Policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie menedżerki sopockiego klubu, który otworzył się w pandemii. Podczas imprezy bawiło się kilkadziesiąt osób. Sąd odmówił wszczęcia postępowania. Oto, jak to uzasadnił
Uzasadnienie wyroku ujawnił w mediach społecznościowych Patryk Wachowiec, prawnik, ekspert Forum Obywatelskiego Rozwoju.
Sprawa dotyczyła sopockiego klubu, w którym 8 listopada przeprowadzono interwencję. Jak czytamy w oświadczeniu policji:
"Po otrzymaniu zgłoszenia, że w jednym z lokali jest głośna impreza, sopoccy kryminalni weszli do tego lokalu i go skontrolowali. Okazało się, że w środku kilkadziesiąt osób tańczyło na parkiecie przy włączonej muzyce, nie było zachowanego dystansu i osoby nie miały zasłoniętych twarzy. W tej sprawie sopoccy policjanci prowadzą już czynności w kierunku przestępstwa sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób. Ponadto o rażących naruszeniach w lokalu mundurowi powiadomili również sanepid, który może nałożyć karę w wysokości do 30 tys. zł".
Policja pod koniec grudnia skierowała do sądu wniosek o ukaranie menedżerki klubu, która "wbrew zakazowi dopuściła do prowadzenia dyskoteki pomimo wystąpienia stanu epidemii na terytorium Rzeczpospolitej", czyli dopuściła się naruszenia art. 54 kodeksu wykroczeń w związku z paragrafem 7.1 Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 7 sierpnia 2020 roku. Sąd jednak odmówił wszczęcia postępowania.
Postanowienie jest kolejnym dowodem na to, że wprowadzając obostrzenia epidemiczne rozporządzeniem, bez wprowadzania stanu nadzwyczajnego, rząd pozbawił się możliwości ich skutecznego egzekwowania - ze szkodą dla zdrowia publicznego.
W uzasadnieniu stwierdzono, że rozporządzenie zakazuje prowadzenia działalności polegającej na prowadzeniu dyskotek i klubów nocnych, a przepis ten wprowadzono na podstawie art. 46a i 46b ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Artykuł 54 kw z kolei ma charakter blankietowy, czyli odsyła do innych przepisów, które regulują zasady i sposób zachowania się w miejscach publicznych.
"W pierwszej kolejności wskazać należy, że prowadzenie działalności gospodarczej polegającej na prowadzeniu dyskoteki nie jest »zachowaniem się« w rozumieniu powołanego przepisu" - czytamy w uzasadnieniu. By mówić o odpowiedzialności wykroczeniowej, trzeba by przyjąć szerokie rozumienie "zachowania się".
Sąd przypomniał, że ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważnych interes publiczny. Konstytucja przewiduje takie ograniczenie w przypadku wprowadzenia stanu klęski żywiołowej:
"Zaistniała sytuacja epidemiologiczna mieściła się w katalogu zdarzeń, które uprawniały do wprowadzenia stanu klęski żywiołowej w oparciu o ustawę z dnia 18 kwietnia 2002 roku o stanie klęski żywiołowej. Pomimo zaistnienia przesłanek do prowadzenia stanu klęski żywiołowej, władza wykonawcza nie zdecydowała się na wprowadzenie tego stanu, wprowadzając jedynie stan epidemii".
Powołując się na uprawnienie odmowy zastosowania sprzecznego z konstytucją przepisu rangi podustawowej, sąd odmówił wszczęcia postępowania przeciwko menedżerce. Zaznaczono jednak, że "incydentalna kontrola legalności aktu prawnego nie prowadzi do pozbawienia takiego aktu mocy obowiązującej, lecz jedynie do odmowy jego zastosowania w konkretnej sprawie".
Tę samą argumentację, dotyczącą przekroczenia delegacji ustawowej i braku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, stosują sądy w całej Polsce, odrzucając policyjne wnioski o ukaranie. W OKO.press pisaliśmy o tym najczęściej w kontekście wolności zgromadzeń.
Policja może nakładać mandaty w wysokości do pięciu tysięcy złotych. Mandatów takich możemy nie przyjąć i wtedy sprawa kierowana jest na drogę sądową. Osobną kwestią są jednak kary nakładane przez sanepid po zawiadomieniu policji. To zdecydowanie bardziej uciążliwa dla obywatela ścieżka, ponieważ kara taka może wynieść do 30 tysięcy złotych i należy ją bezwzględnie opłacić w ciągu 7 dni. Możemy ją zaskarżyć do państwowego wojewódzkiego inspektora sanitarnego, a w przypadku podtrzymania decyzji możemy skierować sprawę do wojewódzkiego sądu administracyjnego.
Również sądy administracyjne podważają rządowe zakazy, a co za tym idzie - kary sanepidu. Najgłośniejszą sprawą było orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu z października 2020. Sąd uchylił karę 10 tysięcy złotych nałożoną przez sanepid na fryzjera, który w czasie lockdownu otworzył swój salon. Argumentacja była taka sama, jak w przypadku orzeczeń dotyczących odpowiedzialności wykroczeniowej - zdaniem sądu, władza bez ogłoszenia stanu nadzwyczajnego nie może ograniczać wolności gospodarczej w drodze rozporządzenia. Z tego samego powodu sanepidową karę 10 tysięcy złotych dla właściciela baru uchylił WSA w Szczecinie.
Zdarzają się jednak wyjątki od tej kształtującej się linii orzeczniczej. WSA w Bydgoszczy odmówił uchylenia kary sanepidu dla właściciela otwartego w czasie lockdownu salonu solarium. Sąd przyznał, że choć obostrzenia wprowadzono w sposób niezgodny z prawem, to ich cel jest słuszny. Zatem osoby łamiące je nie powinny korzystać z ochrony prawnej. Orzeczenie to jednak budzi wśród prawników ogromne kontrowersje.
Rząd zdaje sobie sprawę z wadliwości antycovidowych rozporządzeń. W przypadku tzw. "godziny policyjnej" w Sylwestra część polityków nawet przyznawała, że obostrzenia są wprowadzane niezgodnie z prawem. Mimo tego, w obliczu trzeciej fali pandemii władza nie pracuje nad poprawną legislacją, która umożliwiłaby organom egzekwowanie zakazów.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze