W „Gazecie Polskiej” historyk dr hab. Tomasz Panfil napisał artykuł o stosunkach polsko-żydowskich - pełen fałszów, przeinaczeń i półprawd. Panfil został ostro skrytykowany przez specjalistów. My jego tekst analizujemy
Dr hab. Tomasz Armand Panfil otrzymał w 2002 roku habilitację za rozprawę „Lingua Symbolica. O pochodzeniu najstarszych symboli heraldycznych w Polsce”. Wykłada na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pełni obowiązki naczelnika Biura Edukacji Narodowej w oddziale IPN w Lublinie. Nie jest znany jako badacz Zagłady - ani w ogóle historii najnowszej. Artykuł Panfila w „Gazecie Polskiej” wzbudził ostre reakcje historyków i publicystów. "To kompletny absurd. Ta ignorancja jest porażająca" - mówił „Kurierowi Lubelskiemu” historyk prof. Dariusz Libionka. W ostrych słowach krytykował dr. Panfila także publicysta „Polityki” Adam Szostkiewicz: „Pracownicy IPN zakłamują Zagładę Żydów. To kompromitacja”. Z tych krytyk trudno się jednak dowiedzieć, co dokładnie jest nie w porządku w artykule dr. Panfila. Wyliczamy więc zawarte w nim zasadnicze nieprawdy, półprawdy i manipulacje.
Przepełniony patriotycznymi nastrojami tłum zebrał się na placu Zamkowym. Naprzeciw niego stoją szeregi carskich sołdatów. Pada rozkaz, rozlega się huk wystrzałów. Ksiądz trzymający krzyż chwieje się i upada na ziemię. Krzyż podnosi z bruku piętnastoletni gimnazjalista, Żyd Michał Landy, i wznosi go wysoko nad tłumem. Za chwilę i jego trafiają carskie kule (…) Był 21 kwietnia 1861 r. — dzień, w którym Polacy i Żydzi ramię w ramię stawili czoło rosyjskiej przemocy w walce o wolność.
Manipulacja. Artykuł otwiera się prawdziwym opisem sceny jednej z manifestacji patriotycznych poprzedzających wybuch powstania styczniowego. Był to jednak szczytowy moment relacji polsko żydowskich, które po powstaniu szybko się zaczęły pogarszać. Według historyczki Aliny Całej - autorki książki „Asymilacja Żydów w Królestwie Polskim (1864-1897): Postawy, konflikty, stereotypy” - w dekadach popowstaniowych zaczął narastać na ziemiach polskich nowoczesny antysemityzm, który w znacznej mierze przyczynił się do porzucenia programu asymilacji. (Drugim powodem była narastająca wśród Żydów popularność haseł syjonizmu, postulującego stworzenie narodowego państwa w Palestynie).
Dr Panfil roztacza następnie sielankowy obraz stosunków polsko-żydowskich przed zaborami.
Przez ten czas zdarzały się spory, a nawet tzw. pogromy, ale łączna liczba ofiar była mniejsza niż pojedynczych pogromów w Londynie, Strasburgu czy Pradze.
Faktycznie, na Zachodzie w średniowieczu pogromy zdarzały się często i były bardzo okrutne. W pogromie 1276 roku w Londynie zginęło kilkaset osób - tylko w londyńskim Tower pozbawiono życia 300 głów rodzin żydowskich. Wszyscy Żydzi zostali wygnani z Anglii w 1290 roku.
Z Pragi wyrzucano Żydów wielokrotnie - w 1542, 1561 roku. (Na początku XVIII wieku stanowili jednak 1/4 populacji Pragi, co przeczy tezie, że źle im tam się żyło.) W Pradze setki Żydów zamordowano w czasie pogromu na Wielkanoc 1389 roku. Kilkuset Żydów zginęło także w Strasburgu w 1349 roku - spalono ich żywcem publicznie w odwecie za rzekome wywołanie epidemii dżumy, która pustoszyła wówczas Europę.
Na czym polega manipulacja? Panfil przekonuje, że relacje polsko-żydowskie były bardzo dobre aż do II wojny światowej.
O ile jednak na Zachodzie do pogromów dochodziło w średniowieczu, na ziemiach polskich nasiliły się one w drugiej połowie XIX w.
W Warszawie np. doszło do pogromu w Boże Narodzenie 1881 roku, kiedy posądzono Żydów o wywołanie paniki w Kościele Św. Krzyża (tłum zadeptał wtedy 29 osób). Do pogromów na ziemiach polskich dochodziło także po odzyskaniu niepodległości. Nastroje antysemickie narastały jeszcze przed końcem niemiecko-austriackiej okupacji. W czerwcu 1918 roku niemieckie władze okupacyjne otrzymały raporty agitacji pogromowej w Warszawie, prowadzonej przez narodowych demokratów. W październiku odnotowały nasilenie napadów i rabunków, których ofiarami padali Żydzi. Doszło do bijatyk na targu i przepychanek na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studenci żydowscy - którzy chcieli włączyć się w budowanie państwa polskiego - usłyszeli, że mają wyjechać do Palestyny (więcej można przeczytać o tym tutaj). Żołnierzom tworzonej armii polskiej zdarzało się np. atakować żydowskich przechodniów na ulicach Warszawy w listopadzie.
Do pogromu na dużą skalę doszło we Lwowie w listopadzie 1918 roku. Z rąk polskich i ukraińskich zginęło wówczas od 50 do 150 Żydów.
W okresie międzywojennym skrajna prawica także próbowała wywoływać pogromy. Np. w nocy z 22 na 23 czerwca 1936 roku nacjonalistyczne bojówki opanowały miasteczko Myślenice. Rozbrojono i pobito policjanta. Narodowcy rozbijali sklepy żydowskie i palili towary.
Pogromy na ziemiach polskich miały miejsce także w czasie okupacji i po niej. W 1940 roku doszło do pogromu w Warszawie (tzw. pogrom wielkanocny), w 1941 - do serii pogromów w północno-wschodniej Polsce (najbardziej znany z nich jest mord w Jedwabnym). W 1946 roku, już po Zagładzie, Polacy zamordowali 37 Żydów w czasie pogromu w Kielcach. Pogromy, naturalnie, to tylko jeden wymiar relacji polsko-żydowskich ignorowany przez dr. Panfila. O następnych powiemy niżej.
Czas Powstania styczniowego to moment największego zbliżenia Polaków i Żydów.
Półprawda. Dr Panfil - pisząc o relacjach polsko-żydowskich - pomija jednak to, co się działo dalej (i co zdaniem badaczy przedmiotu rzutowało na stosunki polsko-żydowskie w czasie okupacji). Pomija więc:
Polska tolerancja nie wymuszała integracji.
Pisze dr Panfil. To absurd: o „tolerancji” w świetle takich postaw trudno mówić. W praktyce II RP Żydzi byli obywatelami drugiej, albo i trzeciej kategorii.
Największe kurioza w artykule dr. Panfila znalazły się jednak w części poświęconej okupacji niemieckiej. Pisze:
Polityka NSDAP, rządzącej w Niemczech od 1933 r., na początku nie była wobec Żydów jednoznaczna. Oczywiście obowiązywały ustawy norymberskie wprowadzające dyskryminację prawną ludności żydowskiej, nasilały się represje i pogromy, ale jednocześnie Hitler i jego wspólnicy preferowali emigrację jako sposób „oczyszczenia” Niemiec.
To jest absurd. Od 1933 roku do wybuchu wojny władze III Rzeszy wprowadziły ponad 400 (czterysta!) dekretów i regulacji. Już w kwietniu 1933 roku wykluczono Żydów ze służby państwowej oraz drastycznie ograniczono liczbę studentów żydowskich na uniwersytetach. Zakazano wykonywania zawodu m.in. prawnikom i lekarzom (na razie regionalnie). Żydów zmuszano do emigracji, odbierając im wcześniej cały majątek.
Jeżeli to nie jest jednoznaczna polityka, to trudno powiedzieć, co miałoby nią być. Być może dr Panfil chciał powiedzieć, że Niemcy nie od razu zaczęli zabijać Żydów. Powiedział jednak co innego.
Po agresji Niemiec na Polskę sytuacja Żydów nie wyglądała bardzo źle. Wprawdzie władze okupacyjne objęły ich nakazem pracy, nakazały noszenie opasek z gwiazdą Dawida, obciążyły wyznaczanie stref tylko dla Żydów, ale jednocześnie zezwoliły na tworzenie judenratów, czyli organów samorządu.
W tym samym czasie Polaków pozbawiono wszelkiej możliwości organizowania się, już w październiku Niemcy zaczęli przeprowadzać masowe egzekucje mające na celu eksterminację polskich elit, złamanie morale narodu i obrócenie go w potulną siłę roboczą dla niemieckiej „rasy panów”.
Fałsz. W wydanej w tym roku książce „Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie” historyk prof. Dariusz Libionka pisze o pierwszych dniach okupacji niemieckiej:
Od początku ofiarami tych jednostek padali także Ż̇ydzi. Na porządku dziennym były grabieże sklepów i mieszkań oraz najróż̇niejsze szykany. Ze szczególnym okrucieństwem traktowano wyróż̇niających się ubiorem Ż̇ydów ortodoksyjnych, którym obcinano brody i pejsy, a przy tym inscenizowano przerażające „zabawy”. Zmuszano do uprawiania „gimnastyki”, do śpiewów i tańców, „sprzątania” ulic. Niekiedy „widowiska” takie uwieczniano na filmach i fotografiach. Na zajmowanych terenach podpalano i dewastowano synagogi, niszczono przedmioty kultu. Tak było np. 8 września w Będzinie, gdzie Grupa Operacyjna dowodzona przez Udona von Woyrscha spaliła synagogę miotaczami płomieni i zamordowała kilkuset Żydów. Protesty ze strony dowództwa Wehrmachtu nie mogły zmienić sytuacji. Terror miał służyć również̇ potęgowaniu chaosu, zastraszaniu, wymuszaniu masowych ucieczek.
Dodajmy jeszcze, że jednym z pierwszych aktów władzy okupacyjnej była faktyczna konfiskata majątków żydowskich - przekazanych formalnie pod nadzór „powierniczy”. Więcej: judenraty nie były organami samorządu, tylko były organami powołanymi przez Niemców do realizowania antysemickich zarządzeń. Nie były samorządem, tylko pośrednikiem - wykreowanym przez okupanta i z jego woli. To fundamentalna różnica: nazwanie judenratów samorządami jest podstawowym historycznym fałszem.
Dla Polaków Niemcy przeznaczyli innych los niż dla Żydów, których chcieli wyniszczyć całkowicie. Jeszcze przed rozpoczęciem głównego etapu Zagłady na terenie Generalnego Gubernatorstwa w 1942 roku setki tysięcy Żydów stłoczonych w gettach zmarło z powodu głodu i chorób. Dr Panfil pisze dalej:
Często codzienna niechęć w sytuacji ekstremalnego zagrożenia przestaje się liczyć. Nieważne stają się spory, odmienność religii, kształt nosa. Na plan pierwszy wysuwa się chrześcijański obowiązek pomocy bliźniemu, którego życie jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. (…) Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę, że głęboka wiara narodu polskiego jest czynnikiem fundamentalnym dla spoistości wspólnoty, że solidarność grupy wypływa z wiary i świadomości, że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Wiele wysiłku wkładał okupant w przekonywanie Polaków, że Żyd to wróg.
Fałsz. Antysemityzm wcale nie zniknął w czasie okupacji, nawet w obliczu Zagłady. Był powszechny w publicystyce wojennej skrajnej prawicy (o czym pisaliśmy obszernie tutaj). Ci Żydzi, którzy przeżyli, często skarżyli się na wrogość lub obojętność otoczenia. O tym nie ma w tekście dr. Panfila nawet wzmianki.
Trudno ustalić, ilu Polaków zostało zamordowanych za uczynki miłosierdzia wobec Żydów. Najdłuższa - ale i tak niepełna - lista obejmuje ponad 5 tys. nazwisk. Wśród nich są coraz bardziej znani światu Józef i Wiktoria Ulmowie z Markowej zamordowani wraz z siedmiorgiem dzieci. (…) Spontaniczna, chrześcijańska i sąsiedzka pomoc udzielana przez Polaków Żydom była powszechna - Henryk Słabik na Węgrzech uratował około 750 osób, Irena Sendlerowa pomogła ponad 2,5 tys dzieci z warszawskiego getta, Stefan Mazur - zegarmistrz z Nowego Sącza - przez 2 lata ukrywał na wieży zegarowej ratusza Bertę Korman. (…) Jeśli człowiek ratuje jedno życie, to jest tak, jakby uratował cały świat - mówi Talmud. Polacy uratowali ponad sto tysięcy światów.
Manipulacja. Sprawa Ulmów z Markowej - faktycznie zamordowanych przez Niemców za ukrywanie Żydów - jest znacznie bardziej złożona. „Dzień po wymordowaniu przez Niemców rodziny Ulmów na polach w Markowej znaleziono ciała 24 Żydów. Zginęli z rąk ukrywających ich polskich chłopów” - mówił w wywiadzie dla "Wyborczej" w 2016 roku prof. Jan T. Grabowski, historyk relacji polsko-żydowskich (więcej można przeczytać w artykule prof. Grabowskiego i prof. Dariusza Libionki z grudnia 2016 roku, tutaj). „Współsprawstwo Polaków w likwidowaniu otwartych małych gett było istotnym i dotąd prawie niezbadanym zjawiskiem” - dodawał prof. Grabowski. Rabunek mienia żydowskiego występował powszechnie, co udokumentował m.in. historyk prof. Marcin Zaremba. Historycy liczbę zamordowanych przez Polaków w czasie okupacji Żydów (lub wydanych Niemcom) szacują na kilkadziesiąt tysięcy.
Ilu Żydów uratowali Polacy w czasie okupacji? 100 tys. podawane przez dr. Panfila to górna granica szacunków historyków (częściej pojawia się 40-50 tys.). Liczba zaangażowanych w ratowanie Żydów Polaków jest szacowana nawet na kilkaset tysięcy (taką liczbę podawał zmarły niedawno działacz organizacji „Żegota” niosącej pomoc Żydom w czasie okupacji i historyk Władysław Bartoszewski).
Nie wiadomo także, skąd dr. Panfil wziął 5 tys. nazwisk Polaków zamordowanych za ratowanie Żydów. Wydany przez IPN „rejestr represji” (a więc nie tylko wyroków śmierci) zawiera 289 krótkich opisów represji wobec 505 Polaków za pomoc niesioną ludności żydowskiej.
Podsumujmy: artykuł dr. Panfila jest historyczną fantazją, sprzeczną z ustaleniami specjalistów. Przyznał to nawet IPN, w którym dr. Panfil pełni obowiązki naczelnika Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Lublinie. Jest też wykładowcą na KUL.
„Kierownictwo IPN oczekuje, że dr hab. Tomasz Panfil w ramach swojej działalności naukowej i publicystycznej wykazywać będzie należytą staranność i przestrzegać będzie zasad rzetelności naukowej i badawczej” – napisał w oficjalnym liście IPN.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze