0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Mazur / Agencja GazetaKrzysztof Mazur / Ag...

Przypominamy ministrowi Szczerskiemu, co wie opinia publiczna o kryzysie w stosunkach PiS - USA, i do czego pan minister się nie odniósł.

Kryzys w relacjach z USA nastąpił po uchwaleniu 26 stycznia nowelizacji ustawy o IPN. Ustawa nakładała karę więzienia za przypisywanie „narodowi lub państwu polskiemu wbrew faktom” odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie w czasie II wojny światowej. Izrael i Stany Zjednoczone uznały, że ustawa ogranicza wolność słowa i badań naukowych. Na początku marca portal Onet opublikował wewnętrzne dokumenty MSZ, które mówiły o amerykańskim ultimatum – do czasu zmian w ustawie Amerykanie mieli zamrozić spotkania na najwyższym szczeblu.

PiS zaprzeczał istnieniu notatki, ale MSZ skierował do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez osobę, która upubliczniła poufne informacje. W ten sposób potwierdziło się, że notatka istniała.

Media prorządowe próbowały wówczas powołać się na dementi amerykańskiego Departamentu Stanu. Amerykanie parokrotnie potwierdzili, że Polska jest strategicznym sojusznikiem USA. Nie odpowiedzieli jednak wprost na pytanie o zamrożenie stosunków na na najwyższym szczeblu. Miesiąc później w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” pośrednio potwierdził to (próbując zaprzeczać) minister w kancelarii prezydenta Krzysztof Szczerski.

Przeczytaj także:

Szczerski jest dyplomatą z wieloletnim doświadczeniem oraz doktorem habilitowanym nauk o polityce, związanym ze środowiskiem krakowskich konserwatystów (wydawnictwo „Arcana” oraz Klub Jagielloński). Otrzymał habilitację za pracę o polityce europejskiej.

Z pewnością jest czołowym ekspertem PiS w sprawach polityki zagranicznej. Partia rządząca nie ma ich zbyt wielu. Podczas ostatniej rekonstrukcji rządu proponowano mu objęcie stanowiska ministra spraw zagranicznych w rządzie Morawieckiego, ale odmówił, wybierając kancelarię prezydenta.

Szczerski ma też opinię polityka racjonalnego i utrzymującego kontakt z rzeczywistością – nieskłonnego ani do popadania w teorie spiskowe (jak Macierewicz) albo do popełniania barwnych gaf (jak były minister Waszczykowski).

W czwartkowym wywiadzie dla DGP Szczerski w dyplomatyczny sposób mówił dwie sprzeczne rzeczy – w skrócie: „mamy kryzys, ale go nie mamy”. Podkreślał, że USA „mają świadomość” znaczenia Polski jako sojusznika. Ale dodawał:

„Drugą płaszczyzną jest natomiast bieżący wizerunek medialny Polski i jego wpływ na nastroje polityczne. Tu można mówić o zmianie negatywnej w związku z różnicą zdań na temat ustawy o IPN. Gdy nawiązujemy do spotkań polsko-amerykańskich na najwyższym szczeblu, warto postawić pytanie, czy gdyby organizować je teraz, to czy ich realna treść, jaką jest sojusz polsko-amerykański, nie zostałaby w mediach zdominowana przez przejściowy problem oceny tej ustawy. Taki kontekst też musimy brać pod uwagę, gdy ustalamy kalendarze prezydentów. Dlatego mówimy dzisiaj, że szukamy dogodnego terminu spotkania”.

Zapchane kalendarze

Przełóżmy język dyplomacji na polski. Szczerski mówi tyle, że sprawa ustawy o IPN zdominowała atmosferę stosunków polsko-amerykańskich. Problem jest jego zdaniem „przejściowy”. Jeśli tak, to nie wiadomo, w jaki sposób mogłoby to „zdominować” spotkanie dwóch głów państw – Dudy i Trumpa. Obaj panowie mogliby wspólnie oświadczyć, że problemu nie ma, co zamknęłoby temat. Tak się jednak składa, że nie udaje się ustalić terminu tego spotkania. Później Szczerski wylicza kolejne powody, dla których nie można go ustalić:

  • „od początku wychodziliśmy z założenia, że do końca negocjacji dotyczących systemu Patriot spotkania nie będzie, bo zależało nam na tym, żeby najpierw wypełnić wcześniejsze postanowienia” (umowa na system Patriot została podpisana 28 marca, a terminu nadal nie ma);
  • „prezydent Duda spotyka się z prezydentami USA tak często, jak nikt dotąd. W 2016 i 2017 r. mieliśmy wizyty prezydentów w Polsce, do tego krótkie rozmowy kuluarowe z prezydentem Trumpem w Brukseli czy niedawno w Davos” (to jest argument „przecież i tak często się spotykają”);
  • „Kalendarze prezydentów nie są łatwe do zsynchronizowania z bieżącą polityką i jej przejściowymi uwarunkowaniami. Dlatego rozważamy organizację spotkania na najwyższym szczeblu w późniejszym terminie. Każda data jest możliwa” (to jest argument: „panowie mają zbyt zajęte kalendarze”).

Dzień z życia Donalda Trumpa

Szczerski zachowuje się jak wytrawny dyplomata: przyznaje, że problem w stosunkach z Amerykanami jest, ale studzi emocje, umniejsza jego znaczenie i twierdzi, że jest on przejściowy. Mimo to nie jest jednak w stanie odpowiedzieć na pytanie o to, dlaczego nie doszło ani do zapowiadanej wizyty premiera Morawieckiego w USA, ani do rozmowy prezydenta Dudy w wiceprezydentem USA Mikiem Pence w Korei Południowej.

„Do tego spotkania nie doszło akurat z powodów, które nie mają nic wspólnego z relacjami polsko-amerykańskimi. Dlatego nie powinienem o nich mówić”.

Ze swojej strony OKO.press może tylko ministrowi Szczerskiemu przypomnieć, że prezydent Trump nie jest aż tak bardzo zajęty. Według ustaleń amerykańskiego portalu Axios z 7 stycznia dzień pracy Trumpa wygląda tak:

  • od 8 do 11 rano ogląda telewizję i pisze tweety (nazywa się to „executive time”);
  • ma pierwsze spotkanie o 11, najczęściej zapoznaje się wtedy z raportem wywiadu USA;
  • potem je lunch;
  • kończy dzień pracy ok. 16-17. Po obiedzie ma jeszcze od jednego do trzech spotkań, przerywanych długimi okresami „executive time”.

Trump ma dużo na głowie – proces z gwiazdą porno, dochodzenie specjalnego prokuratora w sprawie domniemanej współpracy z Rosją przed i w trakcie wyborów, wreszcie nieustające zmiany personalne w pogrążonym w skandalach własnym gabinecie. Być może jednak znalazłby w tym rozkładzie dnia godzinę dla prezydenta Polski, strategicznego sojusznika. Chyba że naprawdę mamy kryzys.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Przeczytaj także:

Komentarze