Władysław Frasyniuk, człowiek, którego wkład w walkę o demokratyczną Polskę trudno kwestionować, został uznany za oszczercę. Tyle że mało szkodliwego. To może być symbol wolności debaty publicznej w dzisiejszej Polsce
Władysław Frasyniuk został uznany za sprawcę znieważenia polskich pograniczników wypychających ludzi do lasów i na bagna. Nazwał ich „śmieciami” i porównał do „watahy psów”. Zrobił to w TVN24, a więc groziło mu do roku więzienia. Sąd umorzył jednak warunkowo postępowanie, uznając jego czyn za mało szkodliwy. A więc kolejny unik pod hasłem „panu bogu świeczkę, diabłu ogarek”. Tylko co z wolnością debaty publicznej nad jednym z najbardziej kompromitujących nasze państwo procederów?
„Wolność słowa nie jest prawem bezwzględnym. Ochrona dobrego imienia jest również wartością konstytucyjną” – uzasadniała sędzia Anna Borkowska z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia.
To prawda: ochrona dobrego imienia jest wartością. Ale co jeśli ktoś robi rzeczy, które niszczą jego dobre imię?
Funkcjonariusze Straży Granicznej są funkcjonariuszami państwa. Mają władzę zatrzymywania, przesłuchiwania, używania środków przymusu bezpośredniego, paralizatorów, broni palnej. Mają też obowiązki wynikające z prawa: nie wolno im zostawić człowieka w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, bezprawnie więzić czy w inny sposób okrutnie traktować. Z ustawy o ochronie cudzoziemców wynika też obowiązek udostępnienia każdemu, kto wyrazi taką wolę, możliwości złożenia wniosku o azyl.
Władysław Frasyniuk, porównując pograniczników działających na granicy białoruskiej do watahy psów i nazywając śmieciami, odnosił się do sytuacji, którą trudno nazwać inaczej niż okrutnym i nieludzkim traktowaniem.
Bo jak nazwać odcinanie ludzi, w tym chorych i dzieci, od jedzenia i picia? Szczucie psami? Przerzucenie przez zasieki jak worek kartofli ciężarnej kobiety (poroniła)? Jak nazwać wyrzucenie do lasu, na mróz i bagna, grupy Kurdów z dziećmi z placówki SG w Michałowie? Uniemożliwianie udzielenia pomocy lekarskiej? Przepychanie ludzi przez graniczne zasieki w ramach „zawracania” na Białoruś? A do tego szykanowanie wolontariuszy, którzy próbują udzielać im pomocy humanitarnej?
Takich zachowań nie dopuszcza ani wprowadzenie na terenie przygranicznym stanu wyjątkowego, ani ustawa wywózkowa. Ale funkcjonariusze i ich przełożeni są pod ochroną polskiej policji i prokuratury: nikt nie ma żadnych zarzutów mimo np. dokumentacji filmowej i zeznań świadków.
Oczywiście, nazwanie „śmieciami” czy „watahą psów” jest obraźliwe. Ale wzburzenie Władysława Frasyniuka było usprawiedliwiane okolicznościami.
Według kodeksu karnego zniesławienie nie jest przestępstwem, jeśli uczyniony zarzut jest prawdziwy, a zniesławiający działa w obronie społecznego interesu.
Fakt: jednocześnie kodeks (art. 214 kk) stwierdza, że prawdziwość zarzutu wobec funkcjonariusza publicznego „nie wyłącza odpowiedzialności sprawcy za zniewagę ze względu na formę podniesienia lub rozgłoszenia zarzutu”, ale obraźliwe słowa skierowane były nie do prywatnych osób, tylko do funkcjonariuszy działających w imieniu państwa, w tym jego obywateli z Władysławem Frasyniukiem włącznie, którzy są opłacani z naszych podatków i mają szczególny obowiązek zachowywać się godnie i zgodnie z prawem, skoro są stróżami prawa.
Wreszcie wypowiedź Władysława Frasyniuka padła w ramach ważnej debaty o traktowaniu uchodźców na białoruskiej granicy, o obowiązkach państwa i zwykłym humanitaryzmie. Zatem podlegała szczególnej ochronie w ramach wolności słowa. Jak konsekwentnie orzeka Trybunał w Strasburgu, funkcjonariusze publiczni muszą mieć grubszą skórę i być przygotowani także na ostrą i obraźliwą w formie krytykę: „wolność wypowiedzi znajduje zastosowanie nie tylko do informacji i poglądów, które są dobrze przyjmowane lub postrzegane jako nieszkodliwe, lub obojętne, lecz także do tych wypowiedzi, które są obraźliwe, szokują lub przeszkadzają. Takie są wymogi pluralizmu, tolerancji i otwartości, bez których nie ma społeczeństwa demokratycznego” (2014 rok, Braun przeciwko Polsce).
Władysław Frasyniuk nie wypowiedział się o konkretnych funkcjonariuszach SG, tylko o całej formacji, więc dotkliwość zniewagi dla poszczególnych funkcjonariuszy nie była duża. Trudno też pominąć fakt, że polska prokuratura bardzo wybiórczo reaguje na zniesławianie i znieważanie – także całych grup społecznych, by przypomnieć słynne słowa abp. Jędraszewskiego, w których nazwał osoby nieheteronormatywne „tęczową zarazą”, czy Przemysława Czarnka, który twierdził, że „ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”. Nie tylko nie został oskarżony, ale w niedługim czasie został ministrem edukacji.
A Władysław Frasyniuk, człowiek, którego wkład w walkę o demokratyczną Polskę trudno kwestionować, został uznany za oszczercę. Tyle że mało szkodliwego. To może być symbol wolności debaty publicznej w dzisiejszej Polsce.
Ewa Siedlecka jest publicystką „Polityki”. Ten tekst ukazał się na jej Blogu Konserwatywnym
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Dziennikarka, publicystka prawna, w latach 1989–2017 publicystka dziennika „Gazeta Wyborcza”, od 2017 publicystka tygodnika „Polityka”, laureatka Nagrody im. Dariusza Fikusa (2011), zajmuje się głównie zagadnieniami społeczeństwa obywatelskiego, prawami człowieka, osób niepełnosprawnych i prawami zwierząt.
Komentarze