0:000:00

0:00

W 1999 roku ze szkół zniknęli lekarze i dentyści. Ich miejsce zastąpiła instytucja lekarza rodzinnego. W szkołach pielęgniarki i higienistki miały udzielać pomocy przedlekarskiej. Do ich obowiązków należy też mierzenie i ważenie uczniów, sprawdzenia wady postawy czy stanu uzębienia. Jednak najnowszy raport NIK o opiece zdrowotnej nad młodzieżą w wieku szkolnym pokazuje, że obowiązujące przepisy to fikcja.

Aż 50 proc. szkół podstawowych nie posiada gabinetów pomocy przedlekarskiej. Najgorsza sytuacja jest na wsiach. Tam tylko jedna trzecia placówek przygotowała odpowiednie pomieszczenie do udzielania pomocy medycznej.

Z kontroli NIK wynika, że z roku na rok w szkołach maleje liczba wypadków - z 71 tys. w roku szkolnym 2014/2015 do 60 tys. w 2016/2017. Mimo to w szkole powinna być osoba z odpowiednim przygotowaniem medycznym.

W większości szkół jedyną osobą zdolną do udzielenia pomocy przedlekarskiej jest pielęgniarka. Problem w tym, że gdy w szkołach brakuje pomieszczeń do ich pracy, pielęgniarki są zmuszone do zajmowania się uczniami w pomieszczeniach zastępczych. Jakich?

Salach szkolnych, pokojach nauczycielskich, bibliotece, stołówce szkolnej, a nawet w piwnicy.

W większości szkół pielęgniarki spędzają też mało czasu. Ich czas pracy nie jest dopasowany do planu zajęć szkoły, ale liczby uczniów.

Pielęgniarka szkolna na kontrakcie z NFZ powinna mieć pod opieką od 800 do 1,2 tys. uczniów. Tak duże szkoły są tylko w miastach.

W mniejszych szkołach pielęgniarki przychodzą do pracy raz w tygodniu na cały dzień lub kilka razy w tygodniu na jedną czy dwie godziny. Żeby uzbierać etat jeżdżą między placówkami. Kontrola NIK wykazała, że aż w siedmiu z jedenastu kontrolowanych placówek pielęgniarka nie była w szkole nawet w czasie, który wynikał z jej obowiązków.

Zdrowe zęby?

Brakuje też gabinetów dentystycznych. Na wszystkich 8,6 tys. gabinetów stomatologicznych tylko 600 znajduje się w szkołach. To niewiele ponad 7 proc.

Są też województwa, w których nie ma ani jednego dentysty w szkole - w woj. lubuskim i podkarpackim. Odpowiedzią na te problemy miały być dentobusy.

Ministerstwo Zdrowia kupiło 16 pojazdów (po jednym na każde województwo) za 24 mln zł. Z kontroli NIK wynika, że do marca 2018 roku nie zostały przekazane do użycia, a NFZ nie podpisał żadnej umowy na udzielanie świadczeń stomatologicznych. Powód? Niska wycena świadczeń.

Dopiero w maju 2018 roku gabinety stomatologiczne na kółkach ruszyły do szkół. Ale umowy udało się podpisać tylko w sześciu województwach - lubelskim, lubuskim, łódzkim, mazowieckim, wielkopolskim, zachodniopomorskim. 10 kolejnych pojazdów wciąż stoi nieużywana w depozycie.

Według NIK dentobusy nie pomogą ani w leczeniu, ani nawet w profilaktyce. Zwyczajnie jest za dużo szkół, do których powinny dojechać. W województwie dolnośląskim z 690 szkół podstawowych aż 333 (48 proc.) to szkoły wiejskie. W mazowieckim ten odsetek jest jeszcze wyższy - wynosi 64 proc.

"Zakup dentobusów jest działaniem doraźnym, nie rozwiązującym istoty problemu. Nie zapewni poprawy stanu uzębienia u dzieci i młodzieży" - podsumowuje w raporcie NIK.

Przeczytaj także:

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze