Do niektórych trafił jeden uczeń, do innych - ponad sto. Szkoły w małych miejscowościach stoją przed ogromnym wyzwaniem przyjęcia do klas dzieci z Ukrainy. W przeciwieństwie do dużych miast, problemem są zbyt małe klasy czy brak doświadczenia pracy z uczniami z rodzin cudzoziemskich
Sprawdziliśmy, jak radzą sobie placówki w kilku województwach w Polsce.
Szkoła Podstawowa nr 3 z Oddziałami Integracyjnymi im. Polskich Olimpijczyków w Mikołowie (woj. śląskie) przyjęła do tej pory trójkę dzieci, których rodziny uciekły z Ukrainy z powodu wojny. Jeszcze we wrześniu szkoła przyjęła dwójkę uczniów, których rodzice przeprowadzili się do Polski za pracą.
“Łącznie więc mamy szóstkę dzieci z Ukrainy, ale w kolejce do zapisów czeka już kolejne dziewięcioro dzieci. Nie możemy przyjąć wszystkich od razu. Nasze sale nie są przygotowane na taką liczbę dzieci, potrzebujemy czasu, ale i tak prawie codziennie przyjmujemy nowych uczniów i uczennice” - mówi OKO.press dyrektorka szkoły w Mikołowie Aleksandra Blacha.
“Na pewno nie jesteśmy przygotowani w takim stopniu, jak szkoły w dużych miastach, które od dawna miały u siebie uczniów cudzoziemskich, ale na miarę naszych możliwości dajemy radę” - zapewnia.
Ministerstwo Edukacji i Nauki poinformowało, że uczniowie i uczennice z Ukrainy mają prawo do kontynuowania nauki w polskiej szkole. Dzieci i młodzież w wieku od siedmiu do osiemnastu lat korzystają z nauki i opieki na takich samych warunkach jak polscy uczniowie/uczennice. Wystarczy, że rodzice zgłoszą się do danej placówki i wypełnią odpowiednie dokumenty.
“W sytuacji, gdy dana szkoła nie będzie dysponowała miejscem dla ukraińskiego ucznia, gmina skieruje go do innej placówki na swoim terenie” - zapewnia MEiN. Z tej możliwości korzystają m.in. szkoły w Mikołowie.
“Wspólnie z dyrektorami i dyrektorkami innych szkół w gminie ustaliliśmy, że jeśli w danej placówce brakuje miejsc w klasie na kolejnych uczniów, wtedy są przyjmowani do innej szkoły. Bo praca w klasie trzydziestoosobowej jest bardzo ciężka” - dodaje dyrektorka.
A jak w praktyce wygląda przyjmowanie uczniów z Ukrainy? Jak tłumaczy Aleksandra Blacha, rodzice okazują szkole paszport dziecka, a jeśli go nie ma, wystarczy akt urodzenia i deklaracja rodziców, do której klasy dziecko uczęszczało do tej pory. Na tej podstawie szkoła przydziela ucznia/uczennicę do nowej klasy.
“Mamy przygotowane plecaki z przyborami szkolnymi i podręcznikami dla nowych uczniów, gdyby była taka potrzeba. Oczywiście na początku te podręczniki nie będą służyły nauce jako takiej, bo nowi uczniowie jeszcze nie znają języka, ale dzięki temu mogą poczuć się częścią klasy i przynajmniej w pewnym stopniu uczestniczyć w lekcjach”.
Kwestia nauki języka jest jednym z największych wyzwań tak dla uczniów i uczennic, jak i nauczycieli/nauczycielek szkół. Od dyrektorów i dyrektorek słyszę, że w tej sytuacji wielu pedagożek/pedagogów "dorywczo" radzi sobie za pomocą translatorów internetowych w telefonach.
W szkole nr 3 w Mikołowie nauczyciele języka polskiego prowadzą lekcje dwutorowo - z jednej strony realizują zajęcia zgodnie z programem dla polskich uczniów, a w międzyczasie, używając słowników i translatorów, tłumaczą lekcję uczniom z Ukrainy. Aleksandra Blacha zaznacza, że konieczne są zajęcia dodatkowe z języka polskiego, bo dwie godziny tygodniowo to za mało. Mimo tych trudności jest dobrej myśli.
“Na szczęście ukraińscy uczniowie, którzy są u nas od września, są naszymi tłumaczami i pomagają nowym kolegom i koleżankom. To bardzo duże wsparcie. Poza tym rodzice są bardzo otwarci na to, żebyśmy się dobrze rozumieli. Trochę gorzej jest w przypadku uczniów i uczennic, którzy jeszcze nie są chętni do uczenia się w nowym języku. Wierzę jednak, że to kwestia czasu i przy wsparciu psychologów, a z takimi współpracujemy, będzie coraz lepiej”.
Dla dyrektorki szkoły w Mikołowie największym wyzwaniem jest ryzyko przepełnionych klas, co może wpłynąć na jakość nauki dla całej grupy. “Musimy wszystko wyważyć, żeby któryś z rodziców nam nie zarzucił, że zajmujemy się uczniami i uczennicami z Ukrainy kosztem reszty klasy”.
Jak informuje MEiN, rozwiązaniem na problemy z nauką języka i przystosowaniem do nowej szkoły mają być m.in. zajęcia dodatkowe z języka polskiego, zatrudnienie osoby ukraińskojęzycznej w charakterze pomocy nauczyciela, oraz utworzenie tzw. oddziałów przygotowawczych.
Zgodnie z rozporządzeniem MEiN, uczniowie/uczennice mają uczęszczać na minimum 6 godzin języka polskiego w tygodniu.
Wszystko jednak zostaje na barkach dyrekcji, którzy muszą te ułatwienia zorganizować we własnych zakresie, ewentualnie przy wsparciu samorządów.
Do Szkoły Podstawowej im. Wojska Polskiego w Zegrzu (woj. mazowieckie) do tej pory trafiła szóstka uczniów i uczennic z Ukrainy.
“Dwójka z nich uczęszczała we Lwowie do polskiej szkoły i to wiele ułatwia. Wszyscy uczniowie zostali dołączeni do istniejących klas według rocznika i dokumentów informujących do jakich klas uczęszczali w swoim kraju” - mówi nam dyrektorka placówki Małgorzata Paliszewska.
Szkoła w Zegrzu zadbała też o przygotowanie polskich uczniów i uczennic na przyjęcie nowych kolegów i koleżanek z Ukrainy. W każdej klasie, jak zapewnia dyrektorka, wychowawcy rozmawiali na ten temat z dziećmi i jak dotąd nie widać żadnych napięć.
Co więcej, starsi uczniowie i uczennice rozmawiają z rówieśnikami z Ukrainy po angielsku.
Szkoła jest na etapie przygotowań do tworzenia oddziałów przygotowawczych z inicjatywy samorządu. W gminie Zegrze przebywają aktualnie setki Ukrainek i Ukraińców. Planowane jest utworzenie trzech oddziałów dla klas: 1-3, 4-5 i 7-8.
“W tych oddziałach dzieci z Ukrainy będą mogły spokojnie poznać nasz system edukacyjny, naszą szkołę, a przede wszystkim język polski.
W zależności od tego, jak szybko będą się adaptować do nauki w naszym języku, będą przydzielani do oddziałów szkolnych. Ale potrzebujemy jeszcze czasu i te oddziały na pewno nie powstaną od razu” - mówi Paliszewska.
Dodaje, że rozpoczęła rekrutację osób z Ukrainy, które będą zatrudnione w roli tłumaczy-asystentów nauczycieli. “Potrzebujemy trzech takich osób. Mam nadzieję, że nam się uda. Największe wyzwanie dla mnie w tej chwili to kwestia ułożenia planu zajęć tak, by dopasować je do dostępności asystentów/asystentek”.
Spośród wszystkich dyrektorów/dyrektorek, z którymi rozmawialiśmy, największy problem w związku z nowymi uczniami i uczennicami mają władze Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 1 w Krynicy-Zdroju (woj. małopolskie).
W tej chwili uczniów i uczennic z Ukrainy jest zapisanych ponad sto, a uczniów/uczennic z Polski - 250.
“Codziennie zgłaszają się do nas kolejni rodzice, którzy chcą zapisać do nas swoje dzieci” - informuje OKO.press dyrektor Jarosław Piotrowicz. - “Dziś do końca dnia nie przyjmujemy już nikogo, bo musimy policzyć nowe osoby i zaplanować, co dalej zrobić. Fizycznie zabrakło nam czasu na przerobienie wszystkich dokumentów, związanych z przyjęciem uczniów do oddziałów”.
Dlaczego akurat w Krynicy liczba uczniów cudzoziemskich jest tak duża? Ponieważ miasto jest uzdrowiskiem i z decyzji burmistrza Piotra Ryby (PiS), sanatoria i hotele pełnią funkcję tymczasowych ośrodków pobytowych dla uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy.
A zgodnie z prawem, dzieci mają obowiązek uczęszczania do szkoły tam, gdzie są zameldowane, choćby był to meldunek tymczasowy. (W Krynicy-Zdroju znajdują się dwie szkoły podstawowe, jednak druga placówka nie poinformowała nas o liczbie przyjętych uczniów z Ukrainy).
“Krynica-Zdrój zaoferowała dla uchodźców ponad 300 miejsc nieodpłatnie, a odpłatne pobyty zostały zgłoszone na dalsze 450 miejsc. W liczbie tej nie zostały zawarte dane z Hotelu Renesans i Sanatorium Patria. Wstępnie na ten moment liczba dostępnych miejsc powoli dobija do 1000” - poinformował na Facebooku burmistrz Ryba.
“Z uwagi na dynamiczną sytuację i brak danych co do skali i liczby osób, którym będzie trzeba zapewnić dach nad głową przygotowujemy się do najgorszego scenariusza czyli większej ilości uchodźców niż dostępna baza lokalowa. Wtedy zakwaterowanie odbywać się będzie w gminnych obiektach (świetlice, szkoły). W tym celu czynione są zabiegi by zabezpieczyć odpowiednią ilość łóżek polowych”.
Zdaniem dyrektora Piotrowicza, w takich warunkach bariera językowa jest mniejszym problemem niż kwestie organizacyjne, choćby takie jak niewystarczająca liczba szafek dla każdego ucznia i uczennicy.
“W kwestii tłumaczeń na bieżąco pomagamy sobie translatorami w telefonach, natomiast organizujemy już zajęcia dodatkowe z języka polskiego. Na tę chwilę planuję założyć trzy oddziały przygotowawcze, gdzie nauczyciel z Polski będzie wspomagany przez nauczyciela-tłumacza. Mam nadzieję, że uda nam się uruchomić je od poniedziałku (rozmawiamy we wtorek, 15 marca - przyp. red.)”.
Dopytujemy, czy szkoła może liczyć na wsparcie ze strony gminy. “Cóż, próbujemy wspólnie znaleźć rozwiązania. Na pewno trzeba będzie część zajęć przenieść na popołudnie. Radzimy sobie, jak możemy, ale naprawdę nie jest łatwo. Wcześniej mieliśmy pięcioro dzieci, które przyjechały do nas w wyniku w wojny w Donbasie, ale teraz stoimy przed nieporównywalnym wyzwaniem”.
Próbowaliśmy skontaktować się z burmistrzem Piotrem Rybą, ale był nieuchwytny.
Wbrew pozorom, w województwie lubelskim, a przynajmniej w okolicach Zamościa, nie ma dużej liczby uczniów i uczennic z Ukrainy. Jak tłumaczy nam Alina Korneluk dyrektorka szkoły w Pniówku, 9 km od Zamościa, większość rodzin ukraińskich wyjeżdża w głąb Polski i do krajów zachodnich. Jej zdaniem, wynika to z szukania takich miejsc, gdzie będzie łatwiej o zatrudnienie.
“W tej chwili zostają tutaj ci, którzy mają tu rodzinę lub liczą, że niebawem wrócą do domu. Dużo rodzin z Ukrainy przyjechało do Zamościa, ale zostały na dzień, dwa i pojechały dalej. Mamy jednak bazę nauczycieli z Ukrainy, ponad 40 osób, którzy zostali tu i mogą być zatrudnieni jako pomoc nauczyciela”. Do szkoły w Pniówku w ostatnim czasie zapisano tylko jednego ucznia z Ukrainy, w sąsiednich placówkach - żadnego.
Do polskich szkół, jak poinformował 9 marca szef MEiN Przemysław Czarnek, zapisało się ok. 11,5 tys. ukraińskich uczniów i uczennic. Większość rodzin jest kierowana do stolicy i dużych miast, jak np. Kraków, ale coraz częściej samorządy proponują uchodźcom i uchodźczyniom inne miejscowości.
Jak pisaliśmy w OKO.press: “Do tej pory, samorządy dogadywały się same. Sieć współpracy, która dobrze sprawdziła się w sprzeciwie wobec Lex Czarnek czy Polskiego Ładu, teraz wykorzystywana jest po to, by rozmieszczać uchodźców równomiernie po całej Polsce. Codziennie setki osób wyjeżdżają z Warszawy autokarami do Gdyni, Sopotu, Juraty, Pucka, Sokołowa Podlaskiego czy Lądka-Zdroju.
»Nikogo nie zmuszamy, ale pokazujemy możliwości i organizujemy przejazd do innych miejscowości, które chcą i mogą przyjąć uchodźców. Tak, aby zwalniały się miejsca noclegowe w stolicy« - mówi Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka Urzędu Miasta Warszawy”.
Oczywiście w miastach liczba uczniów i uczennic z Ukrainy jest największa, ze zdecydowaną większością w stolicy - Warszawa przyjęła ich już ponad 6 tys., Kraków - 650.
W Sopocie, na przykład, do przedszkoli, szkół podstawowych i ponadpodstawowych trafiło już 400 dzieci i młodzieży. O ile to również ogromne wyzwanie dla tamtejszych dyrektorów/dyrektorek, to jednak infrastruktura, liczba placówek i większa kadra znacznie ułatwia przyjmowanie i edukację cudzoziemskich uczniów i uczennic.
Co więcej, do tej pory w całej Polsce było zaledwie 115 oddziałów przygotowawczych, z czego zdecydowana większość w dużych miastach.
“Żeby nie pogorszyć jakości edukacji polskich dzieci, oddziały przygotowawcze funkcjonują w systemie dwuzmianowym, a niektóre z nich funkcjonują w domach kultury” - mówi OKO.press Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu.
Pytana o szkoły w małych miastach i na wsiach, Czarzyńska-Jachim zwraca uwagę na możliwość, jaką daje specustawa dot. uchodźców z Ukrainy, by łączyć dzieci z kilku gmin w jednym oddziale przygotowawczym. “Oczywiście, pojawia się tu trudność związana z transportem, ale jest to jakieś wyjście” - uważa.
Dyrektorka szkoły w Mikołowie, Aleksandra Blacha: “Mieliśmy pandemię i nie byliśmy na to przygotowani, teraz mamy uchodźców i też musimy sobie z tym poradzić. Nie obawiam się. To są dzieci, a skoro radzimy sobie z naszymi dziećmi, to z uczniami z Ukrainy również. Zapewnijmy im dużo wsparcia, to jest teraz najważniejsze”.
Edukacja
Uchodźcy i migranci
Władimir Putin
Wołodymyr Zełenski
Ministerstwo Edukacji i Nauki
Ukraina
Ukraińcy w Polsce
wojna w Ukrainie
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Komentarze