Przez dziewięć dni na granicy koczowało 32 Jezydów, głównie rodziny z dziećmi. Z głodu jedli liście. „Są na skraju śmierci” pisał ich krewny. Polska straż ich wypychała, białoruska nie pozwalała wrócić. Jezydzi to mniejszość religijna masakrowana przez ISIS
Informację o tej grupie mniejszości religijnej z Bliskiego Wschodu otrzymaliśmy z końcem września. Wówczas byli na granicy na wysokości wioski Stare Leśne Bohatery, w Puszczy Augustowskiej. „Z dwóch stron byli zamknięci. Utknęli na granicy. Warunki są żałosne – śpią pod gołym niebem” pisał nam Hassan, ich krewny, obecnie przebywający w Niemczech (od niego dostaliśmy film i zdjęcia grupy - red.)
Polska Straż wypychała grupę, białoruska też nie wpuszczała. Wśród 32 osób 7-8 to były dzieci, a 6-7 kobiety, reszta mężczyźni.
[video width="640" height="352" mp4="https://oko.press/images/2021/10/VID-20210930-WA0000.mp4"][/video]
Po tygodniu na granicy Hassan alarmował: „Teraz już grozi im śmierć. Nie mają żadnego jedzenia. Z głodu zjadają liście ale od tego bolą ich brzuchy. 5-6 osób jest w fatalnym stanie.” Od pograniczników, którzy ich blokowali, nie dostawali żadnej pomocy – ani wody, ani jedzenia, ani tym bardziej pomocy medycznej.
Wtedy z apelem o wpuszczenie grupy z humanitarnych powodów wystąpił do polskiego rządu oraz Parlamentu Europejskiego Murad Ismael, prezes Sinjar Academy - organizacji, która wspiera mieszkańców regionu Niniwy w Iraku – tam głównie mieszkają jazydzi. Ismael jest też współzałożycielem Inicjatywy Nadii Murad – jazydki więzionej przez ISIS, działaczki na rzecz uchodźców i laureatki Pokojowej Nagrody Nobla. Apel pozostał bez odzewu polskich władz i parlamentu.
Na początku października zapytałem o tę grupę ludzi Straż Graniczną. Stwierdziła, że nic o nich nie wie. Jednak kiedy dopytywałem, czy nadal są na granicy na wysokości Augustowa, w ciągu godziny dostałem od rzeczniczki SG odpowiedź: „Komendant był teraz na granicy i nie ma takiej sytuacji, o której pan mówi”. Nie potrafiła mi wyjaśnić jak to możliwe, że straż tak błyskawicznie sprawdziła informację, choć nie podałem dokładnej lokalizacji grupy. „Mamy rozpoznanie na granicy” odpowiada rzeczniczka.
Aktywiści pomagający uchodźcom potwierdzają, że grupa była gdzieś w pobliżu granicy jeszcze 4 października, ale wtedy już miała liczyć aż 100 osób. Choć niektóre fakty się pokrywają, to nie ma pewności, że to ta sama grupa.
Wg Ismaela jazydzi tkwili na granicy przez 9 dni. Wspomina, że inna z grup jazydów w tej okolicy została pobita tuż obok, na granicy z Litwą – dostał zdjęcia to dokumentujące. Wśród tych osób była kobieta, która przeżyła niewolnictwo w ISIS (więcej o tym dalej w tekście).
Ismael jest w kontakcie z krewnymi dwóch rodzin z tej grupy. Po 9 dniach walki o przeżycie na granicy przemytnik wrócił po nich i wywiózł na Białoruś. Tam obecnie są.
Grupa pochodzi głównie z regionu Sindżar, na północy Iraku, niektórzy z wybrzeża. Od 7 lat wegetują w obozach dla uchodźców w Iraku. Ta mniejszość religijna, głównie złożona z Kurdów, wyznaje religię synkretyczną wywodzącą się z islamu, od dawna jest prześladowana na Bliskim Wschodzie.
Od sierpnia 2014 roku ISIS dokonywało masakr na jazydach. Mężczyzn i starsze kobiety zabijano m.in. za odmowę przejścia na islam. Młodsze kobiety stawały się seksualnymi niewolnicami bojowników. Dzieci także zniewalano. Szacuje się, że ISIS zabiło 4-5 tys. Jezydów. Niektóre źródła uznają to za ludobójstwo - społeczność Jezydów jest niewielka.
Ok. 50 tys. schroniło się na górze Sindżar, w pobliżu miasta Niniwa w północnym Iraku. Obecnie w 15 obozach dla uchodźców w Iraku, żyje aż 210 tys. Jezydów. Od 7 lat. Ich zrujnowanych w wojnie domów nie odbudowano. W tym roku mieli wracać do swojej ojczyzny, ale nadal grozi im tam niebezpieczeństwo ze strony innych grup religijnych – ekstremizm powraca.
Wegetują więc w fatalnych warunkach, w namiotach przeludnionych obozów. "Życie tam jest przerażające" – mówi Ismael. Brak perspektyw wywołał falę samobójstw.
Do tego doszły potężne pożary, które trawią ich skromny dobytek i brezentowy dach nad głową. Ostatni, potężny, w czerwcu 2021 zniszczył od 350 do 400 namiotów.
„Co ci ludzie mają zrobić? Nie mają innego wyjścia. Umrą próbując uzyskać bezpieczeństwo w innych krajach, bo to lepsze niż życie w swoim kraju" - komentowała na TT sytuację grupy Shaima Khudaida, młoda Jezydka.
Hassan, krewny osób z grupy, twierdzi, że oni albo dotrą do Polski lub Niemiec, albo zostaną na Białorusi. „Dopóki nie umrą”.
Murad Ismael prosi, by Europa przyjęła Jezydów przynajmniej na czas zimy. By ci migranci ją przeżyli. A potem albo im udzielą azylu, albo ich zawrócą do kraju. „Rozumiem, że państwo strzeże swojej granicy. Ale ofiarom ludobójstwa Europa nie powinna pozwolić umierać na granicy z chłodu i głodu. To jest niehumanitarne. I na pewno nie jest elementem europejskich czy polskich wartości”.
W rozmowie z rzeczniczką podlaskiego oddziału SG wspominam o tym, co – jak wiadomo – Białorusini robią migrantom: szczują ich psami, biją, strzelają im pod nogi, grożą zawracając do Polski. Uchodźcy nie mają jak wrócić. A z głodu ta grupa jadła liście.
"Tak po ludzku, pani major, co ci ludzie mają w tej sytuacji zrobić?" - pytam Katarzynę Zdanowicz.
Milczy przez chwilę. Nie odpowiada. Lekko łamiącym się głosem obiecuje, że spróbuje ustalić, czy SG wypychała tę grupę z Polski.
I już nie oddzwania.
Inna grupa, głównie jazydów z Iraku koczuje na granicy polsko-białoruskiej już dziesiąty dzień. Kurdowie z tej grupy, pochodzący głównie z Syrii, są tu już miesiąc. W filmie opublikowanym przez Murada Ismaela mówią że nie mają jedzenia, wody, dzieci z głodu płaczą. Na filmie widać też dzieci z Michałowa - aktywiści rozpoznali trójkę dziewczynek, które przedtem były z rodzinami na posterunku Straży Granicznej w Michałowie, a potem zostały wywiezione z powrotem na granicę.
„Policja wypycha nas z Polski i Białorusi od 10 dni. Jesteśmy tutaj jak zakładnicy. Proszę pomóżcie nam" - błaga matka siedząca między dziećmi przy ognisku. Twierdzi, że dziś jedna osoba z ich grupy zmarła. Nie udaje nam się ustalić szczegółów.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze