Upubliczniony przez media raport Jacka Kurskiego o sytuacji w dawnej TVP między wierszami ujawnia nam całkiem sporo na temat sytuacji w PiS. I o tym, że Kurski stara się dostać nową partyjną posadę
Głośny już w mediach „tajny” raport byłego prezesa TVP Jacka Kurskiego na temat telewizji publicznej i kampanii PiS, to nieźle napisany i całkiem inteligentnie skonstruowany tekst, który powstał z myślą o jednym czytelniku.
Tak, dzieło Jacka Kurskiego zatytułowane „Czy mogło być inaczej” miało być czytane przez ścisłe kierownictwo PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele.
„Za rok, a może już za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał, że po prawie siedmiu latach rządów w TVP prezesa Kurskiego i jego teamu, władzę nad Telewizją oddano grupie ludzi, którzy w zaledwie rok doprowadzili do dewastacji i destrukcji medium skutecznie mobilizującego miliony Polaków, a na koniec okazali się zwykłymi zdrajcami”.
Ten cytat mógłby być mottem raportu Kurskiego. Mógłby – gdyby nie to, że opowieść o dobrej TVP Kurskiego i złej TVP Matyszkowicza tworzy jedynie narracyjną ramę raportu.
Raport Kurskiego i jego ludzi jest bowiem przede wszystkim narzędziem kampanii mającej budować mu legendę „wielkiego stratega” obozu prawicy. Kurski przedstawiony jest w nim jako mąż opatrznościowy Prawa i Sprawiedliwości, Telewizji Polskiej i Rzeczypospolitej Polskiej.
To hagiograficzny leitmotiv raportu. Przydatny – albo i bardzo przydatny – jeśli weźmiemy pod uwagę, że Kurski ubiega się o rolę formalnego lub nieformalnego szefa kampanii PiS przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Na tym jednak nie koniec, bo jednocześnie Kurski przeprowadza w raporcie personalne rozrachunki z wrogami i konkurentami wewnątrz obozu PiS – głównie ze swym następcą na stanowisku prezesa TVP Mateuszem Matyszkowiczem i jego współpracownikami (najmocniej obrywają niejaki Przemysław Herburt, były prokurent TVP oraz Samuel Pereira z TVP Info), a także z członkami Rady Mediów Narodowych – przede wszystkim z Joanną Lichocką i Krzysztofem Czabańskim.
W skrócie: mali i zawistni ludzie sprzysięgli się, by wbić nóż w plecy Wielkiego Człowieka (Kurskiego), i zniszczyli telewizję, by oddać ją Platformie – jak i całą Polskę.
Mamy więc naładowaną szczegółami (w sporej części nieprawdziwymi) czarną legendę o „zdradzie” Matyszkowicza i jego otoczenia. Czytamy (to najnudniejsza część raportu) wyliczanki „hitów” TVP wyprodukowanych przez ludzi Kurskiego a niesłusznie porzuconych w czasach Matyszkowicza.
Ten spis realnych i mniemanych krzywd Kurskiego i jego ekipy stanowi zasadniczą część raportu. I gdyby na tym się skończyło, byłoby to interesujące źródło wiedzy na temat personalnych animozji w kręgach odpowiedzialnych za propagandę PiS.
Jest jednak w tym raporcie coś ciekawszego. To te momenty, w których Kurski wychodzi poza swoje prywatne idiosynkrazje i próbuje analizować przedwyborczą sytuację Prawa i Sprawiedliwości. Tutaj Kurski dzieli się z Nowogrodzką momentami trafnymi obserwacjami, momentami zaś zachowuje się tak, jakby chciał wręczyć prezesowi Kaczyńskiemu „gotowca” z odpowiednio strawną dla działaczy i wyborców PiS egzegezą przyczyn klęski i wskazaniem winnych – wykraczających już tym razem poza krąg TVP i RMN.
W części poświęconej analizie przyczyn porażki PiS Kurski pisze wprawdzie, że jedną z nich było „nieuchronne zużywanie się władzy po prawie 8 latach rządów” – co jest frazą-wytrychem mającą tłumaczyć, że „tak być po prostu musiało”. Zarazem jednak były prezes wymienia całą serię „błędnych posunięć” PiS i rządu Mateusza Morawieckiego, które miały prowadzić do wyborczej klęski. Najpierw te dwa:
Te dwa tematy — prawa kobiet i prawa zwierząt — Kurski traktuje na równi, co sporo mówi o jego społecznej wyobraźni. Oba miały według niego spowodować „długie tąpnięcie poparcia dla PiS zarówno w segmencie wyborców tradycyjnych, jak i centrowych, w szczególności kobiet”.
Za to przed samymi wyborami 2023 r. według Kurskiego „Prawo i Sprawiedliwość nie zrobiło jakiegoś katastrofalnego błędu”. Mimo to Kurski bierze się za wyliczanie błędów, które PiS jednak popełniło. Dziwnym trafem za wszystkie można obarczyć Mateusza Morawieckiego i jego otoczenie. Najprawdopodobniej Jacek Kurski uznał, że to dobry moment, by uderzyć w prawdziwego politycznego wroga na prawicy.
Mocno zastanawiający jest za to fragment raportu, w którym Kurski zżyma się, że TVP i Morawiecki nie zdołali dowieźć wyborczego wyniku, mimo że pomocną dłoń wyciągnął do Prawa i Sprawiedliwości sam Władimir Putin.
„Zdarzyło się jednak coś, co znacząco zrekompensowało tamte straty, mianowicie pełnoskalowa agresja Rosji Putina na Ukrainę. Potwierdzała ona słuszność diagnoz geopolitycznych oraz polityki zagranicznej PiS, kontrastującą z naiwnością, jeśli nie zdradą PO-PSL. Co więcej, strach przed skutkami eskalacji wojny na wschodzie w naturalny sposób konsolidował społeczeństwo wokół obozu rządzącego, dość sprawnie radzącego sobie z wyzwaniem wojny u naszych granic”.
A jeszcze mocniej może zastanawiać fragment, w którym Kurski wydaje się dowodzić, że sytuacja PiS przed wyborami w ogóle w gruncie rzeczy była całkiem niezła. A oto dlaczego:
„Szczęście PiS-owi sprzyjało. Oprócz wspomnianego referendum, dającego możliwość legalnego, synergicznego wsparcia siły przekazu, w czasie kampanii wzmagała się fala nielegalnej imigracji i rosła brutalna presja UE na przyjmowanie uchodźców. Gwałtownie spadała inflacja, największa zmora rządzących ostatniego roku, na finiszu kampanii zaś opinię publiczną zszokowała masakra Izraela przez terrorystów Hamasu, którzy dla dokonania rzezi cywilów sforsowali ogrodzenia na granicy w sposób jako żywo przypominający atak na polską granicę. Sam dzień wyborów zaś wypadał w dniu papieskim dającym natywny asumpt do przypomnienia i agresji opozycji na pamięć św. Jana Pawła II itd. Był to szereg zdarzeń i kontekstów ułatwiających konsolidację wyborców wokół wartości kojarzonych z obozem rządzącym”.
„Szczęście PiS-owi sprzyjało” – pisze więc Kurski wymieniając jednym tchem „dzień papieski”, atak Hamasu na Izrael i kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Na temat stopnia politycznego cynizmu Kurskiego, nawet na prawicy krążą legendy. Ten cytat wydaje się za nimi nadążać.
To, że raport Kurskiego wyciekł do mediów (i to do niejednego), świadczy przede wszystkim o tym, że nie wszyscy adresaci z kierownictwa PiS zgodzili się z jego treścią i stawianymi przez autora diagnozami. Upublicznienie raportu niewątpliwie wzmacnia moc argumentacji Kurskiego.
Główny adresat – czyli Jarosław Kaczyński – powinien być jednak z raportu zadowolony. Daje niemal idealne argumenty do wytłumaczenia się z wyborczej klęski. Kurs partii był słuszny, decyzje prezesa generalnie też, o porażce przesądziły nieudolność nowych władz TVP i słabość Mateusza Morawieckiego – mówi swym czytelnikom Kurski. A więc „car był dobry, a bojarzy źli”.
Ciekawe więc, czy za ten prezent krytykowany obecnie przez część środowisk PiS-owskiej prawicy Jarosław Kaczyński odpłaci się Kurskiemu posadą szefa kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, czy raczej zaryzykuje, że w niedalekiej przyszłości Kurski sporządzi kolejny raport – tym razem na jego temat. Bo to przecież wydaje się prędzej czy później gwarantowane.
Media
Opozycja
Jarosław Kaczyński
Jacek Kurski
Mateusz Morawiecki
Samuel Pereira
Prawo i Sprawiedliwość
Telewizja Polska
Mateusz Matyszkowicz
raport Kurskiego
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze