O takim bloku marzyli polscy politycy przez całe Dwudziestolecie międzywojenne. Marzą o nim także politycy PiS. Ale regionalne przywództwo Polski nie uśmiecha się naszym sąsiadom: "Dla nas idea Trójmorza jest nie do zaakceptowania. To XX-wieczny, mocarstwowy koncept Piłsudskiego". Sprawdzianem, czy ta idea ożyje, będzie lipcowy szczyt w Warszawie
Idea "Trójmorza" - nazywana także koncepcją "Międzymorza" - jest prosta. Kraje Europy Środkowej zawsze były uwięzione pomiędzy dwoma wielkimi potęgami - Niemiec na Zachodzie i Rosji na wschodzie. Każde z osobna miało zbyt mały potencjał, aby rywalizować z którąś z tych potęg. Skazane były na los satelitów i wasali - a w sferze gospodarczej podwykonawców i dostawców surowców. Kraje Europy Środkowej nie rozwijały także kontaktów gospodarczych między sobą: handlowały głównie z Rosją i Niemcami. Nawet ich infrastruktura rozwijała się głównie na osi wschód-zachód (a nie północ-południe).
Gdyby jednak kraje Europy Środkowej zjednoczyć w jeden blok pod silnym strategicznym przywództwem, ich potencjał demograficzny i ekonomiczny pozwoliłby im na większą niezależność zarówno od Rosji, jak i Niemiec. Naturalnym przywódcą takiego bloku - w zamysłach polskich polityków - byłaby Polska, jako kraj największy, najludniejszy i o największych możliwościach samodzielnego rozwoju gospodarczego.
O takim bloku marzyli polscy politycy przez całe Dwudziestolecie (1918-1939). Marzą o nim także politycy PiS. Służą temu m.in. takie projekty jak "Via Carpathia" - pomysł budowy drogi ekspresowej od państw bałtyckich po Grecję, która zintegrowałaby kraje regionu. Mówią także o tym politycy PiS, którym bliska jest idea Polski mocarstwowej. "To model, który chcielibyśmy realizować: Polska silna w regionie, a region silny w całym obszarze Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej" – deklarował prezydencki minister Krzysztof Szczerski we wrześniu 2016 roku. Idea pojawiła się w expose ministra spraw zagranicznych Waszczykowskiego i wypowiedziach wiceministra SZ Konrada Szymańskiego - dla którego Polska - jako regionalny lider - byłaby ważniejszym graczem w Unii Europejskiej.
Na 6 lipca 2017 roku planowany jest w Polsce szczyt Trójmorza, w którym weźmie udział prezydent USA Donald Trump. Polski prezydent Andrzej Duda bardzo intensywnie działa na rzecz organizacji szczytu - m.in. złożył w tym celu 12 czerwca wizytę w Chorwacji.
Przy okazji o Trójmorzu wypowiedział się 20 czerwca w 1 programie Polskiego Radia minister Krzysztof Szczerski:
Jesteśmy tą strefą Europy, która jest motorem napędowym w Europie. Strefą ambicji. (...) Trójmorze jest projektem rozwojowym, inwestycyjnym. (...) Nasz region jest słabo zintegrowany.
Są to jednak bardziej życzenia polskich polityków. 19 czerwca Czesi wycofali się oficjalnie z projektu Trójmorza.
Dla nas idea Trójmorza jest nie do zaakceptowania. To XX-wieczny, mocarstwowy koncept Piłsudskiego.
- mówił "Gazecie Wyborczej" czeski dyplomata.
Miał rację.
"Międzymorze" – jak nazywano to przed wojną - narodziło się najpierw jako idea federacji narodów Europy Środkowej pod przewodem Polski. Zwolennikiem tej idei był Józef Piłsudski, wbrew opozycji ze strony Narodowej Demokracji, która była zwolennikiem jednorodnego etnicznie państwa narodowego (oraz asymilacji mniejszości).
Projekt Piłsudskiego upadł, ale politycy II RP do podobnej koncepcji wracali przez całe dwudziestolecie - z poparciem Francji, która szukała w Europie Środkowej przeciwwagi dla Niemiec. (Dokładnie historię tej idei opisałem w "Ale Historia", dodatku do "Gazety Wyborczej", w październiku 2016)
Próbę zbudowania sojuszu regionalnego z Polską w roli głównej podjęto w 1922 roku, podpisując 17 marca w Warszawie porozumienie powołujące Związek Bałtycki z udziałem Rzeczypospolitej, Łotwy, Estonii i Finlandii (Litwa z powodu sporu o Wilno odmówiła udziału w konferencji). Przyjęty dokument zawierał deklarację o nieagresji i wzajemnej pomocy w razie napaści, ale bez jednoznacznych zobowiązań. Próba przekształcenia Związku Bałtyckiego w koalicję pod polskim przywództwem okazała się nieudana, bo – jak pisze prof. Lech Wyszczelski – generalnie wymienione państwa nie zamierzały wchodzić w ścisłe powiązania polityczne i militarne z Polską, obawiając się reakcji Moskwy.
Podobne trudności idea Międzymorza napotykała na południu. Jak wspomniałem, od 1921 roku Polska miała ścisłe związki polityczne i wojskowe z wchodzącą w skład Małej Ententy Rumunią. Głównym spoiwem tego porozumienia była wrogość wobec Węgier traktowanych przez Polskę jako kraj jej przyjazny.
Państwa bałkańskie miały sprzeczne interesy, niektóre, jak Jugosławia czy Bułgaria, uważały Moskwę za tradycyjnego sprzymierzeńca. Innym, np. Węgrom, bliżej było do Niemiec. Natomiast stosunki Warszawy z Pragą układały się fatalnie (spór o Śląsk Cieszyński, a także Orawę i Spisz) i Czechosłowacy starali się torpedować każdą polską inicjatywę dyplomatyczną w regionie.
W 1932 roku Paryż ogłosił plan Tardieu (od nazwiska André Tardieu, ówczesnego premiera i kierownika MSZ) przewidujący powstanie gospodarczo-politycznej federacji państw naddunajskich: Austrii, Węgier oraz Małej Ententy, czyli porozumienia Czechosłowacji, Jugosławii i Rumunii. Projekt upadł ze względu na brak zainteresowania skłóconych krajów bałkańskich.
W latach 30. minister spraw zagranicznych Józef Beck spędził wiele miesięcy cennego czasu, próbując zmontować blok małych krajów pod polskim przywództwem - od Danii (!) po Grecję. Bez powodzenia.
Dlaczego "Międzymorze" się nie udało?
Nic nie wskazuje, aby te argumenty były mniej aktualne dziś niż w 1935 roku. W lipcu 2017 po szczycie Trójmorza dowiemy się, czy Dudzie, Waszczykowskiemu i Szczerskiemu ta sama koncepcja uda się lepiej niż Piłsudskiemu i Beckowi.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze