Komisja Europejska pozwala rządowi PiS zarobić 5 mld zł na prawach do emisji CO2, jednak były minister środowiska Jan Szyszko i tak widzi w polityce klimatycznej spisek „liderów UE”. W 2017 roku mógł walczyć o polskie interesy, ale trwał konflikt o praworządność
Były minister środowiska Jan Szyszko buduje w Polsce niechęć do wspólnej polityki klimatycznej Unii Europejskiej. „Wzrost cen prądu to polityka kreowana przez Komisję Europejską. Nie ma nic wspólnego z polityką klimatyczną” – mówił 2 stycznia 2019 w „Rozmowie poranka” Polskiego Radia 24.
„Wzrost cen prądu to polityka kreowana przez Komisję Europejską. Nie ma nic wspólnego z polityką klimatyczną”
Zdaje się, że minister wie, że dzwonią, ale niekoniecznie, w którym kościele. Ceny prądu rzeczywiście wzrosły głównie dlatego, że więcej kosztują uprawnienia do emisji dwutlenku węgla w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami ETS. (Drugi powód to wzrost światowych cen węgla, który Polska na potęgę importuje, m.in. z Rosji). Jednak
ceny praw do emisji kształtowane są nie przez Komisję Europejską, a przez wolny rynek.
ETS opiera się bowiem na przydziale państwom członkowskim określonej liczby darmowych praw do emisji dwutlenku węgla. Liczba ton gazu, które przemysł danego państwa może za darmo wypuścić do atmosfery, zgodnie z planem zmniejsza się stopniowo co roku.
Dodatkowe uprawnienia państwa muszą kupować na giełdzie, gdzie panuje już tylko „niewidzialna ręka” wolnego rynku
– i, jak to ma w zwyczaju, niekoniecznie bierze pod uwagę czyjekolwiek potrzeby i problemy (nawet Polski).
Kto ma nadwyżkę uprawnień, bo inwestował w czysty przemysł albo pomagał w ograniczaniu emisji rozwijającymi się gospodarkom, może je sprzedać. A ten,
kto musi kupić, zdany jest na łaskę i niełaskę zasad popytu i podaży
– oraz chęć zysku spekulantów, którzy prawa do emisji traktują jak każdy inny instrument finansowy. Jak wskazuje OKO.press Bartłomiej Derski, dziennikarz portalu WysokieNapiecie.pl,
Polska była jednym z krajów, które opowiadały się za rynkowym, a nie odgórnie regulowanym systemem ograniczania emisji.
Komisja Europejska może wpływać na ceny, ale nie sterować nimi. Jej pole manewru jest ograniczone:
W ostatnich latach ceny emisji były wyjątkowo niskie. Jak wskazuje Derski, było tak ze względu na światowy kryzys finansowy, który rozpoczął się w 2008 roku, ograniczając zapotrzebowanie przemysłu na emisje, czyli popyt. Jednak
dobra koniunktura w globalnej gospodarce sprawiła, że prawa do emisji znowu są potrzebne, a ich cena rośnie.
Dodatkowo więcej pieniędzy na rynku wiąże się z ryzykiem skupu praw przez tych, którzy później chcą je sprzedać z zyskiem.
Od kilku dni retoryka czołowych działaczy PiS obraca się wokół rzekomych zaniedbań rządu Platformy Obywatelskiej, który miał nie zadbać o korzystne dla Polski limity emisji. Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin mówił w radiowej Trójce, że „w 2014 roku nie dopilnowano, by zawetować niedobre dla Polski porozumienia”.
Z tym, że sprawy nie dopilnował również rząd PiS. Nic dziwnego – korekta przydziałów miała miejsce w sierpniu 2017 roku, kiedy narastał konflikt z Komisją Europejską w sprawie praworządności. Gabinet Beaty Szydło (z Janem Szyszko w roli ministra) nie był wówczas w najlepszej pozycji do negocjacji.
Minister Szyszko staje w obronie swoiście rozumianych polskich interesów, przedkładając je nad wspólną politykę klimatyczną, która długofalowo korzystna jest także dla Polski, którą Polska może wspólnie kształtować i na którą Polska się zgodziła. A jeśli Europa nie będzie ograniczać własnych emisji oraz aktywnie wpływać na globalne rozwiązania, czeka nas katastrofa.
Niektóra słowa byłego ministra ocierają się o teorię spiskową: „Liderzy Unii Europejskiej nie posiadają tradycyjnych zasobów energii i nie zależy im na ich ochronie. Mają nowe technologie i narzucają je innym państwom” – mówił w cytowanym wyżej wywiadzie. Prawda miesza się w tym stwierdzeniu z fałszem i manipulacją.
Nie wiemy, kim dla ministra Szyszki są „liderzy UE”, choć zapewne chodzi o Francję i Niemcy. Francja rzeczywiście nie ma węgla, natomiast minister powinien wiedzieć, że depozyty Niemiec szacowane są na o 1/3 większe, niż polskie (najwięcej mają USA, Rosja, Australia i Chiny).
„Liderzy Unii Europejskiej nie posiadają tradycyjnych zasobów energii i nie zależy im na ich ochronie”
Prawdą jest natomiast, że Francja i Niemcy dysponują nowymi technologiami. To dlatego, że w nie inwestują. Ich wydatki na badania i rozwój Bank Światowy obliczał w 2015 roku na odpowiednio 2,23 proc. i 2,88 proc. PKB, przy średniej w strefie euro na poziomie 2,14 proc. Polska wydawała 1 proc. – mniej niż Węgry, Słowenia, Estonia czy Malezja. Rząd chwali się „znakomitymi efektami” rozwiązań na rzecz innowacyjności, ale najwyraźniej to za mało, żeby również Polska miała technologie, które może „narzucać” innym.
Z okazji nowego roku Janowi Szyszce życzymy zatem, aby działał więcej na rzecz zielonej i nowoczesnej gospodarki, a mniej straszył złą Unią sprzysiężoną przeciw Polsce.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze