Gabrielę i Jakuba zaszokowała postawa dyrektorki jednego z liceów, która nie zezwoliła nawet na rozwieszenie plakatów Strajku. Nazwała młodzieżowe przedsięwzięcie nielogicznym i nieetycznym. Ale było też wsparcie ze strony miasta, na strajk przyszło sporo starszych osób. „Musimy sprawić, że połączy nas wspólny cel – ochronić nasz dom, Ziemię, przed zagładą”
We Włodawie Młodzieżowy Strajk Klimatyczny odbył się po raz pierwszy. Na rynku, przed osiemnastowiecznym budynkiem zwanym Czworobokiem, zgromadziło się kilkadziesiąt osób.
Przewodnicząca zgromadzeniu Gabriela Chomiczewska zachęca do zebrania się w jedną grupę, spokojnym i pewnym głosem animuje wydarzenie - aż trudno uwierzyć, że robi to po raz pierwszy. Wielokrotnie dziękuje tym, dla których udział w proponowanych działaniach oznacza "wyjście ze strefy komfortu". Z własnego doświadczenia wie, że wymaga to mobilizacji i odwagi. Dotąd nie uczestniczyła w żadnych dużych manifestacjach. Nawet, mimo chęci, w ubiegłorocznym Młodzieżowym Strajku Klimatycznym w Lublinie.
"Byłam w maturalnej klasie w lubelskim liceum" - wspomina. "Gdy zbliżała się godzina rozpoczęcia demonstracji, kilkoro z nas wstało i spytało nauczycielkę, czy możemy wyjść. Nie zgodziła się, a ja nie znalazłam sobie wtedy dość siły, by się jej przeciwstawić i robić swoje. Żałuję tego. Myślę, że każdy z nas w pewnym momencie będzie żałować, że nie podjął jakichś działań. Dlatego szukam tej siły w sobie i w grupie, z którą pracuję".
Gabriela wychowała się we Włodawie. Zaangażowana od kilku lat w działania ekologiczne, poszukiwała czegoś, co mogłaby robić w rodzinnym mieście. Zaciekawił ją projekt Między Drzewami, realizowany przez artystkę Edytę Gałan, która na podstawie dawnych fotografii i dokumentów przywracała pamięć o drzewach nieobecnych już we włodawskim pejzażu. To w rozmowie z mężem Edyty, Markiem Paszkowskim, dobrym i niespokojnym duchem włodawskiej biblioteki, padł pomysł „zasadzenia” idei strajkowej we Włodawie. Na jednej z krajowych akcji ekologicznych Gabriela spotkała Jakuba Gryglickiego, niegdyś kolegę ze szkoły, dziś studenta fizjoterapii. Ta dwójka zainspirowała kolejne osoby.
Nie było łatwo. Naturalnym sojusznikiem akcji wydawały się dwa włodawskie licea.
Gabrielę i Jakuba zaszokowała postawa jednej z dyrektorek, która nie zezwoliła nawet na rozwieszenie plakatów Strajku. Co więcej, nazwała młodzieżowe przedsięwzięcie nielogicznym i nieetycznym.
Tymczasem Strajk opiera się na danych naukowych i wyrasta właśnie z poczucia moralnego obowiązku. Jakubowi, gdy ochłonął po wyjściu z gabinetu, przyszło do głowy, że sama dyrektorka zawdzięcza przecież możliwość pracy na swoim stanowisku sufrażystkom, które kiedyś sprzeciwiły się powszechnym normom. Umieści to potem w swoim przemówieniu, przypominając, że każda ważna zmiana na początku zmaga się z biernością i oporem:
"Wszystkim, którzy bagatelizują nasze działania, uznają nasz protest za bezcelowy, uważają, że nic nie uda nam się zmienić, pragnę przypomnieć, że gdyby nie publiczne zgromadzenia, gdyby nie inicjatywy nieposłuszeństwa obywatelskiego, być może nadal tkwilibyśmy w ustroju politycznym sprzed kilkudziesięciu lat, który na pokojowe protesty reagował przemocą. Gdyby nie strajki, kobiety nadal nie miałyby praw wyborczych i możliwości kształcenia się na tym samym poziomie co mężczyźni".
W drugim liceum poszło lepiej. Jakub został zaproszony do poprowadzenia lekcji. W przeddzień zajęć poinformowano go jednak, że nie może namawiać uczniów do udziału w Strajku, gdyż nie wypada zachęcać do łamania obowiązku szkolnego. Wobec takiego stanowiska Jakub przełożył lekcję ekologiczną na kiedy indziej.
Gabriela ma żal do Związku Nauczycielstwa Polskiego, że zbyt późno ogłosił swoje poparcie dla Strajku. Sądzi, że ułatwiłoby ono rozmowy z szefami placówek. Gdy wchodzę na stronę ZNP, rzeczywiście widzę lakoniczną notatkę, którą trudno nawet nazwać poparciem, opublikowaną… 20 września.
Sensowność akcji szybciej docenili za to dyrektorzy podstawówek. Jeden z nich podczas zebrania rady rodziców nagłośnił przedsięwzięcie. Obecność uczniów ze szkół podstawowych jest podczas Strajku widoczna i czasem słyszalna, mają niekiedy trudność z zachowaniem powagi i skupienia, ale to naprawdę niewielka cena za posianie dobrego ziarna.
Dużo wsparcia inicjatywie dał włodawski burmistrz Wiesław Muszyński, którego Gabriela i Jakub zachęcili jako pierwszego. Gabriela wspomina, jak z poruszeniem opowiadał o tym, że w Zwierzyńcu, gdzie chodził do szkoły, w tym roku zabrakło wody. Ze zgodą na przeprowadzenie zgromadzenia na głównym placu miejskim nie było więc najmniejszego problemu, podobnie jak z drukiem plakatów, który wykonano siłami Urzędu Miasta. Burmistrz uczestniczy w Strajku jako jeden z nas, ale nie zabiera głosu, nie koncentruje na sobie uwagi.
Dzięki otwartości młodych organizatorów głos zabiera natomiast Elżbieta Krassowska, inicjatorka akcji "W obronie Polesia", będącej protestem przeciw intensyfikacji wydobycia węgla kamiennego w unikalnym przyrodniczo terenie. Jej wystąpienie jest serdecznie przyjęte, młodzi ludzie nie na darmo trzymają transparenty „Polska bez węgla”.
Jakub Gryglewski w swoim przemówieniu mówi mocno:
"Chcę odejścia Polski od węgla, byśmy nie byli uzależnieni od czegoś, co nam szkodzi, co nam się nie opłaca. Chcę, żeby ta zmiana w energetyce była sprawiedliwą transformacją, zapewniającą przebranżowienie pracownikom elektrowni i kopalni węglowych, przy jednoczesnym rozwoju elektrowni odnawialnych źródeł energii".
Na polecenie prowadzących kładziemy się na ziemi. Rozpoczyna się poruszający moment zgromadzenia – doświadczanie „wymierania”. Z zamkniętymi oczami, leżąc w ciszy, wyobrażamy sobie kolejne etapy odchodzenia świata, do którego jesteśmy przywiązani. I za który jesteśmy odpowiedzialni. Słuchamy młodych lektorów, którzy spokojnie, bez afektacji czytają prognozy oparte na twardych danych.
Zabójcze fale upałów, topnienie lodowców, epidemie, pożary, wielkie migracje z zagrożonych terenów - w sennym nadbużańskim miasteczku te wizje mogą brzmieć mało realistycznie, ale to właśnie w pobliskich Sławatyczach już w tym roku zabrakło wody.
We Włodawie można też naocznie przekonać się, że wielka polityka klimatyczna jest sumą małych polityk. Nad nami szumią żółknące liście kasztanowców, które burmistrz obiecał zachować przy planowanej rewitalizacji rynku. Dzięki porozumieniu władz i mieszkańców, włodawski rynek nie stanie się kolejną ofiarą betonozy, z kostką Bauma i rachitycznymi drzewkami w donicach. Stare drzewa ocaleją. Młodzi aktywiści mają nadzieję, że ich miasto będzie przedkładać cele długofalowe nad doraźne zyski i efekty.
Wstajemy z ziemi, demonstracja ma się ku końcowi. Widać, że jej uczestnicy chcą ze sobą jeszcze rozmawiać, nawiązują się relacje, trwa na gorąco wymiana wrażeń.
Intryguje mnie obecność dużej grupy starszych osób, szczególnie kobiet. Rozmawiam z jedną z nich, Czesławą Michańską, emerytowaną kierowniczką miejskiej biblioteki, i jestem zafascynowana rozległością jej wiedzy ekologicznej. Później dowiaduję się, że przy bibliotece prowadzone są zajęcia dla seniorów, organizuje je ten sam Marek Paszkowski, który pomógł Gabrieli ukierunkować jej energię. Najwyraźniej we Włodawie udaje się porozumienie ponad generacjami, być może uda się porozumienie ponad polityczną rozpadliną?
O konieczności zmian systemowych Jakub Gryglewski mówi jednoznacznie:
"Apelujemy do decydentów i polityków, osób, które mimo powinności służenia ludziom, służą tylko własnym wizjom świata.
Drodzy politycy. Biznesmeni. Przestańcie niszczyć naszą planetę. Przestańcie niszczyć nasz dom. Dajcie nam żyć!
Marzę o tym, by mieszkańcy Ziemi traktowali planetę tak samo, jak sami chcieliby być traktowani. Jednak ta wizja jest bardzo odległa, a być może niemożliwa. Dlatego potrzeba nam zmian systemowych, inicjatywy odgórnej, której działania nie zakończą się na czczych rozmowach na Szczytach Klimatycznych. Musimy wspólnie stanąć ponad podziałami, ponad wszelkimi sporami między partiami i ideologiami i sprawić, że połączy nas wspólny cel – ochronić nasz dom, Ziemię, przed zagładą".
Gabriela wkrótce podejmie studia psychologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Planowała jeszcze drugi fakultet, ale zdecydowała, że woli poświęcić ten czas na aktywizm klimatyczny. Zainicjowanie Młodzieżowego Strajku Klimatycznego we Włodawie to trochę jej pożegnanie z rodzinnym miastem, trochę rozpoczęcie czegoś nowego poprzez wzięcie osobistej odpowiedzialności. Wyjeżdża, ale wie, że we Włodawie idea strajku nie zniknie.
Aktywistka feministyczna i równościowa, w opozycji do wszystkiego, co opresyjne i niedemokratyczne, psycholożka
Aktywistka feministyczna i równościowa, w opozycji do wszystkiego, co opresyjne i niedemokratyczne, psycholożka
Komentarze