0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.plFot . Grzegorz Skowr...

Prąd w gniazdkach wytwarzany przez wiatraki i paneli słoneczni, ogrzewanie z przydomowej pompy ciepła, podróż po mieście elektrycznym samochodem, rowerem albo autobusem – to przyszłość, która coraz głośniej puka do drzwi. Największe gospodarki postanowiły otworzyć je na oścież.

Zieloną rewolucję czas zacząć

Niedawny raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej wykazał, że rządy z całego świata znacząco zwiększyły wydatki na zieloną transformację. W niespełna 1,5 roku wzrosły one z 380 mld do 1,215 bln dolarów, a więc potroiły się.

Choć ochrona klimatu miała w tym duże znaczenie, nie była najważniejsza. Kluczowa okazała się wojna w Ukrainie. W pół roku od jej wybuchu rządowe inwestycje w czystą energię zwiększyły się aż o 75 proc. (z 714 mld do wspomnianego 1,215 bln).

"Reakcje rządów na kryzys idą we właściwym kierunku. Bezprecedensowe wsparcie finansowe, jakie obserwujemy w przypadku przejścia na czystą energię, poprawia bezpieczeństwo energetyczne i łagodzi wpływ wysokich cen paliw na klientów" – mówił przy okazji publikacji raportu turecki ekonomista Fatih Birol, dyrektor wykonawczy MAE.

Konieczność odejścia od paliw kopalnych jeszcze nigdy nie była tak pilna.

Nie chodzi już o samą ochronę klimatu, ale i nasze bezpieczeństwo. A problemem jest nie tylko Rosja. Inni energetycznymi potentaci – jak chociażby Chiny i Arabia Saudyjska – również nie przestrzegają praw człowieka i nie kultywują demokracji.

Jednocześnie trudno oczekiwać, by nasilający się kryzys klimatyczny przyniósł spokojniejsze czasy. Dlatego im bardziej można uniezależnić się od niedemokratycznych państw, tym lepiej. Z kolei kraje, które „wycisną” z globalnej transformacji maksimum dla własnych gospodarek, zwyciężą podwójnie.

Przestawienie z paliw kopalnych na czyste źródła energii zajmie przynajmniej kilkanaście lat. Jak jednak widać po raporcie MAE, technologiczny wyścig ruszył na dobre. Kto dziś zostanie w miejscu, ten zostanie w tyle na lata. I przegra, pozostawiając społeczeństwo bardziej podatne na globalne wstrząsy i bardziej zależne od tego, co zadecydują inni.

USA i Chiny uciekają…

Unia Europejska przegrywać nie chce. Musi się jednak mocno postarać, bo w ostatnim czasie Chiny i USA włączyły wyższy bieg.

Jak podaje Reuters, powołując się na dane think tanku Ember, Chiny dodały więcej mocy wiatrowych w ciągu ostatnich dwóch lat niż w ciągu poprzednich siedmiu. W rezultacie w 2022 r. wygenerowały o 46 proc. więcej energii wiatrowej niż cała Europa, która była liderem jeszcze do 2020 r.

Przeczytaj także:

Z kolei chińska moc w fotowoltaice wzrosła w tym samym czasie dwa razy szybciej od średniej z lat 2015-2020.

W 2022 r. w Chinach zainstalowano o połowę więcej mocy w samej przydomowej fotowoltaice niż USA we wszystkich paneli słonecznych i turbinach wiatrowych razem wziętych.

Dzięki temu udział energii elektrycznej z czystych źródeł w Chinach wzrósł w poprzednim roku do rekordowych 34,2 proc.

Kto wie, czy nie większy wpływ na europejski rynek mogą mieć jednak decyzje, które zapadły w Stanach.

2022 rok był pierwszym w historii USA, gdy odnawialne źródła energii dały więcej energii elektrycznej niż węgiel. Można się spodziewać, że niewielka jak na razie różnica zacznie się teraz błyskawicznie przechylać na korzyść OZE (choć do prześcignięcia gazu ziemnego wciąż daleka droga). Joe Biden jesienią zeszłego roku doprowadził bowiem do przyjęcia Inflation Reduction Act (IRA). To wart 370 mld dolarów pakiet, który – jak wskazuje nazwa – ma pomóc ograniczyć koszty życia Amerykanów.

W rzeczywistości jest to jednak przede wszystkim wymierne wsparcie transformacji energetycznej.

W planach są pokaźne dotacje i ulgi dla mieszkańców na zakup samochodów elektrycznych (również używanych), pomp ciepła czy paneli słonecznych, co ma pozwolić na obniżenie rachunków za energię o ok. 500 dolarów rocznie. Dla indywidualnych konsumentów zostanie udostępnione jednak „tylko” ok. 40 mld dolarów. Zdecydowana większość pieniędzy – ok. 215 mld dolarów – to korzyści dla przedsiębiorstw, które mają pobudzić inwestycje w zielonych technologiach. IRA zakłada m.in., że do 2030 r. w Stanach pojawi się ok. 2300 wielkoskalowych magazynów energii, 120 tys. turbin wiatrowych i aż 950 milionów paneli słonecznych.

W połączeniu z drugą kluczową ustawą – infrastrukturalną – ma to pozwolić USA na obniżenie emisji gazów cieplarnianych o 40 proc. do 2030 r.. Jeśli się uda, będzie to oznaczało spadek o miliard gigaton. To mniej więcej 2 proc. rocznych emisji z działalności człowieka. Jak przekonuje Biały Dom, to zdecydowanie najambitniejszy pojedynczy akt prawny w sprawie ochrony klimatu, jaki przyjęto kiedykolwiek i gdziekolwiek.

… Europa próbuje gonić

Europejską odpowiedzią zarówno na atak Rosji na Ukrainę, jak i przyspieszone działania po stronie Chin i USA, ma być Net-Zero Industry Act. To wielki program zielonej transformacji przemysłu, dzięki któremu stanie się on neutralny dla klimatu do 2050 r. I dzięki któremu UE nie zostanie w tyle za największymi gospodarkami świata.

– Potrzebujemy otoczenia regulacyjnego, które umożliwi nam przyspieszenie przejścia na czystą energię. Taki właśnie jest cel aktu UE w sprawie przemysłu neutralnego emisyjnie. Stworzy on najlepsze warunki dla tych sektorów, które mają kluczowe znaczenie dla osiągnięcia neutralności emisyjnej do 2050 r. – tłumaczy Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, która opracowała założenia legislacyjnego pakietu.

Wspiera on w szczególności osiem technologii uznanych za strategiczne:

  • fotowoltaikę i kolektory słoneczne,
  • wiatraki na morzu i lądzie,
  • baterie i magazyny energii,
  • pompy ciepła i geotermię,
  • elektrolizery do pozyskiwania zielonego wodoru (z OZE) i ogniwa paliwowe,
  • biometan/biogaz,
  • instalacje umożliwiające wychwytywanie i magazynowanie CO2 (tzw. CCS – Carbon Capture Storage)
  • sieci (w tym szybkie stacje ładowania pojazdów elektrycznych).

Już nie jako strategiczne, ale wciąż mogące liczyć na duże ułatwienia, wybrano też inne technologie. To paliwa alternatywne (np. biopaliwa) oraz zaawansowane technologie jądrowe (z minimalną ilością odpadów paliwowych oraz małe modułowe reaktory jądrowe - SMR).

Wszystkie projekty powiązane z wymienionymi technologiami będą mogły liczyć m.in. na uproszczone procedury, w tym przede wszystkim szybsze wydawanie pozwoleń na budowę. W zależności od skali i rodzaju przedsięwzięcia proces ten ma trwać od 9 do 18 miesięcy. Wszystko będzie można załatwić online.

– Czyste technologie są kwitnącym rynkiem, a im większa nasza przewaga konkurencyjna, tym więcej wysokiej jakości miejsc pracy może powstać w Europie. W globalnym wyścigu do neutralności emisyjnej chcemy zapewnić przemysłowi UE najlepszą możliwą pozycję wśród konkurencji. Zaproponowane środki służą właśnie temu – podkreśla Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE odpowiedzialny za politykę klimatyczną.

Podstawowym założeniem Net-Zero Industry Act jest to, by do 2030 r. UE wytwarzała na swoim obszarze przynajmniej 40 proc. technologii potrzebnych do osiągnięcia celów klimatycznych i energetycznych. Dla różnych technologii przyjęto jednak inne wskaźniki: i tak w przypadku fotowoltaiki to 40 proc., w przypadku pomp ciepła 60 proc., a w przypadku baterii i energetyki wiatrowej – 85 proc.

Spór o pieniądze, spór o technologie

Propozycja KE będzie teraz negocjowana. W krajach wspólnoty nie ma powszechnej zgody ani co do tego, jakiego rodzaju technologie powinny być uznane za strategiczne, ani co do tego, w jaki sposób należy je finansować.

Jeśli chodzi o to pierwsze, najwięcej emocji rozpala podejście do energetyki jądrowej. Z jednej strony można powiedzieć, że KE spojrzała na nią bardziej przychylnym okiem, uwzględniając wybrane technologie wśród wspieranych inwestycji. To dobra wiadomość m.in. dla zwolenników atomu w Polsce, w której małe reaktory jądrowe (SMR) mają powstać przed końcem tej dekady. Z drugiej strony projekty takie nie będą uznawane za najbardziej strategiczne, a uproszczone procedury obejmą tylko część technologii jądrowych.

Rząd Francji, gdzie większość prądu pochodzi z elektrowni jądrowych, zamierza walczyć o zmiany w propozycji KE. Chce, by wsparcie objęło wszystkie technologie jądrowe. O to samo walczy lobby atomowe, które wskazuje na Stany, gdzie w ustawie antyinflacyjnej zapisano właśnie tak szeroką pomoc.

Jeśli chodzi zaś o pieniądze, to Komisja Europejska nie przedstawia szacunkowych kosztów inwestycji, jakie pociągnie za sobą Net-Zero Industry Act.

Wskazuje natomiast wiele istniejących lub zaplanowanych źródeł, do których będzie można sięgnąć. Wykorzystanie ich wszystkich oznaczać będzie inwestycje za setki miliardów euro.

Ale dotychczasowe plany mogą okazać się niewystarczające. Z tego powodu KE proponuje utworzenie Europejskiego Funduszu Suwerenności, który pociągałby za sobą nowe wspólne pożyczki. „Oznaczałoby to, że stolice UE miałyby dostęp do świeżej gotówki, zamiast korzystać wyłącznie z własnego budżetu i innych istniejących funduszy unijnych” – wyjaśnia Politico.

Nie wszyscy są jednak zwolennikami takiego rozwiązania. Ostatnio KE zgodziła się, by do 2025 r. poluzowano zasady pomocy publicznej dla zielonych technologii. Ma to pomóc w przyspieszeniu odejścia od paliw kopalnych w trudnych czasach wojny i kryzysu energetycznego. Zwolennikiem takiego wsparcia są bogatsze państwa – w tym głównie Niemcy i Francja, które korzystają z niego w największym stopniu.

„Według danych za 2022 r., KE zaakceptowała wnioski o pomoc publiczną na 672 mld euro, z czego ponad połowa przypadła na Niemcy. Kolejna była Francja (24 proc.), a potem Włochy (7 proc.). W tej sytuacji nie dziwi więc, że Niemcy zazwyczaj negatywnie odnoszą się do planów tworzenia kolejnych narzędzi pomocowych na poziomie UE, a preferują właśnie luzowanie zasad pomocy publicznej” – komentuje Tomasz Elżbieciak z portalu Wysokie Napięcie.

USA: Rywal czy sprzymierzeniec?

„Stany Zjednoczone i Unię Europejską łączą najbardziej wszechstronne i dynamiczne stosunki gospodarcze na świecie. Nasze partnerstwo opiera się na wspólnych wartościach i zasadach, w tym odpowiedzialności za ochronę naszej planety dla przyszłych pokoleń i obronę naszych pracowników” – poinformowali Joe Biden i Ursula von der Leyen we wspólnym oświadczeniu z początku marca.

Wydano je po wspólnym spotkaniu w USA. Doszło do niego na kilka dni przed przedstawieniem przez Komisję szczegółów dotyczących zielonej transformacji unijnego przemysłu. Do oficjalnych deklaracji o współpracy warto jednak podchodzić z powściągliwością. Przed przyjęciem Inflation Reduction Act unijni liderzy apelowali do Stanów, by przyjęły regulacje bardziej przychylne europejskiemu rynkowi. Trudno uznać, by im się udało.

Podejście USA jest proste: pieniądze amerykańskich podatników powinny być wydawane na amerykańskie technologie i na amerykańskiej ziemi.

Dlatego w ustawie przewidziano szereg zapisów, które uzależniają dodatkowe wsparcie od tego, czy dane produkty będą wytwarzane w USA (w całości lub w możliwie maksymalnym stopniu). Dotyczy to np. elektromobilności. Przewidziane w jej zakresie zachęty mają sprawić, że do 2030 r. przynajmniej 50 proc. aut sprzedawanych w USA będzie autami elektrycznymi.

Efekt? Według danych organizacji Climate Power, od czasu uchwalenia IRA do lutego tego roku łączna wartość uruchomionych inwestycji przekroczyła już 90 mld dolarów dla ponad 90 różnych projektów. Wśród nich znajdują się inwestycje dużych europejskich przedsiębiorstw, w tym Volkswagena i BMW oraz Freyr z Norwegii, które wytwarza akumulatory.

„Nie tylko pieniędzmi, ale też słowem zachęcają Amerykanie europejskie firmy do inwestowania po drugiej stronie Atlantyku. W styczniu "Financial Times" opisywał działania urzędników, którzy podróżują po Europie i przekonują firmy zajmujące się zielonymi technologiami do ulokowania swoich fabryk w USA. Takie delegacje do UE wysłano z Michigan, Georgii czy Ohio, czyli stanów, w które należą do przodujących pod kątem inwestycji uruchamianych w ramach IRA. Jeden z urzędników przyznał nawet, że tak intensywnych działań promocyjnych dotychczas nigdy nie podejmowano, a inny stwierdził, że każdy stan konkuruje teraz o przyciągnięcie europejskiego biznesu” – relacjonuje portal Wysokie Napięcie.

Można więc uznać, że do spotkania Bidena z von der Leyen nieprzypadkowo doszło w USA.

Europa przespała moment politycznie i gospodarczo, więc teraz to nie ona ma najwięcej do powiedzenia.

Nie oznacza to jednak, że faktyczna współpraca jest niemożliwa. Z pewnością obie strony mają dwa ważne argumenty za tym, by faktycznie działać razem: ochrona klimatu i Chiny.

– Dyskusja na temat amerykańskiej ustawy IRA była dość ostra przed świętami, zwłaszcza w Niemczech i Francji. Teraz się uspokaja. Myślę, że w UE pojawia się świadomość, że Amerykanie robią coś dobrego dla klimatu, i że nie ma innego sposobu, jak tylko spróbować skoordynować nasze podejścia – ocenia w wywiadzie dla Klubu Jagiellońskiego Tobias Gehrke, analityk brukselskiego think tanku ECR. – Popychane przez konflikt gospodarczy Bruksela i Waszyngton mogą się stworzyć sojusz na rzecz zielonej gospodarki, w którym ustalimy wspólne zasady i granice postępowania w zakresie polityki przemysłowej. Ścieżka do tego jest jednak kręta – dodaje.

Konieczność, psucie rynku czy…?

„Udziały UE w przemysłowym rynku znajdują się pod silną presją, w dużej mierze dlatego, że dotacje zagraniczne nie zapewniają równych warunków gry. Wymaga to rozszerzenia i przyspieszenia dostępu do finansowania dla bezemisyjnego przemysłu” – stwierdza Komisja Europejska w Net-Zero Industry Act.

– Europa zbyt długo myślała, że rynek sam o wszystko zadba – przyznaje Timmermans. I wskazuje na Chiny, gdzie podjęte dekadę temu decyzje zaczynają przynosić temu krajowi wymierne korzyści. Co zaczyna już być widoczne, podobnie dzieje się w USA po przyjęciu ustawy antyinflacyjnej. – Obecnie również musimy podjąć strategiczne decyzje, które wpłyną na kolejne dekady – dodaje wiceprzewodniczący KE.

Unia doszła do wniosku, że nie może działać tak, jak do tej pory i również musi zwiększyć subsydia. Jedni oceniają to jako konieczność, inni – jako psucie reguł wolnego rynku.

„Stawką jest nie tylko przyszła rentowność europejskiej produkcji, jeśli plan Brukseli zawiedzie, ale i fundamentalne zasady gospodarki wolnorynkowej, na których zbudowano UE. Ryzyko dla rządów UE polega na tym, że ich wysiłki spełzną na niczym, przedsiębiorstwa i tak się przeniosą gdzie indziej lub upadną, a kolosalne sumy pieniędzy podatników zostaną po drodze zmarnowane” – pisze w komentarzu Politico. „Jednak Bruksela nie może nic nie robić” – dodaje po chwili.

Niezwykle istotnym elementem całej układanki jest więc to, na ile dodatkowe zachęty dla przemysłu są faktycznie potrzebne.

Ten sam portal w osobnym artykule oddaje głos unijnym urzędnikom, którzy są coraz bardziej zirytowani tym, że firmy żądają coraz więcej państwowych pieniędzy i grożą przenosinami poza Europę, jeśli ich nie otrzymają. „Te żądania pojawiają się nieustająco. Czasami zastanawiamy się: czy są to uzasadnione obawy, czy też firmy po prostu wykorzystują moment i sprawdzają, jak daleko mogą się posunąć?” – mówi jeden z sfrustrowanych dyplomatów UE.

A Politico podsumowuje: „Cóż to za czasy na bycie lobbystą”.

Podobne zastrzeżenia ma Mateusz Piotrowski. Ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych zwraca uwagę na głosy krytyki wobec IRA. Ich zdanie ulgi posłużą nie obniżeniu kosztów życia, a wzrostowi zysków korporacji. „Reagując na przyjęcie ulgi na zakup pojazdów elektrycznych w wysokości 7,5 tys. dol., Ford i General Motors podniosły np. ceny swoich modeli elektrycznych o 6–8 tys. dolarów” – zauważa Piotrowski. I choć pisze o tym w kontekście amerykańskiej ustawy, to jak najbardziej obawy te można mieć także przy planach KE.

Tak czy inaczej, odwrotu od inwestycji w transformację energetyczną nie ma.

Wymaga tego i ochrona klimatu, i geopolityczna konkurencja. Jak szacuje Międzynarodowa Agencja Energetyczna,

przez najbliższych pięć lat ma powstać tyle odnawialnych źródeł energii, ile powstało przez ostatnie dwie dekady.

W tym czasie ponad 90 proc. nowych zainstalowanych mocy pochodzić będzie właśnie z OZE. Do końca dekady przynajmniej połowa aut w USA, Chinach i Europie może zaś być elektryczna.

W interesie UE leży, by jak największy kawałek rosnącego tortu pochodził ze składników europejskich. Kto nie wytrzyma tempa wyścigu, temu pozostanie obejść się smakiem.

Na zdjęciu u góry - Grodzisko kolo Czestochowy. Dom Zmienny, samowystarczalny energetycznie Smart House. Fot. Grzegorz Skowronek

;

Udostępnij:

Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”

Komentarze