"Igor Stachowiak, zdaniem funkcjonariuszy, był agresywny. Okazało się, że był poszukiwany w sprawie oszustwa. Użyli wobec niego paralizatora i przewieźli do komisariatu” - tak zaczął się niedzielny (21 maja) materiał „Wiadomości” TVP o zatrzymaniu i śmierci wrocławianina. Rzecznik policji uznał, że to najbardziej obiektywna relacja w mediach
Na podstawie informacji policji reporterzy "Wiadomości" poinformowali, że 25-latka z Wrocławia zabiły narkotyki.
Nie wspomnieli o rażeniu chłopaka prądem w łazience komisariatu ani o wcześniejszym podduszaniu go przez policjantów.
Dalej lektor wyliczał, że przy Igorze funkcjonariusze znaleźli dopalacze, pałkę teleskopową oraz „telefon komórkowy niewiadomego pochodzenia”. Na koniec pokazano przebitkę z wrocławskim posterunkiem policji i komentarzem: „Tu też był rażony prądem. Niedługo później w komisariacie zmarł”.
Z niespełna 4-minutowego materiału nadanego w niedzielę wieczorem, wytłumaczenie jak doszło do śmierci Igora, zajęło dziennikarzom TVP - Marcinowi Tulickiemu i Aleksandrze Ceglarskiej - zaledwie kilkadziesiąt sekund. Pozostała część programu była wyliczanką przypadków przekroczenia uprawnień przez policję za rządów PO. W niedzielę rano politycy PO zwołali konferencję prasową, domagając się natychmiastowej dymisji Jarosława Zielińskiego, wiceministra spraw wewnętrznych nadzorującego policję.
W niedzielę wieczorem, gdy widzowie po raz pierwszy mogli usłyszeć w "Wiadomościach" informacje o śmierci Igora Stachowiaka, politycy PiS nie mówili jeszcze w mediach, że policjanci, którzy uczestniczyli w jego zatrzymaniu, to "bandyci w mundurach" (jak przyznał w poniedziałek, 22 maja, wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł).
W swojej relacji dziennikarze „Wiadomości” TVP nie wspomnieli o tym, że:
- Igor Stachowiak został zatrzymany w wyniku nieporozumienia. Był podobny do poszukiwanego za handel narkotykami Mariusza Frontczaka, który dwa dni wcześniej, skuty kajdankami zdołał uciec wrocławskim policjantom.
- Igor Stachowiak był poszukiwany w sprawie oszustwa (a dokładnie wyłudzenia pożyczki w wysokości 1049 złotych), policjanci dowiedzieli się tego prawdopodobnie już po jego śmierci.
- Policja nie potwierdziła, by telefon „niewiadomego pochodzenia” (określany tak, bo Igor Stachowiak nie wskazał skąd go ma) pochodził z kradzieży. Równie dobrze „Wiadomości” mogły napisać, że chłopak miał na sobie spodnie „niewiadomego pochodzenia”.
- Podczas obezwładniania Igora na wrocławskim rynku, funkcjonariusze nie tylko użyli paralizatora, ale także podduszali go przez dłuższą chwilę – co zostało zarejestrowane przez świadków zdarzenia na telefonach komórkowych.
- W czasie „przesłuchania” w toalecie komisariatu Igor Stachowiak leżał na podłodze półnagi, skuty kajdankami. Mimo tego policjant trzykrotnie raził go prądem z policyjnego paralizatora. Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich, takie działanie nazwał torturami.
- Kamery zainstalowane wewnątrz komisariatu - dziwnym trafem - w dniu zatrzymania Igora Stachowiaka nie zarejestrowały żadnych nagrań.
- Funkcjonariusze policji gonili i aresztowali dwóch świadków, którzy nagrywali zatrzymanie Stachowiaka. Obu skuto i przetransportowano radiowozami na komisariat, gdzie spędzili półtora dnia. Ich telefony (z nagraniami) zostały im zwrócone po miesiącu.
Relacja „Wiadomości” spełniła jednak swoją rolę. Spodobała się policji.
Rzecznik prasowy policji na Twitterze komentował: „Z dzisiejszych programów informacyjnych akurat "Wiadomości" były najbliżej do obiektywnej oceny sytuacji tego zdarzenia!”.
Jak było naprawdę?
Wyemitowany w sobotę (20 maja 2017) reportaż „Superwizjera” TVN, autorstwa Wojciecha Bojanowskiego ujawnił nieznane opinii publicznej fakty w sprawie śmierci Igora Stachowiaka.
Niepublikowane wcześniej filmy z policyjnego paralizatora ukazują metody przesłuchania stosowane przez wrocławskich policjantów.
Leżący w ciemnej łazience komisariatu, półnagi i skręcający się z bólu Igor zostaje trzykrotnie rażony prądem. Jeden z funkcjonariuszy przesłuchanie skomentuje później w obecności świadków: „wyje... na niego całą baterię”.
Kwadrans po scenach zarejestrowanych przez paralizator chłopak umiera. Według raportu z sekcji zwłok przyczyną jego śmierci było najprawdopodobniej połączenie trzech czynników:
Prokuratura wszczęła śledztwo, które ma wykazać, czy funkcjonariusze policji nie przekroczyli uprawnień i czy nie doszło do nieprawidłowości podczas przesłuchania na posterunku.
Wyemitowany przez TVN film nagrany kamerą z paralizatora był znany policji i prokuraturze od roku. Nie ma wątpliwości, że policjanci torturowali skutego Igora w łazience komendy.
„Oczywiście śledztwo będzie na bieżąco monitorowane przez organy spraw wewnętrznych, przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, przez Komendanta Głównego Policji, żeby w stosownym czasie i trybie uzyskać jak najwięcej informacji oraz w konsekwencji wyciągnąć wnioski dotyczące dalszych działań” - mówił rok temu wiceminister Jarosław Zieliński na posiedzeniu Sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych .
Ale do dzisiaj sprawa nie została wyjaśniona.
Pół godziny po emisji reportażu szefostwo MSWiA, wspólnie z Komendantem Głównym Policji, podjęło decyzje o powołaniu specjalnego zespołu, który ma wyjaśnić zdarzenia we wrocławskim komisariacie.
Dwa dni później, 22 maja, na wniosek ministra Błaszczaka odwołano komendanta wojewódzkiej policji we Wrocławiu, jego zastępcę oraz miejskiego komendanta. Wobec funkcjonariusza, który użył wobec Stachowiaka paralizatora w łazience komisariatu, wszczęto procedurę zmierzającą do zwolnienia.
Dziennikarz "Superwizjera" TVN
Dziennikarz "Superwizjera" TVN
Komentarze