Mężczyzna spod Łodzi groził pozbawieniem życia przewodniczącemu Parlamentu Europejskiego Martinowi Schultzowi, Donaldowi Tuskowi i europosłom PO. Nie podobały mu się rezolucje wymierzone w Polskę za łamanie unijnych zasad. Za trzy dni mężczyzna usłyszy wyrok
Zrobieniem z Parlamentu Europejskiego krateru straszył 40-letni mężczyzna spod Łodzi. To informatyk z wyższym wykształceniem, kawaler. Sprawa wyszła na jaw niedawno. Bo choć groźby padły w 2016 roku, łódzka prokuratura dopiero w lutym 2020 skierowała akt oskarżenia. Miesiąc temu zaczął się jego proces, a w środę 15 lipca 2020 sąd wyda już wyrok.
Prokuratura oskarża mężczyznę o to, że w styczniu 2016 roku groził posłom PO, chcąc zmusić ich, by zagłosowali przeciw rezolucji PE przeciwko Polsce. Mężczyzna w tym celu wysłał do biura krajowego PO maila, w którym jak wynika z aktu oskarżenia groził pozbawieniem życia europosłom oraz Donaldowi Tuskowi, Grzegorzowi Schetynie i Ewie Kopacz. Za to ma jeden zarzut karny.
Ponadto prokuratura oskarża go też o to, że we wrześniu 2016 roku w rozmowie telefonicznej z pracownikiem Parlamentu Europejskiego (PE) w Strasburgu groził ówczesnemu przewodniczącemu PE Martinowi Schultzowi pozbawieniem życia, w ten sposób, że „wysadzi gmach parlamentu w powietrze”. Groźba miała zmusić Schultza do nie podejmowania decyzji i stanowisk „ingerujących w bieżące sprawy Polski”.
Za obie groźby prokuratura oskarża mężczyznę o czyn z artykułu 224 prf 2 kodeksu karnego:
"1. Kto przemocą lub groźbą bezprawną wywiera wpływ na czynności urzędowe organu administracji rządowej, innego organu państwowego lub samorządu terytorialnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. §2.Tej samej karze podlega, kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego albo osoby do pomocy mu przybranej do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej”.
Prokuratura ustaliła, że mężczyzna zadzwonił na centralę Parlamentu Europejskiego i prosił o połączenie z Martinem Schultzem. Przełączono go do biura Schultza. Rozmawiał z pracownikiem PE. – Musi Pan przestać wtrącać się w sprawy Polski, suwerenne państwo, bo inaczej wszystko co zostanie po pana parlamencie będzie jednym dużym kraterem. Czy zrozumiał pan wiadomość? – relacjonuje jego słowa w akcie oskarżenia prokuratura. To jest streszczenie jego gróźb. Tak rozmowę z mężczyzną zapamiętała pracownica PE. Zapamiętała też, że był on bardzo zirytowany sprawami, którymi zajmował się wówczas PE. Mężczyzna groźbę miał powtórzyć kilka razy.
O sprawie poinformowano służby bezpieczeństwa PE i francuską policję, bo mężczyzna był napastliwy i agresywny. Jego groźby potraktowano poważanie. Polska policja szybko go namierzyła, bo dzwonił z telefonu matki. Przesłuchana w śledztwie jako świadek matka mężczyzny zeznała, że syn zadzwonił do PE przez „silne wzburzenie wywołane danymi z programu informacyjnego na kanale TVP1 lub TVP2”. I chciał zażądać, by nie ingerowano w sprawy Polski.
Policja podczas przeszukania mieszkania nie znalazła u niego materiałów wybuchowych. Zabezpieczyła jednak laptop i telefony komórkowe. Po zbadaniu twardego dysku komputera wyszło na jaw, że mężczyzna wysyłał też wulgarne maile do prokuratury, redakcji „Newsweeka” i do Platformy Obywatelskiej.
W ten sposób odkryto maila ze stycznia 2016 roku, w którym groził pozbawieniem życia europosłom PO, Tuskowi, Schetynie i Kopacz jeśli będą głosować za rezolucją PE przeciwko Polsce. Prokuratura podkreśla w akcie oskarżenia, że groził im likwidacją za zdradę Polski na mocy „wyroku podziemnego sądu Armii Krajowej, począwszy od Tuska, Schetyny, Kopacz”. Biuro partii nie składało w tej sprawie wcześniej zawiadomienia.
Oskarżony mężczyzna składając wyjaśnienia w śledztwie przyznał, że w trakcie rozmowy z biurem przewodniczącego PE działał pod wpływem emocji. I chciał przestraszyć Martina Schultza oraz wywołać u niego poczucie zagrożenia. Po to, by zmienił on politykę wobec Polski. Przyznał, że mówiąc o tym, że z gmachu PE zostanie tylko krater miał na myśli wysadzenie go w powietrze. I wypowiedział to pod wpływem wzburzenia i strachu przed sankcjami wobec Polski. Zapewniał, że chciał tylko przestraszyć Schultza i skłonić go oraz pozostałych podobnie myślących europosłów do przemyśleń. Mężczyzna uważał też europosłów PO za zdrajców. Jego zdaniem popełnili oni zdradę dyplomatyczną, bo chcieli wyrządzić Polsce szkodę, głosując w PE za rezolucjami przeciwko Polsce.
Proces w tej sprawie prowadzi Sąd Rejonowy w Pabianicach. Obrońca oskarżonego chciał, by sprawa była warunkowo umorzona. Sąd się jednak nie zgodził z uwagi na charakter czynów oraz ich wagę. Na pierwszej rozprawie w czerwcu odczytano akt oskarżenia. Obecnie bezrobotny mężczyzna przyznał, że telefonował do PE i, że wysłał miała do biura PO. Ale odmówił składania wyjaśnień w sądzie. Potwierdził jednak odczytane przez sąd jego wyjaśnienia złożone w trakcie śledztwa. Odpowiadał również na pytania swojego obrońcy.
Na rozprawie potwierdził, że działał pod wpływem wzburzenia. Nie był jednak pewny czy w rozmowie z biurem Schultza mówiąc o kraterze miał na myśli wysadzenie w powietrze gmachu PE. W środę 8 lipca odbyła się kolejna rozprawa, na której proces się już zakończył. Jego przebieg zrelacjonowało lokalne „Życie Pabianic”. Gazeta pisała, że mężczyzna mówił w sądzie o nastraszeniu europosłów PO za rezolucję przeciwko Polsce za nieprzyjmowanie imigrantów. Zrobił to, bo bał się, że do Polski przyjadą terroryści. Deklarował też miłość do Polski i patriotyzm. Gazeta relacjonuje również, że w sądzie mężczyzna potwierdził, że do Schultza zadzwonił po obejrzeniu serwisu informacyjnego TVP.
Na ostatniej rozprawie prokurator zażądał dla niego kary roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, a jego obrońca umorzenia sprawy. Sąd wyrok wyda 15 lipca.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze