Rząd nadal chce od samorządu pomocy w sprzedaży węgla. Lokalne władze wskazują na przeszkody - prawne i praktyczne. Za to zbierają krytykę od polityków PiS. Ci chwalą prezydenta Otwocka, który już sprzedaje węgiel na miejskim placu. Jest za co?
Według wicepremiera i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina to samorządy powinny przejąć odpowiedzialność za ogrzanie zużywających węgiel gospodarstw. Wielu przedstawicieli lokalnych władz się do tego nie pali. Wskazują na brak mocy przerobowych i możliwości prawnych, by zacząć sprzedawać węgiel mieszkańcom. To nie przekonuje ministra Sasina. Wicepremier pokazuje tych, którzy nie zważając na przeciwności postanowili pomóc mieszkańcom - na przykład wywodzącego się z PiS-u prezydenta mazowieckiego Otwocka, który już sprowadził węgiel na miejski plac. Nic jednak nie wskazuje na to, by w innych miejscach szykowała się powtórka z "otwockiego cudu".
Sasin o swoim planie mówił w mazowieckim mieście w zeszłym tygodniu. Samorządy według niego mogłyby skupować węgiel z importu od PGE, a potem wprowadzać go na rynek z limitem dwóch ton na gospodarstwo domowe. Rządzący chwalili otwockie władze, które zorganizowały swój skład opału w ciągu zaledwie 48 godzin. Według oficjalnej miejskiej strony surowiec można jeszcze kupić - warunkiem jest jedynie przedstawienie wpisu do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków z deklaracją ogrzewania domu węglem.
Nie udało nam się dowiedzieć, czy węgiel jeszcze jest dostępny. Mimo wielu prób nie zdołaliśmy się dodzwonić do miejskiego składu węgla - podany na stronie urzędu miasta numer milczy. Milczą również władze miasta, które nie odpowiedziały nam na nasze pytania. Według rzeczniczki urzędu prezydent Jarosław Margielski nie ma czasu na rozmowę telefoniczną, a wysłany przez nas mail również pozostał bez reakcji.
A otwocki sukces w sprzedaży "samorządowego węgla" budzi wątpliwości. Przede wszystkim interesowały nas podstawy prawne prowadzenia takiej działalności przez władze miasta. Nie wiemy na przykład, czy zaangażowane w sprzedaż miejskie spółki miały możliwość sprzedaży surowca mieszkańcom. Prezydent Margielski w TVN24 mówił jednak, że sprowadzenie i sprzedanie węgla nie jest "zadaniem z fizyki kwantowej" - wystarczy przecież wysłać transport (Otwock sam zlecił przywiezienie węgla z Gdańska), zorganizować plac i kupić kasę fiskalną.
Nie otrzymaliśmy też informacji o ilości wprowadzonego na rynek węgla, którego cena nie ucieszy mieszkańców. Towar można odebrać za niemal 3 tys. złotych za tonę. Zbliżone stawki za importowany węgiel stosują prywatni przedsiębiorcy. Mimo to surowiec z miejskiego placu miał zniknąć błyskawicznie. Sprzedaż ruszyła w poniedziałek 3 października, a przez pierwsze pięć dni mieszkańcy odebrali 60 ton węgla. Liczba ta może robić wrażenie, jednak oznacza to, że węgiel z miejskiego składu kupiło 30 osób - zakładając utrzymanie limitu dwóch ton na nabywcę. Według Margielskiego paliwami stałymi opala się 5 tys. kotłów.
Margielski na antenie TVN24 zarzekał się, że nie chce mieszać się do ogólnokrajowej polityki. Niestety nie udało się - Otwock na kilka dni zagościł w mediach za sprawą wypowiedzi członków obozu rządzącego. Postawę lokalnych władz stawiali oni za wzór do naśladowania między innymi w twitterowych kłótniach z opozycyjnymi przedstawicielami lokalnych władz. Sceptyczny wobec propozycji Sasina był między innymi Rafał Trzaskowski.
Prezydent Warszawy zapowiedział, że przez brak możliwości prawnych i organizacyjnych nie może sprzedać węgla mieszkańcom swojego miasta. "Nie musi Pan korzystać ze wsparcia spółek energetycznych. Nie ma przymusu. Inne samorządy już pomagają w dystrybucji węgla. Zamiast tracić czas na wojenkę z rządem niech Pan się weźmie w końcu do roboty!" - odpierał wskazując na otwocki przykład Sasin.
Na opozycji słychać też było o możliwym planie rządu, który powierzając samorządom zadanie sprzedaży węgla mógłby zrzucić na lokalne władze odpowiedzialność za jego brak i wysokie ceny. Nie ma o tym mowy - przekonywał wicemarszałek sejmu Ryszard Terlecki. "Natomiast samorządy muszą wziąć udział w dystrybucji, nie mogą uchylać się od swoich obowiązków" - kontynuował polityk Prawa i Sprawiedliwości. - "Jeżeli prezydent, wójt czy burmistrz odmówi dostarczenia węgla mieszkańcom, to państwo sobie z tym poradzi. Gdyby taka sytuacja jednak miała miejsce, to powinno mieć to poważne konsekwencje w stosunku do tych właśnie osób, które w warunkach kryzysu występują przeciwko własnemu państwu" - zapowiadał Terlecki.
Samorządy odpowiadają jednak, że nic o takim obowiązku nie słyszały, dlatego nie spodziewają się surowego traktowania za jego niedotrzymanie. Sprzedaż węgla nie wchodzi przecież w spis zadań własnych gminy. Ustawa przewiduje udział lokalnej władzy w zapewnieniu "zaopatrzenia w energię elektryczną i cieplną." Do tej pory zapis ten realizowany był jednak głównie dzięki utrzymywaniu ciepłowni działających w niektórych gminach - w końcu chodzi o dostarczenie samej energii, nie jego nośnika, jakim jest węgiel. A uruchomienie jego sprzedaży w obecnych warunkach prawnych nie jest wcale proste - przekonuje w rozmowie z OKO.press Marek Wójcik, pełnomocnik Związku Miast Polskich do spraw legislacyjnych.
"Spółki komunalne w niektórych przypadkach mogą sprzedawać węgiel. Do tej pory była to kwestia kilkunastu przykładów w skali kraju. Te spółki były zarejestrowane jako podmioty, które sprzedają węgiel. Rejestracja takiej działalności obejmuje kilkanaście czynności, nie jest niczym prostym i może trwać miesiące" - przekonuje Wójcik.
A więc mimo trudności samorządy teoretycznie mogą pomóc w sprzedaży węgla. Dlaczego się do tego nie garną?
"Bo od kilku tygodni rządzący chcą nas przekonać, żebyśmy handlowali węglem w sposób, z którym nigdy nie mieliśmy do czynienia" - odpowiada ekspert Związku Miast Polskich.
"W tej propozycji nie ma żadnych ograniczeń co do tego, jaką formę organizacyjno-prawną ma mieć sprzedawca węgla. Może to być biblioteka, instytucja kultury, szkoła. Takie podmioty nie mają prawa prowadzić działalności gospodarczej. Proszę sobie wyobrazić małą gminę z urzędem i jednym zespołem szkół. Można sobie wyobrazić, że węgiel będzie sprzedawał tam dyrektor szkoły, węgiel będzie na boisku szkolnym, dyrektor będzie musiał kupić wagę, pewnie do ważenia płodów rolnych i sprzeda ten węgiel na worki albo na kosze. Nauczyciele będą mieli nocne dyżury, żeby pilnować tego towaru. Docieramy do granic absurdu."
Właśnie przed takim scenariuszem ostrzegaliśmy w OKO.press w zeszłym tygodniu. Według Związku Gmin Wiejskich połowa gmin nie ma swoich spółek komunalnych. Zdaniem prezydenta Margielskiego w takiej sytuacji mogą podpisywać umowy z urzędami większych miast. Nawet w takim scenariuszu trudno będzie pokryć całą Polskę gęstą siecią samorządowej dystrybucji.
Problem ma na przykład małopolska gmina Rytro. "Na tę chwilę jesteśmy zablokowani" - powiedział portalowi Sądeczanin wójt Jan Kotarba. - "Nie mamy spółki, która mogłaby taki węgiel zakupić, bo samorządy, jak wszyscy wiemy, prowadzić działalności gospodarczej nie mogą. Ale jeżeli tylko zmienią się przepisy prawa, to my na pewno jako Rytro przystąpimy do takiej formy pomocy mieszkańcom".
"Przepisy są jednoznaczne" - potwierdza Wójcik. - "Wójt, burmistrz czy prezydent nie może samodzielnie prowadzić działalności gospodarczej. Mamy przecież przykłady problemów z tym, że wójt był np. członkiem ochotniczej straży pożarnej, z czego nie zrezygnował przed początkiem kadencji. OSP czerpie dochody z udostępniania sali na wesela, czyli prowadzi działalność gospodarczą i to był przyczynek do odwołania wójta z mocy prawa".
W stosunku do kupna i odsprzedaży węgla trzeba będzie też zawiesić prawo o zamówieniach publicznych. Jego zapisy znacznie ograniczają możliwości zakupów od dowolnie wybranych przez lokalne władze podmiotów - w niektórych przypadkach potrzebne są na przykład przetargi.
"Nie można więc na przykład dowolnie wybrać, który przedsiębiorca będzie nam woził węgiel" - zaznacza Wójcik.
Przedstawiciel Związku Miast Polskich twierdzi jednak, że samorządy wcale nie chcą uchylać się od - jak to ujął wicemarszałek Terlecki - obowiązku pomocy państwu. Oczekuje jednak większego zaangażowania od jego organów. "Może być tak, że Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych zapewni dobrej jakości węgiel, lokalne władze zbiorą zapotrzebowanie od mieszkańców, a lokalny przedsiębiorca z dobrą bazą zajmie się jego dostarczeniem. Samorządowcy nie są zupełnie potrzebni przy tym ostatnim kroku" - argumentuje Wójcik. Jak dodaje, urzędy gmin nie powinny robić konkurencji przedsiębiorcom od lat działającym na rynku.
Sceptyczni wobec propozycji Jacka Sasina są nie tylko samorządowcy. Pokazuje to sondaż zlecony przez radio RMF FM i "Dziennik Gazetę Prawną", którego wyniki poznaliśmy we wtorek. Ankietowani zapytani o to, kto powinien zajmować się sprzedażą węgla najrzadziej wskazywali na samorządy. Najwięcej respondentów wskazywało na prywatne firmy (44,5 proc. przepytanych). Nieco mniej wskazywało spółki skarbu państwa (41,7 proc.) oraz Rządową Agencję Rezerw Strategicznych (31,8 proc).
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze