"Kiedy zaczęłyśmy organizować protest była z nami mama, która w ciągu 7 miesięcy widziała swoje dziecko dwa razy. Umarło. Mój synek spędzi w szpitalu długie miesiące. Walczę o to, by mieć z nim kontakt" - mówi OKO.press Anna T, jedna ze zbuntowanych matek, lekarka
"Rzucili mi 3 kartki papieru, worek ubrań jak śmieci i powiedzieli: to wszystko, do widzenia. Przez bite 8 miesięcy zero informacji. Teraz płaczę, wyję, że nie było mnie przy Nim. A on czekał tylko na mnie! - pisze matka dziecka, które zmarło w szpitalu Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Wpuszczono ją na widzenie tylko dwa razy. "Dlatego walczcie, wzywajcie policję, gdy nie chcą wam pozwolić wejść, krzyczcie, płaczcie, róbcie co się da. Bo gdy dowiecie się, że coś się stało z dzieckiem zostaną wyrzuty sumienia" - pisze do protestujących matek wcześniaków.
Niektóre nie widziały dzieci od tygodni, inne miesięcy. Walczące o życie wcześniaki mają średnio 14 bolesnych procedur dziennie, potrzebują ciepła i głosu matki. Przez decyzje szpitali rodzice i dzieci cierpią oddzieleni murem. Ministerstwo i urzędnicy nie popierają restrykcyjnych zakazów, ale nie interweniują. Matki muszą walczyć same. W piątek 2 października protestują przed Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, żądając dostępu do dzieci.
Ze szpitala dostają zdjęcia. "Dziękuję za pyszne mleko, mamusiu". Pielęgniarki robią, co mogą, ale żeby ukoić cierpiące dzieci i ich rodziców, zrobić mogą niewiele. Brak kontaktu to dramat dla rodziców, ale też duże zagrożenie dla dzieci.
"Dziecko pozbawione wsparcia jedynej osoby, jaką znało jeszcze z życia płodowego, przeżywa wielką traumę" - pisze Fundacja Rodzić po Ludzku. Rodzice wcześniaków o tym wszystkim wiedzą i z coraz większą rozpaczą domagają się prawa do bycia przy dziecku.
Anna T. nie planowała rodzić w Łodzi. Była tam przejazdem, kiedy okazało się, że synek nie poczeka. Urodził się 26 sierpnia w Szpitalu Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi na długo przed terminem. "Na początku nie dawano mu szans na przeżycie, to było potworne doświadczenie" - mówi OKO.press Anna. "Miałam to szczęście w nieszczęściu, że sama musiałam leżeć w szpitalu ponad tydzień po porodzie. Mogłam go wtedy widywać codziennie, raz nawet wziąć na ręce". Ale potem Annę wypisano i po jednej wizycie po 10 dniach powiedziano, że ze względu na pandemię dziecka już w szpitalu nie zobaczy. O życie musi dalej walczyć bez niej.
Dyrekcja Szpitala zabroniła odwiedzin u wcześniaków i noworodków na intensywnej terapii jeszcze w marcu. "Podyktowane jest to wyłącznie dobrem naszych pacjentów - noworodków" - podkreślała kierowniczka kliniki neonatologii, prof. Ewa Gulczyńska. Ale hospitalizacja może trwać 2, 3 miesiące, nawet 200 dni.
"A ja wiem, że mój synek spędzi w szpitalu jeszcze długie miesiące" - mówi Anna. Najpierw pisała do dyrekcji. "Na odpowiedź czekałam dwa tygodnie, chociaż wszystkie matki dostały podobną: zakaz kontaktów, bo w czasie pandemii szpital nie chce narażać najmłodszych pacjentów o obniżonej odporności".
Annie zakaz widzenia z dzieckiem wydaje się absurdalny. Sama jest lekarką internistką, wie, z czym wiąże się COVID. "Nikomu tego nie życzę, szczególnie własnemu dziecku. Ale wiem, że da się bezpiecznie zorganizować pobyt mam w szpitalu.
"Tak samo mogłoby być w Matce Polce. Od pani pełnomocnik ds. pacjenta dowiedziałam się, że od 2 tygodni czeka świeżo wyremontowany internat przy oddziale neonatologii, który stoi dziś pusty. Jest też szpitalny hotel, w którym mamy mogłyby nocować" - mówi Anna. Zauważa też, że trudno o bezpieczniejszą opiekę dla dziecka niż matki, które nocują w szpitalu.
"Nawet personel nie byłby tak dobrze zabezpieczony jak my. Przecież te wszystkie osoby wracają do swoich domów, mają rodziny dzieci, chodzą do sklepów".
A teraz? Kontakt z dzieckiem to jedynie przekazywanie paczek odbieranych przed wejściem do szpitala. "Ja mam tyle szczęścia, że chociaż karmię piersią. Wiem, że odciągnięte mleko trafi do mojego syna. Dla kobiet, które nie karmią jedyny kontakt z dzieckiem to przekazywanie tetrowych pieluszek" - mówi Anna, choć mówić jej o tym trudno.
Rzecznik Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki jest innego zdania. Poinformował OKO.press, że w szpitalu nigdy nie wprowadzono całkowitego zakazu odwiedzin w klinikach neonatologicznych. Bo dziecko można było odwiedzić przy wypisie, jeśli jego stan bardzo się pogorszył lub jeśli matka przebywała w hotelu dla matek.
Doświadczenia i informacje, które dostawały protestujące mamy, całkowicie temu przeczą. "Do dzieci wchodzą mamy, które jeszcze przebywają w szpitalu i mamy, których dzieci niedługo wychodzą. Mamy tych, które leżą dłużej miały zakaz odwiedzania dzieci aż do tego jednego »widzenia« tuż przed wypisem" - tłumaczy OKO.press Anna T.
Czy zagrożenie zakażenia noworodka wirusem jest gorsze od braku matki? Ryzyko zakażenia można zminimalizować, matki zastąpić się nie da. "Dbanie o zdrowie dziecka to nie tylko najnowsza aparatura medyczna, ale też minimalizowanie stresu, wie o tym każdy neonatolog" - mówi OKO.press Joanna Pietrusiewicz, prezeska Fundacji Rodzić po Ludzku.
"Problem opresyjnych zakazów dotyczących kontaktu rodziców z nowo narodzonym dzieckiem w dobie pandemii dotknął wszystkie kraje na świecie. W większości dość szybko zorientowano się, jakie niesie to ze sobą konsekwencje, zaczęto ważyć ryzyko i w niektórych krajach obostrzenia zniesiono" - mówi Pietrusiewicz.
We wniosku skierowanym do Ministerstwa Zdrowia Fundacja przytacza szereg argumentów przekonujących do tego, że rodzic jest w procesie zdrowienia niezbędny, a jego brak ma dla noworodka długofalowe skutki. Kangurowanie, czyli bliski, cielesny kontakt ze skórą rodzica ma wpływ na mniejszą ilość bezdechów i szybsze przybieranie na wadze noworodka. Kontakt z rodzicem jest też kluczowy przy ograniczaniu stresu, na który rozwijający się układ nerwowy nie jest przygotowany.
Według badań przytaczanych przez Fundację, u wcześniaków zwykłe czynności takie jak zmiany pieluch czy ważenie, uruchamiają reakcję stresową.
"Podczas przyjęcia na Oddział Intensywnej Opieki Neonatologicznej noworodek poddawany jest średnio 60 procedurom, z których część określić można jako bolesne i inwazyjne" - pisze Fundacja. "W ciągu »zwykłego« dnia na oddziale Intensywnej Opieki Neonatologicznej wcześniaki doświadczają średnio 14 bolesnych procedur medycznych dziennie".
"Kiedy w 1994 roku zaczynaliśmy akcję Rodzić po ludzku - opowiadają OKO.press Anna Otffinowska i Piotr Pacewicz, inicjatorzy tej społecznej inicjatywy - obowiązywały zasady szpitala PRL. Tuż po porodzie dziecko było zabierane i umieszczane z innymi noworodkami w specjalnej sali, gdzie leżało krepowane pieluchą i donoszone mamie tylko na karmienia. Stopniowo wywalczyliśmy wprowadzenie systemu rooming in (łóżeczko dziecka obok łóżka mamy) a także zasadę, która w końcu weszła nawet do ministerialnego rozporządzeniua: "bezpośrednio po urodzeniu należy umożliwić dziecku nieprzerwany kontakt z matką »skóra do skóry«, trwający dwie godziny po porodzie".
Dr Cezary Żechowski psychiatra dzieci i młodzieży, psychoterapeuta, wymienia dla "Gazety Wyborczej" długofalowe konsekwencje braku kontaktu niemowlęcia z rodzicem:
"Kontakt cielesny, za którym idzie bliskość psychiczna, wpływa na wzrost poziomu oksytocyny, czyli hormonu przywiązania. Brak kontaktu wywołuje u dziecka wielki stres. A jak udowodniono naukowo, pod wpływem stresu szlaki neuronalne mogą tracić neuroplastyczność i mózg może gorzej się rozwijać. Dzieci, które mają za sobą separację, mogą być bardziej agresywne, depresyjne, lękowe i trudniej nawiązywać kontakty. To może wymagać bardzo wiele pracy i wysiłku ze strony rodziców, aby przywrócić harmonijny rozwój dziecka".
Austriacki psychiatra René Spitz, latach 40. XX wieku dowiódł, że odizolowanie małego dziecka od matki może prowadzić do autoagresji, apatii, powtarzalnych mechanicznych czynności, prowadzić do braku umiejętności nawiązywania głębszych więzi.
Ilu rodziców jest dziś oddzielonych od dzieci? "Tego nie wie nikt. Przychodzi do nas bardzo dużo maili dotyczących Matki Polki, ale dostajemy też zgłoszenia z innych miast, gdzie rodzice mają ograniczony dostęp do dzieci albo nie ma go w ogóle" - mówi Pietrusiewicz.
Ale są placówki, które sobie z tym radzą". Anna T. wymienia Szpital im. Księżnej Mazowieckiej w Warszawie, gdzie co drugi dzień są odwiedziny, w Instytucie Matki i Dziecka codziennie, a Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie matkom udostępnia też łóżka, żeby mogły spać w szpitalu.
Fundacja Rodzić po Ludzku pierwszy apel do ministerstwa w sprawie kontaktu rodziców z wcześniakami wystosowała jeszcze w marcu 2020. Ministerstwo odesłało do wytycznych ekspertów, którzy określili warunki obecności rodziców przy noworodkach i zaznaczyło, że "ostateczne decyzje w zakresie umożliwienia kontaktów rodziców z hospitalizowanym noworodkiem należą do kierującego podmiotem leczniczym, który jest w stanie ocenić ryzyko zakażenia koronawirusem".
Na maila od pani Anny T. krajowa konsultantka w dziedzinie neonatologii, prof. dr hab. Ewa Helwich, odpowiedziała, że całkowity zakaz odwiedzin w oddziałach patologii i intensywnej terapii noworodka został zniesiony na początku czerwca.
"Od tego czasu dyrektorom szpitali rekomendowaliśmy możliwość odwiedzin jednego z rodziców wg. przygotowanego w oddziale grafiku godzinowego pod nadzorem personelu i pod warunkiem stosowania się do zaleceń dotyczących odzieży ochronnej i dezynfekcji rąk".
Przeciwko nieuzasadnionemu oddzielaniu matek od nowo narodzonych dzieci zaprotestował też Rzecznik Praw Pacjenta, grożąc szpitalom karą pieniężna do wysokości 500 tys. zł.
Pietrusiewicz uważa, że rząd w tej i wielu innych kwestiach prowadzi politykę czystych rąk.
"Urzędnik coś napisze i koniec. Tym czy zapisy wprowadzono w życie, nikt się już nie zajmuje. A kto ma się domagać egzekwowania tych decyzji? Przerażeni ojcowie? Wykończone matki? Mają zatrudniać prawników, kłócić się z dyrekcją, kiedy ich dziecko walczy o życie?".
Matki, których dzieci leżą w Szpitalu Matki Polki w Łodzi, zapowiedziały, że 2 października o godzinie 10:00 będą protestować pod wejściem do szpitala.
Dzień przed protestem dyrektor Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki wydał i opublikował na facebooku nowe polecenie służbowe. Kierownik Kliniki będzie teraz wydawał zgody na maksymalnie godzinne widzenie nie częściej niż raz na 10 dni. "To pierwszy krok, za którym miejmy nadzieję, będą możliwe kolejne, ale w pierwszej kolejności musimy monitorować aktualną sytuację epidemiczną i bezwzględnie nie narażać naszych kochanych dzieci" - pisze Instytut.
"To skandal - komentuje Pietrusiewicz - To nie jest żadna odpowiedź na nasze postulaty, rodzice muszą mieć prawo zajmować się dziećmi, a nie widywać je kilka razy w miesiącu".
"To pierwszy krok, a i tak szpital pisze »w przypadku szczególnego uzasadnienia medycznego«. Czyli prawdopodobnie nadal mamy nie będą wpuszczane do dzieci " - martwi się Anna. Nie mamy szans na zbudowanie prawdziwej więzi".
Dla wszystkich mam nowe widzenia, to za mało. Dla niektórych, za późno.
"Kiedy zaczęłyśmy organizować protest była z nami mama, która w ciągu 7 miesięcy widziała dziecko dwa razy przez pół godziny. Niestety umarło, zanim udało nam się wywalczyć widzenia" - mówi OKO.press Anna T, jedna z organizatorek protestu.
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).
Komentarze