0:000:00

0:00

"Przegoniliśmy Kaczyńskiego!" - mówią Obywatele RP. 10 kwietnia 2018 roku odbędzie się ostatnia miesięcznica smoleńska. "To oni wygrali" - zgadza się reżyserka Agnieszka Holland. I podkreśla, że koniec comiesięcznych marszy zwolenników PiS to efekt kontrmiesięcznic Obywateli RP.

"Od tych ze strony smoleńskiej, którzy decydują się z nami rozmawiać, wiemy, że dociera do nich przekaz o tchórzostwie władzy PiS. Oni spieprzają przed nami" - mówi reporterowi OKO.press Paweł Kasprzak.

"Kaczyński nie jest w stanie utrzymać wzroku na tym banerze z cytatem z jego brata o Trybunale Konstytucyjnym. I oni to widzą. A takie rzeczy jak odwaga, patriotyzm, honor i tak dalej, to oni są na to bardzo, bardzo wrażliwi. Czyli widzą tchórzy - podkreśla Kasprzak.

"Ta impreza przestała się opłacać, co również słyszeliśmy od polityków PiS, którzy tu ze sobą rozmawiali. W związku z tym ją kończą. I chwalić Pana za to".

[video width="1280" height="720" mp4="https://oko.press/images/2018/04/obywrp.mp4"][/video]

"Zadaliśmy kłam hasłom PiS o demokracji"

"To nasz sukces. Obywateli RP i wszystkich innych, którzy wsparli nas w tym proteście" - napisał kilka dni temu Paweł Kasprzak na stronie Obywateli RP. Tekst zatytułował: "Przegonimy was waszym własnym wstydem".

"Choć miesięcznice z pewnością nie były najważniejszym frontem walki w Polsce", to jednak "pokazały, jak wiele da się w dzisiejszej Polsce wymusić na tej władzy również w sprawach o tak ogromnej dla niej prestiżowej wadze". Kontrmiesięcznice - zaznacza - stały się jego zdaniem efektywną strategią walki z PiS.

"Staliśmy więc najpierw w milczeniu, pokazując Kaczyńskiemu portret jego brata, Prezydenta RP mówiącego o znaczeniu Trybunału Konstytucyjnego, którego niepodważalne wyroki są nienaruszalnym fundamentem polskiej demokracji" - pisze Kasprzak.

"Kaczyński nie wytrzymał, podburzany przezeń tłum rzucał się do bicia, a dołączała policja, ogradzając nas, blokując, próbując odsunąć. W ten sposób zadaliśmy kłam hasłom PiS o demokracji, która w Polsce kwitnie, a najlepszym dowodem są demonstracje, które mogą się odbywać bez przeszkód. Otóż stało się jasne, że nie mogą" - dodał.

"Ostatni akord smoleńskiego szaleństwa"

Na koniec zachęcił wszystkich, by przyszli 10 kwietnia na Krakowskie Przedmieście obejrzeć "ostatni akord smoleńskiego szaleństwa":

"Zobaczmy sami i pokażmy światu państwo PiS w całej swej koszmarnej krasie. To będzie państwowe święto. Tak jest organizowane. Zobaczmy państwo PiS w działaniu – obywatelstwo należy się w nim wybranym. Wystarczy biała róża w dłoni, by władza PiS odmówiła obywatelstwa, pozbawiając praw".

Ostatnia kontrmiesięcznica Obywateli zaczyna się dziś o 18:30 pod Sejmem. Później uczestnicy przejdą na Plac Piłsudskiego, by wziąć udział w państwowych uroczystościach.

I - jak piszą na swoim profilu na Facebooku - "pożegnać Kaczyńskiego".

Przegonimy was, waszym własnym wstydem – zapowiadaliśmy Kaczyńskiemu 10 lipca 2016 roku, po pół roku obecności naprzeciw niego w każdą smoleńską miesięcznicę. I wygląda na to, że dotrzymaliśmy słowa. 10 kwietnia 2018 roku Kaczyński po raz ostatni przedefiluje Krakowskim Przedmieściem, fortyfikując centrum polskiej stolicy, ściągając policjantów z całego kraju i dowożąc autobusami oczadzonych smoleńskim kłamstwem zwolenników

To nasz sukces. Obywateli RP i wszystkich innych, którzy wsparli nas w tym proteście. Warto – myślę sobie – pomyśleć z tej okazji przez chwilę, co takiego się stało na Krakowskim Przedmieściu i dlaczego się stało. Bo choć miesięcznice z pewnością nie były najważniejszym frontem walki w Polsce, to jednak były ważne ogromnie, ale przede wszystkim pokazały, jak wiele da się w dzisiejszej Polsce wymusić na tej władzy również w sprawach o tak ogromnej dla niej prestiżowej wadze. Poza etyczną i ideową warstwą – choć ona ma znaczenie kluczowe – jest jeszcze warstwa strategiczna. I ona jest kluczowo ważna dla wszystkich, którzy marzą o pozbyciu się tej władzy. Strategia.

Staliśmy więc najpierw w milczeniu, pokazując Kaczyńskiemu portret jego brata, Prezydenta RP mówiącego o znaczeniu Trybunału Konstytucyjnego, którego niepodważalne wyroki są nienaruszalnym fundamentem polskiej demokracji. Kaczyński nie wytrzymał, podburzany przezeń tłum rzucał się do bicia, a dołączała policja, ogradzając nas, blokując, próbując odsunąć. W ten sposób zadaliśmy kłam hasłom PiS o demokracji, która w Polsce kwitnie, a najlepszym dowodem są demonstracje, które mogą się odbywać bez przeszkód. Otóż stało się jasne, że nie mogą.

Streszczając skomplikowaną historię, kontrdemonstracje w miesięcznice, wciąż jeszcze bardzo nieliczne, nierelacjonowane w mediach i izolowane przez resztę obywatelskiego ruchu, spowodowały uruchomienie całej państwowej maszyny PiS i nowelizację prawa – zakaz demonstracji pojawił się sformułowany otwarcie.

Opinia publiczna ogląda od tego czasu nie pisowską propagandę, odzierającą z godności politycznych wrogów PiS, oskarżanych bezkarnie o zdradę i morderstwo, ale barierki, policję i przemoc wobec pokojowego protestu. Widzą drastyczne naruszenie konstytucyjnych swobód obywatelskich. Propaganda realizowana na miesięcznicach przestała działać. Miesięcznice realizują nie przekaz o smoleńsku, ale o łamaniu w Polsce demokracji.

Zwolennicy PiS za nic mają obywatelskie prawa i ograniczenie cudzych praw im nie przeszkadza – to budzi raczej ich radość. Ale również oni nie dostają już ulubionej przez siebie ideologii. Oglądają zamiast tego obraz tchórzostwa ludzi władzy, angażujących cały państwowy aparat przeciw garstce ludzi ośmielających się stanąć w proteście.

Rachunek politycznych zysków i strat – to on, a nie żadne np. przepisy prawa – decydował o tym, czy na Krakowskim Przedmieściu stoimy, czy nas stamtąd wynoszą. Tak było zawsze w ponad dwuletniej historii naszego protestu. To również rachunek politycznych zysków i strat przegonił Kaczyńskiego, a wstyd, o którym mówiliśmy niemal dwa lata temu, miał tu znaczenie kluczowe.

Z kilkoma wyjątkami była nas zawsze garstka. W większości mniejsza od uczestników smoleńskich protestów. Nie ilość decyduje, choć na ogół ilość pomaga bardzo znacznie. Decyduje strategia. I precyzyjnie wystawiony rachunek kosztów władzy.

Moim marzeniem przez te ponad dwa lata było właśnie to – żeby do świadomości protestujących przeciw pisowskiemu bezprawiu dotarło, że wygrywać da się tu i teraz, że nie jesteśmy bezsilni, nie musimy czekać na zbawcę narodu na białym koniu, cud wyborczy, czy inne zjawisko spoza twardego świata realnych społecznych zjawisk. Klucz rozwiązania polskiego problemu mamy w rękach. Na Krakowskim Przedmieściu pokazaliśmy jak działa.

Przyjdźmy 10 kwietnia zobaczyć ostatni akord smoleńskiego szaleństwa. Pożegnajmy PiS na Krakowskim Przedmieściu. Zobaczymy sami i pokażmy światu państwo PiS w całej swej koszmarnej krasie. To będzie państwowe święto. Tak jest organizowane. Zobaczmy państwo PiS w działaniu – obywatelstwo należy się w nim wybranym. Wystarczy biała róża w dłoni, by władza PiS odmówiła obywatelstwa, pozbawiając praw.

Przeczytaj także:

"Byliśmy niewielką grupą"

Pierwsza kontrmiesięcznica odbyła się 10 listopada 2016 r. Przyszło tylko kilkanaście osób. Paweł Kasprzak i inni stanęli z transparentem z cytatem z Lecha Kaczyńskiego: "Trybunał Konstytucyjny był, jest i będzie organem władzy całkowicie niezależnym i, jak wszyscy w Polsce zauważyli, pilnie owej niezależności strzegącym. Nie sądzę, żeby cokolwiek mogło temu stanąć na przeszkodzie".

Źródło: obywatelerp.org
Pierwsza kontrmiesięcznica, 10 listopada 2016 r. Źródło: obywatelerp.org

Z czasem przyłączali sie następni. "Byliśmy niewielką grupą kilkudziesięciu osób, w porywach było nas kilkaset (raczej trzy setki a nie osiem), które stały naprzeciwko Kaczyńskiego" - mówi Kasprzak.

"I to wystarczyło, żeby PiS uruchomił całą potężną maszynę państwa, żeby parlament znowelizował prawo o zgromadzeniach, w jawny sposób znosząc wolność zgromadzeń.

Myśmy na Krakowskim Przedmieściu wytrzymali łamiąc te zakazy. Obywatelskim nieposłuszeństwem tę wolność sobie wzięliśmy".

96 ofiar, czyli pretekst

PiS dostrzegł w Obywatelach RP realną siłę 10 marca 2017 r. Wtedy po też po raz pierwszy zastosowano wobec manifestantów przemoc.

"Właśnie tego 10 marca 2017 ostatni raz nie było barierek. I właśnie wtedy policja ciągała po asfalcie Bogdana, zdusiła Hanię i Ewę, połamała Monice szczekaczkę, napierała kilkudziesięcioosobowymi ekipami na tłum stojący za niebieską linią. Wtedy też po raz pierwszy parę osób usiadło na drodze przemarszu smoleńskiego" - wspomina Ewa Borguńska w tekście "Moje kontrmiesięcznice. #Wygraliśmy".

Mówi, że od tej chwili policja zaczęła ich nękać: legitymować tylko z powodu trzymania białej róży, przetrzymywać zatrzymanych pod pretekstem legitymowania, wlepiać mandaty za domniemane wykroczenia, wbrew wyrokom sądów blokować dostęp do miejsc legalnie zgłoszonych zgromadzeń.

Obywatele RP pokazali swoja siłę latem 2017 r. Wtedy na kontrmiesięcznice przychodziły 2-3 tys. osób. W tym znane postacie życia publicznego, m.in. Władysław Frasyniuk, reżyserka Agnieszka Holland czy dziennikarka Ewa Siedlecka.

Borguńska podkreśla, że społeczeństwu zaczęły się rzucać w oczy tysiące policjantów i długie rzędy barierek. A także koszty finansowe, które przecież ostatecznie ponosił podatnik. Co miesiąc Warszawa zaczynała przypominać oblężoną twierdzę. To było fatalne z wizerunkowego punktu widzenia.

"Trzeba było szybko wymyślić dobry pretekst by tę farsę zakończyć. 96. miesięcznica, symbolizująca liczbę ofiar, dobrze się do tego nadała" - pisze Borguńska.
;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze