0:000:00

0:00

Publikujemy komentarz wybitnego adwokata gdy spór o asesorów zbliża się do pozytywnego rozstrzygnięcia. W czwartek 16 listopada KRS ogłosiła, że ponownie rozpatrzy uzupełnione przez zainteresowanych wnioski o powołanie na asesora. "Ponowne omówienie kandydatury każdego asesora i głosowanie rozpocznie się 17 listopada 2017 roku. Nazwiska asesorów, których kandydatury zostały ponownie rozpatrzone przez Krajową Radę Sądownictwa zostaną jutro podane do publicznej wiadomości" - czytamy w komunikacie Rady.

Przypomnijmy, że 30 października Krajowa Rada Sądownictwa postanowiła nie powoływać 265 asesorów sądowych z listy przygotowanej przez ministra sprawiedliwości. Rzecznik KRS Waldemar Żurek przekonywał, że 100 proc. wniosków ministra w sprawie asesorów zawierało błędy. W dodatku Rada dostała na przeanalizowanie kandydatur zaledwie miesiąc. Jeden z posłów członków KRS, Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15, przeanalizował ponad 60 podań i poinformował, że warunki formalne spełniało zaledwie jedno z nich.

Przeczytaj także:

Od początku objęcia urzędu minister Ziobro nie obsadzał kilkuset etatów sędziowskich. W lipcu postanowił przekształcić ponad 300 z nich w etaty asesorskie. Asesorzy są „sędziami na próbę”, którzy mogą orzekać, chociaż nie we wszystkich sprawach. Teraz mają wrócić do sądów powszechnych po ośmiu latach przerwy związanej z zakwestionowaniem przez Trybunał Konstytucyjny dawnych przepisów o asesorach.

Oto cały komentarz Krzysztofa Stępińskiego*

Kiedy mam do czynienia z wyrazem obcym, zawsze sięgam po „Słownik wyrazów obcych” Władysława Kopalińskiego. Nie inaczej było tym razem. Asesor, od „assidēre” - siedzieć przy kimś, asystować sędziemu, to pomocnik sędziego.

W I Rzeczypospolitej asesor „uzupełniał komplet sędziowski i był doradcą sędziego” (Wikipedia). W czasach nam bliższych, aż do wejścia w życie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2007 roku, asesor był niemal pełnoprawnym sędzią. Mogę to stwierdzić z przekonaniem, bo niegdyś sam byłem asesorem. Mianował mnie minister sprawiedliwości PRL, który akt powołania wręczył mi w ministerstwie sprawiedliwości w Alejach Ujazdowskich 11.

Wtedy centrum zarządzania krajem mieściło się w budynku KC PZPR. Teraz historia zatoczyła koło, tyle że centrum zarządzania zmieniło siedzibę.

W 2007 roku TK uznał instytucję asesora w ówczesnym kształcie za niekonstytucyjną.

Kiedy w sądach zaczęły pojawiać się wakaty (dziś ok. 800 stanowisk sędziowskich pozostaje nieobsadzonych), Platforma Obywatelska przypomniała sobie o asesorach i postanowiła reaktywować tę instytucję, co – przy pomocy prezydenta Bronisława Komorowskiego - uczyniła.

Pomysł nie był trafny, wręcz niedobry – o czym dalej, ale zawierał określone gwarancje, ponieważ zgodnie z ustawą z dnia 10 lipca 2015 roku nowelizującą ustawę o zmianie ustroju sądów powszechnych, asesorów powoływał Prezydent RP na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa.

Rządzącym jak zwykle zabrakło wyobraźni, bo nie minęło pół roku jak zostali odsunięci od władzy, a prawo powoływania asesorów dostali w pakiecie zwycięzcy. Szybko okazało się, że ustrój państwa można zmieniać nie tykając ustawy zasadniczej. Zmiany w ustawie o sądach powszechnych, które niedawno weszły w życie, są tego najlepszym przykładem.

Składając podpis pod tą nowelizacją ustawy o sadach powszechnych, prezydent Andrzej Duda zrzekł się prawa powoływania asesorów, to prawo przyznano ministrowi sprawiedliwości.

Obecnie – czemu nie można się dziwić - minister postanowił skorzystać z uprawnień wynikających z ustawy, która – podobnie jak inne buble prawne – korzysta z domniemania konstytucyjności. W tym stanie prawnym wystarczy, że KRS zostanie podporządkowana politykom i minister sprawiedliwości będzie mógł powoływać asesorów po uważaniu. Choćby z tego powodu dziwi abdykacja Prezydenta z bardzo istotnego uprawnienia. Ale to już historia.

Nie mnie być sędzią w sporze Krajowej Rady Sądownictwa z Ministrem Sprawiedliwości. Nie znam zawartości dokumentów, które Minister Sprawiedliwości przedstawił KRS, chcąc zasilić sądy kilkuset bardzo młodymi prawnikami, którym prawo przyznało status sędziego. Choć, jeśli doniesienia mediów wytykające Ministrowi uchybienia w dokumentacji przekazanej KRS są trafne, zaryzykowałbym twierdzenie, że KRS postąpiła słusznie.

Spór sporem, ale sprawa udziału asesorów w wymierzaniu sprawiedliwości ma bardzo istotne znaczenie, tyle że

jej sedno – w mojej ocenie - sprowadza się do odpowiedzi na pytanie, kto ową sprawiedliwość powinien wymierzać. Uważam, że odpowiedź jest prosta – świetni prawnicy posiadający odpowiednie doświadczenie życiowe.

O tym, że szeroko rozumiany wymiar sprawiedliwości trzeba zreformować, wiadomo od lat.

Czy zalanie sądów asesorami powoływanymi przez Ministra Sprawiedliwości to naprawa wymiaru sprawiedliwości, czy wręcz przeciwnie? Moim zdaniem jest to rozwiązanie niedobre.

Prawo wydawania wyroków w imieniu Rzeczypospolitej powinni mieć jedynie doświadczeni życiowo prawnicy spełniający inne ustawowe wymogi. Nie twierdzę, że kandydaci na asesorów są źle wykształceni, ale po czterdziestu pięciu latach spędzonych na salach sądowych mogę z przekonaniem twierdzić, że z doświadczeniem życiowym może być u nich kiepsko.

Zgodnie z art. 7 kodeksu postępowania karnego sędziowie muszą kierować się wskazaniami wiedzy i doświadczenia życiowego. Doświadczenie życiowe zdobywa się z wiekiem.

Trudno zdobyć doświadczenie życiowe na kursach organizowanych przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury. Nauka na kazusach a ocena prawdziwego problemu w sali narad, to całkowicie różne sprawy.

Kolejny problem związany z doświadczeniem życiowym, to sprawa odporności na działania władzy wykonawczej. Nie mam powodu, by twierdzić, że asesorowie będą klientami tego lub kolejnego Ministra Sprawiedliwości, któremu będą zawdzięczać powołanie. Ale brak mi argumentów, by taki sposób myślenia ostatecznie wykluczyć.

Dlatego - obserwując spór Rady z Ministrem - pomyślałem sobie, że to dobry moment, by zastanowić się nad zasadniczą zmianą zasad obsadzania stanowisk sędziowskich. Dla naszego dobra, szukajmy kandydatów wśród doświadczonych prawników zwłaszcza tych, którzy mają wieloletni kontakt z salą sądową.

Łącznie mamy kilkadziesiąt tysięcy adwokatów i radców prawnych. Wielu z nich ma niekwestionowane kwalifikacje do sądzenia. Nie byli kształceni na jedno kopyto, widzieli w akcji wielu sędziów i prokuratorów i wiedzą, jakich postaw i błędów należy unikać. Powinni otrzymać szansę.

*Krzysztof Stępiński - 1975-1983 asesor i sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi; od 1985 roku – adwokat, Rzecznik Dyscyplinarny Izby Adwokackiej w Warszawie. Członek Rady Programowej Archiwum im. Wiktora Osiatyńskiego.

Komentarze