Katolicka Agencja Informacyjna powtarza plotki o tym, że koronawirus uciekł z laboratorium w Wuhan. Dowiedziała się tego od włoskiej agencji misyjnej, a ta dowiedziała się od włoskiego misjonarza z Hong Kongu
W internecie krąży mnóstwo plotek i niepotwierdzonych informacji na temat koronawirusa oraz doniesień o cudownych specyfikach, które mają nas z niego wyleczyć, albo w najlepszym razie uodpornić. Rządy i instytucje, a także globalne media i sieci społecznościowe, starają się z fake newsami walczyć.
Ale co robić, jeśli takie informacje podają media, po których można by się spodziewać większej odpowiedzialności? Albo same rządy?
"Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom" - o tych słowach św. Pawła czytamy w Nowym Testamencie. Redaktorzy Katolickiej Agencji Informacyjnej najwyraźniej zapomnieli o tym napomnieniu. KAI, medium powołane przez Konferencję Episkopatu Polski, podaje za włoską agencją misyjną AsiaNews newsa o włoskim misjonarzu ks. Renzo Milanese, który uważa, że „istnieją poszlaki, choć nie ma bezspornych dowodów, że koronawirus urodził się w jednym z laboratoriów w środkowochińskim Wuhanie”.
Wśród poszlak KAI wymienia fakt, że amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo mówił na początku pandemii o „koronawirusie chińskim”, lub „z Wuhanu”. Nie jest jasne, dlaczego miałoby to być dowodem na cokolwiek, skoro wywoływana przez wirus choroba COVID-19 rozprzestrzeniła się rzeczywiście z miasta Wuhan.
Włoski misjonarz z Hong Kongu (1800 km od Wuhanu) cytuje chińskich YouTuberów, którzy twierdzą np. że w Wuhańskim Instytucie Wirusologii – jego oddział, Wuhańskie Laboratorium Bio-bezpieczeństwa Narodowego, jako jedyny w Chinach ma najwyższy stopień bio-bezpieczeństwa (BSL) i może pracować nad najbardziej niebezpiecznymi patogenami – „po pobraniu próbek od zmarłych, wykryto w zwłokach pewnego starca nowy rodzaj koronawirusa.
Powiadomiono o tym władze, które zażądały bardziej drobiazgowych danych. Dostarczono je 26 listopada, a w 4 dni później pojawiła się wiadomość o nowym groźnym wirusie”.
Znowu nie wiadomo, czemu miałoby to być dowodem na rozprzestrzenienie się wirusa z laboratorium, bo wydaje się świadczyć o dynamice wręcz przeciwnej, ale KAI pisze bez cienia wątpliwości: „Na etapie początkowym wirus wyszedł z ośrodka w Wuhanie”.
W depeszy pojawia się również teoria, że uczeni z Wuhanu przeprowadzali doświadczenia na nietoperzach, sami się od nich zarazili i roznieśli wirusa po mieście. I na to nie ma dowodów.
Klikalny tytuł, który może budzić zaniepokojenie – „Koronawirus spełnia kryteria broni biologicznej” – pojawił się w na pierwszej stronie Onetu, zajawiając relację z podróży samochodem przez miasto Jarosława Kuźniara z Piotrem Niemczykiem, ekspertem od spraw wywiadu. Niemczyk mówi Kuźniarowi, że zakłada przypadkową zbieżność, ale "nie dziwi się, że przy takich zbiegach okoliczności rzeczywiście powstają teorie spiskowe”. Powtarza jednak informację, że w Wuhan pracuje się nad bronią biologiczną, albo przynajmniej nad sposobami walki z nią.
Nie ma jednak przekonujących dowodów, że w Wuhanie prowadzone są prace nad bronią biologiczną.
Przepytywani przez dziennik „The Washington Post” eksperci nie mają wątpliwości, że Chiny prowadzą pracę nad taką bronią, wątpią jednak, by miały one miejsce w laboratorium w Wuhanie, które jest wysokiej klasy placówką naukową z szerokimi powiązaniami z podobnymi instytucjami na całym świecie.
Powątpiewają również, że koronawirus byłby najlepszy jako śmiercionośna broń: „Taka broń powinna być dobrze wykalibrowana, tymczasem ten wirus rozprzestrzenił się bez kontroli po Chinach i po całym świecie”
– mówiła „Postowi” Elsa Kania z Centrum na Rzecz Nowego Amerykańskiego Bezpieczeństwa.
Wiemy za to na pewno, że ostatnie niebezpieczne epidemie, jak SARS, czy MERS, najprawdopodobniej miały początki u dzikich zwierząt. Wirusem SARS zakażone były cywety, fretki i koty. MERS wziął się od wielbłądów na Bliskim Wschodzie.
Jeśli chodzi o pochodzenie SARS-CoV-2, który sieje teraz takie spustoszenie na całym świecie, warto przeczytać tekst w „Scientific American” o naukowczyni z Wuhanu, która wykryła koronawirusy u nietoperzy. Shi Zhengli - w Chinach nazywają ją kobietą-nietoperzem - jest przekonana, że ten typ wirusów jeszcze nie raz zagrozi ludzkości.
W 2004 roku podczas swej pierwszej ekspedycji naukowej do jaskiń w prowincji Guangxhi w poszukiwaniu źródeł ówczesnej epidemii SARS, spowodowanej również przez koronawirusa, Shi wraz z zespołem wykazała, że nietoperze mają takie same przeciwciała jak ludzkie ofiary wirusa.
W innej jaskini w Yunnanie prawie 10 lat później zespół Shi znalazł gatunek nietoperzy zarażonych koronawirusem, którego genom był w 97 proc. identyczny jak u cywet, od których mogli przejąć chorobę ludzie. Również mieszkańcy okolicznych wiosek mieli przeciwciała przeciwko SARS.
Uczeni zaangażowani w badanie, jak takie niebezpieczne patogeny przechodzą z dzikich zwierząt na ludzi, podkreślają, że dzieje się to zwykle w okolicach, które są bardzo ekstensywnie wykorzystywane przez człowieka, który ingeruje w ekosystem.
Shi badała również pod koniec grudnia 2019 pierwsze próbki zarażonych nowym koronawirusem. Twierdzi stanowczo, że nie wymsknął się on z jej laboratorium – jego genom jest inny. Za to SARS-Cov-2 jest bardzo zbliżony do koronawirusa, którym zarażone są nietoperze z Yunnanu.
Z drugiej strony, pomysł, że najbardziej niebezpieczne patogeny wydostaną się z laboratorium, nie jest tak zupełnie nieracjonalny. W 2004 roku dwójka studentów pracująca w pekińskim instytucie wirusologicznym została zarażona wirusem SARS. Światowa Organizacja Zdrowia krytykowała wtedy procedury bezpieczeństwa w tamtejszym laboratorium.
A w 2013 roku
">rząd USA wstrzymał fundusze dla badań nad tym, jak „uzbroić” zwierzęce wirusy w umiejętność przejścia na człowieka, cytując względy bezpieczeństwa. Czy takie badania prowadziła również Shi Zhengli lub jej koleżanki i koledzy w Wuhanie? Na razie nic o tym nie wiadomo. Zostają hipotezy o bardzo wątłych podstawach.
Chińczycy po części sami są sobie winni, bo na początku wybuchu epidemii ukrywali informacje i uciszali sygnalistów, którzy chcieli zaalarmować opinię publiczną, że w Wuhanie dzieje się coś bardzo niedobrego.
Symbolem tej chińskiej polityki zamiatania pod dywan jest doktor Li Wenliang, który 30 grudnia wysłał ostrzeżenie o nowej chorobie do innych lekarzy i został oskarżony o rozsiewanie fałszywych pogłosek. Li Wenliang zaraził się od swoich pacjentów i zmarł, jego pamięć jest otoczona w Chinach kultem, oczywiście nieoficjalnym.
Informacje o nienaturalnym pochodzeniu wirusów pojawiają się przy każdej pandemii. Kiedy pojawił się wirus SARS, rosyjski uczony Siergiej Kolesnikow twierdził, że to sztucznie stworzona hybryda wirusa odry i świnki.
Wielu Chińczyków uwierzyło wtedy, że SARS to broń biologiczna stworzona w Stanach Zjednoczonych i wymierzona w Państwo Środka.
Teraz jednak „bronią insynuacjologiczną” postanowiły posłużyć się chińskie władze. Rzecznik chińskiego MSZ Zhao Lijian wypuścił na Twitterze serię postów, w których twierdził, że SARS-CoV-2 przynieśli do Chin amerykańscy żołnierze, przebywający z wizytą w Wuhanie w październiku.
Dziennik „The New York Times” cytuje Juliana B. Gerwitza, specjalistę od stosunków międzynarodowych z Harvardu, który tak skomentował rewelacje Zhao Lijiana:
„Niektórzy chińscy dyplomaci skończyli chyba Szkołę Dyplomacji Donalda Trumpa”.
Można się uśmiechnąć, ale konkluzja jest smutna – najbardziej niestworzone wieści roznoszą się dzisiaj równie dobrze, jak śmiercionośne wirusy, bo do swoich propagandowych celów używają ich – z doskonałym skutkiem – także możni tego świata.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze