0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Na początku przemówienia Trump zaskoczył - personalnym powitaniem Lecha Wałęsy. To pewnie było polskiemu rządowi nie w smak. Dalej było jednak lepiej.

Niemal całe przemówienie prezydent USA poświęcił polskiej historii. W militarystycznym duchu chwalił polskie bohaterstwo, siłę woli i wytrwałość. Bardzo długo rozprawiał o obronie przejścia przez al. Jerozolimskie podczas Powstania Warszawskiego. Wspominał Kopernika, Kościuszkę, Chopina i Jana Pawła II.

Subtelnie, ale jednak pochwalił rządy prawa w Polsce.

Podstawowy cel wizyty dla obu stron można uznać za osiągnięty. Trump chciał pokazać, że ma jeszcze jakiegoś sojusznika w Europie, a PiS że ma jakiegokolwiek poważnego sojusznika - gdziekolwiek.

Obie strony, przynajmniej na poziomie PR-owym, mogą być zadowolone z rezultatu. Jednak w praktyce nie wszystko wyszło tak dobrze.

Będzie nas bronił?

Na ten temat zdania komentatorów są podzielone.

Od dawna wiadomo było, że podstawowym zagadnieniem poruszanym podczas wizyty, oprócz dostaw amerykańskiego gazu, będzie kwestia obronności, NATO i obecności amerykańskich wojsk na terenie Polski (o dziwo nikt nic nie wspomniał o Świętym Graalu polskiej dyplomacji – wizach do USA, o które w UE muszą starać się obywatele tylko pięciu krajów, w tym Polacy).

Nie widać jednak, żeby polskiemu rządowi wiele udało się ugrać w kwestii bezpieczeństwa.

Trump wymówił słowa "artykuł 5", pochwalił Polskę za zwiększenie wydatków na zbrojenia i podziękował za przyjęcie amerykańskich żołnierzy. Było to jednak spojrzenie w przeszłość, na dotychczasowe działania.

Prezydent USA ani razu nie pokusił się na spojrzenie w przyszłość i żadnych deklaracji, co do przyszłych działań nie złożył.

Po pierwsze - nie zobowiązał się do powiększenia kontyngentu amerykańskich żołnierzy. Na razie stacjonuje w Polsce ok. 5 tys. żołnierzy US Army. Znacznego zwiększenia tej liczby nie należy się więc na razie spodziewać.

Po drugie i najważniejsze - Donald Trump nie dał Polkom i Polakom całkowitej pewności, że USA będzie aktywnie bronić naszego kraju w razie naruszenia naszych granic, czyli, że pozostanie całkowicie wierny najbardziej skrajnej interpretacji Artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.

Prezydent powiedział, co prawda: „USA nie tylko słowami, ale i czynami udowodniło, że jesteśmy wierni artykułowi 5 o wspólnej obronie”. Jednak daleko ponad te słowa posunąć się nie chciał.

Co ważniejsze, podczas wspólnej konferencji z prezydentem Andrzejem Dudą Trump zapytany przez dziennikarza TVN o konkrety w sprawie czasu stacjonowania i rozmiaru amerykańskiego kontyngentu w Polsce powiedział wyraźnie:

„Nie omawialiśmy gwarancji i tak naprawdę nie byliśmy umocowani (ang. in a position to) do omawiania ich”.

Zdanie to można zrozumieć na kilka sposobów, ale wskazuje ono raczej, że Amerykanie składania żadnych deklaracji po prostu nie planowali.

Chyba nie tak wyobrażało to sobie Prawo i Sprawiedliwość. Jeszcze wczoraj prezydent Duda mówił w wywiadzie dla PAP:

„Mnie zależy ogromnie na tym, żeby wojska Stanów Zjednoczonych w Polsce były w ramach obecności sojuszniczej, żeby wzmocnienie flanki wschodniej Sojuszu Północnoatlantyckiego było rzeczywiście realizowane poprzez stałą obecność wojsk sojuszniczych i na pewno będę na ten temat z panem prezydentem Trumpem rozmawiał”.

Jednak nie porozmawiał.

;

Udostępnij:

Szymon Grela

Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.

Komentarze