0:00
0:00

0:00

W sieci krąży i budzi zachwyty reklama biżuterii Yes – efekt współpracy z Fundacją Wisławy Szymborskiej. W minutowym spocie został wykorzystany pochodzący z tomu „Wielka liczba” wiersz „Portret kobiecy”, główną rolę zagrała Agata Trzebuchowska, znana z filmu Pawła Pawlikowskiego „Ida”. Wideo prezentuje różne odsłony bycia kobietą, słychać w nim głos samej Szymborskiej, przeplatający się ze współczesnym głosem aktorki. Jest to zgrabna, elegancko opowiedziana, wizualnie spójna historia akcentująca różnorodność kobiecych wyborów, podkreślająca zdystansowanie wobec społecznych opinii i oczekiwań.

Właściwie wszystko tutaj jest na miejscu: fundacja zyskuje patronat znanej marki, dzięki której może pomagać rozwijającym się artystom, a marka, która wykorzystywała już wcześniej w swoich kampaniach tematy społeczne, popularyzuje polską poezję. Temat spotu wydaje się wpisywać w aktualne wątki feministyczne i kobiece, tak potrzebne zwłaszcza w momencie wygranej opozycji, która najwyraźniej potrzebuje przypomnienia, dzięki komu wygrała. Listopad jest ponury, reklama kolorowa, w dodatku marka YES sprzedaje piękne produkty luksusowe, a nie na przykład golonkę, a film nakręciły cenione artystki.

Tylko we mnie w środku zapaliła się lampka z uporczywie migającą, popsutą żarówką, ulotniła się wewnętrzna łza, zrobiło mi się czegoś szkoda. Nie jestem pewna, dlaczego mam takie odczucia przy okazji tego akurat spotu – literatura bywa przecież wykorzystywana przez marketing, tym bardziej poezja. Były już mercedesy z wgranym do systemu audio „Dwukropkiem” w wykonaniu noblistki, terapeutyczne koszulki Masłowskiej i inne produkty. Nawet jeśli moje uczucia są przesadzone i odosobnione, to nabrałam ochoty, żeby się temu zgrzytowi przyjrzeć.

Młodzież gugluje Szymborską

Czy jest to może kwestia pięknoduchostwa: poczucia, że literatura jest sztuką elitarną i nie powinna się rozprzestrzeniać masowo? Nie sądzę. Mój zawód (pracuję w liceum) wymaga w końcu tego, aby stawać na rzęsach, by uczynić poezję bardziej zrozumiałą. Cieszy mnie, kiedy poezja działa na naprawdę opornych, kiedy wywołuje emocje, nawet bardzo negatywne. Jestem gotowa chodzić na różne, czasami bardzo mroczne, kompromisy, wydobywając z uczniami sensy. Nie gorszę się na widok tego, że melodyjne piosenki Sanah ekscytują młodych, którzy po ich wysłuchaniu zaczynają uparcie guglować: „Szymborska”.

Czy to w takim razie może niechęć do banału, przekonanie, że poeci to tylko orgie, performanse i kokaina wśród oparów dymu, zepsutych krzeseł, w takt muzyki eksperymentalnej, a nie osoby w ładnych strojach o prawidłowym BMI? Też nie, lata już nie te i rozumiem, że pewne rytuały odczytywania sztuki mogą być ujęte w mieszczańskie karby.

A może po prostu wychowałam się na filmach Antonioniego i dlatego uważam, że reklama nie może być formą sztuki? Nieprawda, nie tylko filmoznawcze wykształcenie dało mi poczucie, że stricte komercyjne formy mogą być sztuką. Tego spotu może nie zaliczyłabym do najlepszych, jakie widziałam w całym życiu, ale zapewne ma pomysł, dramaturgię, aktorstwo, kolorystykę, a nawet spójność. Mogłabym napisać o reklamie sporo dobrych rzeczy.

Może to kwestia tego, że sztuka i pieniądze to złe połączenie? Tym bardziej nie. Uważam, że artysta jest pracownikiem, a bezpieczna finansowa sytuacja umożliwia mu tworzenie. Cieszą mnie związki zawodowe pracowników sztuki i mówienie o koniecznych regulacjach: np. ubezpieczeniach dla artystów. Wiadomo, że Horacy niewiele by zdziałał bez wsparcia Mecenasa, a konieczność wykarmienia kilkunastu dzieci przyczyniało się zapewne do muzycznej produktywności Bacha. Dlatego godził się na to, aby co cztery tygodnie w Lipsku oddawać nową kantatę.

Chciałabym, żeby pisarki i pisarze w Polsce mieli możliwość zarabiania na swojej twórczości oraz poczucie bezpieczeństwa.

Dlaczego zatem marudzę? Moim krakowskim pochodzeniem nie da się w końcu wytłumaczyć wszystkiego.

Przeczytaj także:

Wszystko na sprzedaż

Żyjemy w późnym kapitalizmie, w którym słowa stają się właściwie przezroczyste, wyprane ze znaczeń, można im zrobić dosłownie wszystko. Nie mam złudzeń, że są towarem, zawsze były. Ale dziś większość naszej codzienności jest podporządkowana ich sprzedawaniu. Skrolując i komentując media społecznościowe pozwalamy korporacjom monetyzować nasz czas, wysiłek i naszą kreatywność. Produktywne musi być wszystko, w tym zasoby naszej wyobraźni. I mimo całej świadomości toczonej nieustannie dyskusji związanej z weryfikacją kultury pracy ponad siły, nadal oceniamy każdą naszą czynność pod kątem tego, jak dobrym może być produktem.

W tym świecie sam fakt, że poezja istnieje, przynosi nadzieję, że rzeczywistość nie musi wyglądać w ten sposób. Że istnieje coś, co jest nas w stanie choćby tylko na chwilę ochronić, przynieść otuchę, że istnieją przestrzenie liter, które nie zostały wymyślone po to, żeby sprzedawać pierścionki. Istnieją frazy, które próbują wybić w rzeczywistości jakąś wyrwę, chociaż na sekundę nie poddawać się kapitalistycznym regułom. Że istnieją zakamarki rzeczywistości, schowki być może tak małe, jak nisza w tunelu kolejowym, w której można schronić się, kiedy nadjeżdża nieuchronny pociąg.

Stała Enzensbergera – czyli ilość osób czytających poezję w danym kraju, wynosi jak wiemy 1354 osoby. Na tomikach nie da się zarobić i nawet reklama YES być może tego nie zmieni, nie ma więc o co kruszyć kopii. Wydawca ze Straconych złudzeń” Balzaca mówi z pogardą do debiutanta, zirytowany, że ten w ogóle zakłada wydanie tomiku pod tytułem „Stokrotki”:

„Gabusson, mój przyjacielu, począwszy od dziś dnia, ktokolwiek przyjdzie proponować mi rękopis… Słyszycie, hej? – rzekł, zwracając się do trzech subiektów wyłaniających się spoza stert książek na podniesiony głos pryncypała, który oglądał tymczasem swoje paznokcie i ręce, istotnie ładne. – Ktokolwiek przyniesie mi rękopis, spytacie, czy to wiersze, czy proza. Jeżeli wiersze, odprawcie natychmiast. Wiersze stoczą księgarnię jak robaki”.

Poeta nie jest graczem

Od czasów Balzaca niewiele się zmieniło. O ile z powieści, nawet biografii, reportażu czy książki kucharskiej można przynajmniej zrobić dwa sezony serialu i spektakl, wiersze się temu zazwyczaj opierają. Poeta nie jest poważnym graczem. Może dlatego właśnie mam to złudzenie – i jest to złudzenie istotne – że warto ten typ rzeczywistości przechowywać i pielęgnować z dala od rynków, traktować jako rodzaj rezerwatu. Nie wciągać na sztandary, zwłaszcza sztandary marketingu.

Obawiam się, że cytaty z wierszy w reklamach i hasłach sprzedażowych będą tylko blaknąć i tracić na znaczeniu. Nawet jeśli spot biżuterii YES jest słuszny i elegancki, pozostaje kolejnym trybikiem w wielkiej konsumpcyjnej maszynie, która kręci naszym światem. Jej zatrzymanie lub przynajmniej spowolnienie nie jest obecnie kwestią fanaberii, tylko stawką w grze o nowy porządek, w którym zatrzymanie katastrofy klimatycznej będzie możliwe.

Mam obawy, że w uniwersum, w którym ciągle jesteśmy mamieni obietnicami zaspokojenia nieustannie kreowanych potrzeb, nie będzie na to przestrzeni. Zwłaszcza jeśli nie damy spokoju czemuś tak bezproduktywnemu i niepotrzebnemu człowiekowi jak poezja.

Zostawcie złudzenia

Nie chciałabym żyć w rzeczywistości, w której „Noc jest czarna, ale będzie czarniejsza” stanie się reklamą ledów, a „wolę brzydotę/ jest bliżej krwiobiegu/ słów” będzie uzasadnieniem dla estetycznych walorów ubrań neogrunge.

Kapitalizm jest męczącym porządkiem. Konsumpcja jest ciężką orką. Bezustanne bombardowanie wszystkim, co mnie ma uszczęśliwić, począwszy od maty pod kuwetę dla kota, która zatrzymuje cząstki żwirku, skończywszy na obozie odnowy duchowej, który próbuje zająć się moją osobą holistycznie, powoduje nie tylko wyczerpanie, ale też powolne zanikanie funkcji mózgu odpowiedzialnych za wyobrażanie sobie lepszego świata.

Tak, wiem, nie ma od tego ucieczki. Dlatego przynajmniej zostawcie mi złudzenie, że w ludzkości jest potencjał, aby nie wszystkie słowa sprzedawały jakieś produkty. Że w tym tunelu, którym podążamy, bywają jakieś nisze.

;

Udostępnij:

Justyna Drath

Absolwentka polonistyki i filmoznawstwa UJ, nauczycielka, działaczka społeczna. Publikowała w „Krytyce Politycznej” i „Dialogu”. Mieszka w Warszawie, uczy w Liceum Chocimska.

Komentarze