaruje, że widzi Unię w pozytywnym świetle, a tylko 11 proc. w negatywnym. Średnia unijna wynosi - odpowiednio - 40 proc. i 21 proc.
Po pobieżnym przejrzeniu takich wyników łatwo ogłosić, że Polacy są narodem euroentuzjastów, odpornym na anty-unijną kampanię PiS, a Polexit to teza głoszona przez katastrofistów. I media często to robią.
Inne badania pokazują jednak, że polska miłość do UE ma granice. I że lubimy także wizję tej naszej idealnej miłości, ale nie do końca odpowiadają nam obowiązki i ograniczenia, które wynikają z członkostwa. Widać to, gdy padają pytania o konkrety.
Na pytanie, w międzynarodowych badaniach w czerwcu, co jest ważniejsze, skuteczność Unii czy niezależność państwa, tylko 34 proc. odpowiedziało, że skuteczność działań Wspólnoty jest ważniejsza. 43 proc. chce chronić suwerenność Polski za wszelką cenę, a aż 23 proc. odpowiada "nie wiem".
Z jednej strony chcemy więc – na papierze – ściślejszej współpracy, a z drugiej nie jesteśmy gotowi w związku z tym na poświęcenia. W porównaniu z innymi obywatelami Unii stosunkowo mało Polaków popiera też wspólną politykę w kwestiach, które są źródłami największego niepokoju: terroryzmu i imigracji.
Podczas gdy aż 68 proc. Europejczyków wspiera wspólną europejską politykę migracyjną, a 66 proc. wspólną politykę zagraniczną, tylko 49 proc. rodaków popiera wspólny front w obu tych kwestiach.
I to pomimo tego, że te kwestie niepokoją Polaków nawet bardziej niż Europejczyków!
Europejskie uczucia Polaków giną niemal bez śladu, gdy pojawia się ulubiony wątek zarządzania strachem przez PiS, czyli temat uchodźców z tzw. procedury relokacyjnej.
Przypomnijmy: procedurę relokacji rozpoczęto we wrześniu 2015 roku w związku z bezprecedensową liczbą migrantów napływających do Grecji i Włoch. Chodzi o przetransportowanie uchodźców z obozów w tych dwóch krajach i umożliwienie im starania się o ochronę międzynarodową w innych krajach członkowskich. Rada Unii Europejskiej wydała w związku z tym dwie prawnie wiążące decyzję – w lipcu 2015 dotyczącą relokacji 20 tysięcy osób, i we wrześniu 2015 o relokacji 140 tysięcy osób.
Relokacja miała trwać dwa lata i zakończyć się we wrześniu 2017 roku. Polski rząd na czele z premier Ewą Kopacz w 2015 roku zobowiązał się do przyjęcia ponad 6 tys. osób i to tę liczbę Komisja Europejska traktuje jako obowiązującą Polskę. Pomimo tego, że Komisja Europejska 26 lipca 2017 rozpoczęła kolejny, drugi etap procedury dyscyplinującej wobec Polski, rząd Beaty Szydło twardo odmawia przyjęcia chociaż jednej osoby. To jawne złamanie zobowiązań wynikających z solidarności z innymi członkami Wspólnoty.
A co na to społeczeństwo? Według badań przeprowadzonych w czerwcu przez IBRIS dla tygodnika "Polityka", 57 proc. Polaków nie chce, żebyśmy przyjęli uchodźców – nawet jeśli wiązałoby się to z utratą części eurofunduszy.
Na pytanie, czy powinniśmy odmówić przyjęcia uchodźców, jeśli ceną miałoby wyjście z Unii, aż 51 proc. Polaków odpowiedziało, że tak. Ten wynik obnaża to, czym jest dla Polaków członkostwo w UE, czy raczej, czym nie jest
A przecież w maksymalnym wariancie chodzi o 6 tys. osób, czyli 0,15 proc. społeczeństwa.
Tyle warta jest nasza miłość do Unii – jesteśmy gotowi oddać członkostwo za wyimaginowany problem (cudzoziemcy w Polsce stanowią 0,3 proc. społeczeństwa), bo politycy PiS przekonali nas, że jest to dla nas śmiertelnym zagrożeniem.
Łatwo jest zresztą kochać, kiedy jesteśmy stroną otrzymującą. Według danych GUS i Ministerstwa Finansów, od momentu przystąpienia do Unii Europejskiej w maju 2004 do maja 2017 roku Polska otrzymała niemal 140 miliardów euro funduszy unijnych. W tym samym czasie wpłaty Polski do budżetu unijnego wyniosły ok. 42 miliardów.
Profesor Artur Nowak-Far mówi OKO.press: "Oprócz dopłat bezpośrednich trzeba też wziąć pod uwagę korzyści dla polskich przedsiębiorstw z uczestnictwa w wewnętrznym rynku unijnym – a one są ogromne, zwłaszcza dla branży budowlanej czy usług informatycznych! Oprócz tego została i zostanie w Polsce sporo doskonałej infrastruktury ze środków unijnych, np. drogi. To jest korzyść długotrwała".
Bardzo spłycona więź Polaków z UE, brak głębszych podstaw tej relacji, w połączeniu z antyeuropejskim kursem obecnych władz, które ostentacyjnie okazują lekceważenie instytucjom UE i obrażają najwyższych unijnych urzędników na czele z Tuskiem i Timmermansem, stwarza ryzyko opuszczenia Unii przez Polskę.
Polexit pozostaje opcją być może niezbyt obecnie prawdopodobną, ale możliwą.
W Wielkiej Brytanii aż do referendum też mało kto wierzył w Brexit, a tuż po wynikach najczęściej wyszukiwanym pytaniem w internecie było "Co to jest Unia Europejska".
Sondaż IPSOS dla OKO.press 2-4 sierpnia 2017, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1000 osób.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze