PiS straszy rządami Schetyny, PO straszy PiS-em. W spocie Lewicy wyborcy opowiadają o lękach: przed kryzysem klimatycznym, politykami zaglądającym ludziom pod kołdrę – i problemach: z drogimi lekami, smogiem i kolejkami do specjalistów. Jak miałaby wyglądać Polska naszych marzeń? To wydaje się stać poza granicami wyobraźni autorów spotów wyborczych
Dobrze nakręcony, sprawnie odwołujący się lęków i nadziei elektoratu, klip wyborczy może sporo namieszać w kampanii. W 1995 roku Aleksandrowi Kwaśniewskiemu z pewnością pomógł spot, w którym przyszły prezydent tańczył w rytm piosenki disco polo „Ole Olek”. Kampanii wyborczej PiS w 2005 roku wiatru w żagle dodał film z jedzeniem znikającym z lodówki za sprawą propozycji gospodarczych PO.
Jak jest w tym roku? Jak poszczególne komitety radzą sobie z komunikacją przy pomocy spotów?
Jak dotąd największe zamieszanie wywołał spot Koalicji Obywatelskiej „Zwykła polska rodzina”. Kamera stoi na wprost stołu, przy którym zasiada małżeństwo z dwójką dzieci i starszy mężczyzna. Za nimi stoi meblościanka, nad drzwiami obok niej wisi krzyż. Rodzina dziękuje za 500 plus, skarżąc się jednocześnie na szereg problemów: rozregulowany plan lekcji w szkołach, kolejki do lekarzy specjalistów, niedobory leków.
Spot był grillowany przez cały weekend w przez polityków PiS i sympatyzujących z partią publicystów. Wyśmiewano się z tego, że „zwykłą Polską rodzinę” odgrywają aktorzy, których inne aktorskie kreacje można bez problemu znaleźć w sieci. Atakowano „ciemne wnętrze z meblościanką”, jako pełne pogardy wyobrażenie platformerskich elit o tym, jak naprawdę żyją zwykli Polacy.
Czy spot faktycznie był wpadką sztabu KO? Trudno się zgodzić. Aktorzy od lat grają w spotach wszystkich partii, nie ma w tym nic niezwykłego. Wielu Polaków faktycznie mieszka w podobnych wnętrzach, co pokazane w „Zwykłej polskiej rodzinie”. Całe zamieszanie wokół spotu pokazuje raczej to, jak bardzo media społecznościowe zmieniają pole gry, jeśli chodzi o recepcję wyborczych klipów. Grupie aktywnych internautów łatwo jest rozbić budowaną przez wyborczą reklamówkę iluzję, czy ośmieszyć nawet nie najgorzej przygotowany materiał.
„Zwykła polska rodzina” faktycznie była dobrze przygotowana w jednym obszarze: punktowania realnych niedociągnięć rządów PiS. Tym samym tropem poszedł Borys Budka w swoim
">klipie, wzywającym na debatę premiera Morawieckiego – obaj politycy startują w tym samy okręgu, Katowicach. Materiał Budki jest nakręcony dynamicznie i z rozmachem: widzimy zdjęcia Katowic z drona, kamera sunie przed przemierzającym miasto politykiem. Mocno wybrzmiewają kolejne punktowane przez Budkę wpadki rządu, szczególnie te dotykające regionu: jak nierozwiązany problem smogu, czy import węgla z Rosji.
Prawica wyśmiewała spot za to, że imitował materiał ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Niemniej jednak to jedna z lepszych produkcji w tych wyborach – zwłaszcza na tle reszty materiałów KO. Pokazywane ciągle w telewizji spoty z Małgorzatą Kidawą-Błońską mówiącą o znaczeniu współpracy nie mają w sobie niczego, co pozwoliłoby je zapamiętać.
Opublikowany dziś
">klip KO zestawia ze sobą najbardziej konfrontacyjne momenty ostatnich czterech lat, portretując „dobrą zmianę” jako formację agresywną, wprowadzającą polską wspólnotę w stan ciągłego wrzenia i konfliktu na granicy wojny domowej. Spot nieźle się ogląda, problem w tym, że trafi on głównie do przekonanych wyborców anty-PiS. W dodatku widoczne w nim obrazy z Marszów Równości i Czarnych Protestów raczej zirytują, niż przekonają ich uczestników do KO – bloku, który w kwestii praw reprodukcyjnych, czy społeczności LGBT+ ma silnie zachowawcze stanowisko.
Obrazy werbalnej agresji ze strony przedstawicieli rządzącej partii pojawiają się także w spocie „
">Dość popisów” PSL-Koalicji Polskiej. Każdemu obrazowi chamskiej, agresywnej odzywki ze strony posła PiS, towarzyszy w nim symetrycznie obraz podobnego zachowania ze strony PO. Za „zdradzieckimi mordami” Kaczyńskiego idą słowa Schetyny o „pisowskiej szarańczy”. Montaż przyspiesza, narasta intensywność dźwięku. Gdy widz czuje się coraz bardziej osaczony agresją dwóch głównych politycznych bloków, pojawiają się Władysław Kosiniak Kamysz i Paweł Kukiz, przekonujący, że Polacy mają na kogo głosować i nie są skazani na wybór między „totalną władzą i totalną opozycją”.
Na tle silnej polaryzacji ludowcy sytuują się jako „siła spokoju”, stojąca z dala od wyniszczającego sporu. Klip jest całkiem sprawny, zabrakło w nim jednak informacji o tym, co Koalicja Polska ma wyborcom do zaoferowania poza tym, że nie jest ani PO, ani PiS-em. Paweł Kukiz, jeszcze niedawno antysystemowiec marzący o wywróceniu polskiej polityki do góry nogami, wypada całkowicie niewiarygodnie jako głos rozsądku, umiaru i spokoju.
Główny klip wyborczy Lewicy zbiera grupę ludzi reprezentujących różne pokolenia, zawody i klasy społeczne. Mówią wprost do kamery o swoich lękach – przed kryzysem klimatycznym, politykami zaglądającym ludziom pod kołdrę – i problemach: z drogimi lekami, smogiem, kolejkami do specjalistów. Klip jest ładnie sfotografowany, ale zbyt długi, wyraźnie brakuje mu dynamizmu, nie pomaga też źle dobrana muzyka.
Tak jak inne komitety opozycyjne lewica zbiera pretensje swoich wyborców i lęki, jakie odczuwają w państwie PiS. Sztabowcy Lewicy próbują pokazać w nim coś jeszcze: że wyborcy Lewicy reprezentują cały przekrój społeczeństwa, że każdy może identyfikować się z lewicową koalicją. O ile casting pod tym względem przeprowadzono bez zarzutu, to problematyczne jest to, że cały klip nakręcono w Warszawie – warto było zebrać część materiału w innych, także mniejszych ośrodkach.
Komunikat „jesteśmy tacy jak wy” wysyłają także spoty kandydatek Lewicy:
">Doroty Olko i
">Darii Gosek-Popiołek. Materiał Gosek-Popiołek jest bardziej profesjonalnie zrealizowany, ma naprawdę dobre zdjęcia.
Ten Olko jest bardziej osobisty – mówi o dorastaniu w Siedlcach, wychowywaniu przez samotną matkę, inicjacji do polityki, która zawsze wydawała się należeć do jakiś „onych” – Kaczyńskiego, Schetyny itd. Jest też niestety zdecydowanie za długi. W sytuacji, gdy wyborcy coraz częściej oglądają klipy za pośrednictwem facebooka, czy twittera spot powinien trwać maksymalnie 100 sekund, dłużej bardzo trudno jest utrzymać uwagę.
Oba spoty ciekawie próbują budować osobistą relację z wyborcami. Można mieć tylko wątpliwość, czy ich autorzy nie przeceniają pragnienia wyborców, by reprezentowali ich „ludzie, tacy jak oni”. Wyborcy oczekują też skuteczności, żaden ze spotów nie przedstawia swojej bohaterki, jako skutecznej, sprawczej polityczki.
Wśród wszystkich lewicowych klipów najbardziej dynamicznie wypada ten
">Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, gdzie grupa bardzo różnych kobiet mówi, dlaczego głosuje w tych wyborach na kandydatkę Lewicy z Wrocławia. Spot promowany jest pod hashtagiem #MamGłos, sprawnie wpisując się profrekwencyjne akcje, zwłaszcza te skierowane do kobiet – grupy, którą Lewica musi zmobilizować trzynastego października.
Na mobilizację sympatyków nastawione są też dwa najbardziej wyraziste spoty PiS w tej kampanii. Pierwszy,
">„Jak jest z PO?” adresowany jest do młodych sympatyków partii. Młody człowiek siedzi na ławce w parku i wygłasza tyradę przeciw opozycji: nie tylko PO, ale także Ludowcom i Lewicy. PO zarzuca brak kręgosłupa, PSL obrotowość, SLD głębokie komunistyczne korzenie.
Towarzyszące tym wywodom obrazy wyglądają jak wprawiona w ruch seria internetowych memów. PiS sięgał po podobny przekaz, adresowany do młodych „tubylców mediów społecznościowych”, już cztery lata temu. Jak się wydaje, partia chce w ten sposób z jednej strony zdjąć przyklejaną jej łatkę formacji starszych, niewykształconych ludzi z małych ośrodków, z drugiej zaktywizować swoich młodych wyborców. Reklama kończy się wezwaniem, by wrzucać popierające PiS treści na wszelkie możliwe media społecznościowe. Jak sztucznie nie brzmiałby czasem młodzieżowy język klipu, wiemy, że rządząca partia potrafi skutecznie zmobilizować swoich aktywistów i sympatyków w sieci.
Drugi mobilizacyjny spot, „
">Wyborczy sen” kierowany jest do znacznie szerszego grona wyborców. Trzydziestolatek na oko z średniej klasy średniej przysypia przed telewizorem. We śnie znajduje się w zamkniętym pomieszczeniu pełnym drzwi, gdzie spotyka ubranego na biało Janusza Rewińskiego. Ten, otwierając kolejne drzwi, pokazuje mu, co będzie, jeśli Schetyna wygra wybory. Jak można się domyślić nic dobrego: wyższe podatki, odebrane 500 plus i „tyranie do śmierci”.
Trzeba przyznać, że ten klip jak na razie wygrywa wyborczą konkurencję. Jako jedyny bawi się sprytnie językiem polskim i filmową formą, całkiem umiejętnie wygrywając poetykę marzenia sennego. Klip próbuje też zaradzić być może największemu problemowi PiS w tych wyborach: niskiemu stopniowi mobilizacji własnego elektoratu. Wczoraj „Rzeczpospolita” opublikowała sondaż IBRiS, z którego wynika, że obok PSL PiS ma najmniej zmotywowanych do udziału w wyborach wyborców.
Spot próbuje inteligentnie przestraszyć potencjalny elektorat PiS: „idźcie na wybory, bo Schetyna zabierze, co dostaliście w ostatnich czterech latach”. Choć ostatnia scena – gdy mężczyzna krzyczy do żony, jakby decydował w tych kwestiach też za nią: „Justyna, idziemy na wybory!” – jest dość żenująca w XXI wieku, to całość może okazać się całkiem skuteczna.
Symptomatyczne jest, że gdy Rewiński otwiera drzwi, za którymi mieści się wersja przyszłości, gdy utrzymuje się władza PiS, kamera nie pokazuje nam, co się za nimi kryje. Słyszymy tylko błogo brzmiący śpiew ptaków i widzimy emanujące zza nich błękitne jakby niebiańskie światło.
Ten brak pozytywnej wizji nie jest wyłącznie problemem PiS. To, jak miałaby wyglądać Polska naszych marzeń, wydaje się stać poza granicami wyobraźni autorów spotów wyborczych pracujących dla wszystkich komitetów. PiS atakuje opozycje i straszy powrotem tego, co najgorsze w jej rządach, opozycja straszy PiS-em albo punktuje słabości jego władzy. Patrząc na klipy wyborcze, wybór przed jakim staną za niecałe dwa tygodnie Polki i Polacy będzie wyborem różnych scenariuszy lękowych, nie konkurencyjnych nadziei na lepszą przyszłość.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Komentarze