Na Ukrainie był katowany, porywany, grożono jego rodzinie. Pobicia zostawiły trwały uraz neurologiczny. Maksym Demidow jest dziennikarzem obywatelskim i działaczem automajdanu. Naraził się skorumpowanym władzom. Przez ich sfingowane oskarżenia grozi mu teraz ekstradycja
„A czy mogłaby pani napisać w tekście podziękowania?” - bezbłędną polszczyzną pyta Maksym Demidow. Bo czuje, że dziękować ma komu. Na przykład mecenas Annie Świątkiewicz-Pałosz, która postanowiła mu pomóc. Wywalczyła ostatnio, żeby sąd poczekał z decyzją o ekstradycję na Ukrainę.
Albo ludziom z celi, którzy pomagali mu kiedy siedział w areszcie. No i w końcu nieznajomej pani K., która w zupełnie nieoczekiwanym, bezinteresownym geście w ostatniej chwili wpłaciła 50 tys. zł kaucji, żeby go stamtąd wyciągnąć.
Maksym Demidow przyjechał do Polski w maju 2017 roku. W zdobyciu wizy zezwalającej na pracę pomaga mu - jak twierdzi - NABU (Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy, czyli ukraińskie CBA). „Nie będziemy w stanie cię ochronić"- mieli go ostrzec. "Prędzej czy później coś na ciebie znajdą, wsadzą do aresztu i zapłacą komuś, żeby cię załatwił". Kazali uciekać do Polski - opowiada.
2 lata przed tą ucieczką w Krzywym Rogu - to jego rodzinne miasto na południowym wschodzie Ukrainy - podpalają mu samochód. Później ktoś kilka razy próbuje porwać jego dzieci, a jego rodzice dostają pogróżki. „Jeśli go u was zobaczymy, to spłoniecie razem z domem”. 4 lata wcześniej Maksym zostaje porwany. Wywożą go do lasu, katują, każą kopać własny grób.
6 lat wcześniej w 2011 roku jest po prostu mieszkańcem Krzywego Rogu, właścicielem sklepu internetowego i dziennikarzem obywatelskim, któremu nie podoba się, że przeładowane tiry rozjeżdżają lokalne drogi.
A w Krzywym Rogu jest co wozić – tu znajduje się ogromny kombinat górniczo-hutniczy i jeden z najważniejszych ośrodków przemysłowych na Ukrainie. Skupia 20 proc. ukraińskiej produkcji hutniczej eksportowanej do Rosji, Azji Centralnej, Europy i Afryki. Kiedyś kombinat nazywał się imienia Lenina, dziś jest własnością największego producenta stali na świecie Arcelor Mittal.
Maksym działał w Dziennikarskim Centrum Śledczym w Krzywym Rogu. Zadzwonić można tam o każdej porze i donieść, że dzieje się coś podejrzanego. Działają trochę jak policja. Tyle że policja może przyjechać po kilku godzinach, kiedy po przestępcach nie będzie już śladu. Albo nie przyjechać w ogóle. „A my po zgłoszeniu jedziemy na miejsce w kilka samochodów i przeprowadzamy zatrzymanie obywatelskie. Dla bezpieczeństwa wszystko nagrywamy i streamujemy w internecie”.
Podczas jednej z takich interwencji okazuje się, że tiry, które tak rujnują miejscowe drogi, są obciążone dwa albo trzy razy ponad dopuszczalną normę. Władze miejscowe przymykają na to oko, prokuratura nie reaguje. Niewątpliwy zysk ma firma transportowa wysyłająca w trasę przeładowane tiry.
Policja zajmuje się zgłoszoną sprawą bardzo niemrawo, więc dziennikarze interweniują zgodnie z utartym schematem: idą do prokuratora dzielnicowego, potem obwodowego, a kiedy słyszą wciąż te same wymówki - robią blokadę drogi i jadą do prokuratury generalnej.
Maksim Demidow podczas blokady przeładowanych tirów
W tym dobijaniu się do kolejnych "naczalników" nie chodzi wcale o to, żeby trafić w końcu na sprawiedliwego urzędnika, który skończy z przestępczą działalnością. Chodzi tylko o to, żeby komuś przestało się opłacać.
„Weźmy przestępstwo X. Prokuratura dzielnicowa za krycie takiego przestępstwa weźmie 5 - 10.000 dolarów. Jeżeli sprawa trafia do prokuratury obwodowej, to suma wrasta od 20 do 50.000 $. A jak trafia do prokuratury generalnej… to już zupełnie inna cyfra" - tłumaczy Maksym.
Chodzi więc o to, by trafić ze swoją sprawą na taki szczebel, by lokalne przestępstwo przy takim poziomie łapówki przestało się opłacać. Bo dopóki sprawców stać na łapówkę, nie można zrobić nic.
Być może Demidow trafił na taki właśnie przypadek? Poza dziennikarstwem śledczym działa w automajdanie, jest też członkiem stowarzyszenia Stop Narkotyk.
Jego śledztwa i trudne pytania, które zadaje na pewno nie podobały się wielu osobom. Szczególnie prokuratorowi z Krzywego Rogu Oleksijowi Kriwence, do którego prowadzą Demidowa różne śledztwa - m.in. to dotyczące tirów.
W 2013 roku Demidow zostaje porwany i jest torturowany. Twarze oprawców rozpoznaje bez problemu: prokuratorowi Kriwence towarzyszą gangster Walerij Moskalczenko oraz właściciel lokalnej telewizji Sergij Dranow.
Zeznają potem w sądzie, że z Demidowem byli tamtej nocy umówieni i pojechali do lasu, żeby nie stwarzać zagrożenia drogowego stojąc na poboczu. Sąd przyznaje rację dziennikarzowi - został porwany. Nikt za to nigdy nie odpowie, bo śledztwo utknie potem w martwym punkcie. A Kriwenko awansuje - najpierw na prokuratora miasta, a potem na zastępce szefa prokuratury obwodowej.
W marcu 2014 roku po ataku Rosji na Krym, a potem na Donbas, Demidow zgłasza się na ochotnika na front. Bierze udział w obronie lotniska w Doniecku. Wychodzi cało ze słynnego kotła pod Iłowajskiem. Wraca do Krzywego Rogu.
I popełnia błąd. W lipcu 2015 roku otwiera wymarzoną kawiarnię. Już po dwóch dniach w kawiarni zjawia się kilku osiłków i wystawia go za drzwi. Przejmują jego lokal.
Interweniuje u obwodowego szefa policji. Składa papiery potwierdzające, że jest właścicielem. Okazuje się, że policja ma już inne, z których wynika, że lokal należy do żony miejscowego gangstera.
Demidow ma dokumenty potwierdzone przez urząd, gangster nie. Ale to niczego nie zmienia. Następnego dnia płonie samochód dziennikarza, później ktoś ostrzeliwuje inny samochód, którym jedzie. Próbują porwać jego dzieci.
Maksym opowiada: dzieci razem z byłą żoną uciekają za granicę, ja do Kijowa. Tam angażuje się we współpracę z nową służbą antykorupcyjną - NABU. Ma zrobić prowokację dziennikarską, żeby wykryć i pozamykać sieć laboratoriów produkujących narkotyki. W narkotykowy interes zamieszana jest też prokuratura, która ostrzega gangsterów. A Demidow podpada kolejnym prokuratorom. NABU mówi: musisz uciekać.
Agenci NABU ułatwiają mi wyjazd do Polski - relacjonuje Maksym. Składa tu wniosek o status uchodźcy. Życie w Polsce jakoś się układa, uczy się języka, znajduje pracę jako sprzątacz na UKSW. Chce zacząć pracować jako taksówkarz. Od urzędniczki, u której chce wyrobić polskie prawo jazdy, dowiaduje się, że jest na liście poszukiwanych Interpolu.
Za co? Okazało się, że żona gangstera, która podawała się za właścicielkę jego kawiarni, zgłosiła na policję, że Maksym miał dwa lata wcześniej ukraść z niej sprzęt o łącznej wartości 2.000 zł. Dowód? Zamazane wideo nagrane przez jedną z kamer, którą Maksym też rzekomo ukradł.
"Za tę rzekomą kradzież na Ukrainie i tak dostałbym co najwyżej grzywnę. A zgłasza się mnie do Interpolu i aresztuje w Polsce" - tłumaczy Maksym. Dlaczego został aresztowany? Nie wie. "Chodziłem na policję, dostarczałem dokumenty potwierdzające moją niewinność, zostawiałem adres, numer telefonu, mieli nawet mój paszport. Nie wiem dlaczego postanowiono mnie aresztować, przecież nie uciekałem".
W areszcie spędził prawie 7 miesięcy. Kiedy zachorował i nie mógł doprosić się wizyty u lekarza z pomocą przyszli współwięźniowie. „Wynosili na spacer i przekazywali mi leki. Przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, to co mogli załatwić”.
Także wtedy, kiedy tracił przytomność, bardziej niż na strażników, mógł liczyć na współwięźniów. Zanim wezwano karetkę leżał kiedyś nieprzytomny przez godzinę.
