0:00
0:00

0:00

Jednym z argumentów rodziców było to, że lekarz nie wytłumaczył im sensu zabiegów podejmowanych wobec ich nowo narodzonego dziecka. "To jest naturalne, że ludzie chcą wiedzieć, co się z nimi dzieje, zadają pytania, niestety personel medyczny nie zawsze udziela odpowiedzi. Pytania pacjentów często traktują jako podważanie kompetencji" - mówi OKO.press Joanna Pietrusiewicz z Fundacji Rodzić Po Ludzku.

W tej bulwersującej sprawie wcześniaka z Białogardu diabeł tkwi w szczegółach. OKO.press analizuje po kolei prawne i społeczne okoliczności tej sprawy:

  • jakie są prawa rodziców,
  • jakie są prawa dziecka,
  • obowiązki szpitala, a więc państwa, wobec dzieci i ich rodziców
  • jak rozstrzygać spory miedzy rodzicami a lekarzami,
  • dlaczego szczepienia dzieci są konieczne.

Przypomnijmy: dziecko urodziło się 14 września 2017 jako wcześniak, w 36. tygodniu ciąży. Jego rodzice nie wyrazili zgody na obmycie i zaszczepienie dziecka, a także na podanie mu witaminy K i zakropienie oczu roztworem azotanu srebra (zabieg Credego), co jest prewencją przeciwko rzeżączkowemu zapaleniu spojówek. Ordynator oddziału zawiadomił więc sąd rodzinny – jego zdaniem było to uniemożliwianie wykonania podstawowych czynności medycznych wobec noworodka.

Sąd w szpitalu

W szpitalu przeprowadzono rozprawę i sąd zdecydował o ograniczeniu władzy rodzicielskiej w zakresie udzielanych świadczeń medycznych do czasu przeprowadzenia pełnej rozprawy. Ustanowił też tymczasowo kuratora, który miałby prawo podjąć decyzję o podaniu witaminy K. Nie zgadzając się na decyzję sądu, 15 września rodzice zabrali dziecko i opuścili szpital, a w zasadzie uciekli – od tego czasu poszukuje ich policja.

Jednak podczas rozprawy 20 września sąd uchylił wcześniejszą decyzję o ograniczeniu władzy rodzicielskiej. Przypuszczalnie chodzi o to, że i tak na podanie leków jest już za późno, a od uchylenia tej decyzji sądu rodzice - a właściwie ich pełnomocnik - uzależnili pojawienie się na rozprawie, żeby sąd mógł rozstrzygnąć sprawę.

Niezależnie od postępowania w sądzie rodzinnym - 18 września 2017 Prokuratura Okręgowa w Koszalinie wszczęła śledztwo przeciwko rodzicom w sprawie narażenia życia i zdrowia dziecka. Według art. 160, par. 2 Kodeksu Karnego, osobie, która naraża człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia lub uszczerbek na zdrowiu i na której ciąży obowiązek opieki nad narażoną osobą, grozi od trzech miesięcy do nawet 5 lat więzienia.

Głos zabrał też przedstawiciel rządu. I to nie było przemyślane stanowisko.

Pamiętajmy, że prawa rodziny są konstytucyjnym fundamentem naszego państwa. Dzieci są własnością rodziców, a nie państwa.

Program I Polskiego Radia,19 września 2017

Sprawdziliśmy

Dzieci nie są niczyją własnością. Mają swoje prawa

Dziecko nie jest niczyją własnością. Choć rodzice mogą w pewnym zakresie podejmować za nie decyzje. Justyna Podlewska, prawniczka z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę (poprzednio: Fundacja Dzieci Niczyje) tłumaczy: "Od chwili urodzenia dziecko jest podmiotem praw i obowiązków. Przysługuje mu ochrona prawna, tak jak każdemu obywatelowi tego kraju. Gdyby dziecko było własnością rodziców, mogliby z nim zrobić wszystko, np. sprzedać do pracy niewolniczej".

Rodzice są opiekunami prawnymi – ale sąd może zdecydować inaczej

W polskim prawie rzeczywiście, do 18. roku życia to rodzice są opiekunami prawnymi dziecka i mają prawo decydować o jego sprawach. Według art. 48 Konstytucji "rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami", a "ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu". Za każdym razem nadrzędną dla sądu dyspozycją jest szeroko rozumiane dobro dziecka.

Jak daleko sięga władza rodzicielska? Joanna Pietrusiewicz z Fundacji Rodzić Po Ludzku mówi OKO.press: "Ustawa o prawach pacjenta mówi o tym, że każdy pacjent ma prawo do pełnej informacji i wyrażenia zgody lub niezgody na leczenie. W przypadku noworodka decydują rodzice".

Podlewska: "W momencie urodzenia między dzieckiem a rodzicami tworzy się relacja władzy rodzicielskiej – normą i standardem jest, że wszystkie decyzje w sprawach dziecka podejmują rodzice. Jeżeli specjalista w jakimś zakresie – to nie musi być lekarz, może to też być np. psycholog lub nauczyciel – uważa, że decyzja rodziców szkodzi dziecku, ma możliwość działania. W sytuacjach spornych o tym, co jest lepsze dla dziecka, decyduje sąd rodzinny, którego podstawową wytyczną jest dobro dziecka. I to on ma ostatnie słowo".

Sąd miał prawo i obowiązek wkroczyć

Jednak wiceministrowi sprawiedliwości zabrakło wiary w wymiar sprawiedliwości.

Podlewska: "Rodzice reprezentujący pacjenta – niemowlę – mieli prawo nie zgodzić się na udzielanie świadczeń zdrowotnych. Z kolei szpital miał prawo nie zgodzić się z decyzją rodziców i zgłosić sprawę do sądu opiekuńczego, argumentując to dobrem dziecka. Jak rozumiem, szpital niczego nie ukrywał przed rodzicami. Lekarz nie zgodził się z decyzjami rodziców co do zdrowia dziecka i dlatego zwrócił się do sądu rodzinnego, czyli wszedł na właściwą ścieżkę prawną. Jeśli zaś wykonałby jakąś czynność wobec dziecka wbrew woli rodziców, oni mogliby wyciągnąć konsekwencje prawne wobec niego. Rodzice mogli też odwołać się od postanowienia sądu rodzinnego. Oczywiście, niektórych działań leczniczych, np. szczepień, nie da się cofnąć, dlatego odwołanie zapewne nie było dla nich rozwiązaniem".

Nieszczepienie dziecka groźne dla innych

Jak zwraca uwagę Justyna Podlewska, nasze prawa kończą się tam, gdzie zaczynają się prawa drugiej osoby. "Nie zapominajmy jednak, że prawo jest umową społeczną. Godzimy się przestrzegać norm, które chronią mnie, ale które nie godzą w innego człowieka.

Szczepionki nie dotyczą tylko jednego dziecka, ale całej populacji. Takie dziecko trafi później do grupy rówieśniczej, gdzie może być zagrożeniem dla zdrowia innych".

W Polsce sprawę szczepień obowiązkowych reguluje ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, oraz rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie obowiązkowych szczepień ochronnych. Za brak zgody na szczepienia może być nałożona kara administracyjna w postaci grzywny.

Warto przypomnieć, że ruch antyszczepionkowy rozpoczął artykuł Andrew Wakefielda, brytyjskiego lekarza, który na łamach czasopisma naukowego „Lancet” ogłosił, że szczepionka przeciw odrze, śwince i różyczce powoduje autyzm. Dla przeciwników szczepionek nie ma znaczenia fakt, że artykuł został wycofany z druku, a samemu autorowi udowodniono, że jego badania były nieuczciwe i nierzetelne – a więc wyniki były nieprawdziwe.

;
Na zdjęciu Monika Prończuk
Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze