0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dimitar DILKOFFDimitar DILKOFF

Rosyjska agencja RIA Nowosti opublikowała w czwartek (12 maja 2022) zdjęcia z rejonu Krasnojarska na Syberii, spustoszonego przez pożary. Widać na nich zniszczone domy, strażaka na pogorzelisku, powalone drzewa, mieszkańców zbierających to, co zostało z ich budynków.

"Częściowo lub doszczętnie spłonęło 546 budynków mieszkalnych, ponad 1,2 tys. osób zostało bez dachu nad głową" - pisze agencja. Media donoszą o 10 ofiarach i 19 rannych w samym rejonie Krasnojarska. Te liczby mogą jednak wciąż rosnąć.

Problem dostrzegł nawet Władimir Putin. Podczas telekonferencji z lokalnymi władzami mówił, że pożary powodują znaczne straty materialne i stanowią zagrożenie dla życia, środowiska i gospodarki.

"Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na to, że nie możemy dopuścić do powtórzenia się sytuacji z ubiegłego roku, kiedy to pożary lasów stały się najdłuższe i najbardziej intensywne w ciągu ostatnich kilku lat. Musimy skuteczniej, systematycznie, konsekwentnie zwalczać pożary oraz poprawiać jakość i poziom wszystkich rodzajów profilaktyki” - powiedział Putin, nie zapowiadając jednak żadnej konkretnej pomocy ze strony Kremla.

Pożary gorsze niż rok temu

Syberia płonie od tygodni. A nawet od miesięcy, bo nawet w zimie tliły się tzw. zombie fires, czyli pożary pod powierzchnią torfowiska, nierzadko także pod pokrywą śnieżną. Nie pomaga również silny wiatr, który rozwiewa płomienie. Jak podaje rosyjski Greenpeace, na Syberii wiatr osiągał prędkość 25, a nawet 40 metrów na sekundę.

Aktywiści dodają, że ogromne pożary to również wina mieszkańców, którzy wypalają suchą trawę albo palą śmieci. Przy dużym wietrze i otwartej przestrzeni wystarczą minuty, żeby ogień przeniósł się dalej. „Państwo »popycha« obywateli do podpalenia suchej trawy grzywnami. Młody las rosnący na gruntach rolnych, rozrastające się chwasty lub sucha trawa grozi właścicielom i dzierżawcom dużą grzywną. To zmusza ich do sprzątania terenu w najprostszy i najtańszy sposób – ogniem” – pisze Greenpeace.

Organizacja wskazuje również, że w pożarach, które wystąpiły od początku roku, spłonęło 2,7 mln ha terenu, dwa razy więcej niż w tym samym czasie w zeszłym roku. Powołuje się na dane z monitoringu satelitarnego ISDM-Rosleskhoz.

O znaczeniu syberyjskich pożarów rozmawiamy z prof. Mariuszem Lamentowiczem z Pracowni Ekologii Zmian Klimatu Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Syberyjskie pożary to poważny globalny problem

Katarzyna Kojzar, OKO.press: Mam wrażenie, że co roku słyszymy o rekordowych pożarach na Syberii. Jak jest naprawdę?

Prof. Mariusz Lamentowicz: Patrząc na statystyki, bo tylko na tym mogę się opierać, możemy stwierdzić widoczny wzrost intensywności pożarów. Ważne jest również to, że pożary wybuchają coraz wcześniej. Wynika to z tego, że tracimy pokrywę śnieżną wcześniej niż w poprzednich dekadach. A to z kolei skutek wzrostu temperatury. Torfowiska, które zaczęły płonąć kilka miesięcy temu, tlą się pod śniegiem, w głębi.

Przeczytaj także:

Kiedy śnieg topnieje, ogień ma szansę wydobyć się na powierzchnię wcześniej niż w poprzednich latach. W tamtym roku spłonęło 18,8 mln hektarów lasów, stepów i torfowisk. Obecnie mamy początek sezonu, więc trudno powiedzieć, czy będzie gorzej niż rok temu. Jedno jest pewne: dobrze nie będzie. Sytuacja będzie się pogarszać, bo to mało prawdopodobne, że nagle zaczną padać na Syberii ulewne deszcze. Zgadzam się, że ten rok jest dramatyczny. Czy gorszy niż poprzednie lata? Z oceną musimy jeszcze poczekać.

Dlaczego Syberia płonie? Chodzi - jak wskazuje Greenpeace - o wypalanie traw?

Mamy tutaj kilka elementów. Po pierwsze: wydawałoby się, że torfowiska są wilgotne, a więc ich pożary są niemożliwe. Ale tak się dzieje. Winna jest susza, na Syberii coraz dłuższa i coraz bardziej pogłębiająca i coraz dotkliwsza.

Susza prowadzi do obniżenia się lustra wody gruntowej, a to ono determinuje potencjalną palność tych siedlisk. Nawet jeśli człowiek robił błędy, nie tyle w sensie intencjonalnego podpalania, ale obecności ognia w tych środowiskach, to w ostatnim czasie ten ogień antropogeniczny zaczął się wymykać spod kontroli.

Siedliska takie jak łąki czy torfowiska stały się bardziej suche, poziom wody się obniża w dużym tempie. Jeśli poziom wody spada poniżej 40 cm, to szansa, że ogień będzie się tlił wewnątrz gleby przez wiele miesięcy, jest znacznie większa. I trudno przewidzieć, gdzie zapłonie po roztopach.

Wypalone torfowisko na Syberii, fot. M. Lamentowicz

Dlaczego?

Las zapala się w jednym miejscu, od niego zapala się torf. Tli się pod śniegiem przez miesiące – co nazywamy zombie fires – i nie wiemy, czy po roztopach nie zapłonie np. kilkaset metrów dalej od zeszłorocznego pożaru. Tracimy kontrolę nad zjawiskiem, bo to ogromny obszar, niezamieszkały, którędy ewentualnie przebiegają rurociągi albo gdzie się wydobywa ropę. Dostępność tych terenów jest trudna, dlatego i możliwości ugaszenia pożaru są ograniczone.

View post on Twitter

Ale chyba też nie jest tak, że człowiek zupełnie nie ma na te pożary wpływu.

Klimat jest tłem tego spektaklu związanego z pożarami. Ale rzeczywiście nieostrożność ludzi może grać tu ważną rolę. Wystarczy ognisko rozpalone w pobliżu lasu, a co gorsza jeszcze podlanie go benzyną. Wystarczy rozpalenie drewna używanego do ogrzewania. Ogień rozprzestrzenia się tam bardzo łatwo – podobnie jak w Amazonii. Z badań wynika, że pożary Amazonii są w ogromnej części pożarami antropogenicznymi. Człowiek wywoływał pożary od tysięcy lat, widzimy to w zapisach z torfu czy jezior. To nie jest nowe zjawisko, ale staje się coraz bardziej intensywne – właśnie przez zmianę klimatu, wyższe temperatury, suszę i obniżanie się lustra wody gruntowej.

Władimir Putin pouczał władze lokalne, że coś muszą z tym zrobić. Ale czy w ogóle da się takim pożarom zapobiec?

Do tego potrzebne są wielkie inwestycje. Na Syberii lokalne społeczności są mocno niedofinansowane, żyją często w biedzie, nie mają sprzętu do gaszenia tak ogromnych pożarów. Do tego potrzeba bazy strażackiej, która posiada samoloty, helikoptery, wyszkoloną i dobrze opłacaną kadrę, sprzęt, który potrafi wjechać w niedostępne miejsca. Z takim wyposażeniem można by było ten pożar jakoś ukształtować, ograniczyć go – bo zapobiec się nie da.

No bo jak? Proszę sobie wyobrazić – pod śniegiem tli się ogień, więc pompujemy do zamarzniętego gruntu wodę, żeby go ugasić? To niemożliwe.

Ale pamiętajmy też, że pożary na Syberii były od zawsze, choć w znacznie mniejszej i mniej dramatycznej skali. W momencie, kiedy ta skala robi się tak ogromna, potrzeba dobrego finansowania i wsparcia ze strony państwa, a nie stwierdzeń, że trzeba sobie jakoś poradzić.

Teraz dodatkowo brakuje wojska, które do tej pory było zaangażowane w gaszenie pożarów. Są w Ukrainie.

Biorąc pod uwagę, ile tysięcy kilometrów kwadratowych zajmuje Syberia, to straż pożarna rzeczywiście ma problem. Pożary rozprzestrzeniają się nie tylko na południu Syberii, ale też w rejonie Krasnojarska, gdzie panuje bardziej kontynentalny klimat. Zachodnia część, bliżej Uralu, płonie punktowo, nie na tak wielkich powierzchniach.

Ale niestety widzimy przesuwanie się tych obszarów na północ w arktyczne obszary wieloletniej zmarzliny. To martwiące, bo te tereny były niepalne przez wiele tysięcy lat.

Płonęły miejscowo, ale nigdy w takiej skali i na takiej głębokości. Byłem tam w 2019 roku, jeździliśmy po wypalonych torfowiskach, które się regenerowały. Ale to były pożary powierzchniowe, a nie tak jak teraz, rozległe i głębokie.

Co to oznacza dla świata?

To poważny globalny problem. Jeśli przez wiele tysięcy lat gromadził się węgiel w torfie, to po pożarach cały ten węgiel trafi do atmosfery. W każdej sekundzie pożaru uwalniane są tony CO2, co jeszcze bardziej wzmaga efekt cieplarniany. Emisje antropogeniczne możemy w jakiś sposób ograniczyć, zmniejszyć. Te z syberyjskich pożarów są zupełnie poza kontrolą.

Prof. dr hab. Mariusz Lamentowicz pracuje na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na Wydziale Nauk Geograficznych i Geologicznych. Jest kierownikiem Pracowni Ekologii Zmian Klimatu. Realizuje badania torfowisk w Polsce i za granicą. Jest ekspertem w dziedzinie paleoekologii i ekologii torfowisk. Realizuje badania interdyscyplinarne nad wpływem zmian klimatu na torfowiska poprzez integrację monitoringu, eksperymentu i paleoekologii. W ostatnim czasie nawiązuje współpracę w projektach skoncentrowanych na ochronie oraz odtwarzaniu torfowisk.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze