Premier Szydło właśnie przyznała, że małe są szanse na realizację dwóch sztandarowych reform obiecanych przez PiS: wprowadzenia jednolitego podatku i podwyższenia kwoty wolnej. Niedotrzymanie tej drugiej oznacza złamanie konstytucji
Wygląda na to, że Beata Szydło rakiem wycofuje się z kolejnych obietnic. W wywiadzie dla „Do Rzeczy” 14 listopada 2016 r. premier po raz pierwszy tak otwarcie przyznała, że wielka reforma podatkowa, o której politycy PiS mówią od dawna, może się nie wydarzyć.
PiS planował wprowadzić jednolity podatek, zamiast oddzielnego ściągania PIT oraz składek na ZUS i NFZ. Wydatki emerytalne i zdrowotne miały być zamiast tego finansowane bezpośrednio z budżetu. Celem było zwiększenie ściągalności oraz wprowadzenie bardziej progresywnego systemu podatkowego (m.in. przez wprowadzenie większej ilości progów). Podatki dochodowe w Polsce są jednymi z najmniej progresywnych w całej Unii Europejskiej.
Jeszcze niedawno o jednolitym podatku w PiS mówiono z dużą pewnością. Potem okazało się, że zostanie wprowadzony nie wcześniej niż w 2018 r. Ostatnia wypowiedź Szydło sugeruje, że PiS może wycofać się z pomysłu.
Jeśli rząd nie wprowadzi wspomnianej reformy, może to oznaczać złamanie jeszcze jednej obietnicy. Nie będzie podwyższenia kwoty wolnej od podatku. A było to jedno ze sztandarowych zobowiązań kampanii wyborczej, zarówno prezydenta Andrzeja Dudy, jak i Beaty Szydło.
Według pierwszych deklaracji nowe przepisy miały obowiązywać od początku 2016 r. Po serii przesunięć najbardziej aktualną datą był początek 2018 r. Tak stwierdzała ustawa złożona w Sejmie przez PiS 31 października 2016 r. To wówczas rząd planował ewentualne wprowadzenie jednolitego podatku, a podwyższenie kwoty wolnej miało być elementem reformy. Jeśli pożegna się z pomysłem nowej daniny, Polki i Polacy najprawdopodobniej będą musieli pożegnać się z wyższą kwotą wolną.
Obecnie kwota wolna wynosi 3091 zł rocznie. To najniższy poziom z 21 krajów Unii Europejskiej, które stosują to rozwiązanie. PiS zapowiadał podwyższenie jej do 8 tys. zł. Podwyżka to jednak nie tylko kwestia dobrej woli rządzących. Rząd zobowiązany jest do niej przez wyrok Trybunału Konstytucyjnego z października 2014 r.
Sędziowie TK, na wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich, uznali wówczas, że kwota w wysokości niższej niż obowiązujące minimum egzystencji jest sprzeczna z konstytucją. Za niezgodne z konstytucją uznali też brak corocznej waloryzacji tej kwoty. Tymczasem jej wysokość nie drgnęła od 2009 r.
Trybunał odroczył wejście w życie wyroku do 30 listopada 2016 r, by dać rządzącym czas na przygotowanie ustawy. Termin upływa za dwa tygodnie. Już teraz wiadomo, że gabinet Beaty Szydło nie dotrzyma postanowień wyroku i przekroczy termin przynajmniej o 13 miesięcy lub, co wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, wcale nie zrealizuje obietnicy.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Socjolog, absolwent Uniwersytetu Cambridge, analityk Fundacji Kaleckiego. Publikował m.in. w „Res Publice Nowej”, „Polska The Times”, „Dzienniku Gazecie Prawnej” i „Dzienniku Opinii”.
Komentarze