0:00
0:00

0:00

20 lutego w Ukrainie czci się pamięć Niebiańskiej Sotni, czyli poległych na Majdanie w 2014 roku. W Krakowie na Rynku spotkali się krakowscy Ukraińcy. Ale nie tylko - przyszli też przedstawiciele innych narodów, społeczności, organizacji i grup. Kraków w pigułce.

Krzyczeli:

“Solidarni z Ukrainą”

“Nie wojnie w Centralnej Europie”

“Stop Putin's aggression now”.

Weteran rosyjsko-ukraińskiej wojny, pseudonim Hakier, mówił do mikrofonu: “Nie ma teraz inwazji i nie ma zagrożenia inwazją. Inwazja odbyła się w 2014 roku. Jeśli jeszcze tego nie zauważyliście, to część ziemi ukraińskich osiem lat znajduje się pod okupacją rosyjską”. Zapewniał, że weterani wrócą i będą bronić naród ukraiński oraz polski, jeśli będzie potrzeba.

Marija. Fot. Krystyna Garbicz

Marija 89 lat. Na Sybir już mnie nie wywiozą

Jest Ukrainką urodzoną w Krakowie. Ale ojciec był spod Przemyśla i tam, u babci Marija wychowała się do 12. roku życia. W 1945 roku wywozili ją na sowiecką Ukrainę. “Jak nas wysiedlali, tato mnie skradł z wagonu za dwie litry horiłky. Dał wojskowym butelkę i oni mnie bokiem wypuścili” - pani Marija stara się przekrzyczeć tłum pod pomnikiem Mickiewicza.

Też krzyczę, a pytania zadaję po polsku. Jest oburzona: mówi, że zna ukraiński lepiej ode mnie. Chociaż szyk zdania stosuje polski. “Putin nie jest mi tutaj potrzebny” - tłumaczy. Kiedy proszę o zgodę na zdjęcie, dodaje: “Na Sybir mnie już nie wywiozą. Za stara jestem”.

“Dziewczyny, weźmy się za ręce” - woła do koleżanek Marija, kiedy odchodzę. Panią Mariję w zielonym berecie, z torebką i ukraińską flagą będę miała w zasięgu wzroku aż do konsulatu Rosji, gdzie będzie kończył się marsz.

Zgromadzeni ruszają najpierw pod Konsulat USA. Nie mieszczą się na Stolarskiej. W tłumie spotykam współzałożycielkę ukraińskiej organizacji w Krakowie, Fundacji Zustricz - Aleksandrę Zapolską. Rozmawiamy, gdy z głośników leci ukraińska pieśń, a tłum śpiewa. Ale nie porozmawiamy, bo pani Marija nas ucisza: "O, jak pięknie ten mężczyzna śpiewa. Jest Polakiem, ale zawsze wspiera Ukrainę, chodzi na wszystkie akcje”.

Władysław. Spawacze nie są potrzebni w Ukrainie

Ukraińcy upoinają się o wolność swego kraju w Krakowie
Władysław. Fot. Krystyna Garbicz

Kiedy nagrywam live'a, na ekranie telefonu widzę, jak uśmiecha się do mnie chłopak z niebiesko-błękitną flagą na policzku. Dziewczyny z Fundacji Zustricz malują ją chętnym. Władysławowi (z akcentem na drugie A) dają też plakat z napisem: “Say YES to Ukraine, Say NO to Putin”.

Chłopak ma 25 lat, od pięciu mieszka w Krakowie.

“Mam już drugą kartę pobytu, będę wnioskować o rezydenta” - chwali się. W maju 2017 roku nie znał polskiego. Mówi, że uczył się sam. I poszło mu całkiem dobrze. "Ale co to jest za nauka: samemu przez telefon. Wielu z moich znajomych ostatnie pieniądze wydali na bilet do Polski, nie mogą sobie pozwolić na kursy językowe” - mówi. I podpytuje, gdzie można nauczyć się języka polskiego bezpłatnie.

Przyjechał z Zaporoża, bo tam trudno o pracę. Z zawodu jest spawaczem, ale w Polsce instaluję kamery wideo. Zabrał brata, planują przeprowadzkę całej rodziny. Uważa, że - póki co - w jego kraju nie ma perspektyw.

“Może z czasem wszystko się zmieni i będzie dobrze”.

Rozmawiamy po ukraińsku. Choć stereotyp każe widzieć w Zaporożu region rosyjskojęzyczny “Przecież jestem z wioski. Na wsi mówią surżykom” (surżyk - to mieszanka języka ukraińskiego z rosyjskim).

Nadija. Badaczka ukraińskiego stroju narodowego

W rodzinie Nadiji, która pochodzi z Czernihowszczyzny (obwód w północno-wschodniej części Ukrainy) też sądzono, że “normalni ludzie z miast powinni mówić po rosyjsku”. “Nie chciałam, żeby moja rodzina wstydziła się mnie. W szkole z przyjaciółmi rozmawiałam po rosyjsku” - mówi. Po ukraińsku lub surżykiem zwraca się tylko do dziadka i babci. Nadija wspomina:

“Kiedy trząsnęło w 2014 roku, przyszłam do domu i powiedziałam: Co, nie mamy własnego języka, po co nam rosyjski?”. Odtąd rozmawia po ukraińsku. Mówi, że ma szczęście, bo spotkała się ze zrozumieniem męża, a reakcja rodziny też była nie najgorsza.

W pierwszych latach wojny rosyjsko-ukraińskiej Nadija zajęła się pomocą humanitarną. Jej dwóch braci poszło na wojnę. Wrócili. Żywi.

Nadija tworzy ubrania inspirowane ukraińskim strojem narodowym. Już 2004 roku zakładała do dżinsów babciną wyszywankę. Mówili do niej na uczelni “nieadekwatna banderówka”. Nadija się nie przejmowała. Zaczęła studiować stroje ludowe Czernihowszczyzny. Nauczyła się tradycyjnych sposobów szycia.

“Kobiety w Japonii mogą chodzić w kimono, to dlaczego ja nie mogę zakładać swego narodowego stroju, kiedy chcę?” - pomyślała. Teraz nosi odzież uszytą wedle dawnego wzoru. Dopasowała nawet buty.

“Nie będzie ze mnie żołnierki. To mój sposób na protest przeciwko rosyjskiej okupacji. I moja broń” - mówi.

Od niecałych pięciu miesięcy mieszka w Krakowie. Przyjechała za mężem, Jehorem, który pracuje tu w branży IT. Na demonstracji do małżeństwa podchodzi krakowianka. Pyta, co to za piękny strój. “Z Czernihowszczyzny” - uśmiecha się Nadija.

Nadija i Jehor. Fot. Krystyna Garbicz

W Ukrainie Jehor miał studio nagraniowe “Filiżanka kawy”. Jednak, jak mówi jego małżonka, ludzi bardziej interesuje oglądanie filmików na TikToku, niż słuchanie ukraińskich audiobooków.

Nadia nie raz chciała wygłosić darmowy wykład o ukraińskim stroju narodowym. “Tam nikt tego nie potrzebuje” - mówi. W Polsce już zdążyła przeprowadzić jeden, planuje kolejne. To, na czym się zna, nareszcie spotkało się z zainteresowaniem.

“Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, dla rozwoju Ukrainy, ale usłyszeliśmy: kakaja raznica (co za różnica - red). Pomyśleliśmy, jeśli tego nikt nie potrzebuje, to po co mamy się starać” - wyjaśnia Ukrainka.

Lubow i Alieksiej. Jeden wróg - wiele narodów

“Przyszliśmy podtrzymać naszych braci Ukraińców w ich prawdzie. Jesteśmy przeciwko temu, żeby rosyjski agresor rzucał się na Ukrainę, prowokował tam różne działania. Cały świat wspiera Ukrainę i nasze serce z wami. Im się nic nie uda” - mówi Lubow z Białorusi.

Obok stoi Aleksiej, z rysunkiem Putino-Łukaszenkiem. 23 marca będzie rok, jak wyjechał ze Starej Drogi, miasta w obwodzie mińskim. W domu pracował jako drwal, teraz jest instalatorem linii radiowych.

Widnieją flagi Tatarów krymskich, politycy ze sceny ich nie zauważą, nie wspomną, nie podziękują za wsparcie.

Magda i Elżbieta. Polacy nie są obojętni

Wesprzeć Ukraińców przyszła Magda Dropek z Fundacji Równość.org.pl.

“Jestem dzisiaj tutaj z transparentem podkreślającym naszą queerową solidarność. Dla mojej społeczności jest ważne, by osoby LGBT, Ukraińcy, Ukrainki, którzy tu mieszkają, którzy tam są, też wiedzieli, że nie są sami i same, że pamiętamy o nich i będziemy ich wspierać” - mówi.

Magda Dropek. Fot. Krystyna Garbicz

Wśród tłumu z flagą Unii Europejskiej idzie Elżbieta Bińczycka - teatrolog i przewodnicząca partii Unia Europejskich Demokratów. “To jest nasz sąsiad, mamy trudną historię wspólną. Ale tych wiele doświadczeń wzmacnia teraz tę potrzebę solidarności i pokazania, że nie są sami w tym trudnym czasie” - mówi. - “Po doświadczeniu tej strasznej II i I wojny światowej, gdzie nacjonalizmy i zapędy imperialne doprowadziły do tylu nieszczęść, jest przerażające, że w ludzkich głowach niektórych satrapów rodzą się takie pomysły, jak atak na niepodległość”.

Ludzie idą ulica Stolarską w Krakowie. Niosą żółto-błekitne, ukraińskie flagi
Fot. Krystyna Garbicz
;

Udostępnij:

Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze