Projekt specustawy ministra Szyszki w sprawie organizacji COP24, nazywany "ustawą anty-Greenpeace", nadaje nadzwyczajne uprawienia służbom porządkowym i zakazuje zgromadzeń spontanicznych. Takie ograniczenia wolności obywatelskich stają się regułą, gdy władze boją się kompromitacji na arenie międzynarodowej
22 czerwca (2017) Ministerstwo Środowiska przedłożyło rządowi projekt specustawy w sprawie organizacji COP 24, czyli konferencji ONZ w sprawie zmian klimatycznych, która odbędzie się w dniach 3-15 grudnia 2018 roku. Gospodarzem konferencji Polska będzie po raz trzeci – w 2008 roku spotkanie odbyło się w Poznaniu, a w 2013 roku w Warszawie. Tym razem sesja "Konferencji Stron Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu" odbędzie się w Katowicach.
Głównym celem jest debata nad sposobami obniżenia globalnego poziomu CO2, co zwraca uwagę wobec podejścia ministra Jana Szyszki, który stawia na spalanie węgla i wycinanie lasów.
Większość mediów skupiła się na kosztach organizacji konferencji i zawieszeniu procedur przetargowych, ale niepokojące są zapisy w projekcie ustawy o nadzwyczajnych uprawnieniach dla służb i zakazie zgromadzeń spontanicznych. Obrońcy ministra Szyszki argumentują, że podobne ograniczenia obowiązywały w trakcie szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży. Tymczasem wskazuje to raczej na tendencję ograniczania swobód obywatelskich, która w państwie demokratycznym powinna raczej być wyjątkiem, niż regułą.
Na organizację konferencji rząd wyda 130 mln zł z budżetu państwa. Oprócz tego związane z wydarzeniem zlecenia będą mogły być udzielane przez rząd bez przetargów. Podobny zapis obowiązywał podczas przygotowań do szczytu NATO latem 2016 roku, ale wtedy uzasadniał go krótki czas przygotowań wydarzenia. Tymczasem COP24 odbędzie się dopiero w 2018 roku, więc czasu na przetargi jest dosyć.
Art. 13 i 14 specustawy przewiduje nadzwyczajne uprawnienia dla służb, w tym policji i ABW, w sprawie zbierania danych osobowych – będą mogły to robić bez wiedzy i zgody osób zainteresowanych "do dnia 31 stycznia 2019 r.".
Katarzyna Szymielewicz z Panoptykonu mówi OKO.press: „Te przepisy w dużej mierze powtarzają istniejące uprawnienia policji. Zapewne potrzebne było doprecyzowanie, żeby móc pobierać dane osób zaangażowanych w organizację konferencji. Szczególnie, że będzie możliwa tzw. inwigilacja prewencyjna, czyli osób, co do których nie ma jeszcze konkretnych podejrzeń”.
To nasuwa niepokojące pytanie: czy bez takich ustaw policja nie może realizować swoich zadań?
Niepokój budzi też zakaz zgromadzeń spontanicznych. Taki prewencyjny zakaz godzi w istotę wolności zgromadzeń oraz wolność słowa, chronionych przez Konstytucję. Nie sposób przecież przewidzieć, jakie decyzje zostaną podjęte podczas COP. A po wejściu ustawy w życie - jeśli obywatele będą chcieli wyrazić swój sprzeciw wobec konkretnej decyzji, nie będą mieli do tego prawa.
Taki zakaz jest wprowadzany po raz trzeci w krótkim czasie (wcześniej obowiązywał podczas szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży - oba wydarzenia w lipcu 2016).
Takie nadzwyczajne środki powinny być wyjątkiem. Tymczasem stają się regułą, mającą zapewnić komfort działania władzy, która boi się kompromitacji na arenie międzynarodowej. Dla organizatorów szczytu w sprawie zmian klimatycznych byłoby bardzo niewygodne, gdyby obywatele i środowiska pozarządowe spontanicznie okazywały swój sprzeciw wobec polityki Ministerstwa Środowiska w sprawie węgla i wycinki drzew, odwołując się przy tym do deklarowanych celów konferencji ONZ.
Zakaz zgromadzeń spontanicznych, nawet na czas określony, musi być uzasadniony bezpieczeństwem państwa. Tymczasem nie można z góry założyć, że spontaniczne demonstracje podczas COP będą zagrożeniem dla porządku publicznego. Nie wydaje się zatem, by zakaz ten był adekwatny i/lub proporcjonalny. Ponadto każde zgromadzenie spontaniczne można rozwiązać, jeśli zacznie być zagrożeniem. Nie ma więc przeszkód, żeby służby porządkowe mogły wykonywać swoją pracę bez konieczności specjalnych uprawnień.
Protesty ekologów-aktywistów mają tradycyjnie spontaniczny charakter. Można więc zasadnie podejrzewać, że specustawa Szyszki ma utrudnić życie organizacjom ekologicznym, z którymi minister wojuje od początku swojej kadencji. Nie bez powodu pracownicy Ministerstwa Środowiska nieoficjalnie nazywają ten projekt „ustawą anty-Greenpeace”.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.
Komentarze