Romuald Szeremietiew, wiceszef MON w rządzie AWS-UW broni Mariana Banasia. Przekonuje: dochody szefa NIK z kamienicy wcale nie były podejrzanie niskie - dostał od najemcy 390 tys. zł na poczet sprzedaży nieruchomości, z tego 200 tys. zł zostało na jego koncie. Problem w tym, że w oświadczeniach majątkowych Banasia nie ma śladu tych kwot
Romuald Szeremietiew nie ukrywa, że do sprawy Mariana Banasia ma stosunek osobisty. Po pierwsze - jak sam wspomina - znają się "ponad 40 lat". Po drugie - były wiceszef MON w rządzie AWS-UW widzi w tej sprawie analogię do swoich problemów sprzed lat.
Szeremietiew stracił stanowisko w MON po tym jak Bertold Kittel i Anna Marszałek w "Rzeczpospolitej" napisali, że jego asystent żądał w jego imieniu łapówek od firm zbrojeniowych, a on sam wydaje więcej niż zarabia. Prokuratura oskarżyła go potem o korupcję i ujawnienie niejawnych informacji. Po latach został oczyszczony z zarzutów, część umorzono z powodu przedawnienia.
W artykule opublikowanym 20 listopada 2019 na niszowym portalu, w dość niewybrednym stylu, Szeremietiew przekonuje, że tak samo będzie w aferze, która wybuchła po emisji reportażu "Superwizjera" o Banasiu. Według niego to, co dzieje się wokół prezesa NIK, to zemsta mafii vatowskich, z którymi "walczył" jako wiceminister finansów.
Szeremietiew powtarza narrację przyjętą w tej sprawie przez przez samego Banasia. Podaje też szczegóły, które - jeśli są prawdziwe - musiał usłyszeć od szefa NIK albo kogoś, kto zna jego wyjaśnienia złożone w CBA.
Miały one przemawiać na korzyść Banasia, ale jeszcze bardziej go obciążają i rodzą kolejne wątpliwości.
Jako dowód na to, że zarzuty wobec Banasia są dęte, Szeremietiew wskazuje sprawę czynszu za kamienicę, w której działał hotel z pokojami na godziny.
Szeremietiew pisze, że "sfora", która rzuciła się na Banasia "jazgocze, że cena jak na taką dzierżawę była za niska, bo wynosiła tylko 4 tysiące złotych miesięcznie! U czytelników doniesienia ma powstać wrażenie, że pewnie Banaś był w jakimś układzie albo dostawał dodatkowe pieniądze pod stołem".
W oświadczeniu majątkowym za 2015 rok Banaś deklarował, że z wynajmu kamienicy miał „ok. 40 tys. zł” dochodu, czyli średnio 3,3 tys. zł miesięcznie. To mniej więcej tyle, ile kosztuje wynajęcie 3-pokojowego mieszkania w tym samym rejonie Krakowa.
Tydzień po publikacji tekstu Szeremietiewa, podczas posiedzenia sejmowej komisji ds. kontroli państwowej Banaś oświadczył jednak, że w 2014 roku podpisał z Dawidem O. umowę "na 10-letnią dzierżawę kamienicy, z ustalonym na 4 tys. zł czynszem".
Według Szeremietiewa, cena wcale nie była niska. Na dowód były wiceszef MON podaje szczegóły, które zdradzić mógł mu tylko albo sam Banaś, albo ktoś, kto poznał jego wyjaśnienia dotyczące majątku, złożone w CBA.
Szeremietiew pisze: "Po pierwsze dzierżawiący brał na siebie wszelakie opłaty, również remontowe. Po drugie, Banaś i jego kontrahent na piśmie (także notarialnie) umówili się na sprzedaż domu.
Tytułem zadatków i zaliczek, w wyniku podpisania przedwstępnej umowy sprzedaży, na konto Mariana Banasia wpłynęło 390 tysięcy.
Potem dzierżawca nie dostał kredytu i musiał z zakupu zrezygnować. Ale
przy Banasiu zostało 200 tysięcy zadatku, co jest oczywiste wobec niewykonania umowy".
Według Szeremietiewa, Dawid O. zapłacił więc Banasiowi nie tylko te 4 tys. zł miesięcznie ale także 200 tys. zł zadatku. Miały to być "pieniądze udokumentowane, legalne, na podstawie umów".
Zapytaliśmy byłego wiceszefa MON, skąd zna szczegóły umów Banasia z Dawidem O. - czy zdradził mu je sam szef NIK? Nie odpowiedział nam jednak.
Jak już wspomnieliśmy, tydzień po publikacji Szeremietiewa, Banaś mówił o sprawie kamienicy podczas posiedzenia sejmowej komisji ds. kontroli państwowej.
Potwierdził wówczas, że w grudniu 2015 roku, w umowie z nim, Dawid O. zobowiązał się do zapłacenia "zadatku i zaliczek na poczet kupna kamienicy".
Zgodnie z umową, gdyby O. zrezygnował z transakcji "zadatek nie podlegał zwrotowi, ale jego wysokość kompensowała dotychczas pobierany czynsz".
W dniu publikacji tekstu Szeremietiewa (20 listopada), za pośrednictwem rzecznika NIK, zapytaliśmy Banasia:
Do dzisiaj nie dostaliśmy odpowiedzi.
W deklaracji za 2016 rok Banaś napisał tylko, że kamienica została „sprzedana na podstawie umowy przedwstępnej sprzedaży - rozliczenie końcowe nastąpi we wrześniu 2017 r.”
Jak wiemy już dziś - do sprzedaży ostatecznie nie doszło. W 2016 roku firma Dawida O. nadal była zarejestrowana w kamienicy Banasia, a według strony internetowej - cały czas działał tam hotel z pokojami na godziny,
mimo tego, w oświadczeniu majątkowym za 2016 rok Banaś nie podał jednak w ogóle dochodu z najmu.
Jego deklaracja majątkowa za 2017 rok nigdy nie została opublikowana na stronie internetowej Ministerstwa Finansów. Upubliczniono dopiero oświadczenie za 2018 rok, które Banaś złożył obejmując funkcję ministra finansów. Napisał w nim, że
wynajmując kamienicę oraz dwa mieszkania (71-metrowe w Krakowie i 40-metrowe w Warszawie) uzyskał łącznie 65,7 tys. zł dochodu. Czyli niespełna 5,5 tys. zł miesięcznie za trzy nieruchomości.
W Sejmie Banaś tłumaczył, że w marcu 2018 roku okazało się, że dzierżawca kamienicy będzie musiał zrezygnować z jej zakupu, bo nie dostał kredytu. I że w grudniu razem złożyli przed notariuszem "oświadczenie o zamknięciu wzajemnych rozliczeń".
Przypomnijmy: we wrześniu br. Bertold Kittel z „Superwizjera” TVN ujawnił, że w kamienicy Mariana Banasia działał pensjonat oferujący pokoje na godziny. Prowadził go Dawid O., rodzinnie powiązany z braćmi K. Jak ustalił TVN - są oni „znanymi w Krakowie przestępcami, którzy zajmują się prowadzeniem agencji towarzyskich”.
W reportażu zarzucono Banasiowi m.in., że nie wpisał do oświadczenia majątkowego poręczenia, którego udzielił firmie swojego syna i wynikającej z niego hipoteki na kamienicy, w wysokości ponad 2,6 mln zł.
Kilka miesięcy przed emisją reportażu „Superwizjera”, jeszcze w 2018 roku, na inne nieścisłości w oświadczeniach Banasia (niskie dochody z najmu nieruchomości, brak dochodów z najmu w 2016 roku, rozbieżności w wielkości działek) zwracali uwagę pracownicy Krajowej Administracji Skarbowej.
CBA zarządziło wówczas analizę przedkontrolną oświadczeń majątkowych Banasia, a w kwietniu 2019 zaczęło kontrolę oświadczeń składanych przez niego w latach 2015-2019.
W sierpniu, mimo trwającej kontroli, głosami posłów PiS, Banaś został powołany na prezesa NIK.
29 listopada 2019 roku CBA poinformowało, że kontrola została zakończona. I że w związku z "nieprawidłowościami", które ujawniono, Biuro skierowało zawiadomienie do prokuratury, w którym "wskazuje na podejrzenie złożenia przez Mariana Banasia nieprawdziwych oświadczeń majątkowych, zatajenie faktycznego stanu majątkowego oraz nieudokumentowanych źródeł dochodu."
Jak ujawniło radio RMF, kilka dni wcześniej zawiadomienie do prokuratury złożył również Generalny Inspektor Informacji Finansowej. Według relacji dziennikarzy tej stacji doniesienie dotyczy "wyjątkowo niskiego czynszu", który płacił Banasiowi Dawid O.
Urzędnicy GIIF mieli odkryć również "niejasne przepływy sporych sum między Marianem Banasiem a braćmi K." Jak dodaje RMF "nie są to opłaty za wynajem nieruchomości."
W środę (4 grudnia) Banaś oświadczył, że w związku z publikacjami mediów na jego temat, dla dobra NIK, "był gotów złożyć urząd prezesa". Ale w związku z "brutalną grą polityczną", która toczy się wokół niego, nie zrobi tego. I będzie kontynuował "misję" powierzoną mu przez parlament.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze