0:000:00

0:00

Kampania Przeciw Homofobii wyszła z inicjatywą zorganizowania w szkołach „Tęczowych Piątków”. „Chcemy, aby w ostatni piątek października (28.10.2016), nauczyciele i nauczycielki pokazali, że zależy im na dobrostanie każdego ucznia i każdej uczennicy w ich «drugim domu», jakim jest szkoła” - piszą na swojej stronie organizatorzy wydarzenia. Akcja ma na celu wsparcie młodych osób LGBT w trudnym dla nich środowisku, jakim jest polska szkoła.

O inicjatywie w TVN24 rozmawiali Krystian Legierski, działacz ruchu LGBT, prawnik i lewicowy polityk oraz Rafał Dorosiński prawnik i działacz Ordo Iuris. Dorosiński stwierdził, że rodzice, którzy nie są zainteresowani żeby ich dziecko uczestniczyło w zajęciach informujących o problemach osób LGBT mogą liczyć na "pomoc ze strony Ordo Iuris". Podkreślił, że rodzice mają konstytucyjne prawo wychowywać dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami.

Rzeczywiście art. 48 ust. 1 Konstytucji potwierdza słowa członka Ordo Iuris. Rafał Dorosiński zapomniał jednak o drugim zdaniu tego samego artykułu: „Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”. Rodzice są tylko jedną stroną tej relacji; dziecko również posiada swoje przekonania i wolność sumienia. Rzadko zdarza się, żeby „półprawda” na naszym fałszomierzu była tak ewidentna.

Prowadzący zapytał o sprawę jednego z przedszkoli, które chciało wprowadzić modlitwę przed jedzeniem. Rafał Dorosiński stwierdził, że takie działanie ma umocowanie w konstytucji.

W preambule ustawy zasadniczej rzeczywiście jest odwołanie do Boga, ale również jest wskazanie na „inne źródła wartości”.

Art. 25 ust. 2 gwarantuje natomiast, że władze publiczne zachowują „bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Nakaz modlitwy dla przedszkolaków trudno określić jako bezstronność instytucji publicznych w sprawach religijnych.

Art. 53 każdemu zapewnia wolność sumienia i religii oraz „gwarantuje rodzicom prawo do zapewniania dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami” z wyjątkiem przepisów art. 48 ust. 1 mówiących o swobodzie sumienia, wyznania i przekonań dziecka. Trudno uznać, że katolicka modlitwa, która byłaby przedszkolnym obyczajem, czyli obowiązkiem dla dziecka wychowywanego w wierze prawosławnej, nie łamałaby gwarancji rodziców do zapewnienia wychowania religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami.

Ba, trudno uznać, że jakikolwiek nakaz modlitwy jest zgodny z konstytucją.

Art. 53. ust. 6 mówi o tym, że „nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia (…) w praktykach religijnych.”

Dorosiński, jako prawnik powinien o tym wszystkim wiedzieć.

Członek Ordo Iuris, powołując się na "naukowy magazyn The New Atlantis”, stwierdza, że nie ma podstaw, aby twierdzić, że homoseksualizm jest zapisany w genach. Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana.

organizację, która w swojej misji ma „wdrażanie judeochrześcijańskiej tradycji moralnej do polityk publicznych”

(dedicated to applying the Judeo-Christian moral tradition to critical issues of public policy). Nie oznacza to oczywiście, że materiały publikowane w „The New Atlantis” są niewiarygodne, jednak nie jest to "naukowy magazyn", jak mówi Rafał Dorosiński, ale periodyk wydawany przez organizację o sprecyzowanych celach politycznych.

Przeczytaj także:

Wydaje się także, że Rafał Dorosiński niezbyt uważnie przeczytał bardzo rozległy artykuł z The New Atlantis, na który się powołuje. Autorzy przytaczają w nim badanie bliźniąt jednojajowych (posiadają identyczne DNA), z którego wynika, że "genami" można wyjaśnić 20 proc. zmienności w orientacji seksualnej mężczyzn i 24 proc. kobiet. Nie jest to duża wartość, jednak statystycznie istotna.

Nie oznacza to, że geny całkowicie determinują to, kim jesteśmy. Jesteśmy wynikiem interakcji genów z otoczeniem, nie tylko zewnętrznym, ale również płodowym - istnieją dowody na to, że środowisko hormonalne w łonie matki również ma wpływ na naszą orientację seksualną.

To zastrzeżenie nie dotyczy tylko seksualności – nie mamy w pełni zdeterminowanej ani inteligencji, ani impulsywności, ani nawet wzrostu. Znaczna część naszych cech jest w DNA tylko „zarysowana”, tworzy pewne widełki, a jako fenotypy jesteśmy efektem końcowym interakcji genów i otoczenia, przy czym silnie kształtuje nas nasza własna aktywność i refleksja. Oznacza to, że podejście „born that way”części środowisk LGBT jest przesadzone. Zresztą na świecie w środowiskach LGBTQ dominuje dziś raczej przekonanie głoszone przez Judith Butler, że "przypisanie do gender (płci kulturowej, w tym orientacji seksualnej) następuje w najwcześniejszym okresie życia i że to jest zawsze decyzja kogoś innego, nigdy własna. Dopiero potem decydujemy, jak chcemy żyć".

Fragmenty wywiadu Krzysztofa Pacewicza i Piotra Pacewicza z Judith Butler, słynną filozofką, autorką "Gender Trouble" papieżycą feminizmu i obrończynią praw osób LGBT ("Wysokie Obcasy" 21 lutego 2016)

Krzysztof Pacewicz, Piotr Pacewicz: Pani słynna opinia, że płeć jest tylko konstruktem kulturowym i nie ma "wrodzonej prawdy o płci", jest sprzeczna z poczuciem wielu osób LGBT. Czy to nie paradoks?

Judith Butler: Dlaczego?

Była posłanka Anna Grodzka, słynna osoba transseksualna, od dziecka miała silne przekonanie, że urodziła się kobietą w męskim ciele. Podkreśla, że tak zdecydowała biologia.

Osoby transseksualne mają różne przekonania. Niektóre - jak Anna Grodzka - mówią o sztywnej tożsamości i chcą rekonstruować binarny system płci: albo on, albo ona. Ale dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że wszystkie osoby trans określą się tak samo? I dlaczego właściwie muszą się nam spowiadać? Przecież nie pytamy osób hetero, jak doszło do tego, że stały się kobietą czy mężczyzną.

Wiele osób odczuwa gender jako istotę tego, kim są. Ale czasami gender, który został nam przypisany, jest po prostu "nie do zamieszkania" (uninhabitable). Dla większości osób trans zmiana jest koniecznością. Trzeba uszanować to pragnienie znalezienia ciała, w którym dałoby się żyć.

Można różnie tłumaczyć tę głęboką konieczność zmiany. Pamiętajmy, że przypisanie do gender następuje w najwcześniejszym okresie życia i że to jest zawsze decyzja kogoś innego, nigdy własna.

Dopiero potem decydujemy, jak chcemy żyć. Nie powinniśmy więc utożsamiać kulturowej konstrukcji płci (gender) z "wolnym wyborem", a wrodzonej płci biologicznej (sex) z "koniecznością".

Wiele osób odczuwa gender (płeć kulturową) jako istotę tego, kim są. Ale czasami gender, który został nam przypisany, jest po prostu "nie do zamieszkania" (uninhabitable). Dla większości osób transseksualnych zmiana jest koniecznością. Trzeba uszanować to pragnienie znalezienia ciała, w którym dałoby się żyć.

Dlaczego Kościół tak pani nienawidzi? Jest pani z tego dumna czy raczej zaniepokojona?

Są nurty Kościoła katolickiego przeciwne teorii gender. Ale nie wydaje mi się, żeby uważnie przeczytali nasze teksty. Może papież Franciszek trochę czytał?

Ale są też niezależnie myślący katolicy, którzy nie zgadzają się z tą prawicową histerią, naprawdę wierzą w idee wolności czy miłości, które przecież w pewnym stopniu wywodzą się z tradycji chrześcijańskiej. Kościołowi się chyba zdaje, że badacze gender zaprzeczają biologicznym różnicom płciowym, a to nieprawda. Chodzi o to, jak opiszemy te różnice i jak duże znaczenie im przypiszemy.Kościół od wieków sprzecza się z nauką, ale historia nauki zdaje się stać po naszej stronie - potwierdza, że to, jak postrzegamy biologiczną płeć, się zmienia. Myślę, że błędem jest stwierdzenie, iż płeć (sex) jest wyłącznie konstruktem kulturowym.

Przecież to pani słynna teza, że nie tylko płeć kulturowa (gender), ale i biologiczna (sex) jest wytwarzana przez kulturę!

Dyskusja, jak myśleć o płci, trwa od dawna. Dyskutuje Komitet Olimpijski, ruch feministyczny, genetycy dyskutują, w jaki sposób geny determinują płeć. I czy determinują, czy może współdziałają z hormonami, kulturą, środowiskiem. To są otwarte pytania. Każdy uczciwy intelektualista rozumie, że takie pytania napędzają dyskusję. W histerycznej reakcji na gender jest rys antyintelektualizmu.

A jak pani własne życie wpłynęło na pani filozofię? Jako Żydówka i lesbijka miała pani powody, by podważać to, co obowiązujące?

Szukacie profilu psychologicznego, który wyjaśniałby moją filozofię? (śmiech) Jako nastolatkę wiele rzeczy mnie niepokoiło. Było dużo konfliktów wokół - w rodzinie, w szkole. Nie rozumiałam ich.

Słowo "lesbijka" przyszło mi do głowy w wieku 14 lat, gdy zakochałam się w dziewczynie, potem w drugiej. To był trudny moment, bałam się tego słowa, wiedziałam, że oznacza stygmatyzację, społeczny wyrok.

Nie znałam żadnej innej lesbijki, nie było społeczności LGBTQ. Mając 16 lat, dokonałam gwałtownego coming outu. Walczyłam o utrzymanie swoich związków. W dorosłym życiu wiele razy traciłam ukochane osoby, pracę, domy. Bywałam potępiana, ale na szczęście nie uniemożliwiło mi to doznawania szczęścia.

Wcześnie znalazłam azyl. Piwnicę, gdzie rodzice trzymali książki z czasów studiów. Zabrałam się do "Etyki" Spinozy i "Albo-albo" Kierkegaarda. Miałam 14 lat i pokochałam filozofię. Z jakiegoś powodu był tam też Locke. Filozofia była dla mnie próbą znalezienia sensu w świecie, który był taki przytłaczający.

Porwało mnie to, że filozofia wymaga zadawania radykalnych pytań, które dotyczą sedna sprawy. Ludzie pytają: "Czy jesteś za teorią gender czy przeciw?", ale nie pytają: "Czym jest teoria gender?", albo: "Czym jest gender?", albo: "Czym jest teoria?".

Czyli zależność była odwrotna? To nie sytuacja życiowa kształtowała pani poglądy, ale filozofia pomogła pani stać się "wichrzycielką"?

Powiedziałabym inaczej: czytanie filozofii pomogło mi żyć. Początkowo myślałam, że nauczy mnie, jak żyć, ale tak się nie stało. Cokolwiek by filozofia miała do powiedzenia na temat życia, nie będzie tym samym co życie.

Ale jeśli nazywacie "wichrzycielstwem" (trouble making) pytanie o racje, do których ludzie się odwołują, głosząc swoje przekonania, to zgoda, filozofia nauczyła mnie "wichrzycielstwa".

To nie oznacza jednak, jak sugeruje Dorosiński, że orientację seksualną można dowolnie kształtować i zajęcia szkolne poświęcone tolerancji wobec osób LGBT wywołają epidemię homoseksualizmu. Co najwyżej mogą zmniejszyć poziom prawdziwej społecznej epidemii, bardzo w Polsce rozpowszechnionej - homofobii.

Udostępnij:

Kamil Fejfer

Analityk nierówności społecznych i rynku pracy związany z Fundacją Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, prekariusz, autor poczytnego magazynu na portalu Facebook, który jest adresowany do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. W OKO.press pisze o polityce społecznej i pracy.

Komentarze