0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja GazetaAdam Stepien / Agenc...

"Niski poziom SN będzie obniżał poziom orzecznictwa w całym kraju. To jest niewątpliwe - ostrzega prof. Adam Strzembosz. - Ale sędziowie usuwani z Sądu Najwyższego będą kontynuować swoją pracę. Co zrobi władza? Zobaczymy jutro".

Daniel Flis, OKO.press: Ustawa o Sądzie Najwyższym zmusi jutro do przejścia w stan spoczynku kilkudziesięciu sędziów, w tym Pierwszą Prezes. Jakie to będzie miało znaczenie dla obywateli? Prof. Adam Strzembosz: Sąd Najwyższy rozpoznaje nadzwyczajne środki odwoławcze, skargi kasacyjne, kasacje. Poza tym podejmuje uchwały w sprawach, które budzą wątpliwości u sędziów w niższych sądach, ale także w wypadku, gdy się stwierdzi rozbieżność orzecznictwa w skali kraju. Czyli oddziałuje na orzecznictwo w całej Polsce.

Wiele orzeczeń Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych miało ogromny wpływ na prawa pracownicze i na kwestie ubezpieczeniowe.

Tu można byłoby wymienić całe dziesiątki orzeczeń, które były o tyle prospołeczne, że wymuszały na władzy nie tylko konsekwencję w działaniu, ale też poszanowanie w wielu sprawach: dotyczących pracowników najemnych, i tych z zakresu umów śmieciowych, kwestii uprawnień emerytalnych, dostępu do zawodu i tak dalej. To miało zasadnicze znaczenie. O tym się niestety mało mówiło, chociaż wszystkie orzeczenia tej izby były publikowane.

Wysoki poziom sędziów Sądu Najwyższego jest wymagany nie tylko dlatego, że to jest najwyższa instancja sądowa, ale też dlatego, że zajmują się najtrudniejszymi problemami prawnymi w skali całego kraju. Stąd i kwalifikacje wysokie i doświadczenie, i zdolność przewidywania skutków własnego orzecznictwa.

Prof. Adam Strzembosz (rocznik 1930) – delegat na I Krajowy Zjeździe „Solidarności” w 1981 roku, w latach 80. współpracował z podziemną „Solidarnością”, przy Okrągłym Stole przewodniczący zespołu ds. prawa i sądów, wiceminister sprawiedliwości (1989-1990), pierwszy prezes Sądu Najwyższego i przewodniczący Trybunału Stanu (1990-1998). Kawaler Orderu Orła Białego (2012). Wchodzi w skład Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego.

Sędziowie, którzy przyjdą na miejsce usuniętych, nie będą tak wysoko wykwalifikowani?

Założono, że będzie 120 sędziów w Sądzie Najwyższym. Znalezienie tak licznej grupy ludzi o najwyższych kwalifikacjach zarówno wśród profesorów prawa, jak i sędziów, no, przede wszystkim najwyższych instancji sądowych, wymagałoby lat, gdyby mieli reprezentować obecny poziom Sądu Najwyższego. Gdy doszło do likwidacji Sądu Najwyższego z czasu Polski Ludowej, przez parę lat kompletował on swój skład, zanim doszedł do optymalnej liczby sędziów. Znalezienie na miejsce odchodzących w stan spoczynku właściwych kandydatów zawsze było dużym wyzwaniem.

Nie wyobrażam sobie, żeby można było kilkudziesięciu kandydatów do Sądu Najwyższego o największych kwalifikacjach znaleźć w ciągu dwóch czy trzech miesięcy. Przede wszystkim będzie się poszukiwać kandydatów spolegliwych wobec władzy.

Nie po to konstruowano Krajową Radę Sądownictwa w ten sposób, by była ona spolegliwa politycznie i ukształtowana w dużej mierze przez polityków, ale by wybierać bezstronnie najlepszych z najlepszych, a nie takich, których będzie można uważać za swoich.

Jak pan wyobraża sobie działanie Sądu Najwyższego po obsadzeniu stanowisk przez nowych, spolegliwych sędziów?

Niski poziom SN będzie obniżał poziom orzecznictwa w całym kraju. To jest niewątpliwe.

Jeżeli kasacje i opinie wyrażane przez Sąd Najwyższy będą mętne, jeżeli kasacje będą zaskakiwać niekonsekwencją, jeżeli dojdzie do złamania szeregu linii orzecznictwa wypracowanych przez kilkadziesiąt lat, to w kraju powstanie chaos prawny. Orzeczenia sądu mają znaczenie ze względu na autorytet Sądu Najwyższego. Poza konkretną sprawą orzeczenia i uchwały Sądu Najwyższego nie wiążą sędziów. Sędziowie są niezwiśli nawet wobec orzecznictwa Sądu Najwyższego, i to nawet asesorzy czy sędziowie rejonowi. Ale autorytet Sądu Najwyższego ma tu wpływ ogromny i sędzia dostosowuje swoje orzecznictwo do poglądów Sądu Najwyższego nie tylko dlatego, że obawia się uchylenia jego orzeczenia w wyższej instancji, ale ze względu na to, że zasiadają w nim sędziowie najwyższej próby.

Widzimy, co się stało w Trybunale Konstytucyjnym. Stracił autorytet, przestano się do niego zwracać, jego rola została sprowadzona niemal do zera. Władze korzystają z jego usług, ale już nawet poszczególni obywatele nie domagają się od niego stanowiska, nie wierząc, że będzie to stanowisko obiektywne, wydane przez niezawisłych sędziów.

A jak władze mogą skorzystać z przejęcia Sądu Najwyższego? Jak poważne jest ryzyko związane z zatwierdzaniem przez SN wyników wyborów i referendów oraz rozpatrywaniem protestów wyborczych?

Musiałaby powstać ta izba, zajmująca się sprawami wyborczymi i skargami nadzwyczajnymi. Na razie nie ma tam ani jednego urzędnika. Nie ma też prezesa tej izby. Prawdopodobnie do wyborów samorządowych władze postarają się tę izbę zapełnić, nawet gdyby rzutowało to na jakość tych ludzi, ale prokuratorów rejonowych, którzy chcieli być sędziami SN pewnie nie zabraknie. Tylko że będzie to znaczyło, że ta izba to organ niewiarygodny również dla opinii międzynarodowej. Uchwały takiego organu będą uważane za podważalne.

Druga izba tworzona od podstaw, to Izba Dyscyplinarna. Będzie służyła do uciszania sędziów przeciwstawiających się władzy?

Przecież jest jakiś powód, dla której ją powołano. Poza tym ta izba jest tak kształtowana, by wiarygodność orzeczeń dyscyplinarnych była jak najmniejsza. Sąd Najwyższy, gdy rozpoznawał sprawy dyscyplinarne w II instancji, to rozpoznawał w składzie siedmiu sędziów. Tutaj wystarczy w I instancji rozpatrzenie w składzie dwóch sędziów i jednego ławnika. W II instancji trzech sędziów i dwóch ławników. To będą sędziowie nie tylko dobrani z punktu widzenia politycznego, ale ściągnięci również apanażami finansowymi. Będą przecież zarabiać o 40 proc. więcej niż pozostali sędziowie SN. Tak samo trzeba wziąć pod uwagę to, że ta izba w tej chwili nie tylko nie ma sędziów, ale nawet lokalu. Dlaczego? W ten sposób ją usytuowano, że jest właściwie sądem w sądzie. Dotychczasowy aparat Sądu Najwyższego: Pierwszy Prezes, administracja, finanse, wszystkie te piony techniczne nie mają żadnych uprawnień w stosunku do Izby Dyscyplinarnej.

Ustawa już weszła w życie. Czy w takim razie jest jeszcze po co protestować, przychodzić pod Sąd Najwyższy?

Po pierwsze opinia polska i międzynarodowa powinna poznać stosunek polskiego społeczeństwa do prawa. To kwestia naszego szacunek do konstytucji, oporu wobec jej łamania.

Po drugie, nie wszystko jest już stracone.

Sędziowie SN, którzy skończyli 65 lat w swojej większości przyjęli stanowisko, że nie będą prosić pana prezydenta o zgodę, bo oni mają konstytucyjnie zagwarantowane prawo dalszego orzekania. To stanowisko, można sądzić, podzieli Trybunał Sprawiedliwości, bo nie jest tak, że skoro pani Pierwsza Prezes skończyła 65 lat, to można uznać, że straciła swoje uprawnienia Pierwszego Prezesa. Bo ona nie ma wieku 65 lat przejścia na emeryturę, tylko 70.

Wszyscy sędziowie, którzy w tej chwili orzekają, są w Sądzie Najwyższym, mają konstytucyjnie zagwarantowaną pracę do ukończenia lat 70.

Oni mają prawa nabyte. Sędzia, który zgłosił swoją kandydaturę do Sądu Najwyższego, zgłaszał się do pracy, której krańcem będzie ukończenie lat 70. Nie można w toku ich działalności sędziowskiej zmienić ich uprawnień. Oczywiście oni mogą sami wcześniej zrezygnować, natomiast nie można bez ich zgody odwołać ich wcześniej z tego stanowiska.

Co pańskim zdaniem powinni zrobić sędziowie usuwani teraz z Sądu Najwyższego?

Co oni mają zrobić, to już wiadomo, bo oni sami zajęli stanowisko. Oni będą kontynuować swoją służbę. A co zrobi władza? To zobaczymy jutro.

;
Na zdjęciu Daniel Flis
Daniel Flis

Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze