0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Minister edukacji Anna Zalewska twierdzi, że reforma oświaty jest konieczna m.in. ze względu na coraz niższy poziom wuedzy studentów rozpoczynających studia wyższe. Pani minister odpowiada posłanka Nowoczesnej.

Kiedy ja szłam na studia, na moim roku były 83 osoby. Na tym samym wydziale teraz jest 400 osób. Nie zrobiło się osób zdolnych 4-5 razy więcej. Poszerzyło się grono studiujących, więc poziom jest niższy.
Liczba studentów po '89 rosła. Poziom zależy jednak od wielu czynników.
Poranek TOK FM,19 września 2016

Katarzyna Lubnauer ma stuprocentową rację, mówiąc o wzroście liczby studentów w ostatnich dekadach. Współczynnik skolaryzacji wyższej brutto - czyli odsetek populacji uczniów danego rocznika, który idzie na studia wyższe - po 1989 r. poszybował w górę. Skala tej zmiany jest ogromna, nawet jeżeli studentów od kilku lat zaczęło powoli ubywać.

W III RP liczba studentów w pokoleniu zwiększyła się pięciokrotnie.

Zmianie aspiracji edukacyjnych kolejnych pokoleń młodych (i ich rodziców) towarzyszył - siłą rzeczy wolniejszy - wzrost odsetka osób z wykształceniem wyższym. Obecnie tytułem licencjata lub magistra w Polsce może poszczycić się zapewne blisko 20 proc. mieszkańców; podczas ostatniego badania GUS w 2011 było to 17,5 proc.. W 1989 studia było to 6,5 proc. - wzrost jest więc ponad trzykrotny.

Aspiracje młodych ludzi okazują się racjonalnym wyborem. Wbrew rozpowszechnionemu stereotypowi polskie uczelnie to nie są „fabryki bezrobotnych”. Wręcz przeciwnie osoby z wykształceniem wyższym to grupa o najlepszej sytuacji na rynku pracy. Tak jest we wszystkich krajach OECD, a polski absolwent zyskuje na rynku pracy więcej niż europejska średnia. Z wyższym wykształceniem koreluje też wyższy poziom zadowolenia z życia. Innymi słowy: pójście na studia to lepszy wybór, niż pójście od razu do pracy.

Jak ocenić poziom studentów?

Rzecz nie jest już tak prosta.

Nauczyciele akademiccy od lat narzekają na spadający poziom wiedzy studentów, ale to tylko ich opinia.

Zapewne posłanka ma rację. Trudno sobie wręcz wyobrazić, by zmiana edukacji wyższej z elitarnej w masową, nie zaowocowała spadkiem "poziomu studentów i studentek", jakkolwiek go rozumiemy, ale nie ma obiektywnych metod sprawdzenia, czy faktycznie dzisiejsi studenci są lepiej, czy czy gorzej wykształceni od tych sprzed 20, 30 i 100 lat (dlatego uznajemy wypowiedź Lubnauer za "prawie prawdę").

Ale ten efekt można też można tłumaczyć inaczej.

Przyjmijmy, że nauczyciele akademiccy, którzy uczyli kolejne pokolenia w ostatnich 30-40 latach mówią prawdę - poziom studentów jest niższy, niż kiedyś. Czemu tak może być, poza tym, że jest ich więcej?

1. Niższy poziom edukacji niepublicznej

Nie tyle studenci są "gorsi", co są "gorzej" uczeni, zwłaszcza w szkołach prywatnych. Wzrost liczby studentów wiązał się w Polsce z powstaniem setek nowych uczelni - publicznych i niepublicznych. Obecnie jest aż 379 uczelni niepublicznych i 84 publiczne. Mające gorszą opinię prywatne uczelnie powstawały masowo w latach 90. Ten czynnik się jednak osłabi. Wraz ze zmianami demograficznymi i spadkiem liczby kandydatów uczelnie niepubliczne coraz częściej są zamykane. Według szacunków w 2050 r. będzie już tylko 1,5 mln osób w wieku studenckim.

2. Sposób finansowania uczelni publicznych

Krytycy obecnego modelu finansowania szkół wyższych zwracają uwagę, że poziom finansowania szkoły w zbyt dużym stopniu zależy od liczby rekrutowanych studentów. W związku z tym uczelnie publiczne muszą co roku walczyć o jak najwięcej - a nie najlepszych - studentów. Ministerstwo nauki zapowiada zmiany w tym zakresie - uczelnie mają dostawać premię za poziom nauczania.

3. Niż demograficzny

Dostosowując się do sposobu finansowania uczelnie publiczne podczas wyżu zwiększały limity przyjęć. Teraz, gdy studentów jest mniej, prowadzi to do sytuacji, gdy niemal każdy absolwent szkoły średniej może pójść na dawniej elitarne studia bezpłatne. W zeszłym roku co czwarta uczelnia publiczna chciała zwiększania limitu przyjęć na pierwszy rok. Między innymi dlatego obecnie 40 uczelni niepublicznych pobierających czesne jest w likwidacji.

4. Mniej czasu na naukę.

Według badań zdecydowana większość studentów obawia się, że po obronie pracy magisterskiej będzie miała problem ze znalezieniem pracy w wyuczonym fachu. Między innymi z tego powodu

blisko 90 proc. studentów i studentek podczas studiów pracuje. Około połowa poza swoją uczelnianą specjalizacją.

Ministerstwo nauki podaje, że ponad 80 proc., ale to i tak ogromny wzrost w porównaniu z sytuacją studentów kilkadziesiąt lat temu.

Nie jest to zjawisko typowo polskie. Podobny trend – praca od pierwszego roku i coraz mniej czasu na naukę – zaobserwowano między innymi w USA. Na studia idzie coraz więcej osób, które muszą wykonywać pracę zarobkową. Dzięki temu mogą otrzymać takie samo wykształcenie formalne, jak dzieci z zamożnych rodzin i miast, w których są uczelnie.

Przeczytaj także:

5. Odejście od egzaminów na studia.

Odejście od egzaminów na studia było jednym z elementów reformy edukacji rządu Jerzego Buzka z 2002. Były one oceniane jako "nieprzejrzyste i niesprawiedliwe, a niekiedy wręcz korupcjogenne" (cytat za "Raport o stanie edukacji", 2014). Zastąpiła je jedna dla wszystkich matura. Odebrało to wykładowcom możliwość selekcji kandydatów na studia prawie wszystkich kierunków (wyjątkiem są m.in. szkoły artystyczne).

Pracownicy uczelni nie mogą przyjmować kandydatów/tki zgodnie ze swoimi kryteriami, które niekoniecznie pokrywają się z wynikami egzaminu zewnętrznego, jakim jest matura. Na maturze nie liczy się np. elokwencja.

Tymczasem w Unii Europejskiej

Opinia, że studentów jest tak dużo, że ich poziom spada, często zamienia się w sugestię, że powinno ich być mniej i postulat, by ograniczyć liczbę studentów (trudno powiedzieć, czy takie jest zdanie posłanki Nowoczesnej). Ten kierunek myślenia jest sprzeczny z polityką Unii Europejskiej.

Komisja Europejska chce bowiem, aby do 2020 r. 40 proc. 30-latków miało ukończone studia wyższe. Wyższa scholaryzacja to jeden ze środków budowania w UE społeczeństwa i gospodarki opartej na wiedzy.

Polska jest blisko - w 2013. r. w populacji 30-34 latków prawie 39 proc. miało wyższe wykształcenie, z wyraźną przewagą kobiet (aż 46,5 proc. ma tytuł magistra!) nad mężczyznami (tylko 31.9 proc.). Odejście od "masowych studiów" oddaliłoby Polskę od unijnego wymogu.

;

Udostępnij:

Filip Konopczyński

Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.

Komentarze