0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: ANDREAS SOLARO / AFPANDREAS SOLARO / AFP

Podobnie jak netflixowy film „Pływaczki”, który opowiada o losie sióstr Mardini, także i ta historia daleka jest od happy endu. Odrzucenie przez grecki sąd 13 stycznia aktu oskarżenia z tak poważnymi zarzutami wobec aktywistek i aktywistów wcale nie oznacza, że to koniec ich problemów z prawem. Prokuratura cały czas prowadzi dochodzenie przeciw aktywistom, zarzucając im m.in. przemyt ludzi. Z podobnymi zarzutami spotykają się – i nadal będą spotykać – aktywiści i aktywistki nie tylko w Grecji, ale także na innych państwach granicznych Unii Europejskiej, w tym także w Polsce.

„Do tej sprawy w ogóle nie powinno dojść” – mówi nam przedstawicielka Amnesty International Adriana Tidona. I ostatecznie nie doszło, bo prokuratura złożyła akt oskarżenia pełen błędów formalnych i proceduralnych, który został przez sąd po prostu odrzucony bez rozpatrywania samych zarzutów.

Ale jak powiedział tuż po zeszłotygodniowym posiedzeniu sądu sam Sean Binder, oznacza to jedynie, że „mniej jest nieprawości”.

„My chcemy sprawiedliwości” – przekazał zgromadzonym przed sądem dziennikarzom.

„Chcieliśmy, aby proces ruszył. Tymczasem prokuratura przez cztery lata nie potrafiła przygotować jasnego aktu oskarżenia oraz go przetłumaczyć” – dodał.

View post on Twitter

Sara Mardini stanowiska nie zajęła, w piątek sądzie pojawić się nie mogła. Ma zakaz wjazdu do Grecji jako osoba niepożądana.

Binder, Mardini i inni aktywiści działający w ramach niefunkcjonującej dziś organizacji Emergency Response Centre International (ERCI) zostali zatrzymani w 2018 roku pod zarzutami przemytu ludzi oraz wspierania działalności przestępczej, do których dopisano nierozpatrzone nawet zarzuty szpiegostwa i fałszerstwa. Tym dla greckiej policji oraz prokuratury było patrolowanie Morza Egejskiego oraz prowadzenie akcji ratunkowych. Działania na rzecz bezpieczeństwa osób migrujących przez morze do Europy kosztowało aktywistów ponad 100 dni w areszcie, z którego zostali zwolnieni, by odpowiadać z wolnej stopy oraz cztery lata życia z widmem wieloletniej odsiadki.

Sean Binder do Grecji przyjechał z Irlandii, Sara Mardini – z Syrii. W 2016 roku, w szczycie tzw. kryzysu migracyjnego, wraz ze swoją siostrą Yusrą uciekła z rodzinnego Damaszku, by przez Liban, Turcję oraz Morze Egejskie, przedostać się do Europy. Siostry Mardini są pływaczkami, co pomogło im, oraz osobom, które płynęły wraz z nimi gumowym pontonem, uniknąć śmierci. Yusra i Sara przez ponad trzy godziny holowały siłą własnych mięśni nabierający wody ponton w stronę greckiej wyspy Lesbos.

Na Lesbos siostry Mardini złożyły wniosek o azyl. Z czasem zostały relokowane do Niemiec. W 2020 roku Yusra wystartowała w Olimpiadzie w Tokio reprezentując drużynę uchodźców – w tym czasie jej siostra miała już problemy z prawem, bowiem jeszcze w 2016 roku powróciła do Grecji, by pomagać osobom przedzierającym się do Europy tak jak i ona. Fabularyzowane losy sióstr Mardini pokazuje film „Pływaczki”. Kończy go informacja o liczbie ludzi, którzy podejmują desperackie próby przepłynięcia do Europy oraz liczbie ofiar, a także o oczekującym Sarę Mardini procesie.

Od roku 2014 na Morzu Śródziemnym, którego Morze Egejskie jest częścią, zaginęło już ponad 25 tys migrantów i uchodźców.

I mimo coraz brutalniejszej polityki granicznej oraz coraz większej wrogości państw granicznych – m.in. Włoch, czy Grecji – wobec organizacji niosących pomoc na morzu, ludzie cały czas do Europy płyną.

Według UNHCR na samym szlaku wschodnim, czyli w drodze do Grecji przez Morze Egejskie, liczba ofiar wzrosła trzykrotnie – w 2021 zginęło 115 osób, w 2022 już 326. Przez morze do Grecji w 2022 roku przybyło 12,756 osób, a 6,000 przeprawiło się przez rzekę Evros, która stanowi lądową granicę z Turcją. Dla porównania w 2021 roku łączna liczba przybyłych to 9,200.

Greckie ministerstwo ds. migracji podkreśla, że jest to znaczący spadek w porównaniu z okresem 2015-2019, co przypisuje działaniom realizowanym przez centroprawicowy rząd.

„Nasz kraj realizuje surową, ale sprawiedliwą politykę migracyjną" – mówił w styczniu agencji AP szef greckiego resortu ds. migracji Notis Mitarachi. „Kładziemy naciskiem na migrację zgodną z zasadami, kryteriami, porozumieniami oraz zgodną z naszymi potrzebami. Stanowczo występujemy przeciwko siatkom przemytniczym i nielegalnej migracji”.

Czy elementem tej surowej polityki jest ciąganie latami po sądach aktywistów, jak Binder, Mardini i inni?

O sprawę zapytaliśmy wspierającą aktywistów Amnesty International.

– Amnesty International od samego początku twierdziła, że ten proces w ogóle nie powinien mieć miejsca. Uważamy, że wszystkie zarzuty, które zostały postawione Sarze i Seanowi są bezpodstawne i zostały oparte na nadużyciach w interpretacji prawa – wyjaśnia nam reprezentująca organizację Adriana Tidona.

View post on Twitter

Organizacja jest zaniepokojona nie tylko samymi zarzutami – zarówno tymi, które nie zostały wzięte pod uwagę, jak i tymi, które nadal ciążą na aktywistach – ale także tym, jak długo cała sprawa trwa. A jak przypomina Tidona, każdy obywatel ma prawo do uczciwego procesu w odpowiednim czasie.

– Długość postępowania oraz groźba kary więzienia jest dla Sary i Seana niesprawiedliwością samą w sobie. Od 2018 roku żyją w zawieszeniu, tracąc energię, czas i pieniądze na zajmowanie się sprawą, której w ogóle nie powinno być – wyjaśnia Tidona.

– Przedłużając postępowanie, greckie władze wysyłają jasny komunikat do organizacji, a także wolontariuszy z Grecji i z całej Europy: jeśli chcesz pomagać migrantom w Grecji, możesz podzielić los Sary Mardini, Seana Bindera i innych

– Obserwujemy coraz więcej dochodzeń, coraz więcej oskarżeń, coraz więcej kłód rzucanych pod nogi organizacjom pozarządowym. Równocześnie obserwujemy wzrost liczby push-backów oraz nasilenie przemocy na granicy. To idzie w parze - klimat wrogości wobec organizacji pozarządowych pociąga za sobą klimat bezkarności w zakresie naruszania praw migrantów i uchodźców.

Już po zeszłotygodniowym posiedzeniu sądu Sean Binder zamieścił na swoim Instagramie zdjęcie z ironicznym podpisem: „Kiedy uświadamiasz sobie, że nie możesz się już przechwalać byciem podejrzanym o szpiegostwo”.

W dalszym ciągu jednak Mardini i Binder mogą zostać skazani za udział w organizacji przestępczej zajmującej się przemytem ludzi. Z takimi zarzutami spotykają się aktywiści w całej Europie, także w Polsce. Ostatnim dokumentem, który notuje także prześladowania aktywistów jest „Czarna Księga Pushbacków”, o której pisaliśmy w zeszłym miesiącu.

„Od pięciu lat widmo procesu wisi nad włoskimi organizacji pozarządowych, które zajmowały się ratowaniem tysięcy ludzi przed utonięciem w latach 2016-2017” – jak pisaliśmy w grudniu.

„Dwadzieścia jeden osób - w tym załogi statku poszukiwawczo-ratowniczego Iuventa i członkowie kilku organizacji pozarządowych, m.in. Sea Watch, Save the Children i Médecins sans Frontières zostało oskarżonych o zmowę z handlarzami ludźmi. Jest to największy w kraju proces przeciwko organizacjom zajmującym się ratownictwem morskim”.

W Polsce w ostatnim czasie notowaliśmy dwa umorzenia spraw, w których prokuratura stawiała zarzuty przemytu ludzi, w obu przypadkach chodzi o aktywistów Klubu Inteligencji Katolickiej, w tym o zatrzymywaną z zeszłym roku Weroniką Klembą.

Przeczytaj także:

Ale nawet, gdy te sprawy upadają, to w oczach władz aktywiści są czynnikiem przyciągającym migrację – tzw. pull factor.

Binder w tekście opublikowanym na łamach Politico już po zeszłotygodniowym posiedzeniu sądu rozprawia się z tym poglądem.

„Pierwszy raz o pull factor przeczytałem w raporcie FRONTEX-u (unijna straż graniczna – red.) podczas pobytu w celi” – pisze. – „Autorzy raportu stwierdzili, że przyciągamy migrację i tym samym ponosimy odpowiedzialność za śmierć na morzu. Jakże naiwny byłem! Cały czas myślałem, że pomagamy ludziom, a tymczasem narażaliśmy ich życie i współpracowaliśmy ze skrajnie niebezpiecznym przemysłem przemytniczym!” – ironizuje aktywista.

I już na poważnie przypomina, że nie ma żadnej korelacji między obecnością ratowników na morzu a działalnością przemytników.

„Istnieje natomiast korelacja pomiędzy przemytem a pogodą na linii brzegowej” – zauważa słusznie Binder, im lepsze bowiem warunki atmosferyczne, tym większy ruch na szlakach migracyjnych, tak morskich, jak i lądowych, czego doskonałym przykładem jest Podlasie, gdzie w miesiącach zimowych prób przejścia jest znacznie mniej.

„I istnieje też korelacja między przemytem ludzi a trwającym konfliktem zbrojnym”.

„To właśnie polityka antyprzemytnicza UE zmusza ludzi do korzystania z działalności przemytników” – uważa Binder i argumentuje, że "bezpieczne i legalne drogi" do Unii Europejskiej to mit.

Sara Mardini głosu w sprawie – jak dotąd – nie zabrała. Aktywistka unika kontaktu z dziennikarzami. Ostatni raz wypowiadała się w okładkowym materiale arabskiej edycji modowego magazynu Harpers Bazaar wraz ze swoją siostrą. "Sprawa trwa już od czterech lat. Mam zakaz wjazdu do Grecji, więc muszę czekać na pozwolenie na powrót.” – mówiła jeszcze przed zeszłotygodniowym posiedzeniem.

„Po prostu chciałam dać coś od siebie i dlatego wróciłam do Grecji. Pomyślałem, że mogę coś zrobić dla innych ludzi”.

Na instagramowym profilu Sary Mardini znajdziemy grafikę z cytatem – „Jeśli pomaganie innym jest przestępstwem, to wszyscy jesteśmy przestępcami”. A Sean Binder w swoim tekście dla Politico pisze, że ratowanie ludzi nie nie jest ani przestępstwem, ani bohaterstwem.

„Pomaganie komuś w cierpieniu jest najnormalniejszą rzeczą, jaką można zrobić”.

Na zdjęciu: migrantki uratowane przez statek Topaz Responder maltańskiego NGO Moas i Czerwonego Krzyża, 7 listopada 2016.

;

Komentarze