Dlaczego mdleje? Przed ucieczką z Ukrainy był za swoją działalność napadany i bity. Sińce zagoiły się dopiero w Polsce, ale uraz głowy pozostał. Neurolog stwierdził u Maksyma zmiany pourazowe podobne do tych, co u Muhammada Alego.
O status uchodźcy wystąpił 23 sierpnia 2017 roku. Od tamtej pory Urząd ds. Cudzoziemców przesuwał termin wydania decyzji już cztery razy. A od tej decyzji może zależeć los Maksyma - w związku z oskarżeniem o kradzież w kawiarni, w sądzie toczy się postępowanie dotyczące jego ekstradycji.
Sędzia zgadza się poczekać jeszcze trochę na decyzję Urzędu i przekłada rozprawę na 29 listopada. Urząd ds. Cudzoziemców daje sobie czas na decyzję do przyszłego roku.
A macki oprawców od prokuratora Kriwenki dosięgnęły go też z innej strony. Urząd ds. Cudzoziemców dotarł do materiałów prasowych na temat Demidowa. W lokalnych mediach w Krzywym Rogu powstała cała seria oczerniających go artykułów. Że jest alimenciarzem (alimenty przesyłał nawet z aresztu), że wymigiwał się od służby wojskowej (służył w 40. Batalionie Ochotników "Kriv-Bas"), że jest narkomanem i że okradł własny sklep. Komentujący piszą: "Trzeba było go spalić razem z samochodem".
Maksym Demidow, ochotnik 40 batalionu, podczas pikiety pod Sztabem Generalnym w 2014
Połączyć wątki nie jest trudno. Właścicielem mediów, które tak rozpisują się nad nieprawością Demidowa, jest jeden z jego oprawców Sergij Dranow. Ten sam, który zeznał, że tylko "spotkał się" z porwanym dziennikarzem w lesie. W nieoficjalnej rozmowie dziennikarze przyznają, że te konkretne artykuły publikują na takich samych prawach jak reklamę - ktoś za nie płaci. Autorem kilku oczerniających Demidowa tekstów w portalu "Ves' Krivoy Rog" jest niejaki Gnat Rubiło.
Po stronie Demidowa stanęli inni członkowie kriworożskiego automajdanu. Ich relację o nagonce lokalnej elity w zmowie z policją i prokuraturą opublikował w marcu 2018 miejski portal w Krzywym Rogu 0564.ua
Według raportu Freedom House ataki na dziennikarzy i aktywistów to na Ukrainie wciąż codzienność. W samym 2017 roku ukraiński pozarządowy Instytut ds Massmediów (IMI) wskazywał 274 przypadki łamania wolności słowa na Ukrainie (pomijając objęte wojną terytoria Donbasu i Krymu). Najczęściej dotyczyły uniemożliwiania pracy oraz zastraszania dziennikarzy i ograniczanie dostępu do informacji publicznej.
W zeszłym roku zgłoszono 90 przypadków ataków na dziennikarzy. Nikt nie został za nie ukarany. Nie ma też postępu w śledztwie dotyczącym zamordowania dziennikarza Pawła Szeremeta w 2016 roku. W rankingu wolności prasy Organizacja Reporterzy bez Granic umieściła Ukrainę na 101. miejscu na 180.
Represjonowani i atakowani są też aktywiści walczący z korupcją - informuje Międzynarodowa Federacja na rzecz Praw Człowieka (FIDH). Ataki na dziennikarzy i aktywistów są przeważnie wrzucane do worka "ataków chuligańskich", a ze śledztw nic nie wynika.
"Moja historia nie jest na Ukrainę wyjątkowa" - mówi Demidow. "Niektórzy uciekają, inni starają się walczyć dalej. Ja zrobiłem już wszystko co mogłem, naprawdę. Nie byłem w stanie tak dłużej żyć. Bo to żadne życie, tylko ciągły strach".
Od czasu kiedy zamknięty w areszcie mógł liczyć tylko na współwięźniów, jego losem zaczęło się interesować coraz więcej osób, m.in. posłowie Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej i Marcin Święcicki z PO (były koordynator grupy polskich ekspertów ds. reformy samorządowej na Ukrainie), którzy wsparli Demidowa listem poparcia złożonym w sądzie.
"Spotkałem wielu dobrych ludzi, którzy bardzo mi pomagają" - przyznaje Demidow. Żałuje tylko, że nie może odpłacić im za ciężką pracę. Sam nie ma nic.
Dziennikarza można wesprzeć na portalu Zrzutka, gdzie zbierane są środki potrzebne na leczenie i pomoc prawną.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze