0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja GazetaAdam Stepien / Agenc...

Krystyna Mokrosińska przewodziła Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, kiedy było jeszcze organizacją szanowaną w środowisku mediów. Od wielu lat jest prezesem honorowym. Na ostatnim, zakończonym w niedzielę zjeździe SDP, poddała pod głosowanie uchwałę „w sprawie umożliwienia dziennikarzom pracy w strefie stanu wyjątkowego”. Skierowana była do marszałek Sejmu i premiera.

„Kryzys migracyjny i niebezpieczeństwo wojny hybrydowej przeciwko Rzeczpospolitej Polskiej nie tylko nie mogą stanowić pretekstu do ograniczania swobody mediów, ale wręcz przeciwnie implikują konieczność stworzenia dziennikarzom możliwości przekazywania społeczeństwu informacji na ten temat” - czytamy w uzasadnieniu uchwały.

W trakcie dyskusji przed głosowaniem Stefan Zubczewski, fotografik z SDP, skrytykował organizację za to, że przez 1,5 miesiąca trwania stanu wyjątkowego nie zajęła w tej sprawie żadnego stanowiska.

„Dziennikarze jeżdżą na wojny. Giną tam, bywają ranni, ale są dopuszczani do frontu i relacjonują. A tutaj nie mamy żadnej wojny. Społeczeństwo powinno wiedzieć, co tam się dzieje, a dziennikarze winni być dopuszczani” - tak Zubczewski streszcza nam, co mówił do koleżanek i kolegów ze Stowarzyszenia.

Wtedy wg relacji Zubczewskiego Michał Karnowski z tygodnika "Sieci" i portalu wPolityce.pl miał powiedzieć, że dziennikarze wcale na wojnach nie giną: „Takiej bzdury jak żyję, to jeszcze nie słyszałem”. „Ręce mi opadły” - komentuje Zubczewski. Karnowski nie odbierał od nas telefonu, nie oddzwonił na informację zostawioną na sekretarce, ani nie odpisał na SMS-a.

Gdy doszło do głosowania nad uchwałą, z ponad 100 osób obecnych na zjedzie zostało już tylko ok. 40. 30 było przeciwko, za tylko 8. Jednym słowem w największej organizacji zrzeszającej pracowników mediów – obecnie głównie kontrolowanych przez rząd (TVP, Polskie Radio, prawicowe tytuły Tomasza Sakiewicza, czy braci Karnowskich) – znalazło się tylko 8 osób, które nie zgadzają się na wprowadzoną przez państwo cenzurę.

Po głosowaniu, Mokrosińska zawiesiła prowadzenie obrad i w geście protestu opuściła zjazd. Zanim to się stało usłyszała, że ci, którzy są za uchwałą, to „lewaki”.

To nie był zjazd dziennikarzy, tylko „oficerów politycznych”

Jeszcze większe kontrowersje wywołało wybranie do zarządu stowarzyszenia... rzeczniczki Ministerstwa Sprawiedliwości Agnieszki Borowskiej. To była dziennikarka TVP i Telewizji Republika, a od czasów „dobrej zmiany” rzeczniczka w instytucjach państwowych kontrolowanych przez PiS (np. Głównym Inspektoracie Ochrony Środowiska) i PR managerem. Do zarządu organizacji dziennikarskiej została wybrana jednak jako urzędniczka podległa jednemu z najważniejszych polityków Zjednoczonej Prawicy.

„To są żarty?” - komentował ten wybór na Twitterze Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski.

„Właściwszym słowem niż żart, jest kpina” - dodawał Paweł Szot z TVN.

Dziennikarze nie mogą być oficjalnie zaangażowani w działania polityczne – tego zabrania kodeks etyki dziennikarskiej. Borkowska nie widzi żadnego problemu w tym, że jest rzeczniczką ministra i jednocześnie reprezentuje środowisko dziennikarskie.

„To nie był już zjazd dziennikarzy, a oficerów politycznych” - komentuje Mokrosińska. Jeszcze przed tym zjazdem Dorota Bogucka z warszawskiego oddziału stowarzyszenia pisała o zarządzie SDP, że „coraz bardziej przypomina Komitet Centralny partii z poprzedniego systemu”.

Ten zjazd to był cyrk - twierdzą uczestnicy

Ponownie – już po raz czwarty – prezesem SDP wybrano Krzysztofa Skowrońskiego, prawicowego dziennikarza, szefa radia Wnet, który wg wielu upolitycznił SDP, jak nikt przed nim w wolnej Polsce. Skowroński i jego stowarzyszenie czerpie garściami publiczne pieniądze od polityków PiS. Sam prezes Skowroński prowadził konferencje dla PiS, zanim ta partia przejęła stery władzy.

Od początku roku warszawski SDP krytykuje Skowrońskiego za jednowładztwo. Od sierpnia wychodzą na jaw bardzo poważne zarzuty o nadużycia finansowe. Aleksandra Rybińska-Wróbel, do zjazdu skarbniczka SDP, oraz Jadwiga Chmielewska – już b. sekretarz zarządu - postawiły prezesowi poważne zarzuty, pisały m.in. o próbie „sprzeniewierzenia” 600 tys. z grantów ministerialnych i innych „nieprawidłowościach finansowych” oraz o konflikcie interesów. W SDP zawrzało. Niektóre zarzuty publikowano na stronie warszawskiego oddziału SDP.

„Finanse są w tragicznym stanie, a reputacja zerowa” - pisał w otwartym liście do delegatów zjazdu Marek Palczewski. I wypunktowywał, że Centrum Monitoringu Wolności Prasy – jednoosobowa instytucja w SDP - stało się „agendą PR i tubą propagandową wspierającą działania rządu. Jako stronnicze, niewiarygodne i nieprofesjonalne, podejmowało uchwały szkodzące dobremu imieniu SDP”.

Palczewski dodawał, że w ciągu całej obecnej kadencji CMWP ani razu nie wystąpiło w obronie wyrzucanych z pracy z powodów politycznych lub ideologicznych dziennikarzy TVP, Polskiego Radia i z prasy przejętej przez PKN Orlen.

Mimo ogromu zarzutów i krytyki Skowroński wygrał. Choć dopiero w trzecim głosowaniu – dwa pierwsze nie przyniosły rozstrzygnięcia. Uzyskał 14 głosów przewagi (64 do 50) nad Aleksandrą Rybińską-Wróbel, prawicową publicystką.

Co istotniejsze, do zarządu SDP nie dostał się ani jeden z krytyków i przeciwników Skowrońskiego. Ani Stefan Truszczyński – człowiek z 50-letnim stażem w organizacji. Ani Zbigniew Rytel – pracownik TVP i szef oddziału warszawskiego SDP, który od dawna krytykuje działania Skowrońskiego. Ani Chmielowska czy Rybińska-Wróbel, które ujawniły nieprawidłowości. Za to do zarządu, wg PRESS.pl dostało się aż trzech współpracowników konglomeratu medialnego Wnet, któremu przewodzi Skowroński.

„To już karykatura stowarzyszenia dziennikarzy. Wszystko toczy się wokół radia Wnet” - komentuje Mokrosińska. Jak to się stało, że Skowroński wygrał, a do zarządu dostali się tylko sprzyjający mu, powiązani z nim ludzie? „To jak w naszym społeczeństwie - ujawnianie są liczne afery PiS i co? Nic. Spływa jak po kaczce” - tłumaczy Mokrosińska.

„Ten zjazd to był cyrk” - uważa Stefan Truszczyński.

„Dotychczas zawsze na zjedzie była książeczka z biogramami delegatów. Teraz jej nie było. Nic nie wiedzieliśmy o wielu ludziach, a sporo było młodych” - dodaje Mokrosińska.

Wszystkie sprawozdania, w tym prawie 30 stron z komisji rewizyjnej, zostały dostarczone delegatom dopiero w sobotę, gdy zjazd już trwał. „Nikt nie miał żadnej szansy, żeby się z nimi zapoznać” - informuje Zbigniew Rytel.

Mokrosińska twierdzi, że w czasie wyborów nie poinformowano głosujących, że Borowska jest rzeczniczką Ziobry. „Dowiedziałam się o tym, gdy już wracałam do Warszawy” – mówi.

Rozmówcy narzekają też na to, że bardzo wielu delegatów nie głosowało – w niektórych głosowaniach robiło to ledwo 30-40 osób, gdy na sali było grubo ponad 100.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze